Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest N cze 16, 2024 8:37 am

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 107 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4  Następna strona
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostNapisane: Śr wrz 26, 2012 8:30 pm 
Nowy

Dołączył(a): N wrz 23, 2012 8:50 pm
Posty: 13
a wracając do tematu niewtajemniczonych w Tatry, czy możecie coś polecić z wycieczek nie za długich-dla dużych dzieci:), bo potem maluszkami też trzeba się zająć, będziemy w Białym Dunajcu więc za blisko to nie jest. Niekoniecznie wersję asfaltową do morskiego oka :o


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr wrz 26, 2012 9:01 pm 
Stracony

Dołączył(a): Pn paź 17, 2005 5:35 pm
Posty: 7568
Lokalizacja: z lasu
Bańdzioch biegnij do łóżka, jutro się pobawisz w dorosłego :)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr wrz 26, 2012 9:10 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn mar 05, 2007 8:49 pm
Posty: 6331
Lokalizacja: Kraków
Kaytek
jak się z Bańdziochem nie zgadzasz, to z nim podyskutuj, a nie przypierdalaj się do jego wieku. To, że młody nie znaczy wcale, że głupi.
Może i nie powinien się wypowiadać na temat wychowywania dzieci mając 15 lat, ale Twoje przytyki odnośnie wieku są dosyć prostackie.
Daj chłopakowi spokój.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr wrz 26, 2012 9:13 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr lip 23, 2008 8:51 am
Posty: 3860
Lokalizacja: Bathgate/Wawa
Ja dostawałam w dupę na masę i nic dobrego ze mnie nie wyrosło :mrgreen:
A i doraźnie grzeczniejsza też nie byłam :lol:
A ty się Bandziochu nie obrażaj, ciesz się że taki młody jesteś :D

_________________
[https://wordpress.com/view/3000stop.home.blog]239, zostało 43[/url]


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz wrz 27, 2012 8:05 am 
Stracony

Dołączył(a): Pn paź 17, 2005 5:35 pm
Posty: 7568
Lokalizacja: z lasu
Rohu napisał(a):
jak się z Bańdziochem nie zgadzasz, to z nim podyskutu

Rohu
Z dzieciakiem nie będę dyskutował o wychowaniu dzieci, zwłaszcza, że sam zdanie na ten temat zmieniłem, od kiedy mam własne.
Rohu napisał(a):
Może i nie powinien się wypowiadać na temat wychowywania dzieci mając 15 lat

To niech to zrozumie jak jest taki niegłupi i nie brnie dalej. Ty to widzisz - on nie.

Ja tam znam wielu co to ich tatusiowie bili i co skończyli w pierdlu. A jeden to nawet się powiesił, więc jego argumenty nie są dla mnie argumentami płynącymi z "mądrości".

A jak ktoś faktycznie pojedzie po chłopaku to sam pierwszy stanę w jego obronie - więc przede mną go bronić nie musisz.

Przeczytaj jeszcze raz te farmazony:

Bańdzioch napisał(a):
Dlatego przekonanie, że nie wolno bić dzieci uważam za idiotyczne...


Bańdzioch napisał(a):
A teraz jak się z dzieckiem ,,rozmawia'' to ono jest rozwydrzone, i rozpuszczone


Bańdzioch napisał(a):
Przecież on będzie swoje dzieci wychowywał tak samo! I tutaj koło się zamyka. Ludzie schodzą na psy... Nie ubliżając psom


Bańdzioch napisał(a):
Mam sąsiadów, którzy popuszczali dziecku jak było małe, a teraz żebra na dworcu...


Bańdzioch napisał(a):
klaps wychowawczy jest dziecku bardziej potrzebny niż 100 spotkan z psychologiem.


Bańdzioch napisał(a):
Czym nasiąknie za młodu, takie będzie w dorosłośc

A "dzieci i ryby głosu nie mają" - równie mądre... :evil:

Takie teksty zapodawali właśnie najeba.ni tatusiowie moich kolegów i jeszcze dodawali "jak się baby nie bije to jej wątroba gnije". Po czym taki synek przez tydzień miał zwolnienie z WF.


Ostatnio edytowano Cz wrz 27, 2012 8:12 am przez Kaytek, łącznie edytowano 1 raz

Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz wrz 27, 2012 8:10 am 
Stracony

Dołączył(a): Pn sie 30, 2010 6:19 pm
Posty: 3425
Lokalizacja: Elbląg/Gdańsk
Kaytek napisał(a):
Kto będąc dorosłym dostaje klapsy od taty???

No ja kiedyś widzaiłem taki film i tam jakaś dorosła dziewczyna dostawała klapsy od gościa, który chyba był jej tatą bo krzyczał do niej: "who's your daddy"... :roll:

Czyli widać, że i to się zdarza... :shock:

_________________
Zesraj się, a nie daj się...:)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz wrz 27, 2012 8:12 am 
Stracony

Dołączył(a): Pn paź 17, 2005 5:35 pm
Posty: 7568
Lokalizacja: z lasu
PrT napisał(a):
No ja kiedyś widzaiłem taki film

Ja też widziałem taki film z klapsami, ale nie było tłumaczenia i nie wiem, czy ta pani wyrosła na mądrą kobietę...
Może chociaż wątrobę miała zdrową... :roll:


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz wrz 27, 2012 11:24 am 
Swój

Dołączył(a): So lut 19, 2011 12:25 pm
Posty: 36
Lokalizacja: Miszkowice
lulka napisał(a):
a wracając do tematu niewtajemniczonych w Tatry, czy możecie coś polecić z wycieczek nie za długich-dla dużych dzieci:), bo potem maluszkami też trzeba się zająć, będziemy w Białym Dunajcu więc za blisko to nie jest. Niekoniecznie wersję asfaltową do morskiego oka :o

polecam Dolinę Strążyską :)

_________________
guroholicy.pl - ludzie uzależnieni od gór


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz wrz 27, 2012 2:21 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So wrz 01, 2012 7:46 pm
Posty: 347
Vespa ja się nie obrażam tylko tylko wkurza mnie jak ktoś się przywala do wieku... Ale to dobrze, teoretycznie będę dłużej żył :P Nie będę dłużej drążył tego tematu, ale wierz mi, że będąc codziennie w szkole chciał nie chciał mam kontakt z dziećmi. Ten, który co jakiś czas dostanie w domu pasem, to nawet jeśli jest niegrzeczny, to jednak ma wpojone inne wartości niż te bezkarne. Znam dzieciaka z 2-giej klasy, który kradnie ojcu fajki, a potem nimi handluje. :roll: Demoralizacja w szkołach sięga najwyższych poziomów, bo większość dzieciaków jest bezkarna.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz wrz 27, 2012 3:27 pm 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N cze 26, 2011 4:21 pm
Posty: 1379
Lokalizacja: Tarnów
Cytuj:
Demoralizacja w szkołach sięga najwyższych poziomów, bo większość dzieciaków jest bezkarna.

Jak najbardziej, tyle że kara to niekoniecznie bicie.
No i wychowanie oraz wpajanie wartości nie może opierać się wyłącznie na karceniu.

_________________
Nie zaglądam już na forum, kontakt tylko przez maila.


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz wrz 27, 2012 5:00 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn mar 05, 2007 8:49 pm
Posty: 6331
Lokalizacja: Kraków
Kaytek napisał(a):
Rohu
Z dzieciakiem nie będę dyskutował o wychowaniu dzieci, zwłaszcza, że sam zdanie na ten temat zmieniłem, od kiedy mam własne.

Mi tam Twoje słowa zabrzmiały jak pogarda do Bańdziocha ze względu na wiek i to mnie trochę ubodło.
Ale wyjaśniajcie to między sobą. Już się między wódkę a zakąskę nie będę wpierdalał.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz wrz 27, 2012 5:18 pm 
Stracony

Dołączył(a): N wrz 14, 2008 5:52 pm
Posty: 5846
Lokalizacja: Górny Śląsk
Jako doświadczona matka dorosłych dzieci mam takie zdanie:

Nie jestem święta, mimo, że jestem raczej cierpliwa to w momentach bardzo wielkiego motyla noga zdarzyło mi się dzieciom czasem przyłożyć, tym bardziej, że oni testowali moją cierpliwość.

Jeżeli ktoś niedoświadczony się zastrzega "nigdy nie uderzę dziecka" - to i tak nie uwierzę.
Młodszy dostał pierwszy raz solidnego klapa, w wieku lat 3, kiedy to przed przedszkolem wyrwał się Babci i sam pobiegł do domu przebiegając samodzielnie przez 3 ruchliwe ulice (jedną z nich jeździ tramwaj). Po złapaniu go przed bramą klapa dała mu święcie cierpliwa Babcia.

Najbardziej jednak mnie denerwowały ich ciągłe bójki i złośliwe przepychanki pomiędzy sobą i w trakcie rozdzielania czasem dochodziło do rękoczynów.

Ale zdecydowanie nie uważam bicia dzieci za jakąkolwiek metodę wychowawczą. Jeden klaps może mieć tylko skutek doraźny (na ochłonięcie), na dłuższą metę bicie w ogóle nie skutkuje.

Nie cierpię również i nigdy nie stosowałam "egzekucji" w sensie metodycznego wymierzania takiej kary. Taki rodzaj kary jest upokorzeniem, a nikt nie lubi być upokarzany, ma to zdecydowanie skutek przeciwny.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz wrz 27, 2012 6:50 pm 
Stracony

Dołączył(a): Pn paź 17, 2005 5:35 pm
Posty: 7568
Lokalizacja: z lasu
Rohu napisał(a):
Kaytek napisał(a):
Rohu
Z dzieciakiem nie będę dyskutował o wychowaniu dzieci, zwłaszcza, że sam zdanie na ten temat zmieniłem, od kiedy mam własne.

Mi tam Twoje słowa zabrzmiały jak pogarda do Bańdziocha ze względu na wiek i to mnie trochę ubodło.
Ale wyjaśniajcie to między sobą. Już się między wódkę a zakąskę nie będę wpierdalał.
To byłeś w błędzie. Sam wiek dla mnie o niczym nie świadczy. Robert18 i Gofer gdy ich poznałem byli wszystkiego 3 lata starsi od Bańdziocha i mimo, że byłem prawie 2x starszy byliśmy kumplami, szanowałem i szanuję ich do tej pory. Byli integralną częścią paczki w której i tak nie byłem najstarszy. Wiek nie grał roli.
Przez kilka lat pracowałem ze szkodnikami w wieku od 1 do 8 klasy i właśnie przez szacunek do nich i brak wyrażenia zgody na przymykanie oka na ich problemy pożegnalnym się bez żalu z ZHP (z dzieciakami pracowałem dalej). A z Bańdziochem nie mam co wyjaśniać. Jeśli będzie chciał pogadać to wie gdzie mnie szukać i świetnie sobie poradzi. A Ty już go nie broń bo tylko mu obciach robisz ;)
Nic do niego nie mam, ale jak będzie pierd.olił bzdury to mu to będę wytykał i już.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz wrz 27, 2012 9:35 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz lut 02, 2012 5:32 pm
Posty: 424
Lokalizacja: 300 km do Tatr
Na etyce na studiach (pedagogika) miałam zajęcia poświęcone tematowi bicia dzieci. Koleś był ogólnie ogarnięty, konsekwentny w tym, co przekazywał. I w tym temacie dokonał jasnego rozróżnienia. Jest bicie dzieci na zasadzie - "Dostałeś dwóję gnoju? No to chodź tutaj, to się policzymy. Boli? Ma boleć." - czyli bicie zaplanowane, wynikające poniekąd z nieumiejętności znalezienia innego rozwiązania problemu, lub z potrzeby wyładowania własnej frustracji, tak jak to określiła wyżej Basia Z. "egzekucja". I to jest oczywiście fe, nieładnie ze strony rodzica. Ale jest też bicie zwane klapsem, wynikające z zaistniałej nagle sytuacji mające na celu uprzytomnienie dziecku, że to, co właśnie zrobiło lub robi stanowi dla niego niebezpieczeństwo (ja to rozumiem nie tylko jako zagrożenie dla zdrowia lub życia, ale też niebezpieczeństwo dla przyszłości dzieciaka, ale może naginam). Tu przykład podany również przez Basia Z. z przebieganiem przez ulicę. Można dzieciaka dogonić i spróbować mu wytłumaczyć, jak kretyńsko i niebezpiecznie się właśnie zachował. Naprawdę niewiele zrozumie, a zapamięta jeszcze mniej. A można mu wlać, owszem będzie płacz, usteczka w podkuwkę i foch przez godzinę, oraz własne wyrzuty sumienia. Ale prawdopodobieństwo, że dzieciak akcji nie powtórzy jest spore. Chciałam dojść do puenty, że facet na etyce potraktował takie sytuacje jako coś w rodzaju ratowania życia, albo przynajmniej zapobiegania śmierci. Klaps w takich sytuacjach nie jest bynajmniej złym uczynkiem z punktu widzenia etyki. Przynajmniej on tak twierdził.

Osobiście dzieci na razie nie mam. Pracuję w szkole podstawowej i wiadomo, że tamtych dzieciaków nie biję. Staram się nie krzyczeć, ale coś zauważam. Dwóch małych chłopaczków stoi i krzyczy. Krzyczą w dodatku mylącą informację, mniejsza o to. Zwracam im uwagę, mówię, żeby nie krzyczeli. Nie reagują. Mówię głośniej i zwracam się do nich po imieniu, wiem, że mnie słyszą, jednak nie patrzą na mnie i drą się dalej w najlepsze. Próbuję raz jeszcze po dobroci, coś w rodzaju "ej chłopaki, mówię do was", brak efektu. Walę ręką w stół i krzyczę "Halo!". Jest cisza, jest element zaskoczenia (jak przy klapsie) i świadomość "chyba przegiąłem", jest skrucha, jest cień nadziei, że następnym razem zareagują szybciej. Jakaś dyscyplina być musi, kurde.

_________________
http://tatry-dla-sredniozaawansowanych.blogspot.com/ - blog
https://www.facebook.com/tatryblog - fejs od bloga

"większość granic i lęków
to tylko ułomność naszego umysłu,
poza którą zaczyna się wolność"


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz wrz 27, 2012 10:49 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn mar 05, 2007 8:49 pm
Posty: 6331
Lokalizacja: Kraków
Kaytek napisał(a):
Nic do niego nie mam, ale jak będzie pierd.olił bzdury to mu to będę wytykał i już.

OK. Jak najbardziej się zgadzam. Tylko wytykaj mu bzdury, a nie wiek ;)

A w temacie się nie wypowiem, bo dzieci jeszcze nie mam :lol:


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz wrz 27, 2012 11:39 pm 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): Pn sie 20, 2012 9:47 pm
Posty: 2380
Lokalizacja: Kraków
gosia_pe napisał(a):
(...)Ale prawdopodobieństwo, że dzieciak akcji nie powtórzy jest spore.

I to jest cała idea filozofii klapsa.
Podziwiam ludzi, którzy potrafią wyprowadzić dziecko z mroku bez jednego klapsa, tylko kto w dzisiejszych czasach ma na to czas, bo na to potrzeba oceanu czasu wolnego, czyli poświęconego dziecku.
Natomiast osłabia mnie takie gadanie, że aby dziecku zapewnić prawidłowy rozwój należy uczyć go prawa wyboru w wieku +/- 4-6 lat, czyli dać mu wolną rękę. To jest skrajna głupota i zaniedbanie.
Równie wychowawcze jak klaps jest ustalenie zasad i granic i konsekwencja w systemie nagroda/kara. Z akcentem na konsekwencja.
W rodzaju - jak zrobisz coś niedozwolonego lub nie zrobisz nakazanego to nie jedziemy na zaplanowaną wycieczkę. I ja nie jadę, żeby skały srały i było wycie i błaganie.
Działa jak cholera. Oczywiście "kara" adekwatna do "przestępstwa" i zasada kary pojedynczej, a nie odwet w amoku - no to zakaz komputera, zakaz wyjścia na podwórko, i co by tu jeszcze dorzucić, hmm.. acha jeszcze szlaban na kieszonkowe.

Mi niestety brak konsekwencji w nieudzielaniu sie w temacie :) ale nie dajecie szansy


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt wrz 28, 2012 5:44 am 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): N cze 17, 2012 7:20 pm
Posty: 771
Lokalizacja: Bieszczady
Jestem przeciwnikiem bicia, sama nie raz dostałam w tyłek, a jednak nic dobrego ze mnie nie wyrosło, zamiast kariery wybrałam włóczęgę po górach, ale jednocześnie jestem zwolenniczką klapsa. Sama mam ochotę nie raz i nie dwa przyłożyć dzieciakowi. Bezstresowe wychowanie, jak ja to lubię. Zrzucanie obowiązku wychowywania własnych dzieci na szkołę wprost uwielbiam. Szczególnie takie komentarze: panie nie sądzi, że ja będę wychowywać swoje dziecko. Z roku na rok jest gorzej. Zanik zasad dobrego wychowania, pojęcie kindersztuby przeszło w niebyt, stawianie swego ja na pierwszym miejscu, znieczulica. Pod względem fizycznym dzieciaki są prawie kalekami, wejście na Połoninę Wetlińską, czy Turbacz przekracza ich możliwości, kilkukilometrowy spacer dolinami jest ponad siły. Nie znam recepty, moim zdaniem nic już nie możemy zrobić, będzie tylko gorzej.

_________________
Nieznane atrakcje http://www.grupabieszczady.pl/index.php ... Itemid=242


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt wrz 28, 2012 6:26 am 
Weteran

Dołączył(a): Śr kwi 27, 2011 9:55 am
Posty: 106
Sonka napisał(a):
Jestem przeciwnikiem bicia, sama nie raz dostałam w tyłek, a jednak nic dobrego ze mnie nie wyrosło, zamiast kariery wybrałam włóczęgę po górach, ale jednocześnie jestem zwolenniczką klapsa. Sama mam ochotę nie raz i nie dwa przyłożyć dzieciakowi. Bezstresowe wychowanie, jak ja to lubię. Zrzucanie obowiązku wychowywania własnych dzieci na szkołę wprost uwielbiam. Szczególnie takie komentarze: panie nie sądzi, że ja będę wychowywać swoje dziecko. Z roku na rok jest gorzej. Zanik zasad dobrego wychowania, pojęcie kindersztuby przeszło w niebyt, stawianie swego ja na pierwszym miejscu, znieczulica. Pod względem fizycznym dzieciaki są prawie kalekami, wejście na Połoninę Wetlińską, czy Turbacz przekracza ich możliwości, kilkukilometrowy spacer dolinami jest ponad siły. Nie znam recepty, moim zdaniem nic już nie możemy zrobić, będzie tylko gorzej.


Lucynko, takie twoje bajdurzenie na forum to nic więcej jak marne widowisko. To jedynie kolejna okazja do wygenerowania posta z linkiem do twojej stronki www w podpisie bo w taki sposób postanowiłaś rozpropagować swoją działalność zawodową na forum w Internecie i w ten sposób robisz reklamę usługom, miejscom i ośrodkom z którymi współpracujesz, tym, które polecasz i reklamujesz na swojej stronce - bo na tym polega twoja aktywność na forum. Taki jest twój cel.

Sonka/Lucyna

To co teraz robisz jest zwyczajnym darciem łacha z Administratora i właściciela forum.
Bo umieszczanie w imieniu Lucyny (bo ta nie może sama już tego robić) jej słów oraz linków do jej stronki www, obojętnie gdzie to robisz - czy w podpisie, czy w temacie w dziale Ogłoszenia, czy w jakimkolwiek innym temacie - jest niczym innym jak kpiną i drwiną z decyzji Administratora i właściciela.

Administrator i właściciel forum wyrzucił Lucynę z forum. Lucyna dostała bana - user który dostaje bana znika z forum.

I dlatego, Sonka/Lucyna, na forum nie powinny pojawiać się słowa Lucyny oraz reklama jej zawodowej działalności. Każdy inny użytkownik który dostał bana zniknął z forum. Ale nie Lucyna która wykorzystuje konto „Sonka” do ponownego pojawiania się na forum pomimo, iż otrzymała od Administratora zakaz pojawiania się tutaj. Zakaz który złamała po raz kolejny już.

Myślę, że zanim po raz kolejny uaktywnisz się w jakimś temacie na forum, powinnaś, Sonka/Lucyna, przemyśleć ten swój ruch.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt wrz 28, 2012 6:59 am 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz lut 02, 2012 5:32 pm
Posty: 424
Lokalizacja: 300 km do Tatr
Stefan 1856 napisał(a):
Podziwiam ludzi, którzy potrafią wyprowadzić dziecko z mroku bez jednego klapsa


Ja w ogóle podziwiam ludzi, którzy nigdy nie dali dziecku klapsa. Ale tylko tych, których dzieci są ogólnie rzecz biorąc grzeczne. Ludzi, którzy chwalą się, że nie biją dzieci, natomiast ich dziatwa jest rozwydrzona, rozpieszczona i nic do niej nie dociera, nie podziwiam.

_________________
http://tatry-dla-sredniozaawansowanych.blogspot.com/ - blog
https://www.facebook.com/tatryblog - fejs od bloga

"większość granic i lęków
to tylko ułomność naszego umysłu,
poza którą zaczyna się wolność"


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt wrz 28, 2012 8:04 am 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): Pn sie 20, 2012 9:47 pm
Posty: 2380
Lokalizacja: Kraków
Wyjście z mroku = to miałem na myśli, wychowanie na dziecko "normalne"

Sonka napisał(a):
Pod względem fizycznym dzieciaki są prawie kalekami, wejście na Połoninę Wetlińską, czy Turbacz przekracza ich możliwości, kilkukilometrowy spacer dolinami jest ponad siły.

I tak i nie w sumie. Często się słyszy, że dzisiejsze dzieciaki to "ciężkie dupska", pokolenie dżojstika itp. To jest troche mit wg mnie. Za mojej podstawówki jak sobie tak obiektywnie przypomnieć to wcale nie było szału z tą sprawnością, proporcja była mniej więcej podobna, tylko nie było komputerów i czipsów, nie było na co zwalać winy.
A propo połonin to w zeszłym roku córka mojej klasy yyy tzn klasa mojej córki miała wycieczkę na Halę Boraczą i jakoś tam doszli w końcu, ale z tego co słyszałem to dominujący pogląd w klasie brzmi - po co wychodzić na jakąś górę skoro trzeba i tak z niej zejść. Tak więc kondycja swoją drogą ale to też sprawa świadomości.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt wrz 28, 2012 8:40 am 
Stracony

Dołączył(a): Pn paź 17, 2005 5:35 pm
Posty: 7568
Lokalizacja: z lasu
gosia_pe napisał(a):
Walę ręką w stół i krzyczę "Halo!". Jest cisza, jest element zaskoczenia (jak przy klapsie) i świadomość "chyba przegiąłem", jest skrucha, jest cień nadziei, że następnym razem zareagują szybciej.


Stefan 1856 napisał(a):
Równie wychowawcze jak klaps jest ustalenie zasad i granic i konsekwencja w systemie nagroda/kara. Z akcentem na konsekwencja.
W rodzaju - jak zrobisz coś niedozwolonego lub nie zrobisz nakazanego to nie jedziemy na zaplanowaną wycieczkę.


Można znaleźć coś co działa "jak przy klapsie"???? Dokładnie, odkładnie o to chodzi, że ten sam efekt można uzyskać bez klapsa. A często według mnie nawet lepszy - bo to co napisał Stefan zajebiście rozwija w dziecku wszystko to co w dorosłym życiu spotka. Kara, nagroda, odpowiedzialność - szkoła życia - i oczywiście konsekwencja, bo życie nie odpuści. Bez konsekwencji - psu to na budę.

Możecie wierzyć lub nie ale sporo spraw można załatwić głupim klaśnięciem w dłonie. Odwracanie uwagi dziecka, element zaskoczenia - to co gosia napisała oczywiście to jest moim zdaniem super sprawa wychowawcza (zwłaszcza przy tych młodszych szkodnikach), która może nie tyle jest niedoceniana o ile mało kto o niej słyszał lub ją wypróbował - a działa w praktyce na prawdę super.

Wykorzystanie zagrywek socjologicznych - jak młodsza coś przeskrobie - to "karzę" ją tak aby ta starsza widziała że się to nie opłaca (tyle, że starsza nie wie, że zakaz oglądania bajeczki podziałał tylko na jej wyobraźnię a roczniaka ta bajka interesowała tyle co nic), dawanie odpowiedzialności - największy łobuz ma pilnować porządku - dopilnuje nie ma bata, a przy tym i sam będzie grzeczny i może się sporo nauczyć. Często karanie go (np. klapsem) to tylko woda na jego młyn.

A klaps - dziecko po jakimś czasie przywyknie, złapane na szlugu powie kumplom: "zaraz po wpi....ol wracam - zaczekajcie". Proste i wygodne rozwiązanie zarówno dla wychowawcy jak i opiekuna. Jeden przyłożył, drugi dostał i po sprawie - wszyscy szczęśliwi.

Nie miałem takich akcji jakie opisała Basia - to faktycznie ekstremum - cholera takiego klapsa nie skrytykuję o ile mówimy o sytuacjach jednorazowych. "Dla ratowania życia" - może i to ma sens.

Raczej mam problemy w drugą stronę - samochód jedzie 5 km/h i jest 200 m od nas a ta stoi na poboczu i czeka aż ten przejedzie... mija tydzień, samochód się zatrzymał - a ta czeka... Jak kiedyś będzie miała gdzieś pójść sama.... :roll: :roll:


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt wrz 28, 2012 8:45 am 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): Pn sie 20, 2012 9:47 pm
Posty: 2380
Lokalizacja: Kraków
Sporo racji w tym co piszesz, ale ja też nigdy nie powiedziałem, że klaps to jedyna forma wychowawcza. To tylko uzupełnienie i to w pewnych okresach, bo dobrego skutecznego klapsa nie trzeba już powtarzać. Nie robie tego od lat bo nie ma takiej potrzeby, tamte zadziałały.
Uprawianie tego procederu długodystansowo i jako zamiennik do wszelkich innych form "nacisku" to jest, fakt, porażka i krzywda.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz lut 14, 2013 6:39 pm 
Nowy

Dołączył(a): Cz gru 20, 2012 7:51 am
Posty: 3
Na przyszłość mogę podać ci klika tras zimowych dla początkujących polecanych przez TPN:

- Wierch Poroniec – Rusinowa Polana – Wiktorówki – Zazadnia. Piękne widoki, wędrówka przez ośnieżony las, a na Wiktorówkach można zwiedzić Kaplicę Matki Boskiej Jaworzyńskiej Królowej Tatr – opiekunki wszystkich wędrujących po Tatrach. Zawsze możemy tam liczyć na kubek gorącej herbaty.
- Brzeziny – Psia Trawka – Gęsia Szyja – Rusinowa Polana – Wierch Poroniec. Wspaniałe widoki na Tatry. Trasa dla bardziej wprawnych, ale bezpieczna, choć nieco dłuższa.
- Dojścia do tatrzańskich schronisk. Do Morskiego Oka z Włosienicy należy iść wytyczonym zimowym obejściem. Przejście drogą na tym odcinku zagrożone lawinami. Do schroniska w Pięciu Stawach Polskich nie polecane przy wyższych stopniach zagrożenia lawinowego, istnieje tam bowiem możliwość zejścia lawin. Dojście na Halę Gąsienicową – tylko z Kuźnic przez Boczań, a przy wyższym stopniu zagrożenia lawinowego bezpiecznie tylko z Brzezin.
- Jaszczurówka – Dolina Olczyska – Kopieniec – Cyrhla. Trasa w większości poprowadzona lasem, choć nie pozbawiona widoków. Jej wariantem może być przejście z Doliny Olczyskiej do Kuźnic.
- Polana Chochołowska (schronisko) – Grześ. Można się tam wybrać przy dobrej widoczności, gdyż powyżej górnej granicy lasu mogą wystąpić trudności orientacyjne.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz lut 14, 2013 7:18 pm 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): Pn sie 20, 2012 9:47 pm
Posty: 2380
Lokalizacja: Kraków
Dzięki stary! Nareszcie ktoś z pojęciem


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lut 19, 2013 3:27 pm 
Kombatant

Dołączył(a): N maja 04, 2008 2:55 pm
Posty: 371
Lokalizacja: Łódź
Góry są dla wszystkich...
Opowiadanie z tomu "Lama oraz inne opowieści"

Gorąca, wczesna kolacja po całym dniu łażenia po górach błyskawicznie znikała ze stołu. Z Murzasichla na Wołowiec i z powrotem to razem ponad piętnaście godzin od pobudki.
Już od tygodnia biegaliśmy po Tatrach Zachodnich i nogi były nieźle zaprawione. Dzień za dniem robiliśmy coraz dłuższe trasy. Mieszkając kawał drogi od centrum Zakopanego odbywaliśmy szalone marsze zanim docieraliśmy do wrót dolin, a tam dopiero zaczynały się szlaki.
Nasze tęskne spojrzenia na, zdawałoby się, bliskie skaliste zerwy Tatr Wysokich zupełnie nie wzruszały Wodza. Uparcie tłumaczył, że jeszcze za wcześnie dla nas, mieszczuchów na takie wycieczki. Obiecana wycieczka na Świnicę zdawała się umykać przed nami.
Święcie wierzyliśmy w nieskończoną moc naszych młodych nóg, które pokonają każdą górę. Wprawdzie, gdyby tak pierwszego dnia trzeba było pójść na tego Wołowca, to pewnie byśmy nawet na niego nie doszli, o powrocie nie wspominając. Zresztą sam Wódz też chodził codziennie z nami by „nogi wyprowadzić zza biurka”.
Urodził się w Zakopanem, ale od początku studiów mieszkał na nizinach. Z jego synem, Tomkiem, chodziłem do jednej szkoły i tak właśnie zaczynała się moja tatrzańska szajba. Tomek znał już całkiem dobrze Tatry Zachodnie i nie zabłądzilibyśmy bez Wodza, ale on był tak wspaniałym kompanem, że nawet nie przyszło nam do głowy unikać jego towarzystwa.
Był istną kopalnią wiedzy o Tatrach, ich roślinności i zwierzętach. Potrafił nazwać nie tylko każdą górę, ale niemal każdy napotkany większy głaz. Zaś jego wiedza o bezpiecznym i nieszkodliwym poruszaniu się po górach, budziła niekłamany szacunek nawet w naszych młodych głowach. Doskonale też znał górali, a szczególnie ich gwarę i zwyczaje. Był przecież stąd, więc całą masę ludzi znał osobiście.
Trudno opisać naszą radość, gdy po kolacji Wódz zadzwonił do meteo na Kasprowy i spytał o pogodę na następny dzień dla Tatr Wysokich. Chyba nie była rewelacyjna ta prognoza, bo lekko się skrzywił lecz wreszcie rzekł:
– Przepakować plecaki, buty na glanc, umyć termosy, kanapki sam zrobię. Pobudka o drugiej. Wychodzimy przed trzecią. Idziemy przez Toporową, Murowaniec, Zawrat, Świnicę i Kasprowy. Powrót przez Kuźnice. Mówią, że wieczorem może przelotnie lać, ale kurtki mamy suche.
Mimo zmęczenia całodzienną wycieczką jakoś nie mogliśmy zasnąć. W mroku poddasza wertowaliśmy na pryczach przy latarkach mapę i przewodnik zliczając czasy przejścia oraz boczne drogi dojściowe - na wszelki wypadek.
Nigdy się nam na szczęście nie przydały te warianty rezerwowe, ale Wódz powtarzał codziennie, że on zna wprawdzie wszystkie szlaki a nawet ścieżki toprowskie i koleby, ale jeśli jemu coś się przydarzy, to któryś z nas będzie musiał sprowadzić pomoc.
Chodziliśmy w trójkę, więc rachunek był prosty. W razie wypadku jeden zostaje z rannym a drugi sprowadza pomoc.
Po kilku wycieczkach zaczynało do mnie trafiać, że słowa Wodza mogą przybrać całkiem realny kształt. W schronisku pod Ornakiem widzieliśmy młodego faceta, którego toprowcy zwozili z góry z prozaicznego powodu – mdlał od bólu brzucha, a jego partnerka nie miała siły go nieść. Szczęście, że potrafiła sama zejść po pomoc i doprowadzić ratowników do niego.
Marzenia o litej skale, klamrach i łańcuchach przeszły wreszcie w zgodne chrapanie.
W zupełnych ciemnościach obudził nas Wódz. Śniadanie już było gotowe. Trzy termosy i spore paczki kanapek stały przy plecakach.
Sennie odpowiadaliśmy na pytania czy aby na pewno zabraliśmy czapki, rękawiczki, okulary słoneczne i całą masę różnych drobiazgów. Wreszcie całkiem dobudzeni wyszliśmy w zamglony sierpniowy przedświt.
Nie było nic atrakcyjnego w nocnej wędrówce po kiepskiej drodze. Widoków żadnych, a lepka mgła napawała strachem, że być może cały dzień będzie kiepski. Jednak powyżej Porońca już na drodze jezdnej do Murowańca zrobiło się widno i zupełnie klarownie.
Nogi same przyspieszały żeby szybciej przejść przez wielki świerkowy las. Wódz regularnie upominał, żeby zwolnić. Już wiedziałem, że mógł iść znacznie szybciej niż właśnie szliśmy. To wieloletnie doświadczenie w takich wyprawach kazało mu oszczędzać siły na dalsze etapy.
Często w drodze powrotnej mijaliśmy tych, którzy przed południem wyprzedzali nas w radosnej gonitwie na szczyt. Zwykle byli wtedy już mniej radośni. Nasz Wódz zawsze doprowadzał nas do końca w dobrych humorach, a przy kolacji zwykle z ochotą planowaliśmy następną wycieczkę.
Prześwity i polany pozwalały już zobaczyć szczyty. Sporo tego „pionu” było jeszcze nad nami. Tatry Zachodnie nie są wcale dużo niższe, ale nie widzi się takich stromizn nad głową, a i skały są tam dużo jaśniejsze. Szaro beżowy granit od pierwszego spojrzenia wzbudził mój szacunek.
Dokładnie wpół do szóstej stanęliśmy pod uśpionym Murowańcem. Słońce dobrze już grzało, więc nawet nie weszliśmy do środka. Wódz jak zwykle przy popasie – zanim wziął do ręki kanapkę, najpierw od Wschodu do Zachodu pokazał i nazwał wszystkie szczyty i granie. Siedzieliśmy bez słowa w głębokim wykuszu okiennym i gryząc kanapki wpatrywaliśmy się w cichą i dostojną panoramę. Tuż obok z ciężkiej, pośniedziałej tablicy Adam Asnyk też spoglądał na swoje ukochane Tatry.
Najbardziej podobał mi się Kościelec pewnie dlatego, że z tego miejsca wydawał się najbardziej strzelisty. Z dalszej drogi dostrzegłem, że miał w sobie coś z kościoła.
Opróżniliśmy jeden termos i razem z Tomkiem weszliśmy do schroniska po wrzątek. Mimo wczesnej pory kuchnia już działała. W chwilę później maszerowaliśmy dalej między kosówkami.
Na szlaku było całkiem pusto i cicho. Kilka baranków na niebie dodawało uroku naszej wędrówce. Prawie płaska ścieżka okalała podstawę Kościelca. Coraz szerszy widok na Żółtą Turnię i rozwaliste dno Doliny Gąsienicowej wchłaniały nas z każdym krokiem.
Nagle Wódz zatrzymał się i wskazał poniżej ścieżki szary głaz z dobrze widoczną swastyką. Wrażenie było paskudne. Dopiero, gdy wyjaśnił nam, że takim znakiem znaczył swoje drogi tatrzańskie Mieczysław Karłowicz, a to jest właśnie miejsce tragicznej śmierci kompozytora, jakoś nam ulżyło.
Przy okazji dowiedzieliśmy się, że swastyka nie była wcale wymyślona przez Niemców, a pochodzi z dawnej Azji - jest zresztą jednym z bardziej popularnych elementów zdobnictwa naszych Górali... Hitlerowcy ją tylko zaadaptowali do celów propagandowych, co wyraźnie jej zaszkodziło. Trawiąc to wszystko doszliśmy nad Czarny Staw Gąsienicowy.
Było bardzo cicho i bezwietrznie. Nad absolutnie gładkim lustrem wody po drugiej stronie jeziora wisiał w bezruchu pojedynczy kłak mgiełki. Woda była tak gładka, że otaczające góry, niebo, kilka chmurek i nawet ten skrawek mgły odbijały się idealnie. Gdyby zrobić zdjęcie, na którym przeciwny brzeg stawu byłby w połowie klatki i nie byłoby widać naszego brzegu, można by mieć spore trudności w odróżnieniu co jest widokiem a co jego odbiciem w wodzie.
Słońce dobrze już oświetlało całego Kościelca a nad progiem Doliny Koziej ukazywał szczegóły swej potęgi Kozi Wierch. Te góry tak konturowo wyglądające z Zakopanego teraz odkrywały swoją rzeźbę, koloryt i dostojne, surowe piękno.
Mimo sierpniowych upałów w załomach ścian bielał najprawdziwszy śnieg. Wolno okrążaliśmy wielkie jezioro.
Trudno i wręcz niebezpiecznie jest rozglądać się w czasie drogi nawet na dnie doliny, więc często przystawaliśmy, a nasz dobry Wódz nie poganiał nas widząc jak oszałamiające wrażenie robi na nas otaczający świat.
Już z drugiej strony jeziora, w stronę północną ukazał się widok wręcz niesamowity. Hen na wprost wielka przestrzeń zamglonych dolin i blednące nad nimi niebo. Tu wokół majestatyczna potęga gór na odległość wyciągniętych rąk. Te odległe doliny wydały mi się wtedy po prostu puste. Tak, jakby nie było tam zupełnie nic. Ten widok pamiętam do dziś.
Nad przeciwległym brzegiem Czarnego Stawu, tam gdzie pół godziny wcześniej wyszliśmy my, widoczni już byli kolejni turyści. Nawet z tej odległości słychać było ich krzyki.
Zaraz za progiem Doliny Koziej weszliśmy na płat śniegu. W środku lata leżał sobie, taki szarawy i szklisty. Pozlepiany był w grube kawałki niemal jak ryż ugotowany na wodzie. Przysiedliśmy na ścieżce nad Zmarzłym Stawem wpatrując się w górne partie Doliny Koziej.
Tak chcieliśmy zobaczyć kozice, że z niecierpliwością odbieraliśmy sobie lornetkę. Nie wypatrzyliśmy ich jednak. A tyle naobiecywał nam Wódz – to w tej dolinie można najczęściej spotkać kozice.
Zawratowy Żleb już miejscami grzał się w słońcu, kiedy ruszyliśmy dalej. Nagle, po kilku krokach, Wódz zatrzymał się i bez słowa podniósł dłoń do wysokości ramienia.
Na ten od dawna umówiony znak stanęliśmy natychmiast i bez słowa, a on pokazał je. Pasły się bardzo blisko nas i to wcale nie w Koziej Dolinie a tuż przy szlaku nieco nad nami na stokach Zadniego Kościelca. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że stoję wpół kroku.
Nie dzieliło nas od nich więcej niż czterdzieści metrów. Lekki wiatr wiał z góry od nich, ale każdy dźwięk mógł je spłoszyć. Po krótkiej chwili i tak nas zauważyły. Podniosły głowy i wolno, ale zdecydowanie odeszły. Niesamowite było to, że wcale nie uciekały w popłochu. Odeszły z godnością gospodarza, którego naszedł intruz.
Pod Zawratem zobaczyłem pierwszy raz w życiu łańcuchy na szlaku. To była nowość także dla Tomka, więc Wódz wyjaśnił nam co się z tym robi i dlaczego. Ku naszemu zdziwieniu powiedział, że najlepiej ich nie dotykać jeśli nie jest to niezbędne.
-Chwytając się skały trzymamy się czegoś stałego i mocnego, a nie dyndającego łańcucha, który w końcu sam trzyma się skały. Jeśli tylko chwyt na skale jest pewny, to jest on bardziej bezpieczny od najlepszego łańcucha.
Oczywiście trzeba taki chwyt sprawdzić, ale na szlakach jest bardzo mało ruchomych dużych głazów. Usuwa się je w czasie napraw ścieżek. Małych kamieni nikt rozsądny nie będzie się chwytał. Cała tajemnica polega na tym żeby wspinać się dokładnie po linii łańcucha, ale nie dotykać go. W trudnych momentach zawsze będzie on na odległość ręki. Wszystko to dotyczy wchodzenia pod górę. Przy schodzeniu lepiej trzymać się żelaza.
Wódz zwykle tak właśnie wyjaśniał zasady zachowania się w górach. Unikał jak ognia nie popartych argumentami nakazów. Natomiast wyczerpująco uzasadniał dlaczego trzeba robić tak a nie inaczej.
To dopiero była nieziemska frajda. Wódz wyjątkowo szedł na końcu. Radził powolną, a nade wszystko spokojną wspinaczkę i uważnie obserwował nasze poczynania. Kilka razy poradził pójść bardziej w lewo lub w prawo, a w naszych gorących głowach szalały myśli, że oto prowadzimy na zmianę prawdziwą wspinaczkę po prawdziwej skale. Naprawdę nieistotne było to, że codziennie tą samą drogę pokonują tysiące innych ludzi. My to robiliśmy w wyjątkowy, a w każdym razie rzadko stosowany sposób. I tylko to było naprawdę ważne. Na Zawrat dotarliśmy dumni i radośni. Żaden z nas nie musiał ani raz chwycić się żelastwa.
Trochę wiało, więc na wilgotne od potu koszule wciągnęliśmy swetry. Na samej przełęczy był straszny śmietnik. Nasz tryumfalny piknik urządziliśmy więc nieco dalej na południowej stronie. Humoru nie zakłócał nawet brak słońca. Nawet tego nie spostrzegliśmy. Dopiero Wódz zauważył, że niebo zakryły chmury i to napływające z zachodu zza Świnicy. Na razie jednak było cudownie. Może trochę chłodno, ale na tej wysokości pewnie tak już jest.
Spoglądaliśmy odważnie wzdłuż szlaku na Świnicę już ostrząc sobie zęby na kolejne łańcuchy, których oczywiście nie dotkniemy. Za godzinę zdobędziemy Świnicę w alpejskim stylu. Tylko Wódz siedział jak posąg.
To stało się w ciągu kilkunastu sekund. Właśnie zbieraliśmy się do pakowania plecaków, kiedy niebo nad Świnicą gwałtownie pociemniało. Nad głowami przewalił się ogłuszający grzmot, błękitne światło rozświetliło na moment całe otoczenie i lunął bardzo gruby i zimny deszcz..
To była ulewa jakiej dotąd nie widziałem. W jednej chwili widoczność zmalała do kilkunastu metrów. Zanim wciągnęliśmy skafandry, nasze koszule i swetry były przemoczone na ramionach.
Nie sposób było odwrócić twarzy pod wiatr. Woda zalewała oczy, a zimny wiatr zatykał oddech. Potworne grzmoty całkiem nas zdeprymowały. W głowie kotłowała się jedna myśl – koniecznie gdzieś się schować! Ale gdzie? Wokół tylko zimne, mokre głazy.
Nie widzieliśmy błyskawic. Tylko całe otoczenie rozjaśniało się w kolorach niebieskim i fioletowym. W podmuchach wiatru napływały całe fale ostrego zapachu ozonu zaprawionego siarką. Wreszcie jedna z błyskawic trzasnęła sucho gdzieś blisko w grań. Po całej ścianie poleciały w dół błękitne ogniki. Na szczęście nie staliśmy na ich drodze.
Nawet nie spytaliśmy, gdy Wódz nakazał marsz w zupełnie inną stronę niż wcześniej zamierzaliśmy. Nie wiem ile drogi uszliśmy pchani potężnymi podmuchami wiatru zanim Wódz zszedł dwa kroki ze szlaku i schowaliśmy się za wielką skałą. Tutaj padał tylko gęsty deszcz, ale przynajmniej mniej wiało.
Huk grzmotów i światło błyskawic w dalszym ciągu przerażały, ale czuliśmy się choć trochę bezpieczniej. Sądziliśmy, że przeczekamy tu ulewę i wrócimy na planowaną trasę. Wódz był jednak zupełnie innego zdania:
-Jeśli chcecie jeszcze kiedykolwiek wejść na Świnicę, to musimy natychmiast schodzić w dół. Ten deszcz może lać do wieczora, a z pewnością nie skończy się w ciągu godziny. Po takim deszczu z reguły przychodzą mgły. Jeśli wiatr się utrzyma może spaść śnieg i oblodzić skały. Wtedy będzie za późno nawet na ucieczkę stąd, nie mówiąc o dalszej wspinaczce. Schodzimy do Pięciu Stawów. To szybsza droga i bardziej bezpieczna, bo bez łańcuchów. W czasie burzy łańcuchy działają jak piorunochrony i wielu zginęło trzymając się ich w czasie wyładowań. Szlak jest dobry, ale będzie miejscami ślisko. Nie podawajcie sobie rąk i unikajcie podpierania się rękoma – to też może być niebezpieczne. Stąd do schroniska mamy półtorej godziny drogi. Idę pierwszy, Tomek drugi. Kiedy przestaniecie widzieć poprzednika, krzyczcie. Jasne?
- Tak Wodzu – wyrwało się Tomkowi.
Wszystko to ojciec Tomka powiedział jednym ciągiem. O nic nie pytał. Jak dowódca na froncie. To właśnie dlatego wtedy Tomek tak spontanicznie nazwał swojego ojca Wodzem. Od tego dnia zawsze tak do Niego i o Nim mówił.
Byłem starszy od Tomka i dumnie przyjąłem odpowiedzialny obowiązek zamykania pochodu. Wraz z Wodzem braliśmy niejako Tomka w opiekę.
Cała nasza duma z „alpejskiego” pokonania Zawratu uleciała z nas w ciągu kilku chwil nawałnicy. Misterny plan wycieczki układany w nieskończonej ilości wariantów jeszcze w zimowe wieczory, rozleciał się w drobny mak. Nawet nie dało się spojrzeć na zupełnie nieosiągalną, choć tak bliską Świnicę. Otaczała nas lepka mgła, a może to nawet były chmury tej przerażającej burzy. Kilka razy błysnęło tak jakby poniżej nas, więc chyba to jednak były chmury.
Szliśmy jak widma w szarym półmroku. Ścieżka, choć dobrze wyrównana, kręciła mocno i marsz wymagał pełnego skupienia. Na dodatek zaczęło być ślisko. Koszula na plecach była mokra. Trudno zgadnąć: – od deszczu czy od potu. Szliśmy możliwie szybko z pełną koncentracją nad tym gdzie postawić następny krok. Wódz nadawał spore tempo, ale kilka razy zatrzymywał się i pytał czy nie idzie za szybko.
Wystarczyło stanąć na moment i natychmiast robiło się dotkliwie zimno. Szliśmy więc prawie bez przerwy. Na szczęście dobrze zaprawione długimi marszami nogi nie zawiodły w tym dniu próby. W czasie krótkich zatrzymań próbowaliśmy przebić wzrokiem mgłę – czy aby nie widać już schroniska?
O jakichkolwiek widokach w górę nie można było nawet marzyć. Zresztą ochoty na rozglądanie się już nie mieliśmy. Kompletnie przemoczeni wyszliśmy z ulewy wprost na Wielki Staw. Deszcz skończył się dosłownie w ciągu kilku minut marszu i już po chwili wyjrzało słońce. Zatrzymaliśmy się z nadzieją, że może jednak...
Nic z tego – za nami dalej było szaro i buro. Ściana mgły zalepiała wszystko kilkadziesiąt metrów powyżej nas.
Tylko od strony wylotu doliny na szarym niebie pokazywały się blade kawałki błękitu. Bezczelne słońce próbowało chwilami poprawić nasze humory. Przed nami po całej dolinie wędrowały jasne słoneczne plamy.
Mokry gont na schronisku błyszczał z dala. Zbocza zaczynały silnie parować. Nad Stawem także unosiła się rzadka mgiełka. Zanim doszliśmy do schroniska nasze skafandry już podeschły.
Głazy wokół schroniska poobkładane były wszelką garderobą nie tylko wierzchnią. Parowało z niej jak z czajników. Granitowe bloki były już suche. Towarzystwo płci obojga krzątało się przy tym poowijane w szare schroniskowe koce. Przebraliśmy się w suche ciuchy pod wielkim okapem schroniska i smętnie patrzyliśmy w głąb doliny.
Wydawało się, że nic nie jest w stanie poprawić naszych kiepskich nastrojów. Byliśmy już przecież tak blisko celu. Wystarczyłaby nam niecała godzina i osiągnęlibyśmy nasz wymarzony szczyt. Tak długo przygotowywaliśmy się do tej wycieczki i wszystko diabli wzięli. Spod bezsilnej złości powoli dochodziła do mnie świadomość małości wszelkich ludzkich pragnień w obliczu nieobliczalnej potęgi Natury.
Kończyliśmy ostatnie kanapki, kiedy doschły nasze skafandry. I właśnie wtedy Wódz przyniósł podwójne porcje legendarnej pięciostawiańskiej szarlotki. Była jeszcze ciepła i z termosową herbatą smakowała wyśmienicie.
Prawie dwie godziny przesiedzieliśmy w Pięciu Stawach. Co kilka minut dochodzili kolejni turyści z gór. Jedni ze Szpiglasowej inni spod Krzyżnego a także kilka osób od strony Świstówki. Prawie wszyscy dobrze turystycznie ubrani, a jednak skrajnie wyczerpani. Trochę ich podsłuchiwaliśmy...
Byli wysoko, kiedy burza zupełnie unieruchomiła ich w miejscach, z których nie mogli się ruszyć. Siedzieli tam skuleni za co większymi głazami i nie mieli odwagi nawet się wyprostować. Nie mieli szans ruszyć się choćby na krok w przód czy w tył. Otwarta, stroma i kręta ścieżka pod Krzyżnem nie pozwalała utrzymać się w pozycji pionowej. Huraganowy wiatr siekący deszczem, a nade wszystko zerowa widoczność rozjaśniana upiornymi błyskawicami wgniatały ich w nikłe załomy ścian. Parę razy po skałach i łańcuchach spływały niebieskie śmiercionośne ogniki.
Opowiadali to sobie teraz siorbiąc herbatę z parujących kubków. Nawet trochę żartowali, ale widać było że wrócili jakby z zaświatów. W sinych twarzach i zapadniętych oczach jeszcze tkwił niemal zwierzęcy strach, a drżenie rąk zdradzało w dalszym ciągu nadmierny poziom adrenaliny.
Mówili głośno o faktach, które przeżyli wszak razem, ale zza słów wyzierały potężne osobiste emocje. Teraz okazywało się, że odczucia też mieli prawie jednakowe. Ta świadomość podobnych przeżyć wyraźnie poprawiała im humory.
Siedzieli blisko nas, więc byliśmy niechcący słuchaczami rozmów. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie nasze wielkie szczęście, że burza nie dopadła nas w partiach szczytowych. Wódz ani jednym słowem tego nie skomentował.
W długiej drodze powrotnej zatrzymaliśmy się jeszcze u bacy na Rusinowej. Przy bundzu i żętycy opowiadaliśmy o naszych niepowodzeniach. Stary góral przysłuchiwał się poważnie naszym młodym utyskiwaniom, pokiwał głową a na pożegnanie częstując jeszcze małymi oscypkami powiedział:
– Góry, icie chopcy – tu przejechał ręką po wspaniałej choć deszczowej panoramie sinych, odległych szczytów – som la syćkich, ino nie kozda zawdy la kozdego.
Kilka dni później z drogi na Przełęcz pod Chłopkiem wypatrzyliśmy jego bacówkę hen daleko i nisko. Mówiąc szczerze to widzieliśmy tylko białą plamę pasącego się stada owiec. Sama bacówka zlewała się z tłem w niebieskawym powietrzu. Jedynie jasna wstążka dymu na tle lasu wskazywała miejsce szałasu.

_________________
Na świecie nie ma miejsc nieciekawych,
Natomiast ludzie... owszem, są.
http://www.turystyka.skibicki.pl


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lut 19, 2013 6:18 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz lip 28, 2011 9:09 am
Posty: 5456
Lokalizacja: Białystok
Jak ktoś przeczyta to niech wrzuci streszczenie 8)

_________________
Wiem, że nic nie wiem


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lut 19, 2013 6:25 pm 
Stracony

Dołączył(a): Wt sie 07, 2012 8:56 pm
Posty: 4266
Lokalizacja: Łódź
_Sokrates_ napisał(a):
Wiem, że nic nie wiem

No skoro czytasz tylko streszczenia... :mrgreen:


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lut 19, 2013 6:35 pm 
Stracony

Dołączył(a): Wt sie 07, 2012 8:56 pm
Posty: 4266
Lokalizacja: Łódź
Daj cos jeszcze na zachętę 8)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lut 19, 2013 7:09 pm 
Stracony

Dołączył(a): Wt sie 07, 2012 8:56 pm
Posty: 4266
Lokalizacja: Łódź
Pierwszy wyjazd bez rodziców - 17 lat do zaprzyjaźnionych gazdów - krótko 2 tyg równiez z burzą i załamaniem pogody w tle co ciekawe bez szans na szczegółowy opis dlaczego cóż nie pamietam szczegółów :?
Nie miałam zakopiańskiego przewodnika, opowieści o szczytach i otaczających zwierzętach. Miałam gdzie wrócic po wycieczkach. Gazdowie byli prawie jak rodzina. Tak sie u nich czułam. Topografi nauczyli mnie rodzice we wczesniejszych latach. Bedąc tam w Górach z kolezanka równolatką, prowadziłam ją tymi samymi ścieżkami, którymi wcześniej wedrowałam ze swoja rodzina. Co ciekawe naprawde niewiele pamietam z tego wyjazdu. Oprócz tego załamania pogody. To są sytuacje tak dramatyczne, przynoszace taki ładunek emocji, leku, adrenaliny, bólu związanego z przemarznieciem, przemoczaniem wreszcie kontuzją której doświadczyłam i z która dałam sobie radę...ze zostają w pamieci ma całe życie. Dla mnie fantastyczne jest to kiedy ktos potrafi ubrać te sytuacje w słowa.
Nie kazdy musi chcieć to czytać - ja robie to z przyjemnością.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lut 19, 2013 7:43 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz lip 28, 2011 9:09 am
Posty: 5456
Lokalizacja: Białystok
WILCZYCA napisał(a):
No skoro czytasz tylko streszczenia... :mrgreen:


Spoko, książki mi nie obce - jeszcze aż tak źle ze mną nie jest :)
Jednak takiej ilości tekstu na monitorze moje oczy nie są w stanie ogarnąć a mózgownica przyswoić.

_________________
Wiem, że nic nie wiem


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 107 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4  Następna strona

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 4 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL