Po dłuższej przerwie spowodowanej przyczynami zarówno obiektywnymi, jak i subiektywnymi wreszcie się zabieram za pisanie kolejnej – ostatniej już części relacji. Część drugą zakończyłem na powrocie z Gładkiej Przełęczy. Wspaniała to była trasa i myślę, że w miarę możliwości będę na nią niejednokrotnie wracał.
Ale na tym wakacyjny wyjazd się nie zakończył. Zakończył się natomiast nasz pobyt w Pribylinie.
Dzień VIII
We wtorek rano uregulowaliśmy rachunki i ruszyliśmy tym razem w dobrze nam znane rejony słowackich Tatr Wysokich – mianowicie do Novej Lesnej. Jak zawsze serdecznie powitali nas nasi znajomi, u których zawsze nocujemy. Na szczęście pokój się właśnie zwolnił, więc wszystko szło po naszej myśli. No może poza jednym. Okazało się, że przez przypadek zabraliśmy ze sobą klucz od pokoju i domu w Pribylinie. I tak oto zorganizowaliśmy sobie popołudnie

. W Słowackich Tatrach Wysokich jeszcze zostały mi do przejścia 2 szlaki – na Przełęcz pod Osterwą i Lodową Przełęcz. Lodową Przełęcz dobrze jednak zrobić idąc z Tatrzańskiej Jaworzyny przez całe Tatry, a Osterwa może jeszcze niech poczeka. Trzeba sobie zawsze coś zostawić na ten następny raz. Ostatecznie wybór padł na Koprowy Wierch. Nie bez przyczyny. Skoro dwa dni wcześniej podziwiałem Koprowy znad Ciemnosmreczyńskich Stawów, to teraz warto na niego spojrzeć z drugiej strony. I w ten sposób można sobie odsłonić kolejne elementy tatrzańskiej układanki.
Dzień IX
Wstajemy tuż po 6. Niektórzy znajomi mi mówią jak się można tak katować na wakacjach. Ano można. Co więcej, jak czeka mnie konkretna wyprawa górska to wstaję z ogromną przyjemnością. Uwielbiam ten poranny pośpiech, szybkie śniadanie, chowanie map i browarów do plecaka, sznurowanie butów... To cały rytuał, dla tych co nie chodzą po górach pewnie zupełnie niezrozumiały. Ale co tam ja to lubię i już. Nawet lubię to pospieszne maszerowanie asfaltem na przystanek elektrićki i stanie w kolejce po bilet. Ach te wspaniałe słowackie górskie klimaty...
Na przystanku byliśmy przed 8. Ludzi sporo, ale jednak znacznie mniej niż w latach ubiegłych. Otwarcie przez Słowaków nowych szlaków, pewnie spowoduje kolejne krucjaty turystów z Polski w te rejony.
Niestety pogoda już nie jest tak przejrzysta jak w ubiegłe dni. Już rano delikatnie zaczynają zbierać się chmurki. Trasę mieliśmy zacząć w Popradzkim Plesie, ale nie wiedzieć czemu kolejka zatrzymała się dopiero w Strbskim Plesie. No nic to, droga praktycznie ta sama. Ponieważ wcześniejszy wieczór spędziłem z moimi słowackimi przyjaciółmi w „Mordowni”, to wyjście postanawiam zacząć od Topvara w jednej z miejscowych knajpek. Od razu poczułem się lepiej

. Na zapasy z plecaka jeszcze będzie czas. Pierwsza część szlaku na Koprowski pokrywa się ze szlakiem na Rysy. Niestety chmury nie odpuszczają, momentami zaczyna już kropić.
Czasem się trochę przejaśnia, ale są to przejaśnienia naprawdę chwilowe.
Za to coraz częściej zaczyna padać. Momentami krople są zimne i ostre jak kryształki lodu. Na szczęście szlak nie należy do trudnych, ale na śliskich kamieniach wszędzie robi się niebezpiecznie. Kilka razy pytam Patrycję czy chce iść dalej. Oczywiście mam nadzieję usłyszeć jedyną poprawną odpowiedź

. Pojawiła się taka mgła, że ludzie się praktycznie nie widzieli tylko słyszeli. Czasem wydaje się, że szlak się urywa i trzeba przez chwilę szukać każdego kolejnego znaku. Hińczowych stawów
w ogóle po drodze nie widzieliśmy. Z trudnego technicznie szlaku na pewno byśmy zawrócili, ale z Koprowym postanowiliśmy ostatecznie powalczyć w tych warunkach. Szlak jest bardzo uczęszczany. Mnóstwo ludzi schodzi w dół, ale w górę poza nami prawie nikt już nie idzie. Przez tą mgłę oddycha się bardzo ciężko. Po przejściu stromych zakosów docieramy na Koprową Przełęcz. Niewiele widać a właściwie to nic nie widać.
Stąd na szczyt pozostaje jeszcze jakieś pół godzinki. Nam zajęło to jednak więcej czasu, bo trzeba było szukać znaków, mimo, że szlak wiedzie tu prawie „na krechę”. No i wreszcie o 14 jesteśmy na Koprowskim. Czy chodzenie po Tatrach w takich warunkach ma sens pozostaje kwestią dyskusyjną. Na szczycie mimo, że to sierpień temperatura oscyluje wokół zera. Jest bardzo zimno i wilgotno. Widoki praktycznie żadne.
A to dowód na to, że suma szczęścia wychodzi na zero. Taką miałem pogodę na Koprowskim kilka lat wcześniej (przykro mi, ale "upiększam" obydwie fotki):
Na szczycie byliśmy może z 5 minut. Mokra odzież zaczęła nam zamarzać na ciele. Dalsze siedzenie nie miało sensu, zwłaszcza, że na widoki z Koprowego w tym dniu nie było co liczyć. W stronę Koprowej Przełęczy schodziliśmy powoli by nie zgubić szlaku. Na przełęczy już się nie zatrzymujemy tylko schodzimy od razu w dół.
I wreszcie niebiosa się nad nami zaczęły litować. Wreszcie zza mgły i chmur zaczynają się wyłaniać Hińczowe Stawy i ich otoczenie z Mięguszami na czele ...
A jednak nie wrócimy z pustymi rękami (oczyma)

.
Podczas dalszego schodzenia widoki są już coraz bardziej obszerne. Można dostrzec szlak prowadzący na Rysy
i na Przełęcz pod Ostervą
Rzut oka na Mięguszowiecki Wołowiec – obiekt pozaszlakowych działań Łukasza T. jeśli dobrze pamiętam

.
otoczenie Popradskiego Plesa
i teraz już w dół asfaltową drogą do stacji Popradskie Pleso. Niestety szczęście nam nie dopisało i musieliśmy czekać na elektrićkę ponad 40 minut. I tak zakończyła się ostatnia wyprawa górska podczas tegorocznego wyjazdu wakacyjnego.
Dzień X
Ponieważ w tym dniu już wracaliśmy do domu miałem nadzieję, że pogoda będzie nieszczególna. Niestety było przepięknie. Nie mogło to tak być dzień wcześniej ???
Ale nie można mieć wszystkiego. Na osłodę pstryknąłem kilka fotek z Novej Lesnej.
i udaliśmy się w drogę powrotną.
Na granicy w Jurgowie jeszcze ostatnie spojrzenie przez ramię na wspaniale się stąd prezentujące Tatry Bielskie.
I tak oto wakacje A.D. 2007 przeszły do historii.
W Tatry wróciliśmy już tydzień później, ale o tym już następnym razem.
Pozdrowienia 4all.
Wojtek (Carcass)