Na pewno się nie widzieliśmy, niestety. Ale nie wiele brakowało. Może następnym razem?
Jak pisałem podchodziliśmy (trzy osoby) od południa, z Przywarówki. No i w niedzielę. Niektórzy w szabas pracują
Wyciągnął mnie Zdzisio, pierwszy raz z nim szedłem. On starszy, ja kulawy przez rozwalone kolano, pomyślałem że się dopasujemy.
Mieliśmy napierać z Przywarówki o 9 . Jedziemy autem Zdzisia, a on każe nam liczyć auta z uszkodzonymi żarówkami, opowiadając po drodze jak to brak świateł jest niebezpieczny. Skręcamy z Zakopianki na Bielsko a tu auta z przeciwka migają nam światłami. Zdzisek nie włączył świateł. Jak to mówią-nie ma przypadków są tylko znaki. Do Krowiarek było OK.
Zaraz za przełęczą skręcamy w prawo, W wąską dróżkę. Jedziemy powoli, śnieg, wąsko, zaczynają się górki-stajemy. Zdzisław ma łańcuchy, zakładamy. Mijamy drugą leśniczówkę, a tu wiatr przewrócił sosnę w poprzek drogi. Ledwo się wycofaliśmy na główną drogę. Zdejmujemy łańcuchy, ruszamy, a tu silnik się zagotował. Okazało się że Zdzisław zamontował usprawnienie i założył osłonę na chłodnicę. Na szczęście dobrzy górale z pobliskiej chałupy poratowali nas wiadrem wody. Jedziemy dalej ale niestety naokoło, no i czasu zmarnowaliśmy dość.
Zjeżdżamy z Jabłonki do Lipnicy, na drodze lód, na lodzie menel. Pan Zdzisław hamuje, chce minąć menela, i wpieprzamy się tyłem do rowu.
Ale że głupi ma zawsze szczęście, ratują nas miejscowi. Auto na hol,my z tyłu i jesteśmy na kołach. Wyglądało gorzej. Niestety, jak stanęliśmy pod Stańcową było po pierwszej! No i ledwie się wczołgaliśmy na parking bo przy kilku wadach Pan Zdzisław nie umie parkować. Ale o tym przekonaliśmy się póżniej. Pogoda była coraz gorsza. Szybko nas wiatr i zamieć zgoniła z powrotem do lasu. Gdy zeszliśmy na parking już nikogo nie było. Ciemno, śniegu napadało chyba z 15 cm. Chcemy jechać ale przy ruszaniu ładujemy się prawą stroną do rowu przysypanego na równo śniegiem. Zakładamy łańcuchy, kopiąc w zaspie, niestety ginie gdzieś łącznik, szukamy go w śniegu, czapki i rękawiczki polarowe wcześniej nasiąknięte zaczynają sztywnieć na mrozie, wieje już coraz mocniej.
Pieprzyliśmy się z wyjazdem półtorej godziny, nawet Babia nie dała tak w kość. W międzyczasie była burza z piorunami w styczniu ! huraganowy wiatr i kupa połamanych gałęzi na drodze. Przyjechaliśmy do Krakowa po dwudziestejdrugiej. W mieście trąbili za nami-okazało się że wlekliśmy za sobą czterometrową gałąż prawie od Chyżnego. Pogody sie nie wybiera ale towarzysza podróży...
_________________
Te linki okazują mowę nienawiści lub dyskryminację wobec chronionej grupy osób z powodu rasy, wieku lub innych naturalnych cech.
https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%BBagiew_(organizacja)https://pl.wikipedia.org/wiki/A_quo_primum