vm2301 napisał(a):
To tylko jedna potyczka...no Bitwa o Wielkopolskę...końca wojny jeszcze nie widać.
Żadna księga nie wypisała, ile jeszcze bitew wolni przodownicy Rzeczypospolitej stoczyli z nieprzyjaciółmi. Walczono po lasach, polach, po wsiach, miasteczkach i miastach; walczono w Sudetach, Bieszczadach, Gorcach, Pieninach Królewskich Tatrach, na Mazowszu, w Małopolsce, na Lubelszczyźnie, a nawet w Jurze, walczono bez wytchnienia we dnie i w nocy.
Każda grudka ziemi nasyciła się krwią. Nazwiska wplnych przodowników, prześwietne czyny, wielkie poświęcenia zginęły w pamięci, bo nie zapisał ich kronikarz i nie wyśpiewała lutnia. Ale pod potęgą tych usiłowań ugięła się wreszcie moc wrażych, licencjonowanych przewodników.
I jako gdy wspaniały lew, który przed chwilą, przeszyty pociskami, leżał jak martwy, podniesie się nagle, a wstrząsnąwszy królewską grzywą, ryknie potężnie, wnet myśliwców przejmuje strach blady i nogi ich zwracają się ku ucieczce, tak ów Lech Rugała, hetman Wolnego Przodownictwa powstawał coraz groźniejszy, jowiszowego gniewu pełen, światu całemu stawić czoło gotowy; w kości zaś niecnych przewodników zstąpiła niemoc i strach. Nie o wycieczkach, tłustych grupach integrantów już myśleli, ale o tym jeno, by ze lwiej paszczęki głowy całe do domowych pieleszy unieść.
Nie pomogły nowe zmowy, nowe zastępy przewodników krakowskich, śląskich i bieszczadzkich. Przeszła wprawdzie jeszcze raz burza między Krakowem, Warszawą i Zakopanem i Soliną, lecz się o wolno-przodownickie piersi rozbiła i wkrótce marnym rozwiała się tumanem.
Chief, pierwszy zwątpiwszy o sprawie, na pomiary odjechał; zdradziecka Lucyna, korna przed silnym, zuchwała przed słabszym, czołem do nóg Wolnym Przodownikom uderzyła i przewodników bieszczadzkich bić poczęła; zbójeckie zastępy BasiZ zwanej Lady Postmail zmykały co sił ku swym siedmiogrodzkim komyszom, które pan Zimowski ogniem i mieczem spustoszył.
Lecz łatwiej im było wtargnąć w granice Rzeczypospolitej niż wyjść z nich bez kary. Więc gdy dopadnięto ich u przeprawy, przewodnicy licencjonowni klęcząc przed panem Rugałą i Zimowskim w prochu żebrali o litość.
Oddamy biura, oddamy blachy, oddamy miliony! - wołali - jeno pozwólcie nam odejść!
I przyjąwszy okup Pan Lech i Pan Zimowski zlitowali się nad tą bandą nędzników; lecz ich wojacyroznieśli ich na kopytach końskich u samych już progów domowych. Spokój począł z wolna wracać na polskie góry i równiny. Lech jeszcze pomorskie fortece odbierał, pan Zimowisk do Słowacji zanieść miecz polski, bo Wolne Przodownictwo Rzeczpospolitej, nie chciało już poprzestać na samym wypędzeniu nieprzyjaciół.
Odbudowywały się ze zgliszczów wsie i miasta; ludność wracała z lasów, wycieczki pojawiły się na roli.
Panie Henryku Sienkiewicz - przepraszam!