To jedna z tych Gór, które fascynowały mnie od zawsze. Lubię tam wracać, i uważam ze z każdej strony Jej piękno jest wyjątkowe. Jedyną wadą jaką ma, to fakt że z Jej szczytu nie widać masywu jej samej...
---
Z parkingu wyruszyliśmy w zimnie i we mgle. Aż do rozwidlenia szlaków na Rysy i Koprowy mieliśmy wątpliwości czy sprawdzą się optymistyczne prognozy. Ale tam nasze obawy zaczęły się rozwiewać. Jako pierwszy pokazał się nam Szatan
chwilę później Żaba z Koniem.
To zdopingowało nas do dalszej wędrówki. W schronisku pod Rysami robimy chwilową przerwę, by posiłku ruszyć dalej. Waga przywitała nas pięknie jak nigdy
Chwilę podziwiamy widoczki, ale czas nas goni. Ubieramy więc kaski i uprzęże, bierzemy trochę sprzętu (jak się później okaże na szczęście jak zwykle nieprzydatnego) i ruszamy dalej. W kierunku Koguta. Przełęcz wita nas nie mniejszym cudem
Widoki takie towarzyszą nam przez cały trawers masywu. W końcu dochodzimy do Ławicy. Chwilę odpoczynku, i w górę
Wreszcie docieramy do szczytu
z którego widoki prezentują się zaiste bajkowe
Na szczycie jeszcze tylko chwilę modłów
odrobinę lansu
i żegnamy się z wierzchołkiem. Tym bardziej że w międzyczasie dotarły do nas tabuny sznurkowców...
Po drodze na dół mijamy kolejnych amatorów wspinaczki na linie
na szczęście większość z nich wędruje od Wagi. My tymczasem schodzimy w dół i kierujemy się w stronę Doliny Złomisk. Po drodze zatrzymujemy się jeszcze przy Siarkanie
Patrząc tak na niego, zapragnąłem poczuć go bardziej. Niestety, nie udało mi się wejść na sam szczyt – zatrzymała mnie kilkumetrowa ścianka. To znaczy wejść może i bym wszedł, ale zejście bez liny było już bardzo wątpliwe (bo szpej zostawiłem na dole).
Dolina Złomisk dłużyła się nam jak zwykle, ale jej uroda w jakimś stopniu gasiła nasze słowa protestu. Do parkingu dotarliśmy pod wieczór. Zmęczeni, ale zadowoleni. Jedynym minusem wyprawy był poparzony ryjek, ale niestety, nie spodziewaliśmy się aż takiego wpływu słoneczka, i nie zastosowałem odpowiednio mocnego filtru...