Ciekawy wątek

więc może dorzucę cos z autopsji.
Jak juz ktos napisał: teoria jedno, a praktyka drugie.
Aklimatyzacja nie poddaje sie żadnym regułom, takie są moje doświadczenia. Kpi sobie z autorytetów, w nosie ma reguły.
Po pierwsze: Generalnie jest tak, że to wszystko zależy od organizmu. Nie ma nic wspólnego czy ktos jest wytrenowany, napakowany, wchodzi na Giewont w 1godz. z Zakopca, czy tez jest "okąglutki" jak ja

i specjalnie nie przygotowywuje sie kondycyjnie do wypraw. Ot po prostu: może wejść wysoko albo nie. I koniec. Nalezy to sprawdzać stopniowo, wchodzic w wysokie góry po kolei, czyli nie porywać sie np. na Kilimandżaro zaraz po wejściu na Rysy. Nie spieszyc się ze zwiekszaniem "rekoru wysokości". Po 2500 sprubować 3000, a potem 4000. I jęsli jest ok, obserwować swój organizm. On odpowie najlepiej czy stac Cię na więcej. Normalnie na 2500 nie powinno byc nic czuć (jesli ktoś jednak już odczuwa skutki to znaczy nie da rady wyżej).
Jeśli po wejściu na jakiś 4000-sięcznik jest ok, mozna jechac wyżej. ale ostroznie.
Po drugie: Rzeczywiście im jest sie starszym tym lepiej przebiega aklimatyzacja. cos w tym jest. Sam widziałem jak dziadki "parły do góry" na Kili czy Demawendzie, a młokosy zdychały już powyżej 3800. Nie wiem dlaczego tak jest ale tak jest. Oczywiście to nie reguła.
Co ciekawe, palacze tez jakby lepiej sie aklimatyzują (to nie Ja) i byli astmatycy (to już Ja) czyli braki w dotlenieniu nacodzień wpływają korzystnie
Po trzecie: Trafienie w dobry dzień/okres dla siebie. No bo jak wytłumaczyć przykład mojego kolegi, który na początku stycznia 2003 spokojnie zdobył Aconcangue, a pod koniec tego samego stycznia 2003 (sic !!!) podczas ataku szczytowego na Kilimandżaro (1000 metrów niżej) umierał, rzygał, zataczał się i nie bardzo pamieta jak wszedł ??
Szczególnie dotyczy to Pań, czyli przed wyprawą należy wyregulować sobie hmmmmmm

odpowiednimi środkami farmakologicznymi.
Po czwarte: Farmakologia. Tu są zawsze najbardziej gorące dyskusje. Brać Diamox (Diuramid) czy nie. Zachód

bierze, widziałem to w Himalajach i ... choruje. Wschód nie bierze ... i tez choruje
Ja nie biorę (jednak Wschód) ale należy bezapelacyjnie mieć go w Apteczce i jak tylko zauwazymy u siebie lub u kolegi oznaki "puchnięcia" natychmiast łykać. Polecam natomiast codzienną, poranną dawkę kw. acetylosalicylowego czyli Aspiryny, Polopiryny etc. (najlepiej dojelitowej) - rozrzedza krew i na pewno ułatwia transport tlenu w niej.
Acha, uwaga na Lariam (konieczny w krajach z ryzykiem malarii np. Tanzania, Kenia). Ma niesamowite skutki uboczne, groźny jest na wysokościach. Wiem o chłopaku, który po zejściu z Kili dostał padaczki (nigdy jej nie miał, to efekt Lariamu+wysokość-opinia lekarzy w Arushy).
Po piąte: Pić, pić i jeszcze raz pić. Pić !!!!! Kontrolować sikanie, jesli przestajemy przynajmniej 2 razy dziennie sikać, a mocz ma kolor pomarańczowy to jest koniec naszej drogi w górę. Pić !!!
Po szóste: słuchać starszych, bardziej doświadczonych
Po siódme: Góra - dól, gora - dół. Wchodzić wysoko, spać nisko !!!
Po ósme NAJWAŻNIEJSZE: iść wolno, bardzo wolno. Powoli zdobywać wysokość. Rzadziej odpoczywać ale iść. Tuptać powolutku. Krok za krokiem, wpaść w trans, a będzie dobrze. Najlepszą przestrogą niech będzie historia z zeszłego roki z "Anki" (Aconcangua). Krzysiek Wielicki prowadzi wyprawę pod flagami HIMountain. Pojechała ekipa: Krzyś, 2 moich przyjaciół (normalni ludzie) + 8 GOPR-owców (wysportowani, wyszpejowani, "drżyjcie góry"). Krzyś + moi przyjaciele klasycznie: powoli, powolutku, góra-dół spokojnie. GOPR - ognia, do góry, hurrrraaaaa, kupą mości panowie...
Finał: na szczycie: Krzysiek, moi znajomi + 1 GOPR-owiec

No comments.
Jeszcze raz: POLE, POLE - jak mawiają "czarni" na Kilimandżaro
Po dziewiąte: słuchać organizmu. Jesli czujemy cos nie tak - ... góra będzie stała i poczeka na nas za rok i da nam jeszcze niejadną szansę ...
To tyle moich doświadczeń. mam nadzieję, że pomogą Wam wejść w te najwyższe ...