Lech napisał(a):
lucyna napisał(a):
Nie zgadzam się. Do koziego rogu mi daleko chociaż muszę przyznać się, że daleko mi do akceptacji zachowań niektórych przewodników i ludzi, którzy sądzą iż każda osoba skrzykująca kolegów na wyprawę jest od razu przewodnikiem.
Jeżeli ci, których prowadzisz nazwą Ciebie przewodnikiem, to przecież jest to zupełnie normalne. Przewodnikiem stajesz się nie z chwilą otrzymania papierów z Urzędu Marszałkowskiego, a kiedy grupa powierzy Tobie prowadzenie wycieczki albo kiedy przekazujesz tej grupie informacje o danym terenie. Nie rozumiem skąd ten upór. Nie wymusisz na ludziach, żeby stosowali się do zapisów ustaw tworzonych pod dyktando grupy lobbystów chorych na punkcie własnej ważności.
lucyna napisał(a):
Podałeś dobry przykład. Jesteś kierowcą, masz prawo jazdy ale czy to oznacza iż możesz podjąć pracę w firmie transportowej?
Ale co ma piernik do wiatraka? Ten kierowca i tamten też kierowca. A co do posługiwania się przewodnickiego lobby idiotyczną argumentacją, polegającą na porównywaniu kierowania pojazdem silnikowym do oprowadzania wycieczki (też jest ciekawy przypadek psychomanipulacji), to z wyjaśnieniem tego przykładu rażącej głupoty można zapoznać się na stronach
www.wolneprzewodnictwo.blog.pl Cytuj:
Wśród licznych zdawkowych argumentów przeciw uwolnieniu przewodnictwa, chyba statystycznie najpospolitszy jest ten "z prawem jazdy": jak to! Grupy turystów nie wolno oprowadzać bez licencji, podobnie jak nie wolno jeździć bez prawka. Czy wsiadłbyś do autokaru prowadzonego przez kierowcę bez uprawnień? Itp.
Nad tym przypadkiem głupoty, a raczej naiwnej niewiedzy warto się pochylić i wyjaśnić: Zasady kodeksu drogowego są w swoim trzonie niezmienne od dziesiątek lat i muszą je przestrzegać wszyscy, aby się nawzajem nie pozabijać na drogach. Nie ma natomiast czegoś takiego jak jedne i niezmienne zasady oprowadzania wycieczek, zabawiania turystów, organizowania im czasu. Równie dobrze można oprowadzać rzeczowo informując o historii, jak rozśmieszać gadając głupoty w przebraniu klauna. Jeśli turyści gotowi są za to zapłacić - nikt nie ma prawa zabronić, bo turystyka to nie część edukacji a chodzenie z ludźmi po ulicach czy nawijanie do nich w autokarze nie wymaga żadnego "prawa jazdy". Jedyny wyjątek to miejsca bardzo tłumnie odwiedzane, o szczególnej ochronie, gdzie limitowanie ruchu i kierowanie nim ma uzasadnienie. Dlatego właśnie prawo europejskie wymienia "muzea i pomniki historyczne" jako jedyne miejsca, gdzie lokalna administracja ma prawo żądać opieki miejscowego przewodnika. W żadnym wypadku publiczne place, ulice, czy ogólnie dostępne szlaki w górach. Próby rozciągania tego prawa m.in. na całe centra miast we Włoszech były przez sąd w Strassburgu jednoznacznie ucinane.
Realia współczesnego przemysłu turystycznego są wręcz zaprzeczeniem jakiejkolwiek stałości czy stabilizacji. To taka sama część leisure business jak hobby czy rozrywka. Błyskawicznie pojawiają się i znikają mody i trendy, jednego roku modna jest np. turystyka rowerowa, potem znów nordic walking czy chodzenie na rakietach śnieżnych. Przedsiębiorstwa turystyczne muszą na to reagować błyskawicznie, z sezonu na sezon modyfikując oferty i szkoląc kadrę. Sytuacja jaką mamy dziś w Polsce - że jakiś stary działacz wyuczony w latach 70-tych przynudza na wielomiesięcznych wykładach, i jedynie ukończenie takiego kursu daje formalne prawo zajmowania się turystami - zakrawa na kpinę!
całość =>
http://wolneprzewodnictwo.blog.pl/archi ... d=12316210
1. Nie nazwą mnie przewodnikiem, jeżeli nawet tak zrobią to ją się zrewanżuję nazywając ich leśnikiem, botanikiem, mrg jakimś tam. Równie zabrzmi to idiotycznie jak nazwanie mnie przewodnikiem.
Lechu z cąłym szacunkiem należnym Ci z racji doświadczenia górskiego i wieku to Ty masz problem z "własną ważnością", a nie większość przewodników.
2. I co? Ten kierowca i tamten kierowca i co z tego wynika? Każdy może prowadzić autobus?
3. Co do praw panujących na rynku turystycznym. Przewodników wyszkolonych w latach 70-tych wywiał z rynku bieszczadzkiego wiatr historii. Nie sprostali konkurencji. Teraz jesteśmy my młode wilki, dobrze wyszkoleni profesonaliści specjalizujący się w określonych dziedzinach. Non stop szkolący się, podnoszący swoje kwalifikacje, tworzący grupy wzajemnego wsparcia, nastawieni na współpracę i dobra zabawę, przeważnie przedsiębiorcy turystyczni nie walczący ze sobą ale uzupełniajcy się czyli klaster stowarzyszenie grupy przedsiębiorców sektora turystycznego, gdzie razem pracują ze sobą właściciele obiektów, obsługa ruchu turystycznego, marketing i reklama, firmy konsultingowe. Takich grup na rynku jest kilka. I określając się młodymi wilkami nie mam na myśli wieku ale pewien sposób patrzenia na rzeczywistość. Oczywiście, bywa, że w ramach klastra między sobą konkurujemy ale przez cały czas na uwadze mamy dobro regionu. Staramy się kreować rynek, a nie unosić się z prądem mody.