Zygmunt Skibicki napisał(a):
Zużywa średnio, ale czasem więcej...
Nawet jeżeli przyjąłbyś, że zużywa 30% (co jest sporym nadużyciem, bo tyle to zużywać może trawienie białek, a nie mieszaniny tłuszczy z cukrami), to jednak nadal daleko do 100%.
Pisząc więc
Zygmunt Skibicki napisał(a):
organizm ludzki po zjedzeniu czekolady musi wydatkować mniej więcej tyle samo kalorii co z nią zjadł, by ją przyswoić. Zatem, czekoladowy bilans energetyczny dla organizmu ludzkiego wychodzi tak blisko zera, że trudno mówić o jakiejkolwiek kaloryczności czekolady z punktu widzenia fizjologii.
po prostu się kompromitujesz.
Jak Ci już napisałem wcześniej, spróbuj schudnąć jedząc 10 czekolad dziennie
(oczywiście zakładając normalny wysiłek, a nie np. zawodowy trening pływacki i to, że masz w miarę normalny przewód pokarmowy).
Jeżeli nadal się upierasz przy swoim i twierdzisz, że czekolada składa się w dużej mierze z białka oraz, że jej trawienie pochłania niemal całą energię w niej zawartą, to proszę Cię podaj konkretne źródła swojej wiedzy, a nie kompromituj się.
Zygmunt Skibicki napisał(a):
Qurna, weź raz poczytaj coś porządniejszego od tych google-śmugle tabelek i unijnych - koń by się uśmiał... dyrektyw.
Zapewniam Cię, że wiedzę czerpię ze źródeł na odpowiednim poziomie, zazwyczaj zdecydowanie wyższym od podręczników sprzed 50 lat.
Co do dyrektyw unijnych, to nie wiem jak Ty, ale ja jadam najczęściej czekoladę produkowaną w Unii, a nie w ZSRR*
Więc czy Ci się to podoba, czy też nie, czekolada którą kupujesz w Polsce będzie spełniała normy z dyrektyw unijnych, a nie z peerelowskich podręczników do technologii spożywczej.
*ta faktycznie mogłaby składać się głównie z białka, bo po przeszło 20 latach od jej produkcji z czekolady zostały tylko robaki.
Zygmunt Skibicki napisał(a):
Słyszałeś o pokarmie lekko albo ciężkostrawnym?
Rozumiesz te pojęcia, wiesz, co one oznaczają, ale tak konkretnie
Tak Zygmuncie słyszałem wielokrotnie i doskonale wiem co one oznaczają. Z tego co widzę, w przeciwieństwie do Ciebie.
I doskonale rozumiem, że z tego, że pokarm jest ciężkostrawny nie wynika wcale, że energia z niego nie jest przyswajana lub, że na jego trawienie zużywa się niemal tyle energii ile sam zawiera, jak zdaje się starasz się zasugerować.