Wiele osób chodzi tak jak Ty. I w zasadzie dopóki czujesz się dobrze, to teoretycznie wszystko jest ok (lub przynajmniej akceptowalne). Ale skoro chcesz mimo wszystko coś usprawniać i poprawiać, zacząłbym od nawodnienia.
Człowiek w normalnej sytuacji potrzebuje minimum 2 litrów dziennie. Przy całodniowym wysiłku, zwłaszcza tak intensywnym - robi się z tego znacznie więcej (a ile dokładnie, to już zależy np. od potliwości). Oczywiście nie sugeruję noszenia 5-litrowego baniaka

. Ale mimo wszystko warto pilnować tej kwestii. Odwodnienie bywa upierdliwe. nie wiem, jakie konkretnie dolegliwości rozumiesz przez "kryzys", ale zacząłbym od tego

. Jak ktoś już wpsomniał - polecam Camela. Można dzięki niemu bez postoju i zdejmowania plecaka popijać po kilka łyków. Ma to też tę zaletę, że jeśli zamiast popijać mało i często robi się to raz na kilka godzin, w większych ilościach - organizm potrafi momentalnie wykorzystać "nadwyżkę" do schłodzenia przez intensywne pocenie. Człowiek ma wrażenie, że to co wypił minutę temu dosłownie wylewa się przez skórę

Poza tym na tzw. długich dystansach (rajdy na orientację, marsze po 50+km itd) opatentowałem zastępowanie wody izotonikami. Konkretnie isostarem rozrabianym z proszku. Owszem, to kosztuje i nie zawsze jest konieczne. Ale akurat w moim przypadku sprawdzało się idealnie - bo po całodniowym lub dwudniowym napieraniu z wodą i tak zazwyczaj mam objawy "kaca", związane z odwodnieniem. Wychodzi na to, że nie da się zabrać i wypić tyle, żeby temu zapobiec

Z izotonikiem jest znacznie lepiej.
Co do jedzenia - też mam spory problem, bo po prostu nie jestem głodny w trakcie takiego marszu. Ale tego się nie oszuka - wprawdzie problemy z tego powodu nie są tak wyraźne i szybkie jak te od odwodnienia, ale mimo wszystko zdecydowanie należy coś w ciągu dnia przegryźć. Co, to już bardzo indywidualna sprawa. Ja np. nie cierpię w takich sytuacjach pieczywa, kanapek itd. Dobrze sprawdzają mi się słodycze i dla kontrastu kabanosy. Bilans kaloryczny takiego dnia tak czy inaczej będzie ujemny
