..himalaistką nie jestem ani fotografem ani pisarzem ani reporterem , jestem po prostu Ala ...marzycielka..
zaczęło się ...od marzeń. Bo kto ich nie ma ?
Od kilku lat marzy mi się Kilimandżaro i sama nie wiem dlaczego ,
ale jak do tej pory z niewiadomych mi przyczyn nadal pozostaje marzeniem.. .
Dlatego wielkich planów nie robię i niczego nie kalkuluję , po prostu myślę : zobaczę co będzie potem i dokąd mnie to zaprowadzi .
Nie cierpię bezczynności i z pewnością zabraknie mi życia ,
aby wszystkie marzenia zrealizować , a w większości są tylko górskie ..
W ubiegłym roku wesoło i beztrosko zwiedzałam okolice Barcelony i podczas mojego powrotu wydarzyło się coś zupełnie zwyczajnego
.. przylepiłam nos do szybki samolotowej ..
i gapię się i gapię i co widzę ?
Ano piękne Góry -Pireneje ...oj się rozmarzyłam ..
zaplanować urlop ? A co to takiego ? Wakacje? Taaa mają dzieciaki..
..a ja? ..hmm..no własnie
Wygooglałam fajny termin MAJ 2011 i fajną górkę

PICO de Aneto 3404 .. nic tylko wejść i tylko zejść ...napisałam maila ..
PKKP *
"cokolwiek zamierzasz zrobić , o czymkolwiek marzysz , zacznij działać, śmiałość zawiera w sobie geniusz , siłę i magię "
* Pięknie Ktoś Kiedyś Powiedział ...
Usłyszałam wewnętrzny głos : Ala jedź ! No to jadę
jak nie teraz to kiedy?
nareszcie w Góry czyli : klimaty schroniskowe
===================================
Do schroniska La Renclusa docieramy wczesnym popołudniem w piękną słoneczną niedzielę .
Błogie lenistwo , polegujemy na ławkach przed schroniskiem , pijemy zimne piwko , zjadamy ciepłą zupę schroniskową , strzelamy fotki
...czas wolno sobie płynie i nastaje nocka na odpoczynek .
Czysta przyjemność.
Realia pobytu w schroniskach są niezwykle urozmaicone , powierzchnia przypadająca na 1 osobę z pewnością nie mieści się w
żadnych normach socjalnych bo nagle wszystkie łóżka zostały zapełnione..? i uzmysłowiłam sobie , że schronisko w części
sypialnianej zaprojektowane jest pod kątem niewygody ...
z każdej strony i wszędzie słychać szelest, szmer , szuranie , kręcenie
i wiercenie ..jedna tylko myśl przemyka po głowie :
kiedy wreszcie się położą spać ?
Złapałam małą infekcję , ale próbuję zasnąć ..
jest mi skrajnie niewygodnie .., ale prawie zasypiam
a może już spię,
ale obok "żabojad" przerywa i tak mój niespokojny sen ..
nie dosyć ,
że chrapie to i sobie zdrowo puszcza bąki ...przyciskam nos
do mojego śpiwora ..nie wiem czy spałam i czy niespałam ,
tak minęła noc a życie - zaczęło rysować się w jaśniejszych barwach na samą myśl, że rano wyruszamy na Pico de Aneto.
Moją nadzieję rozwiał skutecznie Ten Francuz – śmierdzący Francuz , kurde przecież jest cieplutka woda non stop ...
zastanawiam się , że skoro tak "pachnie"
czytaj "cuchnie" to jak dobrze ,
że nie spluwa na podłogę a zęby pewnie wyczyścił sobie scyzorykiem...wyspał się , odgazował i wstaje,
coś przewraca, szeleści, pakuje , przekłada , drepcze ,
znowu czegoś szuka...łojeeezu ..jest , znalazł wreszcie czołówkę ..zapala..znowu coś pakuje , szeleści i przekłada ..
zaraz za chwilę zwariuję ..
i mam ochotę po prostu wstać i kopnąć go w dupę ....
zgasił czołówkę , WyChoDzI ..ULGA ..dzięki Bogu ,
że nie muszę tutaj mieszkać a moja komórka jeszcze nie daje znać ..leżę ..śpię?
nie wiem ...
czy jest to ten Pirenejski Raj o którym marzyłam ?
wniosek : Francuzi nas nie lubią ..i co racja to racja ,
ponieważ też za nimi nie przepadam
piękny majowy poranek ...bezchmurne niebo a w powietrzu czuć wiosnę
Słońce świeci , powietrze czyste i rześkie i tak w porannym słońcu wyruszamy przed siebie
mocno kamienista droga pod górę ,potem śniegowo , żeby nie powiedzieć : cholernie stromo i idę zygzakami
Nawet przez chwilę nie zastanawiam się czy wejdę na szczyt czy nie ,
po prostu idę ..
rozmawiam ze sobą : ale po co? Do końca tak naprawdę nie wiem . Podobno idzie się żeby iść , czasem żeby szukać siebie ,
chociaż wiem , że i tak będzie powrót do miejsca wyjścia ,
tak jakby nigdy nas tutaj nie było..myślę o "wolności " ..
to jak piękna impresja ...ale ona jest w nas samych ...jeśli tego chcemy ..
w górach czas płynie powoli
pierwszy raz idę przez lodowiec..przejście przez lodowiec w odstępach
co 15 m....hmm..inaczej wyobrażałam to sobie ..dosyć długi ten odcinek, czuję się jak na patelni..idę przed siebie, do przodu ,
od siebie póść nie można ..cały czas ze swoimi myślami ..
a milczenia jest pod dostatkiem
dochodzimy do przełęczy Coronas : chwila skupienia przed szczytem

błogie leniuchowanie na świeżym powietrzu
i Francuzi niczego nam nie zakłócają ...
jak ja to lubię i jak trudno się stąd ruszyć ..chwile upływają sielsko ...
wejście - zejście przez Most Mahometa
to ten odcinek przed samym szczytem o którym naczytałam się i naoglądałam filmów w internecie...hmm..
no cóż nie ma to tamto , chwilka oddechu , kawałek czekolady z orzechami .. decyzja : nie zdejmuję raków ...idę
ogromny , płaski i wysoki kamień przede mną ..patrzę i myślę , mam skojarzenia jak na lekcji w-f skakałam ćwiczenie przez kozła ,
ale jak ? po prawej i lewej przepaścisto ..żadnych klamer ani łańcuchów ..hmm..chciałabym widzieć a tym bardziej nie wiedzieć ,
bo jak stąd zejdę ? "jutro się bedę martwić" pomyślałam ..
przecież nie idę tutaj sama ...wdrapałam się ..przykleiłam jak ślimak...
za chwilę mam go za sobą...nie oglądam się ..krok po kroczku..posuwam się do przodu ....znowu jakieś kamieniste przeszkody..
trzeba być cierpliwym..no cóż..jeszcze trochę ..jeszcze chwilka
i jesteśmy na szczycie
nigdy nie byłam tak wysoko ! To taka pocztówka na całe życie...
stajemy na szczycie , robimy zdjęcia jak zwykle wszyscy to robią
na szczycie i zachwycamy się widokami .
Widoki warte naszego wysiłku . Przepięknie . . to jak nowa nieznana przestrzeń życiowa
Jestem nieodmiennie wzruszona to dla mnie wyjątkowa chwila ..
.chłonę emocje ...i czuję się zauroczona
I ta satysfakcja: stanęłam na dachu Pirenejów
sporo wrażen jak na jeden dzień
kilka fotek ze szczytu i pamiątkowy wpis , że Ala tutaj była
jak w baśniowej krainie....i
Pora wracać a innej drogi nie ma ..myślę o tym cholernym "koźle".
..jak to będzie .."nie sztuka wejść – sztuka zejść "
dosiadam go jak konia i pełzam do przodu ruchem posuwistym ..
koniec i znowu stromo przede mną..a na dodatek nic nie widzę co jest pode mną ..hmm.., ..wiercę się wciąż na skraju mojego "kozła" ,
tylko obrócić się i zsuwać w dół..myślę sobie ku..a , nie dam rady? Stromo i przepaścisto ..czuję lęk , myślę że ze wszystkim tak jest .
Jak się pojawia problem , to zawsze znajduję klucz aby go rozwiązać ,
ale czy to problem czy mój nie-pokonany lęk ? ..rozmawiam ze sobą przez chwilę ...a tak wogóle po co ja się tutaj pchałam ?
Nie lepiej było leżeć na Costa Brava ? Tyle , że tutaj nie da się udawać , nie da się ...koniec ...no nie ...
jakoś się obróciłam..niczego nie widzę ...
że też Bozia nie dała mi więcej centymerów .
i...słucham uważnie głosu Michała: tu noga ..teraz tu..,.jestem ,
jeszcze parę "kamyczków" i jestem na dole ! Dzięki M ichał
zauroczona byłam przejściem przez lodowiec ...lubię być sama ze sobą ...
Schodzimy ..na dół ..do schroniska w nastroju wesoło-wesołym a nogi same niosą ..w słońcu wszystko robi się takie optymistyczne ..
co chwilę odwracam wzrok na oddalający się szczyt Aneto ...pewien żal , że właśnie kończy się moja górska wyprawa ...
bo tych pięknych chwil nie można zaplanować ..
powrót do schroniska godzina 17 ta , a tu TYLKO pifffko , obsługa schroniska z wymowną miną na ustach w hiszpanskim stylu
" jest sjesta" pląsała się między srebrnymi pachnącymi garnkami
co najmniej jak taneczne kolorowe flamenco .
W Hiszpanii wszystko ma swoj czas : przecież drzewa nie zakwitają w grudniu .
Jak sjesta to sjesta
Taaa..a gotowane żarcie będzie o 20 tej a głód zaglądał głęboko .
Młodzieńczym urokiem osobistym Karolinka ubłagała 0,5 godziny wczesniejszą kolację .Te pół godziny , to najdłuższy czas ..cała wieczność głodu .
No cóż pozostało piwo a to raczej nie kłóci się aż tak bardzo w Hiszpanii z ta ich sjestą ?
Przez chwilkę włączyło się moje ekonomiczne myślenie : dlaczego w Hiszpanii jest kryzys ...?
Zadowolone marysie , bo jak tu nie być zadowolonym
Trud oczekiwania wynagrodzony został , bo do stołu dostalismy
aż 4 dania w następującej kolejności : surowki , które błyskawicznie zostały pochłonięte nie zastanawiając się w których talerzach mamy je zjeść,
wczorajsza rozwodniona zupa z dodatkiem ziemniaków i ryżu itd..., mięsko twardawe i deser-czyli bliżej nieokreślona papka budyniowa. Kolacja zakończyla się w wesołej atmosferze.
nakarmieni , wykąpani , wrócilismy do swoich łóżek , próbowaliśmy zasnąć ..i znowu żabojady ...ale było mi to już obojętne
czy mam kogoś kopnąc czy też nie ...nie wiem czy spałam czy niespałam ...
bujałam sobie w obłokach pirenejskich...i ...marzyłam...
Na dole zielona wiosna ..to był cudownie spędzony czas ..bez mediów, bez gazet , bez żadnej ogłupiającej polityki
Oczywiście po przyjeździe pochwaliłam się znajomym o swoim osiągnięciu , ale jedno pytanie rozbawiło mnie prawie do łez :
a jak zeszłaś , była tam jakaś kolejka ? Wow !
co teraz?
Pora wreszcie się ..napić

polerować swoją codzienność
i pomyśleć o ..Tatrach
i to by było na tyle póki co
ps.
dziękuję mojej Kochanej Mamie , która bardzo martwiła się o mój pomyślny powrót i cały czas myślami była ze mna i modliła się ..
dziękuję mojemu Zb.K.

za wspaniałe gratulacje pełne uznania i zachwytu
mojej przyjaciółce Basieńce dziękuję za cudowne razem spędzone chwile w Pirenejach i w Barcelonie ...my nawet nie musimy nic robic , aby świetnie się bawić ..
Karolince za super organizację i kompetencje – odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu
Michał ! A Tobie ? wiesz za co Ci dziękuję

i to jeszcze nie ...koniec naszych przygód
jak miło z Wami było spędzić ..no właśnie co ? Urlop? Wakacje? ..hmm..wakacje inaczej ..
pozdrawiam również Monisię oraz sympatycznego Andrzeja
ala
ps.ps.
http://www.fotosik.pl/u/aala/album/875410