Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest Cz kwi 18, 2024 1:38 am

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 325 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1 ... 7, 8, 9, 10, 11
Autor Wiadomość
PostNapisane: Wt lut 19, 2013 6:05 pm 
Weteran

Dołączył(a): So wrz 29, 2012 9:26 am
Posty: 128
Lokalizacja: Pszczyna
Krabul napisał(a):
Kafar napisał(a):
Wydaje mi się że turyści w schroniskach bardziej potrafili się ze sobą zintegrować.
A sam robisz cokolwiek, żeby się z kimś zintegrować w schronisku? Ja akurat nie wiem jak z tym było 10 lat temu, ale teraz takowego problemu nie widzę.
Kafar napisał(a):
A teraz tylko chodzą od okna do okna szukając zasięgu w swoich komórkach. :/
Gadżeciarz ze mnie żadne, ale wiesz... dobrze jest raz dziennie, jak się do tego schroniska dotrze, dać znać komuś, kto się o ciebie martwi i na taką wiadomość czeka.


Pewnie że robię! Jak jestem przy kasie to zapraszam obcych ludzi na flaszke lub piwo ;) Jeśli nie, to organizuje się jakie ognicho i kto chce dołącza. I wtedy już nie są tacy obcy.

Co do komórek. Ok, sprawa sporna. Można dać znać że wszystko ok itd, ale spotkałem się też z sytuacjami z których wynikało, że najlepiej pojechać w góry żeby sobie pogadać przez telefon...


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lut 19, 2013 6:24 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz lip 28, 2011 9:09 am
Posty: 5455
Lokalizacja: Białystok
Kafar napisał(a):
Wydaje mi się że turyści w schroniskach bardziej potrafili się ze sobą zintegrować. A teraz tylko chodzą od okna do okna szukając zasięgu w swoich komórkach. :/


Prawie za każdym razem gdy nocowałem w schroniskach poznawałem fajnych ludzi. Tak więc nie jest tak źle jak Ci się wydaje :)

_________________
Wiem, że nic nie wiem


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lut 19, 2013 10:39 pm 
Kombatant

Dołączył(a): N maja 04, 2008 2:55 pm
Posty: 371
Lokalizacja: Łódź
_Sokrates_ napisał(a):
Prawie za każdym razem gdy nocowałem w schroniskach poznawałem fajnych ludzi. Tak więc nie jest tak źle jak Ci się wydaje :)

Święte słowa!
Tak było 50, 40, 30, 20, 10 lat temu i tak jest nadal. Klimat spotkań ludzkich, to nie jest coś, co gdzieś jest. To trzeba stworzyć także samemu!
Powiem więcej: może być i tak, że to krytyczny obserwator jest tym czynnikiem, który klimat... rozwala, bo po prostu nie pasuje do reszty towarzystwa!

Z tym bywa bardzo różnie, ale zawsze jest tak, że to ludzie tworzą ów niezapomniany, albo chętnie zapominany klimat:

Teraz tylko Alpy
z tomu "Lama oraz inne opowieści"

Późne wieczory w schroniskowych sypialniach mają swoją specyficzną atmosferę. Panuje nadzwyczajny, wcale niezbyt wielki, ale z racji charakteru niespotykany chyba w żadnym innym miejscu, rozgardiasz. Tych kilka plecaków wniesionych z niemałym trudem na górę zawiera cały tutejszy dobytek mieszkańców. Rozbebeszone wory stoją przy pryczach skutecznie ograniczając mikroskopijny kawałek wolnej podłogi. Część ich zawartości, ta niezbędnie każdemu co chwilę potrzebna, dokładnie zapełnia wszystkie wolne przestrzenie. Każdy skrawek zastawiony jest drobiazgami. Naprawdę trzeba bardzo uważać by nie ruszyć nie swojej rzeczy. Czasem trzeba nieźle się naszukać własnej łyżeczki choć kilka innych bezużytecznie leży na wierzchu.
Przedmiotom, nawet tym codziennego użytku detalom, na które w innych warunkach nie zwracamy większej uwagi, nadaje się tutaj rangę osobistych znaczeń. Te nasze proste przedmioty przecież o nas świadczą, są naszymi znakami, coś o nas mówią. Przede wszystkim są one jednak osobiste.
Na stłoczonej przestrzeni kilku metrów kwadratowych ciągle przepakowuje się te drobiazgi. Ze względu na konieczność wykonania wielu całkiem normalnych, a tylko w tych warunkach trudnych do prostej realizacji czynności, ciągle czegoś się szuka. Dosłownie wszystko po kilka razy przechodzi przez ręce właścicieli i przed oczyma przypadkowo skojarzonych mieszkańców sypialni. Od najintymniejszej, ale z konieczności zachowania higieny, wypranej i rozwieszonej do wyschnięcia bielizny, aż po prawie jednakowe i przez to z pozoru niemal zupełnie pozbawione cech osobistych, choć niezwykle prywatne - kubki.
Żadna kobieta nie lubi oglądania zawartości jej torebki a mężczyźni też nie są zadowoleni gdy ktoś zagląda im do teczek. W ścisku sypialni nie ma szans na zachowanie nawet takiej prywatności. Tutaj wszystko jest, bo musi być na wierzchu. Także twarze i gesty wystawione są na możliwość ciągłej obserwacji przez obcych.
Sytuacja jest podobna do tej w windzie. Wsiadający do ciasnej klatki ludzie nadają natychmiast swoim twarzom wyraz nieobecnego ciałem zamyślenia. Nawet nic nie myśląc, można na krótko udawać zamyślenie. Zagrać wobec obcych. Jazda windą trwa jednak bardzo krótko i pokazujemy w niej wyłącznie swoje twarze i ubranie.
Wspólny pobyt w sypialni schroniska to kilka godzin a nie kilkanaście lub kilkadziesiąt sekund. Tutaj sytuacje zmuszają ludzi do pokazania innym nie tylko własnej bielizny i rozczochranej snem fryzury. W społeczności sypialni, poprzez rodzaj i wygląd wielu osobistych przedmiotów, sposób ich użytkowania, rodzaj pożywienia i formy spożywania go oraz oczywistość demonstrowanych nawyków higienicznych stajemy niemal nadzy przed sobą.
Zmęczeni trudami wycieczki i przybici niedoskonałością fizyczną własnego ciała nie potrafimy już grać. Obnażamy nie tylko własne ciało, ale i całe wnętrze. Chcemy, czy nie demonstrujemy przed innymi własną osobowość. I to jest właśnie najbardziej dotkliwy aspekt tego negliżu.
Trudne do zniesienia jest nie tylko wymuszone uzewnętrznianie się ale także bycie świadkiem obnażania się innych osób. To dziwne, jak wiele własnego zażenowania budzi niezawinione widzenie obcej osoby pozbawionej należnego przecież każdemu choćby kawałeczka własnego świata.
Powstaje wtedy coś takiego jak zupełnie niewidzący wzrok. Niby ma się otwarte oczy, a jakby nie docierały przez nie żadne obrazy. Nadaje to ludziom wyraz nadzwyczajnego skupienia, absolutnej koncentracji i najwyższego zainteresowania jakąś prostą czynnością. Każdy coś robi z miną szczytowego zaaferowania wyłącznie swoją sprawą.
Podobnie jak w tramwaju, osoby zapatrzone są w bure widoki za brudnymi oknami i udają ogromne zainteresowanie ulicznymi pejzażami lub artykułem w rozłożonej gazecie, po którym tylko ślizgają się wzrokiem. Po prostu grają. Chowają się za kreowanym obrazem siebie. A przynajmniej próbują.
Człowiek pastujący buty z miną uduchowioną robi niesamowite wrażenie. Tak maksymalnie skupione twarze widuje się wyłącznie w świątyniach. Jakby od precyzyjnego pociągnięcia kawałka skóry umorusaną szmatką zależało życie połowy ludzkości, albo jego własne zbawienie. Dam głowę, że mało go obchodzi precyzja wykonywanej czynności. On w ten sposób sam dla siebie staje się tu nieobecny – odległy od tego miejsca i tego czasu. Jest sam ze sobą a but i mazak to tylko jego fetysze. Pucybut z miną kameduły. Obraz ten, mimo oczywistej groteski, nie śmieszy mnie jednak. Facet boryka się z takim samym problemem jaki mam ja. Tylko ja schowałem się za przypadkowo zaimprowizowaną zasłoną i nikt nie może nagle przyłapać mnie na podpatrywaniu.
Obserwowanie zachowań innych ludzi zawsze było dla mnie ważniejsze i ciekawsze niż najdoskonalsze nawet kreacje aktorskie. Aktorzy wszak lubią być oglądani, prywatni ludzie jakby nieco mniej.
Niektórzy obrażają się na obserwatorów, choćby przypatrywać się im w publicznym miejscu. Publiczne miejsce niejako upoważnia każdego do czynienia obserwacji. Jeśli ktoś jest w publicznym miejscu, pozwala tym samym obserwować się.
Tą niechęć budzi fakt obserwowania kogoś w obecności osób trzecich. To obecność innych osób zmusza nas do demonstrowania niechęci wobec obserwatora. Jeśli ktoś sfotografuje nas na ulicy, nie mamy nic przeciwko temu, choć przecież niewątpliwie nas obserwował. Nie czujemy jednak zażenowania wobec innych, że daliśmy się obserwować. To nie fakt podglądania budzi złość. Zdenerwowanie wynika z zażenowania wobec innych, że jesteśmy obserwowani.
Jeśli na dwóch ławkach w parku siedzi kobieta i mężczyzna i jedno obserwuje drugie, to kobieta na pewno poprawi fryzurę a mężczyzna krawat. Obserwowani, jeśli nie czują zagrożenia, chcą wyglądać lepiej i nie mają nic przeciwko zainteresowaniu swoją osobą. Jeśli pojawią się świadkowie takiej sytuacji, obydwoje zrobią wszystko by zademonstrować, że nic nie wiedzą o fakcie bycia obiektem obserwacji: założą ciemne okulary, zaczną czytać gazetę lub demonstracyjnie odwrócą się.
....................
Tak jak ten mocno starszy pan. Siedzi na jedynym tu krześle przy zagraconym stole i ceruje skarpetę. Jest z nas najstarszy i nikomu nie przyszłoby do głowy zakwestionowanie wyłącznego zajmowania przez niego jedynych w pokoju ogólnie dostępnych sprzętów – krzesła i stołu. Pewnie byłby niezadowolony gdyby się zorientował, że mu się przypatruję a inni to widzą. Odwrócił się więc tyłem do wszystkich i nawet zasłania sobą światło potrzebne mu do cerowania. Musi więc co chwila podnosić robótkę do góry i sprawdzać efekt pracy.
Z tym zajmowaniem przez niego stołu to przesada, bo na meblu nie ma kawałeczka wolnego miejsca. Kubki, puszki, jakiś chleb w rozmamłanej reklamówce, kilka krzywo zestawionych menażek ze sztućcami, plastikowe pudło z dwoma pomidorami i nadkrojoną cebulą na wierzchu – blatu nie widać. Starszy pan, podniósłszy skarpetę wyżej do światła, przez grube okulary przypatruje się prawie zakończonemu dziełu i zapewne rozmyśla czym by się zająć po skończeniu cerowania. Też chciałby być sam ze sobą a zmuszony jest dzielić swój świat z innymi. Ze mną też.
Mała przestrzeń podłogi zmusza do zasypywania posłań mnóstwem drobiazgów i zamykania się w ich obrębie. Zupełnie przypadkowo stłoczeni ludzie pojedynczo lub parami tworzą przy pomocy tych detali swoje małe światy zważając pilnie, aby komuś innemu nie sprawić kłopotu, nie wejść w czyjąś przestrzeń, ani jej nie zakłócić.
...................
Tak, jak ta ładna dziewczyna. Siedzi na górnej pryczy zapewne po turecku, choć patrząc z dołu nie widzę kolan, i ustawiwszy twarz do jedynej żarówki, wpatruje się pilnie w trzymane lusterko a drugą ręką wykonuje kolejny już tego wieczora, skomplikowany i żmudny makijaż.
W tych warunkach malowanie oczu jest jeszcze bardziej absurdalne niż uduchowione ale przydatne w końcu czyszczenie butów. Właśnie skłoniła się w dół poza krawędź pryczy i powiedziała coś do chłopaka z butami. Oparłszy dłonie z przyborami o skraj posłania, zamachnęła się mocno całym tułowiem dla głębszego wychylenia się.
Wysoko uniosła przy tym biodra i teraz już widziałem, że rzeczywiście siedziała po turecku. Ciężki sweter obsunął się i odsłonił ładnie opalone plecy. Długie, ciemne włosy przeleciały jej nad głową i na moment zawisły tak, że nie widziałem jej twarzy i nie słyszałem słów. A może po prostu nic nie mówiła i samym spojrzeniem coś tam wyraziła.
Chłopak spojrzał na nią i w tym jedynym momencie rozjaśnił twarz normalnym ludzkim uśmiechem. Maska nieobecności zanikła w ułamku sekundy. Chwilę tak trwali, ale ona znów wyprostowała się i wróciła do malowania oka a on zamroził twarz przy cyzelowaniu połysku na kolejnym bucie.
Tylko przez moment wystarczający dla poprawienia opadających włosów dziewczyna mocno wyprostowała plecy i popatrzyła jakby zaciekawiona po sali, jak ktoś kto wchodzi właśnie do zupełnie nieznanego miejsca i tylko z ciekawością, ale bez zainteresowania rejestruje elementy otoczenia. Już w następnej sekundzie westchnęła, opuściła ramiona i skamieniała przed swoim odbiciem. Jej druga dłoń, jakby nie należąca do jej całkiem zastygłego ciała, precyzyjnymi, lekkimi pociągnięciami nakładała nową kreskę.
........................
Mężczyzna leżący nade mną chrząknął, zaszeleścił gazetą i z rozmachem zmienił pozycję. Chyba całkiem się odwrócił, bo nasze posłania zakołysały się a deski nad moją głową zaskrzypiały. Znów się poruszył. Cień jego głowy pokazał się na cienkiej frocie mojego ręcznika. Odgarnął go zdecydowanie i zajrzał na moją pryczę niepewny czy w ogóle tu jestem. Z oświetlonego miejsca wsadził głowę w dość ciemną przestrzeń i nie od razu mnie zobaczył. Rozejrzał się po pościeli zasłanej jeszcze kocem.
-Przepraszam.
-Nie szkodzi.
Puścił zasłonę i już mniej energicznie wrócił do czytania bo drewniana konstrukcja już się nie zachwiała, ale gazeta szeleściła dalej. Tylko co chwila lekko uginały się deski jego pryczy i z góry dochodziły pochrząkiwania. Zapewne, jak wielu innych, złapał w górach małą chrypkę.
Byłem oparty plecami o ścianę. Jedyna lampa pod sufitem wystarczająco oświetlała całą sypialnię, szczególnie jej górne posłania. Jednak na dolnych pryczach, zwłaszcza pod ścianami panował półmrok. Jak zwykle dla wygody oplotłem słupki naprężoną linką i rozwiesiłem na niej codzienne pranie oraz wilgotny po kąpieli ręcznik. Ten ręcznik i uprana koszulka zasłaniały mnie od światła dając spokojny półmrok. Przebrany w pidżamę miałem już zamiar spać, ale niespodziewanie naszły mnie refleksje nad panującą atmosferą i siedziałem rejestrując scenerię oraz dyskretnie obserwując pozostałych.
Nie dostrzegłem reakcji dziewczyny z lusterkiem na zachowanie mojego sąsiada z góry, ale chyba tylko na chwilę oderwała wzrok od swojego odbicia i zatrzymała pracowitą dłoń. Zarejestrowałem jedynie jej spojrzenie wracające już na lustro i kolejne pociągnięcie pędzelka. Starszy pan zakończył pracę nad skarpetą, wstał i sprzątał nici. Młody chłopak w kucki, odwrócony do mnie tyłem, precyzyjnie ustawiał błyszczące buty. Wyraźnie szukał dla nich takiego miejsca, gdzie nie będą nikomu przeszkadzały.
....................
Para młodych ludzi siedząca na sąsiednim dolnym łóżku patrzyła teraz w moją stronę. Ich twarze też były ukryte w cieniu ale nie tak głębokim jak mój. Jej blond włosy nieco doświetlały obraz. Mój zawieszony od frontu jasny ręcznik i koszulka musiały dawać duży kontrast światła z wnętrzem mojej przestrzeni. Mogli dojrzeć co najwyżej moje kolana. Zaraz też zajęli się sobą. On, podobnie jak ja, oparł się o ścianę. Ona siedząc bokiem do niego oparła plecy o jego podciągnięte kolana i wpatrywali się w siebie. Pewnie coś do siebie mówili szeptem a może tylko patrzyli. Jej dłonie były pod jego grubym swetrem. Nie wiem czy obydwie, ale jedną właśnie schowała. On jedną ręką otoczył jej kark i ramiona, druga powoli błądziła po kraciastej koszuli dziewczyny. Mieli siebie i nic nie musieli udawać.
Czułem nikły smutek zazdrości. Też mogłem tu być nie sam, ale ona z gór lubiła tylko Jastrzębią Górę a ja z morza tylko Morskie Oko. No i dobrze.
Wtedy otworzyły się drzwi i z rozmachem wszedł ostatni z mieszkańców naszej sypialni. Wracał spod prysznica. Mokre zmierzwione włosy, ręcznik owinięty na wypranych rzeczach, kłąb ubrań pod pachą i przebranie w pidżamę świadczyły o tym jednoznacznie.
-Ależ kolejka – rzucił w przestrzeń.
Zaczął porządkować przyniesione tobołki i nie zrażony brakiem reakcji kontynuował nie zwracając się do nikogo konkretnie.
-Jaki numer, słuchajcie! – zwracał się do nas jakbyśmy znali się od dawna, a nie zaledwie od kilku godzin -Przyszło trzech takich napalonych, że szok. Mówią, że przeszli całą Orlą w jeden dzień – od Krzyżnego do Zawratu...
-To nie całkiem całą – zauważył uporządkowany już pan od igły siadając na łóżku.
-Co tam – chłopak zdaje się nie bardzo wiedział jaką niecałość starszy pan miał na myśli - Ktoś im naopowiadał, że w jeden dzień to jest niemożliwe i przyjechali dzisiaj rano sprawdzić to. Chyba totalne cepry, bo mówili bez sensu. O topografii pojęcia nie mają. Wszystko im się pomieszało. W kółko nawijali tylko o łańcuchach i klamrach. Darli się pod prysznicami jak diabli. Mówię wam, adrenalina leciała im jeszcze z uszu.
-No i co z tego – mój towarzysz z góry odłożył gazetę, usiadł z głośnym skrzypnięciem desek i spuścił nogi z pryczy. Dyndały teraz zasłaniając mi wszystko. Musiałem się wychylić, by cokolwiek widzieć.
-Z tego nic, ale jeden walnął, że jak już całe Tatry pokonali... - tak gadali, jak Boga kocham. – chłopak obrócił się dookoła pokazując wszystkim swoją twarz dla zaświadczenia, że mówi prawdę.
-Więc jak już je pokonali, te całe Tatry, to teraz przed nimi tylko Alpy... – zakończył przypatrując się wszystkim po kolei w oczekiwaniu naszych reakcji.
Szybko zarejestrowałem błyski rozbawienia w oczach młodej pary. Dziewczyna z lusterkiem tylko pokiwała tułowiem na boki. Pauzy po każdym ruchu zdecydowanie wskazywały na jej powątpiewanie a nie uznanie. Facet z góry mocno westchnął i chyba się mocno poruszył bo deski wydały odgłos wyjątkowo donośny. Musiał mieć niezłą wagę.
-No i coś pan na to odpowiedział? – we wzroku pana od igły było wyłącznie zaciekawienie. Nie wydawał się speszony atakującym wzrokiem młodziana. Wyraźnie zakładał, że chłopak musiał tam pod prysznicem coś ważnego powiedzieć. Nie mylił się.
-To nie było pytanie. Ale jak już wychodziłem to powiedziałem im, że całą Orlą można zrobić bez dotykania łańcuchów.
-O cholera – starszy pan spoważniał.
Przytulona para wystawiła głowy spod górnej pryczy. Dziewczyna z lusterkiem opuściła zmęczone już zapewne ramiona i zastygła wpatrzona wyczekująco w wycierającego głowę chłopaka. Nad moją głową zaszeleściła zgniatana gazeta. Napięcie wyraźnie wzrosło.
-A można? - spytał spokojnie i zupełnie bez emocji wpatrzony w swoje błyszczące dzieło i dotąd jakby nie zainteresowany rozmową chłopak zamykając pudełko pasty.
-Można. – odpowiedzieliśmy nierówno, ale zgodnie z panem od igły i moim towarzyszem z góry.
Ja to kiedyś zrobiłem. Ci dwaj pewnie też. Przy dużym doświadczeniu jest to spory ale w końcu nie nadzwyczajny wyczyn. No, może poza paroma miejscami, gdzie trzeba umieć dość sporo i nawet przy suchej skale jest mocno ryzykownie. Dla nowicjuszy może to być zabójczy test. Na pewno zaś byłby skrajnie niebezpieczny.
-Nie wiedziałem. Tak tylko walnąłem żeby ich zgasić.– młodzian z zakłopotaniem potarł mokre włosy i popatrzył niepewnie po naszych twarzach, ale nie zobaczył w nich nic nagannego.
Wyraźnie docierało do niego, że mocno przesadził. Ale to był wyłącznie jego problem. Powiedział im tyle ile powiedział i nikt z nas nie mógł cofnąć jego słów. Jeśli ci faceci pójdą następnego dnia sprawdzić jego informację, tylko on będzie za to odpowiedzialny. I to wyłącznie przed sobą samym. Nikt poza nim nie będzie mógł go osądzać. Nikt też nie będzie w stanie go usprawiedliwić. Może rzeczywiście palnął tak dla zgaszenia pajaców ale to nie zmienia postaci rzeczy, że być może ich podpuścił.
Dziewczyna na górnej pryczy zmywała energicznie twarz. Facet nade mną układał się znowu, ale gazety już nie słyszałem. Chłopak po skończeniu pastowania wyszedł się myć. Młoda para w milczeniu przygotowywała swoje posłania.
Zakłopotany młodzian wzruszył wreszcie ramionami, wszedł na górną pryczę i zakopał się w pościeli. Po chwili podniósł głowę:
-Kto zgasi światło? – wolał chyba ten dzień już zakończyć.
-Ostatni – pan od igły też już leżał.
-Dobranoc – oświadczyłem, że mnie tu już nie ma.
-Dobranoc – odpowiedziała zgodnie reszta towarzystwa zbierająca się do spania. Dziewczyna od makijażu chyba przebierała się pod kocem bo jej głos był mocno przytłumiony. Szepty i ciche krzątania pozwalały przypuszczać, że nie potrwa to długo.

_________________
Na świecie nie ma miejsc nieciekawych,
Natomiast ludzie... owszem, są.
http://www.turystyka.skibicki.pl


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lut 19, 2013 11:05 pm 
Weteran

Dołączył(a): So wrz 29, 2012 9:26 am
Posty: 128
Lokalizacja: Pszczyna
Pewnie macie rację. Może odnoszę takie mylne wrażenie, że schroniskowi współlokatorzy czuja się tacy zajebiści, bo tego dnia w 10 godzin przebiegli pół pasma... itp. Tak jakby zapomnieli, albo co gorsza nie doświadczyli tego, co w górach najpiękniejsze.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr lut 20, 2013 12:05 am 
Kombatant

Dołączył(a): N maja 04, 2008 2:55 pm
Posty: 371
Lokalizacja: Łódź
Kafar napisał(a):
schroniskowi współlokatorzy czuja się tacy zajebiści...

Bo ja wiem...?
Czy tu chodzi o jakąś zajebistość, czy o normalne poczucie zadowolenia z dokonania czegoś pomimo określonych uwarunkowań?
No... zawsze to podnosi samoocenę. Tyle że akurat słusznie, a nie sztucznie. Cóż w tym złego, że człowiek sprawdza swą samoocenę w prawdziwej skali?
Jasne, zawsze się może trafić jakiś wyjątkowo napalony fajansiarz, ale jak się ma swoje lata i wielokrotnie "przekręcony" licznik przebiegu, to się zazwyczaj pozerów, buzerów, bajerantów oraz wszelką lanserkę poznaje w drugim zdaniu najdalej i... kończy temat.
Warci rozmowy są i tak tylko ci... szczerze prawdziwi.
I tu może być problem...
Trzeba mocno dorosnąć, by wiedzieć, że świat sztucznie podkolorowany szybciej i paskudniej obłazi z farby niż ten prawdziwy, a frazesy nie rażą fałszem tylko głupków.
Wielu zbyt późno zauważa, że tu akurat popełniali najwięcej błędów. Ale i tak nigdy nie przyjmą do wiadomości, że zasłużenie czują się jak przephotoshopiona okładka kolorowego tygodnika, co to go nikt nie chciał czytać i nieuchronnie zbliża się termin odesłania na... przemiał.
Kafar napisał(a):
Tak jakby zapomnieli, albo co gorsza nie doświadczyli tego, co w górach najpiękniejsze.

Trzeba się zgodzić z tym, że różni ludzie mogą to w różnych okresach swego życia różnie definiować...
Ja bym się nie odważył narzucać komuś swojej w tym względzie definicji, a ją oczywiście mam.

_________________
Na świecie nie ma miejsc nieciekawych,
Natomiast ludzie... owszem, są.
http://www.turystyka.skibicki.pl


Ostatnio edytowano Śr lut 20, 2013 12:08 pm przez Zygmunt Skibicki, łącznie edytowano 1 raz

Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr lut 20, 2013 11:21 am 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): So lis 24, 2012 7:17 pm
Posty: 1562
Kto mnie zarazil gorami? Moj ojciec.....

_________________
nie pozwól mi zapomnieć, jak to jest tam wysoko...


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr lut 20, 2013 10:53 pm 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): So lis 24, 2012 7:17 pm
Posty: 1562
Wiejska Szamanka napisał(a):
Piwko za zdrowie Taty :) 8)


Oj to prawda :) Dzięki ;)

_________________
nie pozwól mi zapomnieć, jak to jest tam wysoko...


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz lut 21, 2013 9:51 am 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn cze 27, 2011 4:26 pm
Posty: 651
Lokalizacja: Warszawa
A ja to chyba sam się zaraziłem, pewnego razu pojechaliśmy na studiach w Tatry wszedłem na Rysy i już mi tak zostało :mrgreen:

_________________
Jeśli chcesz biegać, przebiegnij kilometr… Jeśli chcesz zmienić swoje życie, przebiegnij maraton.

Emil Zatopek


Ostatnio edytowano Śr lip 26, 2017 12:03 pm przez kaziuuu, łącznie edytowano 1 raz

Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lut 26, 2013 9:44 am 
Kombatant

Dołączył(a): N maja 04, 2008 2:55 pm
Posty: 371
Lokalizacja: Łódź
Opowiadał mi Andrzej Brandstatter, że jego ojciec z nizin przyjechał do Zakopanego z zakładową wycieczką, weszli na Halę i... został!
Andrzej potem ganiał z tego Murowańca codziennie do szkoły i... nazad!

_________________
Na świecie nie ma miejsc nieciekawych,
Natomiast ludzie... owszem, są.
http://www.turystyka.skibicki.pl


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lut 26, 2013 9:38 pm 
Zasłużony

Dołączył(a): Wt cze 29, 2010 11:06 am
Posty: 219
Lokalizacja: ŁÓDŹ
W moim przypadku to ja zarażam innych.
A do mnie jakoś same te zarazki przyległy . :thumleft:

_________________
KASIA


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr mar 06, 2013 5:04 pm 
Zasłużony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn sie 18, 2008 1:10 pm
Posty: 240
Lokalizacja: Szczecin
Tata pokazał mi góry. Jak mi je pokazał to już byłe po mnie :D

_________________
marchew napisał(a):
Nie od dziś wiadomo, źe aby chronić Tatry, należy je odciąć od górali.
Góry tak - górale nie.
Obrazek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pt mar 22, 2013 11:37 am 
Kombatant

Dołączył(a): N maja 04, 2008 2:55 pm
Posty: 371
Lokalizacja: Łódź
Szkic dramatu w pięciu aktach z dwoma aktorami, mnóstwem statystów i narratorem. Widzowie... niekoniecznie w kadrze, w żadnym wypadku w tle dźwiękowym. Dialogi według uznania, byle na temat. Kostiumy związane ze scenografią.
Tekst ten powstał na zapotrzebowanie (nie zamówienie!) pewnej bardzo miłej, polskiej dziewczyny czasowo mieszkającej na Wyspach Brytyjskich, która pewnego Henry’ego zapragnęła przerobić na dożywotnio „walniętego” Nią indywidualnie oraz Tatrami… samowtór. Zatem, nie da się napisać uczciwie, że wszelka zbieżność postaci i sytuacji jest przypadkowa, bo... nie jest.

Osoby dramatu:
- ST - Szajbus Tatrzański - osobnik, który najwspanialszą wycieczkę w najodleglejszy zakątek świata odda chętnie za kolejny pobyt w Tatrach.
- PST - Partner(ka) ST – osobnik(czka), świadom(a), że gdzieś na południu kraju leżącego nad Wisłą istnieją jakieś góry o nazwie Tatry, ale wcale by się nie zmartwił(a), gdyby ich nie było.
- Statyści w strojach jak na wycieczki górskie.
- Narrator wyraźnie starszy człowiek w stroju turystycznym trochę (tylko trochę!) starszego typu.

Akt pierwszy
Scena pierwsza. Scenografia związana z codziennym życiem ambitnych, ale zwyczajnych zjadaczy chleba.
ST samodzielnie dochodzi do całkowitego przekonania, że najważniejszym je(j)go celem w najbliższym okresie jest przekonanie PST do całkowitej i nieuleczalnej szajby o nazwie „Tatry”.
Scena druga. Na pierwszym planie ST, w tle kręci się PST
ST dochodzi do przekonania, że podstawową zasadą dojścia do sukcesu jest stworzenie takiej sytuacji, w której PST nie nakłaniany w sposób jawny sam dojdzie do przekonania, że sam tego chce i to niezależnie od ST, a jedynie z je(j)go pomocą zrealizuje swoje marzenie.
Scena trzecia - Kuszenie. Na pierwszym planie ST, czasem PST podchodzi do niego PST.
Najpierw trzeba PST uświadomić, że te Tatry są w zasięgu jego możliwości. Sprawa może wcale nie być prosta, bo zazwyczaj nawet ignorant wie, że góry bywają groźne i to w stopniu ostatecznym. Łagodna (wyłącznie!) perswazja odnośnie news-ów medialnych o kolejnych górskich tragediach, tłumaczenie na przykład, że przecież nie od razu trzeba zimą pchać się na Rysy oraz podsuwane zręcznie informacje o fenomenalnych widokach (albumy, zdjęcia) powinny po niejakim czasie dać poczucie u PST, że tak… właściwie, jak by się do tego z sensem zabrać, z kimś oblatanym w sprawie, w wolnym czasie, może przy okazji najbliższego urlopu, to… czemu nie?
Scena czwarta - Usprzętowienie. Scenografia jak w scenie trzeciej,
Kolejny etap, to przygotowanie sprzętowe PST, bo oczywiście ST już przygotowany jest. Problem wcale nie jest łatwy, bo gdyby PST miał przysłowiowego „węża w kieszeni”, trzeba niektóre niezbędne, a kosztowne zakupy obejść metodą prezentów bądź innych darowizn bezokazjonalnych. Niezastąpioną metodą jest podrzucanie kolejnych części wyposażenia na zasadzie - „kole(ga)żanka to miała, ale daje nam to, bo już jej jest niepotrzebne…”
Scena piąta - Usidlenie.
Następny etap, to termin wyjazdu w Tatry. Ze względów oczywistych najłatwiej kogoś zachęcić do gór latem, bo wszystko jest wtedy łatwiejsze i tańsze. Problem w tym, że akurat latem w Tatrach są największe tłumy, a i pogoda najbardziej kapryśna. Pewnym rozwiązaniem jest dłuższy, powiedzmy dwutygodniowy pobyt z zaplanowanymi (tajnie!) trzema, czterema wycieczkami – zawsze można wtedy „wymanewrować” nawet kilkudniowe ulewy. W każdym bądź razie PST powinien wiedzieć o jednej, najwyżej dwóch „możliwych” wyprawach górskich.
Scena szósta - Kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa.
W dalszej kolejności trzeba dokładnie zaplanować wycieczki. Problem w tym, że ani trochę nie wiadomo, jak sobie na szlaku poradzi PST i czy przypadkiem długie spacery po lesie, to i owszem, ale pierwsze podejście i maleńka zadyszka kładzie PST na… amen.
Ostrzeżenie!
Wszelkie działania w rodzaju: „ja ci pokażę, jak się chodzi po górach!” i zatyranie je(j)go na pierwszej wycieczce, co dla górołaza w stosunku do nowicjusza jest banalnie proste, od razu wywala PST na bocznicę Dożywotnio Stroniących od Gór – KAŻDYCH!
Scena siódma - Po przyjeździe
Jakoś czas pobytu trzeba wypełnić. Możliwości jest od cholery, ale należy stanowczo chronić na początku PST przed:
1. Kolejką na Kasprowy, bo zacznie marzyć o jechaniu czymś na każdy inny szczyt,
2. Jazdy albo nawet spaceru do Morskiego Oka, bo przecież „nic ciekawszego już w Tatrach nie ma”,
3. Wycieczki na Giewont jako pierwszej, bo będzie… ostatnią.
Dlaczego?
To proste!
Jeśli PST ma „wyjść na ludzi” i zostać ST, to nie wolno puścić go nierozważnie w objęcia stonki!
PST ma chcieć osobiście i z radością chodzić po Tatrach, a nie tylko „bywać” w Zakopanem i zaglądać w góry bo… „wypada”.
Akt drugi.
Scena pierwsza. Scenografia: stół, zasłany mapami oraz przewodnikami, lupa, spory notatnik, ołówek z gumą do ścierania.
Wprowadzenie narratora:
Taktyka tras „rozpoznawczych”: Podstawową zasadą jest wybór takiej trasy, którą można w wielu momentach zasadniczo skrócić, albo wydłużyć – wszystko zależnie od zauważonych u PST reakcji na całe mnóstwo napotykanych na szlaku wrażeń. Bezwzględnie konieczna jest do tego dobra mapa tak zwana „czasówka”, na której zaznaczono czasy przejść pomiędzy wszystkimi węzłami szlaków. Ta mapa będzie także niezbędna w czasie wycieczek.
Scena druga. „Jedynka rozpoznawcza” Scenografia: szerokie plany gór trawiastych.
ST I PST jadą samochodem, a lepiej busem na Siwą Polanę skąd wchodzą w Dolinę Chochołowską. Od razu za bramkami Parku PST powinien dostać do rąk kijki trekkingowi i być ostro przećwiczony w ich użytkowaniu. Jeśli tego nie zrobimy, to potem lepiej zapomnieć o kijkach – nieumiejętnie stosowane bardziej męczą niż pomagają, a i o kontuzję łatwo.
W czasie marszu najpierw asfaltem, potem po szutrze należy bacznie obserwować PST. W żadnym wypadku nie wolno forsować dużego tempa. Wręcz odwrotnie – to PST powinien (nieświadomie!) dyktować tempo marszu. Gdyby szybko markotniał, lepiej pomyśleć od razu o zaniechaniu wchodzenia na jakiś szczyt, dłuższym popasie przy schronisku, wizycie w bacówce i co najwyżej spacerze tak zwanym Szlakiem Papieskim.
Gdyby PST dobrze sobie radził zarówno z kijkami jak i kilometrami, po szybkim posiłku w schronisku kierujemy się na Grzesia przez Przełęcz Bobrowiecką – szlak do przełęczy jest stosunkowo łagodny, ale ponad nią nieprzyjemnie „strzela” w górę i to cały czas z widokiem na długie podejście.
Na Grzesiu jest kolejne miejsce wyboru: albo „majorowo” na Rakonia i pod Wołowca z bardzo obszernymi widokami na wszystkie strony, albo w wypadku „minorowym” w dół starym (żółtym) szlakiem, dalej znów schronisko i dalszy wycof.
Za Rakoniem jest przełęcz skąd warto zacząć schodzenie do górnego piętra Doliny Chochołowskiej. Zejście jest długie, ale przy dobrej pogodzie niezbyt męczące z tym, że na tym odcinku nie ma żadnych wariantów – trzeba dojść na dół i… finał.
Pod schroniskiem znów jest wybór: jeśli PST czuje się świeżutki jak wiosenna trawa (bardzo rzadki wypadek!), jemy w schronisku obiad i schodząc w dół doliny za Wyżnią Chochołowską Bramą skręcamy w prawo na szlak czarny – Ścieżka nad Reglami i nią najpierw ostro w górę, potem w dół dochodzimy do Doliny Lejowej, którą (żółty) wychodzimy na skraj TPN i dalej w lewo (zielony) wracamy na Siwą Polanę. Gdyby jednak PST miał „dość”już w przed schroniskiem chochołowskim, zjedzmy także obiad, ale po nim wypożyczonymi rowerami zjedźmy drogą na Siwą Polanę.
Scena trzecia - Test sprawdzający. Scenografia: ulica uzdrowiskowa
Po czym poznać, że wycieczka jest dla PST udana? Metoda jest stara jak świat. Jeśli zbliżając się już do miejsca noclegowego PST sam zacznie dopytywać się, kiedy i gdzie wiedzie następna wycieczka, wystawia ST laurkę za udany dzień w górach. Jeśli w tym samym miejscu nawet nagabywany ani myśli o tym rozmawiać, lepiej go o nic więcej nie pytać i dać mu dwa może nawet trzy dni na odpoczynek, bo to jawnie świadczy o przeforsowaniu. Nie ważne czy on się przeforsował, bo sam chciał tak daleko iść, czy został do tego nakłoniony – ST poniósł pierwszą klęskę na drodze do zaszczepienia szajby.
Stąd płynie bardzo ważny wniosek: dopóki nie ma ewidentnych objawów obłąkania Tatrami nie pozwólmy się PST zarypać, choćby sam(a) tego chciał(a), bo to zniweczy nasz plan główny!

Akt trzeci „Dwójka rozpoznawcza”. Scenografia: wysokie góry trawiaste, w dalszym tle skaliste
Scena pierwsza
ST i PST wychodzą z Kuźnic w Dolinę Kondratową. Po chwili mijają po prawej schronisko na Kalatówkach, ale nie wchodą tam, bo to nie jest schronisko, a hotel górski i jeśli by się tam PST spodobało, to „zdechł pies” – z niego już ST się nie da zrobić.
Przy schronisku na Hali Kondratowej robią popas i ST przygląda się PST oceniając je(go)j nastrój. Jeśli „major”, to dalej (zielony) przez Przełęcz pod Kopą Kondracką na tę właśnie Kopę. Jeśli „minor”, to (niebieski) na Niżnią Przełęcz Kondracką.
Na Kopie Kondrackiej znów ocena i wybór: jeśli „major” to (czerwony) na Małołączniak i dopiero stamtąd (niebieski) w dół.
Na Niżniej Przełęczy Kondrackiej ocena i wybór: jeśli „major” to (żółty) na Kopę, jeśli „minor” to (żółty) w dół do Małej Łąki. Po wejściu (żółtym) na Kopę kolejny wybór: jeśli major, to (czerwony) na Małołączniak, jeśli „minor” to (czerwony) na Przełęcz pod Kopą i dalej (zielony) w dół.
Ta druga wycieczka ma tyle wariantów dlatego, by cały czas bacznie obserwować PST: jest radość, to dalej w górę, jest smutek, to natychmiast jakiś wariant w dół, bo… PST musi bezwarunkowo najpierw uwierzyć, a potem dojść do samodzielnego przekonania, że góry to radość także dla niego. To jest cel, który zawiedzie nas najpewniej do ostatecznego sukcesu.
Scena druga - Test sprawdzający. Scenografia: ulica uzdrowiskowa
Oczywiście przed powrotem na nocleg robimy ten sam test na zadowolenie, co po pierwszej wycieczce. W ogóle te testy warto robić na koniec każdej wycieczki, one są bardzo pouczające zwłaszcza dla ST. W końcu… nie każdy musi od razu podzielić rolę ST. Nie każdy, ale PST musi, bo… takie jest założenie.

Akt czwatry - „Trójka rozpoznawcza”. Scenografia góry skaliste.
Scena pierwsza
ST i PST wychodzą z Kuźnic na Halę Gąsienicową – koniecznie przez Boczań (niebieski), bo tam od razu następuje podejście, ale co chwila są coraz szersze i piękniejsze widoki. Szlak (żółty) przez Jaworzynką łatwo się zaczyna, ale kończy fatalną „windą” i to prawie bez żadnych widoków, a to zawsze zniechęca.
Na Hali przy schronisku rzecz jasna popas i… oczywiście wybór. Jeśli „major”, to (czarny) nad Zielony Staw, jeśli „minor”, to (niebieski) nad Czarny Staw.
Przy Zielonym Stawie znów ocena-decyzja. Jeśli „major”, to (czarny) na Przełęcz Świnicką, jeśli „minor”, to (niebieski) na Karb.
Przy Czarnym Stawie kolejna decyzja. Jeśli „major”, to (zielony) na Karb, jeśli „minor” (niebieski) pół obwodu Stawu i powrót tą samą drogą.
Na Przełęczy Świnickiej kolejny wybór. Jeśli „major”, to (czerwony) na Świnicę, jeśli „minor”, to (czerwony) na Kasprowy, skąd: „major” (żółty) na Halę i dalej w dół – można przez Jaworzynkę dla urozmaicenia, jeśli „minor”, to (zielony) pod linią kolejki wprost do Kuźnic. Zjeżdżanie kolejką to klęska dla ST na drodze do choroby tatrzańskiej PST!
Na Świnicy następny wybór. Jeśli „major” to (czerwony) na Zawrat, skąd niebieskim znów na Halę, jeśli „minor” to powrót drogą wejścia. Ten ostatni wybór ma znaczenie stricte psychologiczne, bo drogi są równie długie i tak samo męczące. Tyle, że ta przez Zawrat jest zdecydowanie ciekawsza.
Jeśli drogą kolejnych wyborów PST wiedziony przez ST dotarł na Karb obojętnie z której strony, to tam jest także wybór. Jeśli „major”, to (czarny) na Kościelca i powrót tą samą drogą, bo innej nie ma, jeśli „minor”, to (niebieski) nad Zielony Staw, lub (zielony) nad Czarny Staw, dalej powrót na Halę, skąd w dół przez Jaworzynkę.
Scena druga - Test sprawdzający. Scenografia ulica uzdrowiskowa
Jak w akcie trzecim
Akt piąty - "Próba generalna" Scenografia: leśna droga asfaltowa z fasiągiem
Scena pierwsza
Gdyby próba zadowolenia z wyprawy w akcie czwartym dała wynik pozytywny, warto zrobić poważniejszy test sprawdzający wynik „szczepienia”:
Wycieczka nad Morskie Oko, ale nie pieszo, a… tamtejszym „tramwajem” konnym, tak zwanym fasiągiem. Jeśli PST byłby zadowolony z takiej formy wycieczki, trzeba jeszcze nad nim popracować. Gdyby jednak, co daj Boże, marudził że mu nogi cierpną, że mu zimno (tam każdy marznie), że śmierdzi nawozem końskim, że fiakier jest niedomyty i śmierdzi gorzałą (bo każdy z nich jest taki) i w drodze powrotnej wolał iść pieszo, można uznać, że „rybka jest na haczyku” i poczekać, kiedy sam(a) by chciał(a) gdzieś się zdrowo sponiewierać po górach.
Scena druga - Narrator podpowiada. Scenografia: stół z mapami, kilka przewodników.
Zawsze wszak można podpowiedzieć, że w Kościeliskiej są fajne jaskinie a stamtąd można przez Czerwone Wierchy dojść aż na znaną już przecież Przełęcz pod Kopą Kondracką albo i na sam Kasprowy!
Epilog Scenografia: dowolny plan górski
ST i PST już jako „nowy” ST idą wspólnie szlakiem. Nieco z boku narrator obserwuje ich z wyraźną radością.
Kurtyna!

To jest oczywiście opis "szczepionki" tatrzańskiej, ale na jej podstawie można z łatwością stworzyć beskidzką, sudecką, bieszczadzką, a nawet kajakową, rowerową, narciarską czy choćby pieszą. Trzeba tylko chcieć!

Jak każdy obecnie autor miałbym, rzecz jasna, nadzieję na kontynuację w postaci tasiemcowego serialu. Nie ma na to jednak najmniejszych nawet szans, bo ani fabuła ani ewentualne puenty nie gloryfikują... bezmóżdża odbiorców i, co bodaj najważniejsze: nie dają nadziei na zwiększenie sprzedaży żadnemu ewentualnemu reklamodawcy.

_________________
Na świecie nie ma miejsc nieciekawych,
Natomiast ludzie... owszem, są.
http://www.turystyka.skibicki.pl


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn lip 22, 2013 1:06 pm 
Kombatant

Dołączył(a): So lip 07, 2012 9:22 am
Posty: 391
Nie licząc wycieczek szkolnych na Rusinową i Wiktorówki, a wcześniej słuchania z wypiekami na twarzy opowieści o długich marszach i wyjściach ze schroniska bladym świtem (myślę, że już ten etap można określić mianem zarażenia ;) ), moja przygoda zaczęła się od wyjazdu ze znajomymi do Bukowiny w czasach pomaturalnych. W ramach rozgrzewki był Karb i zejście nad Czarny Staw - dzień był wprawdzie deszczowy, ale za to udało się spotkać kozicę ;) Nazajutrz Czerwone Wierchy od Kasprowego i następnego dnia Giewont jako odpoczynek. Była też trasa przez Roztokę do D5S i Świstówkę do Moka. Tamten dzień był tak piękny, po prostu seria żywych widokówek, że moje zarażenie stało się już nieuleczalne.

Natomiast szkoda mi trochę, że ominęło mnie to chodzenie, na wspomnienia którego można natknąć się w forumowych opowieściach i na co niektórych Picasach (któraś użytkowniczka miała folder zatytułowany "Z Archiwum X" ze zdjęciami w ortalionach sprzed dobrych kilkunastu lat - były genialne :D ). Lata 90., brak komórek, flanelowe koszule i pseudopolary - to dopiero musiał być niesamowity klimat!


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn lip 22, 2013 4:49 pm 
Zasłużony

Dołączył(a): Śr cze 26, 2013 7:06 pm
Posty: 213
Babcia.Przedwojenna nauczycielka geografii. Miałam dwa lata kiedy po raz pierwszy rodzice wpakowali mnie przez okno do pociągu odjeżdżającego z nieistniejącego już dworca.Moje wyposażenie stanowił...nocnik :oops:( wszak podróż trwała wieki ) i...nartki.Takie drewniane,przypinane do butów.Przez caluśki miesiąc mieszkaliśmy( Babcia,ja i brat) w Halicie.I tak kilka zim kolejnych.Dolina Kościeliska stanowiła zatem mój codzienny "spacerniak". Do końca życia zapamiętam morderczą procedurę smarowania twarzy jakimś tłustym czymś(" stój! nie wierć się! tak trzeba bo inaczej buzia ci spierzchnie!"),owijanie stóp papierem toaletowym ,zakładanie jakiejś chorej ilości wełnianych skarpet w profilaktyce jak mniemam odmrożeń,przeziębień itp( nikomu nie śniły się wszak membrany i inne takie)i najgorsze...futerko z królików.Dane futerko babcia ściskała mi w pasie skórzanym paskiem,tym samym ,który wcześniej służył do okiełznania tekturowej walizy podróżnej,zawsze podejrzanie pękatej,rozpaczliwie próbującej wypluć z siebie zawartość z powodu podstępnie odstrzeliwujących zamków.Na głowę czapa takoż z królików,z takim niby szalikiem pod brodą-wiązanym i jeszcze dla pewności spinanym gumką recepturką.Nartki i wiooo.Aż do kapliczki.A tam obowiązkowo pierwszy odpoczynek i jajo na twardo.I herbata z termosu.Z cytryną.I takim charakterystycznym aromatem korka.Lekko spleśniałego jak sądzę. :wink: Rety.Jak ja za tym tęsknię!!!Serio.I za Babcią :( Chciałabym,żeby mogła zobaczyć jak z szelmowskim uśmiechem wręczam jajko na twardo każdemu kogo zabieram ze sobą po raz pierwszy do Doliny. :wink: I już wiem,że ten ktoś jest zarażony.Nie salmonellą.Tatronellą?? :wink: Taka...sztafeta jajka. :D
Miałam 3 albo 4 lata kiedy ktoś kto jawił mi się jako co najmniej Św.Mikołaj( czerwony sweter)i podczas wieczornych pogaduch w jadalni pokazał slajdy.Wśród nich ten który wstrząsnął mną tak ,że przestałam oddychać.Serio. Musieli mną potrząsać,poić i takie tam.To była Dolina Pięciu Stawów.Nie miałam pojęcia,że w Polsce istnieje AŻ tak piękne miejsce.Wówczas sądziłam ,że nie jest ono dostępne dla zwykłych ludzi.Że trzeba być Panem W Czerwonym Swetrze ,żeby móc wejść tak wysoko .Było dla mnie równie egzotyczne jak Australia i Amazonia.A potem okazało się ,że mój brat tam poszedł.I nie tylko tam.I jeszcze w swej łaskawości zgodził się zabierać ze sobą "szczyla" czyli mnie.
Ot i historia zarazy. :D Nieuleczalnej i szerzącej się .Również drogą płciową :D


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lip 23, 2013 6:03 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr maja 07, 2008 11:33 am
Posty: 6314
Chyba Rodzice - w szczególności Tata. Choć - po części "sam jestem sobie winien". Bo jako niemowlę, później nieletnie pacholę mocno słabowałem na zdrowiu, szczególnie na płucach. Po latach - co prawda - okazało się to alergią i astmą, ale w tamtych czasach nie istniała jeszcze jednostka chorobowa pt. "alergia". Jako cierpiącego na choroby płucne Rodzice wozili mnie regularnie w okolice Rabki, by zdrowe, górskie powietrze mogło mieć zbawienny wpływ.
A, że przy okazji Tata prowadził jakieś badania w rejonie Podhala i w Tatrach, to czasami byłem zabierany na terenowe włóczęgi. Pierwszą, którą pamiętam bardzo dobrze, to był wypad na Hruby Regiel w poszukiwaniu okazów/skał do przygotowania szlifów numulitów. Później, gdy Rodzice posiedli na własność pojazd samochodowy zaczęły się wypady spod Rabki do Zakopanego - a jeszcze później także na całe wakacje.
No, a potem to jakoś już poszło...

a na wspominki o "pionierskich" czasach z lat 80 i 90-tych XX-ego wieku zapraszam do lektury "Tatr" (zima 2013, nr 1 (43))

pozdrawiam
gb 8)

_________________
wszystko już było - ergo: nie panikuj
http://jaskiniar.blogspot.com/
http://puzzlepamieci.blogspot.com/


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lip 23, 2013 7:49 pm 
Stracony

Dołączył(a): Wt sie 07, 2012 8:56 pm
Posty: 4265
Lokalizacja: Łódź
Ja najwcześniejsze wpomnienia mam ze Stasikówki gdzie rodzice jeździli ze mnią przez wiele lat rokrocznie od ok 4 roku mojego zycia. Wiekszość tych wspomnien śie zlewa. Ale najbardziej pamietam mojego usmiechnietego nieżyjacego juz niestety Gazdę, podwórze na którym dzieciaki grandziły niemożliwie, na którym miałam prawdziwe dzieciństwo z białym owczarkiem podhalańskim, kurami które fajnie sie goniło i owcami do których nalezało miec respekt. W Gory wychodzilismy co drugi dzień.wiec dni spędzone w okoliach kwatery kojarzą mi sie z przepysznymi jagodami prosto z TPN, malinowymi polanami, skapanymi w niesmialych promieniach słońca ogromnymi terenami mchów ogromnych i niesamowicie delikatnych paproci.
Góry - Ulubiona przez moich rodziców Koscieliska, Strazyska, niezarosnieta jeszcze wtedy tak bujnie drzewami. I wreszcie góry. Rodzice nie zabierali nas (siostra młodsza) w bardzo trudny teren Świstówka z Doliną Pieciu Stawów czy Giewont czy mój ulubiony Mały Koscielec stanowiły górna granicę ale i tak spowodowały że każdy rok bez Tatr był rokiem tesknoty i oczekiwania kiedy znów. I tak jest do dziś.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lip 23, 2013 7:57 pm 
Stracony

Dołączył(a): N wrz 14, 2008 5:52 pm
Posty: 5846
Lokalizacja: Górny Śląsk
Czyżby chodziło o ten album ?

https://picasaweb.google.com/1037922192 ... /PrzezLata

Dawno nie uzupełniałam, a coś by trzeba było znowu zeskanować.

Ja swoich "początków" nie pamiętam, ale podobno miałam nieco ponad rok jak byłam z Rodzicami na Szyndzielni.

_________________
-------------------------------------------------
Studenckie Koło Przewodników Górskich "Harnasie" w Gliwicach zaprasza na kurs przewodnicki :)
http://www.skpg.gliwice.pl/kurs/


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lip 23, 2013 9:41 pm 
Kombatant

Dołączył(a): So lip 07, 2012 9:22 am
Posty: 391
Basia Z. napisał(a):
Czyżby chodziło o ten album ?

https://picasaweb.google.com/1037922192 ... /PrzezLata

Dawno nie uzupełniałam, a coś by trzeba było znowu zeskanować.


Jest świetny, zwłaszcza te z Czarnohory :D Czyli można się spodziewać więcej?

Tamten był zatytułowany "Z Archiwum X", wydaje mi się, że autorka miała na imię Iwona, ale niczego sobie nie dam uciąć.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lip 23, 2013 10:17 pm 
Nowy

Dołączył(a): Cz cze 20, 2013 9:35 pm
Posty: 10
Niestety ani w mojej rodzinie, ani wśród znajomych nie było osób pałających miłością do gór. Na zielonej szkole, w wieku ok 9 lat, zobaczyłam panoramę Tatr z Gubałówki, i obiecałam sobie, że kiedyś tam pójdę. Potem przez kilka lat oglądałam jedynie obrazki w książkach, aż w końcu udało mi się namówić siostrę na wyjazd. Ja byłam zachwycona, siostrze też się spodobało, a potem zaraziłyśmy górami naszych rodziców :)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn maja 12, 2014 7:47 am 
Swój
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt maja 06, 2014 11:00 pm
Posty: 30
Lokalizacja: Kraków
Mnie ciągali po górach rodzice. Początkowo właściwie się trochę opierałam, ale potem mi się spodobało :)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn maja 12, 2014 8:25 am 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): Pn sie 20, 2012 9:47 pm
Posty: 2380
Lokalizacja: Kraków
tatiana napisał(a):
Początkowo właściwie się trochę opierałam, ale potem mi się spodobało

Tak to już jest w życiu kobiety...


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pt maja 16, 2014 7:56 am 
Swój
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt maja 06, 2014 11:00 pm
Posty: 30
Lokalizacja: Kraków
Stefan 1856 napisał(a):
tatiana napisał(a):
Początkowo właściwie się trochę opierałam, ale potem mi się spodobało

Tak to już jest w życiu kobiety...

Widzę, że masz doświadczenie "w życiu kobiety" ; P


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N lis 23, 2014 7:51 pm 
Nowy
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N lis 23, 2014 6:37 pm
Posty: 5
Jeśli chodzi o mnie - pokochałam góry, bo moi znajomi je kochali. Zaczęło się od studenckich wypadów, jeździliśmy z tusystykistudenckiej i poznawaliśmy tam coraz więcej osób, które kochały góry. My jeszcze nie wiedzieliśmy, że je kochamy, ale stopniowo coraz bardziej nas fascynowały. Teraz już nie możemy się doczekać kolejnych wypadów :)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt gru 23, 2014 12:01 pm 
Zasłużony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn paź 17, 2005 3:32 pm
Posty: 177
Lokalizacja: Biskupice k/Wieliczki
Ja jakoś od zawsze sądziłam, że lubię chodzić po górach choć oprócz wycieczek szkolnych nigdzie nie chodziłam. Przepadłam gdy mój ówczesny mąż zabrał mnie w góry jakieś 12 lat temu. Zaczął od Giewontu- a jakże i Czerwonych Wierchów. Mimo, iż widoki przysłaniały chmury/ mgła wiedziałam, że to jest to co tygryski lubią najbardziej :-)
Teraz próbujemy zarazić dzieci tą pasją. Oby się udało.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt sty 06, 2015 12:38 pm 
Nowy

Dołączył(a): N cze 15, 2014 2:48 pm
Posty: 24
Mnie zaciągał wujek z ciocią :) Nigdy nie zapomnę tych wypraw z plecakami, jajkami na twardo, termosem, konserwkami i batonikami! :)
Pamiętam jak wujek mówił, że na Giewont mnie nie weźmie bo jestem za mała a tam są łańcuchy ;)
A teraz wujek nieco staruszek podziwia moje podboje górskie :)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 325 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1 ... 7, 8, 9, 10, 11

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 9 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL