Odrazu napisze o zdjęciach-mam TYLKO na kliszy więć jak tylko będe miał gdzie zeskanuje i wrzuce co lepsze -do tego czasu trzeba poczekać-zapraszam do relacji
Wszystko zaczęło się jak zawsze- wstaje o 3 ,pół godziny potem zgarniam Kilerusa i Wentyla i ciśniemy ile moc da do Zakopca. Lekko po 5 spotykamy Jutske i Marcina. Razem pomykamy przez Boczań do Murowańca –po drodze nie było busa żeby podjechać do schronu hehe(aluzja do…)spokojne tempo -wokoło mgły i chmury trochę nas martwią. W schronie jesteśmy po 8 meldujemy się i „atakują” nas Dresik z Jackiem. Chwilkę rozmawiamy i potem udajemy się do pokoju- a tam „strzał w plecy” chłopaki mówią że mamy 3ke lawinowa. Jesteśmy wkurzeni nie dość że nic nie widać to jeszcze nie ma gdzie pójść za bardzo… no tragedia i zgrzytanie zębów. Siedzimy w jadalni z mapą i myślimy co by tu robić –Psia Trawka? –nie- Kopieniec –nie. Padło że jedziemy wyciągiem na Kasprowy i lecimy w stronę Czerwonych Wierchów. Wyjechaliśmy na szczycie mleko.. ale idziemy po 500m dochodzimy do punktu w którym wydaje się nam że jesteśmy ślepi nic nie widać jest tylko biało ,przerabialiśmy to 2 tygodnie temu ale teraz jest jakby jeszcze bardziej gęsto nie da się tak iść. Kładziemy się na śniegu i leżymy tak w ciszy.. trochę podłamani.. ok. wracamy zejdziemy do Hali i podejdziemy gdzieś pobawić się w dupozjazdy czy coś. Zejście wzdłuż nartostrady do atrakcji nie należy –gdy byliśmy już 5 minut drogi od schroniska nieśmiało wychylił się Mały Kościelec ,zatrzymaliśmy się wymieniamy spojrzenia i już było wiadomo co będzie dalej nie trzeba było słów. Idziemy na przełaj do podnóża góry. Wejście na Mini Kościelca trochę męczące bo wpadaliśmy często w kosówki. Jest szczyt widok jak na te fatalne warunki nawet fajny co jakiś czas widać „starszego brata” jak wyłania się zza chmur.
No to idziemy na Karb –szliśmy cały czas granią wchodząc na każdy z wierzchołków które na mapie są zaznaczone jedynie jako „wysokość „ extra trening bo było tam wiele trudności (nie jakiś wielkich)które musieliśmy rozwiązywać :czekanem ,rakami na kolanach czy poprzez podciąganie –już nam się humory poprawiły. W końcu doszliśmy na Karb. Wielki Q wyglądał rewelacyjnie –jakbyśmy czasu nie stracili na tym Kasprowym pewnie była by próba podejścia na szczyt- już nawet nie koniecznie na sam czubek ale choć trochę. Wracamy tą samą drogą. I w schronie jesteśmy koło 17 a tam już czeka forumowa ekipa. Miło było poznać nowe osoby (pozdro) szkoda że musieliście wracać. Wieczór niektórzy spędzili bardzo intensywnie. Około 21 poszliśmy na Przełęcz miedzy Kopami i Kope -fajne widoki na Zakopane. Pod schronem znowu znajome towarzystwo i … robimy fotki na skuterze śnieżnym… u nas w pokoju był gość którego chrapanie zmusiło Kilera do spania na korytarzu –typ był klasa dla siebie i dał mocny koncert. Przed 7 wstałem zebrałem bety i poszedłem do jadalni przyszedł Kiler potem Justka z Marcinem –następnie „kursowicze” rozmawiamy jemy śniadanie –kurs skład idzie na lody a my w trasę którą mielimy już zaplanowaną od dawna-warunki się poprawiły a pogoda-coś wspaniałego ZERO chmur .Dość szybko idziemy i w krótkim czasie osiągamy rejon Zmarzłego Stawu. Idziemy powoli pod górę na Zawrat –nie szliśmy tak jak prowadzi szlak tylko przy ścianach z zachodniej strony. Cały czas słychać jak po zmrożonym śniegu sypię się drobinki lodu- odgłos był bardzo specyficzny. Zawrat jakby szedł razem z nami –tzn. idziemy idziemy a on dalej tak samo daleko –dość trudnym momentem było przetrawersowanie z prawej na lewą stronę –zjazd nie byłby może bolesny ale szybki i nie chciałoby się wchodzi znowu. Końcówka podejścia pod Zawrat po zmrożonym śniegu z podpieraniem czekanem.
Wychodzimy na przełęcz i … siadamy z wrażenia –widoki rozwalają-morze chmur od Krywania na zachód w oddali Niżne Tatry –cała „armia” znanych szczytów bardziej na lewo. Leżymy na śniegu z pół godziny „chłonąc” te widoki –to jest właśnie to „ładowanie akumulatorów” masz wszystkie problemy tego świata głęboko w ..plecaku. Słońce grzeje że można iść w krótkim rękawku-rewelacja. Robimy dupozjazdy –na bardziej stromym terenie można by sporą lawinkę zrobić –Kilerus wywołał jedną nie dużą jadąc wraz z nią trochę-z góry wyglądało to szokująco-ale nie było to nic niebezpiecznego choć opis sugeruje co innego. Idziemy szybkim krokiem w dół doliny i coraz częściej przez nasze usta przechodzą dwa słowa –Kozi Wierch- co jakiś czas zjadam spore ilości śniegu bo było tak gorąco że ciepła herbata tym razem nie smakowała tak jak zawsze. Widać przetarte podejście w stronę Koziego –zaczynamy podchodzić mamy w nogach dzień wczorajszy i Zawrat z przed godziny ale cel jest zacny więc i sił więcej. W 1/3 drogi spotykamy schodzących z góry-mówią że nie da się iść dalej że jest nawis i nie 100% nikt nie da rady przejść –a ślady są do tego miejsca co doszli. Trochę zasiało to w nas niepewność ale chcemy sami sprawdzić co to za przeszkoda była nie do pokonania dla tych 5 młodych ludzi. Zostawiamy plecaki raki na nogi czekan w łapę i batony do kieszeni –bez obciążenia idzie się lepiej .Dochodzimy do miejsca gdzie zawróciła poprzednia ekipa (połowa drogi),tu się ślady kończą- na pewno tu nie było nikogo od piątku bo wczoraj warunki fatalne. Dziwi nas to jak bardzo wyolbrzymione zostało to zagrożenie ,bo nawis może i był ale wystarczyło odbić leciutko na prawo i nie ma problemu- z drugiej strony rozumiem to bo na siłę niema co się pchać. No to idziemy- trzeba przecierać i mam dość już ,ale sił dodaje zmiętolony snickers i to że szczyt coraz bliżej –doszliśmy do grani teraz trawers do Koziego to już czysta przyjemność –co ciekawe cały czas na dole siedzi ta ekipa i patrzy na nas… w jednym miejscu trzeba dziobnąć czekanem reszta to ostrożne stąpanie po zboczu i … jeeeeeeeeeeeeeest!! Kozi pada- widoki masakra niebo czyste jak na Zawracie -widać wszystko –od Rohaczy po Bielskie-od Niżnych po Babią –po prostu jesteśmy zmiażdżeni tym widokiem –wychylamy się w dół lekko i widzimy ekipę kursowa na lodach. Udało się a wczoraj byliśmy rano załamani tym co zastaliśmy w górach-trzeba schodzić niema z tym najmniejszych problemów ale trzeba być ostrożnym bo ciśnienie zawsze spada z człowieka po osiągnięciu celu. Ekipa na dole jak doszliśmy do miejsca gdzie zawrócili –dopiero się zebrała i poszła w stronę Zawratu. Zeszliśmy wreszcie do doliny i na mostku ze strumyka wypijamy wodę. Chcemy zejść przy Siklawie ale jest słabo przetarte i wchodzimy na zamarznięty strumyk który Może się załamać –wycof i idziemy w stronę schronu –na górce koło pierwszego budynku widać Kozice- to była ta wisienka na torcie –do schronu nawet nie wchodzimy i zimowym szlakiem udajemy się w stronę Roztoki- dupozjazdy są bolesne bo śnieg twardy ale śmiechu było przy tym-droga do Wodotrysków Mickiewicza przetarta bardzo dobrze jakimś urządzeniem. Około 18 jesteśmy na Palenicy-pusto- więc wsiadamy do busa i za 6zł dojechaliśmy do pkp- szybkie przejście w stronę skoczni do auta i ogień na Kraków.
W taki sposób zakończyłem kalendarzowy sezon zimowy- i jestem z niego bardzo zadowolony bo 90% celów zostało pokonanych.