W "Koronie Pogórzy" oczywiście.
Najpierw tytułem wstępu.
Na Pogórza jeżdżę od urodzenia, bo stamtąd (konkretnie z okolic Bochni) pochodzi moja rodzina ze strony ojca, świadomie - pieszo i na rowerze zaczęłam je poznawać na poczatku lat 80 XX w.
Kiedy bywałam u rodziny z dzieciakami tez zawsze mieliśmy w planie wycieczki po okolicy pieszo lub rowerem.

.
Jakieś trzy lata temu internetem dotarło do mnie zaproszenie na imprezę organizowaną przez SKPG Kraków pod nazwą "Korona Pogórzy".
Było to otwarte zaproszenie dla wszystkich chętnych.
Z grubsza chodziło o to ze ekipa z tamtego koła zdobywa co roku inny szczyt z "Korony", a przy okazji drugiego dnia planowane jest zwiedzanie autokarem najciekawszych obiektów krajoznawczych z tamtego terenu.
Ponieważ akurat w planie było Pogórze Dynowskie, które wcześniej znałam słabo nie zastanawiałam się ani chwili i napisałam maila.
I w ten sposób znalazłam się na Pogórzy Dynowskim z ekipą pod wodza Piotrka - niesamowicie pozytywnie zakręconego człowieka, absolwenta geografii UJ, który kocha Pogórza i zaprasza na nie swoich znajomych.
Wokół niego uformowała się grupa ludzi, również pozytywnie zakręconych, którzy organizują różne ciekawe imprezy (np. spływy kajakowe po Wisłoce), piszą przewodniki po swoim rejonie, znakują szlaki itd.
W każdym razie z tą ekipą z którą od razu poczułam, że "nadajemy na tych samych falach" zwiedziłam w roku 2007 Pogórze Dynowskie:
Sucha Góra 585 m n.p.m. 24.03.2007 godz. 20:20
W roku 2008 Pogórze Rożnowskie:
20.01.2008 godz. 16.09 Dąbrowska Góra
W styczniu 2009 Pogórze Wielickie:
11.01.2009 godz. 15:54 Wieszagóry 467 m n.p.m.
No edycję Pogórza Wielickiego udało mi się wyciągnąć parę kolegów ze swojego koła.
No i wreszcie przyszedł czas na ostatnie w "Koronie" Pogórze Strzyżowskie.
Ostatnie, bo zanim ja dołączyłam do grupy odbyły się już cztery edycje "Korony Pogórzy" w których nie brałam udziału.
Z grupą spotkałam się w piątek późnym popołudniem w Dębicy, oni dojechali osobowym z Krakowa, ja IR z Katowic. Już razem dojechaliśmy autobusem PKS do miejsca pierwszego noclegu w Głobikowej, gdzie parę lat temu powstało nowe schronisko PTSM noszące nazwę "Rozdzielnia Wiatrów".
Faktycznie wiało jak skurczybyk, po przejściu 100 m byliśmy całkiem zaśnieżeni.
Ale w sali kominkowej już palił się ogień, zaczęliśmy od przygotowania wspólnej kolacji, potem były prelekcje (wszystkie poświęcone Pogórzom) i pogaduchy do godz. 5.
Były też pogórzańskie wina z okolic Jasła i Zakliczyna, pogórzański smalec ze skwarkami, pogórzański miód spadziowy i pogórzańskie nadziewane rogaliki.
Ja nie zdzierżyłam, ponieważ od tygodnia jestem notorycznie niewyspana poszłam spać przed pierwszą.
W ten sposób przespałam utworzenie "kliki pogórzańskiej", ale tak bardzo nie żałuję, bo nie lubię należeć do klik, jestem raczej indywidualistką.
Rano - po zwiedzaniu szkoły, izby pamiątek w szkole i pamiątkowej fotce pod dinozaurem wyruszyliśmy na szlak niebieski przez Bardo do Stępiny.
Po drodze miły zaskoczenie, akurat maszerowaliśmy szosa, kiedy podjechał sklep i można było różne rzeczy kupić.
Dalej szliśmy to lasem to odkrytymi wzgórzami, niestety widoków nie było żadnych.
W końcu około godz. 16 osiągnęliśmy najwyższy szczyt Pogórza Strzyżowskiego - Bardo 534 m n.p.m.
Po pamiątkowych fotografiach i szampanie postanowiłam w tym miejscu odłączyć się od grupy, która szła jeszcze na kolejny wierzchołek - Chełm i zejść wprost do Stępiny.
Chciałam po prostu pobyć trochę sama w lesie i nie iść jak owca za innymi (czasem mnie to trochę denerwuje) tylko poszukać własnej drogi.
Po kilkunastu minutach szlak niebieski mnie opuścił (co nie sprawiło mi żadnej przykrości) i rozpoczęłam zejście wzdłuż potoku bez drogi i szlaku. Idąc sama w zapadającym zmierzchu od razu spotkałam z 5-6 saren, a ich śladów była po prostu niezliczona ilość.
Dwa razy drogę zagrodziły mi jary, zaś na niby-drodze (której ślady wyraźnie widoczne były w terenie) rósł gąszcz samosiejek mojego wzrostu i leżało mnóstwo powalonych drzew.
Fajnie tak jest jak się idzie samotnie lasem w nocy w całkowitej ciszy.
Pod koniec ta droga już trochę zaczęła mi się dłużyć, ale właśnie wtedy wyszłam na przejeżdżoną drogę leśną, a po kolejnych 1,5 km na szosę w Stępinie.
Dokładnie pod szkołą spotkałam się z reszta grupy, która nadeszła od drugiej strony.
Tam wykonując w międzyczasie dzikie tańce (bo było bardzo zimno)
chwilę poczekaliśmy na panią dyrektor, która otwarła nam szkołę.
W szkole udostępniono nam kuchnię i grupa chętnych usmażyła dla wszystkich przepyszne "pogórzańskie" naleśniki z pogórzańskimi powidłami i musem jabłkowym.
Potem, około 21 poszliśmy jeszcze z miejscowym przewodnikiem (który cierpliwie na nas czekał) zwiedzać schron kolejowy w Stępinie, który jest unikatem na skalę europejską.
Zdjęcia z Internetu:
W schronie odbyło się w roku 1941 spotkanie Hitlera z Mussolinim a obecnie dwa razy w roku odbywają się w Stępinie "zloty militarne".
Obiekt bardzo ciekawy, chociaż ponury, nie chciałabym w nim spać (a jak widzieliśmy na zdjęciach - byli tacy śmiałkowie)
Zwiedzanie schronu wraz z dojściem do niego zajęło nam około 2 godz., tak więc po powrocie do szkoły po szybkiej kąpieli poszłam od razu spać.
A kolejnego dnia odbyła się tradycyjna już "autokarówka" ze względu na warunki atmosferyczne trochę okrojona.
Zwiedziliśmy muzeum Kantora w Wielopolu Skrzyńskim (niechcący zamknięto nas w muzeum), potem gotycki kościół drewniany w Brzezinach, którego zwiedzenie zajęło nam prawie 2 godz. oraz kościół w Małej.
W końcu około 15 wylądowaliśmy w Dębicy w domu u jednego z kolegów, gdzie jego gościnna Rodzina przyjęła nas rosołem i krokietami
Ja spieszyłam się na pociąg do Katowic, więc niestety nie zabawiłam tam długo. Mam nadzieję spotkać się z towarzystwem w maju na górze Chełm.
Zresztą wole Pogórza na wiosnę niż zimą
Po południu wkleję parę swoich zdjęć (nie mam ich dużo, bo pogoda była do bani), a jak koledzy zrobią - to i kolegów.
Pozdrowienia
Basia