Prognozy pogody były średnie, więc postanowiliśmy, że będzie jakiś light w okolicach Moka.
Na początku wpadł nam fajny pomysł ale coś "wlazło" i zmieniliśmy plany.
Zostawiliśmy cały szpej (i bardzo dobrze) i na leciutko ruszyliśmy po drodze, gdzie asfalt o swe życie z leśnym runem walczy.
Do siedliska zła nawet nie wchodzimy, tylko zasuwamy nad Czarny Staw i jeszcze kilka metrów w prawo w górę i nareszcie popas...
Po czym zaczynamy podchodzić pod Kazalnicę. Pogoda jak na razie nie jest zła. Może uda nam się zdążyć. Śnieg już nie jest taki fajny jak dwa tygodnie temu ale i tak jest tysiąc razy lepszy od tego, jak byliśmy tu ostatnim razem.
Lekki odpoczynek i ja wydymiam żeby zrobić jakieś foty chłopakom.
- Kiler motyla noga..nu!!!
- Hej! O co chodzi?
- Zrzucasz na nas lawiny.
Okazało się, że po moim przejściu spadające kawałki śniegu ściągnęły całkiem spory zsuw, który przejechał obok chłopaków i z trzaskiem wpadł chyba gdzieś do Czarnego Stawu.
Idzie się kiepsko. Śnieg w ogóle nie jest zmrożony. Do tego wszystko zjeżdża. Jest go prawie co nic ale zjechać tym kawałkiem nie było by fajnie.
W końcu mamy dość tego śniegu i włazimy w skałki. Mokre kamienie i trawy nie są idealne do takich eksploracji. No cóż gdy się nie am co się lubi, to się lubi... lody...
Ciągle widzimy jakieś zsuwy albo pędzące wąskimi żlebami lawiny.
Szczyt osiągamy dość szybko. Tam troszkę się rozglądamy po okolicy... W około średnia pogoda albo całkowita dupówa. U nas rewelka.
No cóż trzeba zejść. Schodzi się traumatycznie. Nagrzany śnieg zjeżdża, mokre trawy straszą nasze nieochronione jelita.
W konca jakoś schodzimy do Kazalnicy, a stmtąd już light... No może nie do końca...
Schodzę sobie spokojnie, aż tu nagle wpadam w szczelinkę i zjeżdżam metr po stoku na brzuchu, po czym nogi wpadają mi między szczelinę, a kamień i zaczynam jechać po stoku w stronę Bańdziocha głową w dół. Nie wiem, jak to zrobiłem ale momentalnie się obróciłem i wyhamowałem czekanem. W sumie trwało to bardzo krótko ale ułamek sekundy, podczas której jechałem głową w dół stoku, był sporym przeżyciem.
No i jeszcze ten asfalt... i chlupoczące buty...
Tak to już bywa z tymi lightami...
PS.
Miałem Mroczne Salomony.