Lechu,
Właściwe służby miały by opierać swoje działanie na tak ogólnych zapisach jak te w konstytucji? oznaczałoby to konieczność przeprowadzenia interpretacji istniejących ustaw, rozporządzeń, czy decyzji jednostek rządowych lub samorządowych. To nie ich zadanie.
Tym się zajmuje TK i to nie na wniosek strażników miejskich, a ewentualnie ich zwierzchników.
Dopóki nie ma wyroku o niekonstytucyjności zapisu maja obowiązek egzekwowania istniejącego prawa.
Co do przeprowadzanych kontroli, a raczej ich sposobu w takim Krakowie, jak to ostatnio głośno o tym jest moim zdaniem niewłaściwy, ale to kwestia odpowiedniego polecenia służbowego, a nie walki o konstytucyjne prawa.
Mam wrażenie, że nadużywasz haseł o konstytucyjnej wolności słowa.
gwarantuje on każdemu obywatelowi wypowiadać swoje zdanie, rozpowszechniać informacje itd.
Dobrze wiesz, że nie ma tu 100% dowolności, są pewne ograniczenia.
Gdyby "wolność słowa" rozumieć dosłownie, to za niekonstytucyjny należałoby uznać jeden z punktów umowy o pracę, ajką wielu z nas podpisuje. Mam na myśli punkt mówiący o ochronie tajemnicy służbowej.
Za niekonstytucyjny należałoby uznać również zakaz lżenia i wypowiadania bezpodstawnych oskarżeń...bo przecież wolno mi mówić, co chcę...
Czy powinno się licencjonować usługi przewodnickie? Moim zdaniem nie, ale uważam, że używasz niewłaściwego argumentu.
Co innego prawo do rozpowszechniania informacji o różnych miejscach jakimś ludziom, a co innego zarabianie na tym. Póki istnieje obowiązek posiadania licencji, dopóty działanie bez tego papierka w charakterze wynajętego przewodnika jest bezprawne i musi byc przez wlaściwe służby ścigane.
Należy zmienić prawo lub wyraźnie zmusić właściwe organy do odpowiedniego interpretowania tego przepisu, co zresztą ma miejsce, jak widać z cytowanego przez Ciebie pisma urzędu marszałkowskiego bodajże zmuszającego do usunięcia pewnego zapisu na jednej z przewodnickich stron internetowych.
To samo należy zrobić w odniesieniu do władzy zwierzchniej straży miejskiej.
Zgadzam się Z twoim zdaniem na temat licencjonowania tego zawodu w większości miejsc na tej planecie, ale używam jedynie nieco innych argumentów, nie jest to powód do podejrzewania mnie o bycie idiotą. Zresztą nawet wtedy, gdybym miał zupełnie odmienne zdanie...to tak w imię konstytucyjnego prawa do własnych przekonań mam prawo je mieć.
Mam nadzieję, że masz identyczne poglądy na każdy temat co Twoja żona, bo inaczej doszedłbyś do wniosku, że ożeniłeś sie z idiotką...
Macieju,
Trudno by było precyzyjnie określić poziom ryzyka i ewentualnych strat, które były by prawnie oczywiście określone jako wymagające ochrony państwa w formie nakazu uzyskania licencji, by móc dany zawód wykonywać.
W przypadku lekarzy jest to oczywiste, w grę wchodzi zdrowie i życie ludzkie.
U fryzjera ryzykujemy krzywa grzywkę i stratę kilkunastu złotych.
U przewodnika w najgorszym wypadku ryzykujemy wtłoczenie nam do głów bzdur i wyrzucenie w błoto do na ten przykład 300 złotych.
Ludzie różnie na to patrzą, jedni uważają, że powinno się zachować takie licencje, inni, że powinno się z nich zrezygnować...i trudno udowodnić, pokazać czarno na białym, że ktoś ma rację.
Osobiście uważam, że zadania przewodnika powinno się wykonywać bez konieczności zdobywania jakichś licencji, choć jestem zwolennikiem zachowania potwierdzenia posiadania pewnych umiejętności w pewnych specyficznych sytuacjach.
dam kilka przykładów.
Instruktor prawa jazdy powinien przejśc szkolenie pedagogiczne, by wiedzieć jak uczyć i czego nie robić. Ten kto miał okazję widzieć wrzeszczącego na kursanta dupka stojącego na środku skrzyżowania ten wie o czym mówię.
Jestem przekonany, że sam Macieju byś zapytał i żądał potwierdzenia umiejętności nie tylko pływania, ale również ratowania tonących od człowieka, która miałby sie podczas obozu żeglarskiego opiekowac Twoim dzieckiem.
Podobnie oczekiwalibyśmy potwierdzenia jakowegoś kwalifikacji człeka, który ma nas poprowadzić w bardzo trudnym terenie górskim.
Tak więc nie jestem zwolennikiem totalnego zniesienia obostrzeń w przypadku pracy przewodnika, gdy w grę wchodzą jakieś "ponad normatywne" zagrożenia, a szczególnie, gdy chodzi o organizowanie czasu dzieciom.
Nie chodzi mi o przełożenie tego porównania na przewodników koniecznie, a raczej pokazanie, że totalne zniesienie "uprawnień" w grę nie wchodzi.
Pozdrawiam:)