Z domu wyruszam w piątek o godz. 22 z dwojgiem znajomych by w sobotę rano wejśc na Babią. Do rana okupujemy auto na parkingu płatnym poniżej Krowiarek pijąc piwo i rozmawiając. Lekka drzemka i w tany. Idziemy z krowiarek przez Sokolicę, zejdziemy do Markowych Szczawin przez Bronę.
Pogoda od rana dopisuje. Nie chce się wychodzić ale gdy Pan "parkingowy" stuka w okienko by pobrać opłatę i łapiemy podmychu wiatru decydujemy się wychodzić. Przepakowanie i w drogę. I od razu po wejściu za płotek przy Punkcie Poboru Opłat BgPN żałuję, że nie mam raków. Słonko lekko wyziera, idzie się przyjemnie. Mijają nas co raz osoby idące żywszym tempem, ktoś już schodzi po sun rise'ie... Do momentu, keidy idziemy pomiędzy drzewami jest na prawdę ok. Docieramy na Sokolicę i po malutkku zaczyna wiać... Ktoś, kto nas mijał schodząc mówił, że na górze wieje.
Niewiele później, po obejrzeniu dostępnej części panoramy na Tatry (chmurki tam część przykryły szczelnie) kierujemy się dalej. Kończą się drzewa - kończy się ochrona przed wiatrem. Wieje niemiłosiernie. Wiatr unosi zlodowaciały śnieg i uderza po twarzach. W pewnym momencie ściąga mnie ku prawej stronie, a tam obawiam się nawisów i tego, że mógłbym spaść w dół po piargach. Atakuję więc bokiem jak najbardziej z dala tego wszystkiego, wiatr mną targa, a ja opierając się mu za wszelką cenę mówię sobie, że cieszę się z posiadania teraz tych kijków, bo pomagają mi dużo.
Na samym Diablaku łapię tylko oddech chowając się za tymi kamieniami, które teraz wyglądają jak zwykla kupa śniegu. Niewiele później pstryk......
I na dół.
Schronisko na Markowych Szczawinach stara się wznosić. Tam nie zrobiłem już zdjęcia. Stan niewiele zmieniony od tego, który prezentował ktoś w pierwszym tygodniu Nowego roku. Jak najszybciej staraliśmy się przejśc górny płaj, by dotrzeć do auta i ruszyć do domu, zwłaszcza, że przed znajomymi była jeszcze długa droga w PKP do centrum kraju.
Kolejny owocnie spędzony weekend.
Pozdrawiam.