Moja pierwsza poważna wyprawa... . Był to rok 2002. Jakoś wtedy nie wyobrażałam sobie samotnego wypadu w góry, więc szukałam ofert turystycznych. Znalazłam w biurze podróży Itaka. Wycieczka zwała się Nie Tylko dla Orłów, więc pomyslałam, że i ja mogę jechać. Oczywiście musiałam zrobić zakupy: buty, plecak, kurtka. No i wreszcie siedziałam w autobusie, słuchając opowieści naszego pilota na temat wycieczki. Troszkę wszystko barwnie przedstawił, ale już nie mogłam się doczekać. Po blisko 24 godzinnej jeździe dotarliśmy do Calalzo di Cadore. Tego dnia był czas na odpoczynek, pokaz slajdów, spotkanie z naszymi włoskimi przewodnikami. Na drugi dzień pobudka o 7 i o 8 rano na szlak. Nie pamiętam już nazw wszystkich szlaków, ale ten pierwszy dzień opiszę, bo znalazłam katalog. No i zdjęcia z opisami miejsc. Więc najpierw był wjazd wyciągiem krzesełkowym do schroniska Scoiatolli. Następnie szlakiem weszliśmy na wysokość 2.575 m n.p.m. I tego odcinka nie zapomnę. Otóż chciałam iść szybko i po paru minutach zaczęło mi się w głowie kręcić i czułam, że nie dam rady. Pomyślałam sobie, o matko, co ja tutaj robię, ja się nie nadaję. Ale odpoczęłam chwilę, wypiłam wody i dalej szłam już spokojnie. Po prostu musiałam znaleźć swoje tempo. Koło kolejnego schroniska była chwila odpoczynku i dalej na szlak. Szlak wiódł wokół szczytu Averau do przełęczy Falzarego. Widoki niezapomniane. Podziwiałam i chłonęłam to piękno, które mnie otaczało. Już wiedziałam, ze to jest sposób odpoczynku dla mnie. Góry, góry i jeszcze raz góry. Wędrówki górskie, a nie zwiedzanie miasta z autokaru.
Każdy dzień był inny. Codziennie inny szlak, codziennie inna pogada

Raz deszcz, raz burza, raz słońce, raz mgła. Gdy szliśmy szlakiem do schroniska Antelao deszcz lał jak z cebra i grzmiało. W schronisku rozpalili nam kominek i zaczęło się wielkie suszenie

począwszy od butów, a skończywszy na kamerze video

Tak więc schronisko Antelao zostało przemianowane na .... Ale Lało

Właśnie podczas tej wycieczki zaczęłam poznawać góry: ich piękno, ale tez ich grozę. Nie zapomnę mojego panicznego lęku, jak błyskało się mi przed oczami. Przewodnik pocieszał mnie, mówiac, że miejsce w jakim jesteśmy jest bezpieczne, bo jesteśmy w dolinie. Każdego dnia zawsze dzwonił do centrum meteorologii i pytał się o pogodę, czasami przez to trasa ulegała zmianie. Wtedy też po raz pierwszy zapoznalam się z łańcuchami

Bardzo miło wspominam tę wyprawę. Kolejne lata to już moje samotne wypady do Szczawnicy i rok temu z koleżanką do Zakopanego. W tym roku też chcę w góry i być moze będzie to Zakopane.