Maciej_Zimowski napisał(a):
Cytuj:
pomogę Ci, nazywa się… Grzegorz Brzęczyszczykiewicz
Nie, nazywa się Kawęcki - już mi powiedziano. Albo przeprosi, albo będzie miał sprawę w sądzie. Można mnie krytykować, rzucać inwektywy 'ocenne' - nie ma sprawy. Natomiast publiczne wygłaszanie kłamstw pod adresem szefa Bird Service dużo kosztuje...:/
Powiało grozą...
Cytuj:
Deregulacja jest w obecnej konkretnej sytuacji sposobem na walkę z bezrobociem, bo niedostępność pewnych zawodów blokuje możliwość ich wykonywania (choćby i wykonywania w drodze partaczenia), natomiast w innych zwyczajnie roboty dla niektórych, zwłaszcza młodych ludzi, nie ma i zwyczajnie taka jest sytuacja.
Widzisz...Fakt, że w dużej części tych deregulowanych zawodów nie ma etatów, a ludzie pracują raczej jak małe firmy, stwarza pewne złudzenie. Złudzenie, że "jest praca", że jest jej bardzo dużo. Że praktycznie każdy chętny weźmie się za robotę, i się utrzyma. A to jest właśnie...złudzenie. Bo utrzyma się tylko tylu, na ilu będzie popyt.
Jeśli patrzymy w ten sposób na deregulację, to stworzy ona nowe miejsca pracy tylko w tych przypadkach, gdzie obecnie ludzi brakuje. nie nadążają ze zleceniami i jest miejsce dla kolejnych. to nie pasuje ani do przewodników, (z których lwia część co najwyżej sezonowo dorabia, nie będąc w stanie się z przewodnictwa utrzymać) ani tym bardziej do taksówkarzy. Widziałeś kiedyś, żeby nie nadążali? bo ja widzę pełne postoje, a jak dzwonię po taksówkę, to przyjeżdża w 5 minut. Zleceń nie przybędzie, więc nie większy się w żaden sposób pula do podziału. Zwiększy się tylko liczba rak, któe będą między siebi tą pulę dzielić. A korporacji, które są prawdziwym problemem tej branży, i tak deregulacja nie wzruszy.
Ale idąc dalej - aż 10 "zawodów" to różne szczeble w żegludze śródlądowej. Tyle, że...tam nie ma kompletu! Na chętnych cały czas czekają miejsca pracy. Nie ma blokowania dostępu. Są za to płace tak mizerne, że - cytując z pamięci jednego z kapitanów - "pracować na Barki idzie tylko ten, kto naprawdę nie znajduje nic innego". I trudno się dziwić, bo to nie zaporowe wymagania ograniczają dostęp do tego zawodu, a uwłaczające pensje. W "polityce" był swego czasu ciekawy artykuł na ten temat. wypowiadał się w nim dyrektor jednego z urzędów zajmujących się żeglugą śródlądową. On sam, na kierowniczym stanowisku, nie zarabia nawet 2 tys. zł. Pensje na niskich szczeblach są minimalne.
Egzaminator nauki jazdy - obniża się i tak niskie wymagania np. dotyczące stażu posiadania prawka. Wydawałoby się, że to jest potrzebne, bo kolejki po prawka są dosyć długie. Ale myślicie, że są długie dlatego, że wyśrubowane wymagania przechodzi za mało nowych egzaminatorów? Pffff. Po prostu ośrodki ruchu drogowego mają określoną liczbę etatów i nie słyszałem, żeby planowały ją zwiększać. Co tu zmieni deregulacja, skoro nawet przy obecnych , "wyśrubowanych wymaganiach" chętnych nadal jest o wiele więcej niż miejsc dla nich?
Itd itp...Oczywiście nie dotyczy to wszystkich. Zapewne w co najmniej kilku przypadkach Gowin trafi i faktycznie otworzy rynki dotąd zamknięte układami. Ale jak na razie widzę tylko grę pod publiczkę. 100 tysięcy miejsc pracy kojarzy mi się z 3 milionami mieszkań poprzedniej ekipy. A pęd do tego, żeby koniecznie odtrąbić deregulację jak największej liczby zawodów zamiast konkretnych zmian tam, gdzie są potrzebne, świadczy o tym, jak infantylna i naiwna jest całą ta koncepcja...