Zdecydowaliśmy że i my podsumujemy mijający rok. Bo warto. Odbyliśmy 30 wycieczek (Tatry licząc jako jedną wycieczkę dużego kalibru), zdeptaliśmy 33 nowe munrosy, zaczęliśmy interesować się scramblingiem, zaliczyliśmy dwa wycofy, z których jeden był mądry, nauczyliśmy się ignorować nieciekawe warunki i łazić niezależnie od pogody.
A wyglądało to tak:
1. Luty - Walentynki na Shiechallionie. Pierwsze użycie raków i elegancka dupa pogodowa.
2. Luty - Cruach Ardrain i Beinn Tulaichean. Nic szczególnego, ale kolejne munro-piórko do kapelusza.
3. Marzec - Ben Lawers w śniegu po kolana, z koleżanką z Polski. Chcieliśmy jej pokazać piękno highlandzkiego krajobrazu, ale pogoda znów pokazała nam środkowy palec.
4. Marzec - Stob Ban i Mullach nan Coirean, czyli jedna z najsympatyczniejszych wycieczek, jakie się nam kiedykolwiek przydarzyły.
Głupawka była pełna
5. Marzec - dwumunrosowy Beinn a'Bheithir. Całą bandą, z której znaliśmy tylko jednego kolegę. Trzy osoby wykruszyły się zaraz na
początku, jak tylko zaczął się scrambling. Reszta ekipy, która góry lubi, została wynagrodzona przepięknymi widokami.
6. Kwiecień - Creise i Meall a'Bhuiridh. Chcieli mnie wmanewrować w jakiś cholerny wuj wie na ile wyceniony boulder i po raz pierwszy
pokazałam na co mnie stać

Na szczęście udało mi się znaleźć obejście dla normalnych ludzi.
7. Kwiecień - Wielki Piątek uczciliśmy przejściem granią Beinn Fhady oraz zrobieniem dwumunrosowego Buachaille Etive Beag. Po raz pierwszy przemokły mi buty. A Mazio do dziś wspomina jak trzy razy musiał przechodzić jeden strumień - raz sam, drugi raz po mnie, bo uparłam się że tylko za rękę, trzeci raz ze mną. Ten strumień normalnie można przejść prawie suchą nogą, ale wiosna jest bardzo słabym okresem na łażenie po Highlandach.
8. Kwiecień - Garbh Bheinn, nie munro, ale bardzo fajna góra. Chcieliśmy przejść Pinnacle Ridge ale jak ostatnie pierdoły zaczęliśmy od złej strony i skończyło się na zabawie w scrambling (zabawie, bo obok było mnóstwo łatwego terenu).
9. Kwiecień - wejście na munrosa którego już mieliśmy zrobionego granią - Curved Ridge. Z przewodnikiem, żeby się czegoś dowiedzieć o asekuracji. Lina w większości miejsc była zbędna, choć bodaj w trzech bardzo ale to bardzo się cieszyłam że jestem związana.
10. Maj - z pomocą kolegi z Dundee po raz pierwszy ogarniamy wschodnie Grampiany, w lajtowej wycieczce na Mayar i Driesh.
11. Maj - kolejne buszowanie po tym rejonie, tak lajtowym, a jednak fascynującym swoją arktyczną surowością i odmiennością od zachodniego wybrzeża. Padają Creag Leacach i Glas Maol.
12. Maj - wycieczka tak blisko domu że już bliżej się nie dało. Bardzo chcieliśmy zobaczyć nasz rejon z czubka jakiegoś munrosa. Oczywiście bóg pogody wypiął się na nas i nad Highlandami było czysto, a nad naszymi stronami dupówa. Zdeptano Ben Vorlicha oraz Stuc a'Chroina.
13. Czerwiec - ponownie Garbh Bheinn, wreszcie przechodzimy tę nieszczęsną Pinnacle Ridge. Kolega spada nam z około 5 metrów i skręca
kostkę.
14. Czerwiec - lajtowy spacer na urokliwego Meall nan Tarmachan, Mazio zostaje owczym bohaterem wybawiając owieczkę z poważnej opresji.
15. Czerwiec - Dzień Szaraka: dwa munrosy jednego z najbardziej spektakularnych masywów Szkocji, Liathach. Scramblingowa klasyka i nasze marzenie. Było pięknie.
16. Czerwiec - pierwsza wyprawa w Cairngormsy. Krótki ale konkretny scrambling przez Fiacaill Ridge na munrosa Cairn Gorm. Po raz pierwszy zetknęłam się z cairngormską piździawą.
17. Czerwiec - Mazio robi Tower Ridge na Ben Nevisa. Trasa na granicy scramblingu i wspinaczki. Tak se wziął i załoił.
18. Lipiec - robimy drugiego munro po Ben Nevisie, Ben Macdui. Po takim naleśniku to jeszcze nie łaziła żem
19. Lipiec - munro Sgurr Eilde Mor, niespecjalnie spektakularny ale po wyjątkowo płodnym czerwcu byliśmy trochę wykończeni.
20. Lipiec - dwa fajne pagóry w Nevis Range, Aonach Beag i Aonach Mor. Nasz kumpel od skręconej kostki był już zdolny się z nami wybrać.
Ostatnia wycieczka przed Tatrami, których bliskość w czasie tak na nas podziałała, że w północnym profilu Ben Nevisa dopatrywaliśmy się
podobieństwa do Świnicy
21. Sierpień - Tatry. Poznanie 7 forumowiczów, odbycie następujących wycieczek: Kościelec, OP, wycof z grani Lodowego, Baranie Rogi (z
chłopakami), Czerwona Ławka, Łomnica (wiadomo), Mnich (to Mazio z pomocą Kilera i Golana), grań od Wrót Chałubińskiego po Miedziane.
Niezapomniany wyjazd (oraz niezapomniane warunki sanitarne w Terince)
22. Wrzesień - po raz kolejny Cairngormsy, w opatrunkowej chuście na głowie zdobywam z Maziem i Marcinem Angel's Peaka i Braeriacha.
23. Październik, dokańczamy trasę uzupełniając ją o Cairn Toula oraz Penisa Diabła.
24. Październik, kompletujemy rejon Glencoe wbijając się na Sgorr an-Ulaidh. Wiatr jest taki że rzuca nawet Maziem. Co robi ze mną możecie sobie wyobrazić.
25. Październik. Wrzosing wyprowadzający na munro Meall na Teanga, który wolę wymazać z pamięci. Pamiętać za to chcę fantastyczne widoki.
26. Październik - w klimatach jak z Mordoru ogarniamy najwyższy szczyt Anglii, Scafell Pike. Jest mokro, ślisko, zimno i zajebiście.
27. Listopad i klasyczna już Wycieczka Bez Plecaka. Odjęło mi trochę punktów od charyzmy, ale pomimo zdeptania tego samego munrosa po raz kolejny, bawiłam się świetnie.
28. Listopad, Ben Vorlich, bez fajerwerków ale wreszcie śnieg i piękna pogoda.
29. Grudzień, Ben Lui. Hej ho keczapy w dłoń. Miazga, szkoda tylko że nie daliśmy rady zrobić więcej w tym miesiącu, bo raczyłam się rozchorować.
Trzydziesta wycieczka miała miejsce jakoś wczesną wiosną i skurczysyńska góra Ben Cruachan pokonała nas po raz trzeci, w takich warunkach ze nie było jak dokumentować. Wydymiemy łachudrę w 2010.
To był piękny rok i jedynym moim postanowieniem noworocznym jest pobicie zaliczonej w 2009 ilości munrosow. Damy czadu
