Po raz kolejny udaje się zorganizować wyjazd całą ekipą KEGa.
Propozycja wyjazdu o 5 rano budzi wątpliwości Kilerusa . Nie udaje się nam jednak wydusić z Niego informacji czy jest to późno czy wcześnie. Za to Kilera lubimy.
Jedziemy pustą zakopianką , tradycyjna i obowiązkowa kawa w Nowym Targu i już jesteśmy na Palenicy.
Nadspodziewanie dobra cena za parking , charakterystyczne syknięcie otwieranej puszki i w znakomitych nastrojach idziemy do Wodogrzmotów. Padający deszcz szybko przechodzi w lekki śnieg i pełni dobrego humoru wkraczamy w Roztokę. Droga przerywana zwracaniem nadmiaru płynu biegnie niepostrzeżenie.
Mniej więcej na wysokości Świstowej Czuby spotykamy samotnie idącego do góry Marka .
Wracam informuje nas. Nie ma szans na przetarcie szlaku. Śnieg jest głęboki i chyba rezygnuję.
Po minucie jest już przekonany do naszych usług. Proponujemy promocyjną cenę : zupa dla każdego KEGa w Piątce. Cena ustalona ,warunki zaakceptowane. Napieramy. Śnieg sypki i fatalny do torowania.
Miejscami zapadamy się do pasa. Na wysokości Bacowej Skały skręcamy ostro w lewo i torujemy wprost przez kosówkę pod pasmo widocznych z daleka skal. Wiemy ,że schronisko jest dokładnie nad tymi skalami.
Po drodze wykonujemy kilka ciekawych trawersów. Marek jest zadowolony z zaproponowanego wariantu.
Co prawda trawersy pod skalami budzą Jego zdziwienie ,ale w efekcie po uciążliwym parciu przez głęboki śnieg wychodzimy prosto na schronisko . Tutaj okazuje się ,że jesteśmy całkowicie sami.
Obiecane zupy smakują wyśmienicie. Meldujemy się w zarezerwowanym pokoju ,zostawiamy graty i na lekko ruszamy w kierunku Koziego . Podstawowym planem jest osiągnięcie strefy zasięgu sieci. Jest to istotne z kilku powodów . Po pierwsze Golanmac zgubił telefon i chce koniecznie zablokować kartę. Po drugie obiecaliśmy Markowi ,który został w schronisku ,że powiadomimy jego żonę ,że dotarł cało do Piątki.
Idziemy szybko ,ale zachodzące słońce zachodzi szybciej.
Jesteśmy mniej więcej pod koniec Szerokiego Żlebu kiedy sygnały smsów dają czytelną informację jest sieć.
Wykonujemy telefony , Maciek blokuje swój telefon i po chwili zastanowienia podejmujemy decyzję o odwrocie.
Tym razem ma być to lajtowy wyjazd . Piękny i długi dupozjazd pozwala osiągnąć dno Piątki w szybkim tempie. Wracamy przez ciemną dolinę patrząc na księżyc nad Miedzianym. Kilerus rozstawia statyw nad Wielkim Stawem i zostaje sam na ponad godzinę .
To co się dzieje wieczorem w schronisku jest chyba tematem do oddzielnej górskiej legendy.
Następnego dnia rano śnieg pada dalej i warunki nie pozwalają nam na realizację niecnego planu.
Cóż pozostaje. Trzeba przejść przez Świstówę do Moka. Idziemy po śladach. Wiatr miejscami ostro daje.
Widoczność kiepska ,a śniegu masa. Po chwili doganiamy na grani Opalonego dwie dziewczyny ,które wyszły ze schroniska godzinę przed nami. Nie są pewne czy idą dalej ,nie wiedzą jak przebiega szlak zimowy.
Po chwili rozmowy postanawiają się podpiąć pod nas i dojść do Moka. Idziemy z wielkim trudem przez głęboki śnieg. Coraz ostrzej pada . Sytuacja delikatnie zaczyna się robić trudna .
Na moment przejaśnia się i widzimy ,że jesteśmy na wysokości Kępy. Postanawiamy ominąć skrajnie niebezpieczny Żleb Żandarmerii i idziemy prosto na dół. Mijamy skalną turniczkę Kępy i przez las docieramy prawie wprost na pole namiotowe PZA. Zasypane i puste przypomina dawne dobre czasy.
Teraz tylko do drogi i odprowadzani ciekawymi spojrzeniami niedzielnych turystów na herbatkę do Moka.
Schronisko jak na Moko puste. Widoki zasłonięte mgłami. Biegiem do samochodu.
Może nie było wybitnego celu ( pogoda nie pozwoliła ) . Może nie było wybitnych tras ( warunki śniegowe )
Ale na pewno było super. Zimowo, pusto i tajemniczo.
KEG w Roztoce.
KEG i Marek w Piątce
Rohu i Luka w Piątce
Wielki Staw jako jedyny nie zamarznięty
Miedziane
