Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest Wt cze 25, 2024 6:52 am

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 11 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: Pt wrz 02, 2011 9:14 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sie 29, 2006 6:58 pm
Posty: 690
Lokalizacja: Dolny Śląsk
Dachstein – noch nein.


08.08.2011 (poniedziałek), wieś podświdnicka

11:30; Sms:Jest opcja. Długi weekend. Wyjazd na Dachstein plus jakieś ferraty, zainteresowany?"
Sprawa oczywista. Odpowiadam i jaram się na pierwszą możliwość wyjazdu w Alpy. Podobnie jak na pierwszą szansę kontaktu z via ferratami.


12.08.2011 (piątek), wieś podświdnicka, Kłodzko

17:00; szybki prysznic, jeszcze szybsze pakowanie, bo wcześniej nie było czasu (robota).
19:50; melduje się na stacji kolejowej, po chwili wsiadam w pociąg, który przyjeżdża punktualnie (!)
21:40; równie punktualnie melduję się w Kłodzku, ekipa w składzie Mariusz (w górskim CV m. in. Wejścia na Grossglocknera, Mont Blanc i Monterrosę), Karolina i Bartek (Grossglockner, Matterhorn plus trochę trekkingu w nepalskich i hinduskich Himalajach i w Karakorum)
22:00; samochód zapakowany, uderzamy w kierunku granicy z Czechami
22:50; mijamy czeską granicę, ciśniemy na Pragę
01:00; mijamy Pragę, kierujemy się na Czeskie Budziejowice
02:00; przerwa na kimę. Budzimy się po dwóch godzinach i lecimy dalej. W międzyczasie okazuje się, że bolące mnie prawe przedramię nie jest skutkiem jego przeciążenia, a ukąszenia przez jakieś dziwne stworzonko. Boli jak sam s****syn i nie ma widoków, żebym dał rady zrobić choćby najprostszą ferratę następnego dnia rano.
05:00; postój na lekkie śniadanie w okolicach Linza; przed nami jeszcze przejazd przez prawie całą Austrię, ale jest dobra droga (autostrada), więc można cisnąć. W tym miejscu trzeba podziękować mamusi za genialne drożdżowe bułeczki, które w tym momencie napoczęliśmy ;)
07:00; krótki przystanek nad jednym z okolicznych jeziorek; pierwszy rzut oka na pogodę, która od poprzedniego stopu zdążyła się nieco poprawić; przynajmniej już nie kapie z nieba, ale jest mocno pochmurno i raczej nie zanosi się na lampę tego dnia (co z resztą jest zgodne z prognozami, które nie były zbyt optymistyczne). Krótka sesja zdjęciowa, zamoczenie łap w jeziorze (woda cieplutka, mniam!) i w drogę, bo już niedaleko.


13.08.2011 (sobota), Gosausee i okolice, Hallstatt

08:00; meldujemy się przy Gosausee. Pogoda dupna. Niebo zaciągnięte, ale nie pada. Szybki rzut oka na mapę okolicznej ferratki, którą zamierzamy niebawem ciupnąć. Pogoda nie zachęca. Szczyty w chmurach. Dachsteinu kompletnie nie widać. Granica chmur kończy się na poziomie lodowca, który zanika w chmurach.

Obrazek
Widok na Gosausee z rana…

08:30; w międzyczasie jak konsumujemy śniadanie, zaczyna padać. Z każdą chwilą coraz mocniej. Na koniec posiłku już leje. Decyzja jest następująca: pakujemy się do auta i kimamy. Spróbujemy złapać jeszcze trochę snu, a przy okazji może przeczekać deszcz. Plan na dzisiejszy dzień zakłada tylko zrobienie tej ferraty (1h) i dojście do Adamekhutte (5h), więc możemy sobie pozwolić na próbę opóźnienia startu.
11:00; przestało padać. Budzimy się. Pogoda się powoli klaruje. Nie mamy w sumie za dużo czasowego luzu, więc musimy coś postanowić. Decydujemy się zrobić tę ferratę (C/D).

Obrazek
W pełnym rynsztunku.

Ponieważ dla mnie to było pierwsze zetknięcie z ferratami, więc zaczęło się od szybkiego instruktażu dotyczącego zakładania uprzęży, obsługi lonży i takie tam. Potem krótka instrukcja jak się wpinać, żeby się przypadkiem gdzieś nie wypiąć i ciśniemy. Ferrata cały czas prowadzi w okolicach szlaku w kierunku schroniska, więc dla ‘naziemnych’ turystów jesteśmy nie lada atrakcją, zwłaszcza na drabince i tyrolce.

Obrazek
Startujemy...

Na początku jest ciężko. Przed oczami ściana ze skały. Pod nogami tafla jeziora i niespecjalnie widoki, żeby zaraz się coś miało zmienić. Kisielu w majtach nie ma, więc jest dobrze. Lufa też niespecjalna, więc jakoś tam się przepinam. Prawa ręka boli sakramencko od tego ukąszenia, ale daję radę. Po chwili małe rozluźnienie – drabinka – ciśniemy do góry, potem jeszcze trochę stalówki, krótka, niewysoka tyrolka, zejście i finisz.

Obrazek
Niezwykle malowniczo położona ferrata, nad brzegiem jeziora Gousasee.

Pierwsze wrażenia z ferraty jak najbardziej pozytywne. Wydaje mi się, że właśnie takiej potrzebowałem na starcie. Nie wydawała się trudna, chociaż Karolina stwierdziła, że było jej ciężko. Zwłaszcza, że wchodziliśmy na mokrą skałę, zaraz po deszczu. Ogólnie jednak ferraty mi się spodobały i muszę je częściej uskuteczniać :)

Obrazek
Na tyrolce. Pani z dołu robi mi zdjęcie. Poczułem się na małpa w zoo…

12:30; meldujemy się pod samochodem na parkingu. Najważniejsze info jest takie, że robi się pogoda, dlatego szybko wciągamy jakiś obiad (czyli kanapki, które mieliśmy zrobione na drogę), szybkie przepakowanie i z dużymi (choć odciążonymi zbędnym żarciem) ruszamy w kierunku schroniska. Ponieważ mieliśmy tam nocować tylko jedną noc, część żarła można było zostawić. Podobnie jak namiot, który miał być potrzebny dopiero następnej nocy na campingu.

Obrazek
:D

14:30; przechodząc koło startu ferraty mijamy rodaków, którzy poznają nas po ożywionej dyskusji, którą prowadzimy. Przywitanie, pozdrowienie i ciśniemy dalej.
16:00; odcinek przeznaczony na dwie godziny robimy w półtorej, ale na razie idzie się po płaskim (ledwie 200m deniwelacji w 1,5h)
16:30; szlak zaczyna piąć się coraz intensywniej w górę, przypomina mi nieco czerwony szlak z Karpacza na Śnieżkę doliną Łomnicy. Tyle, że w wersji dużo bardziej hadcore’owej, bo mamy do zrobienia 1000m deniwelacji terenu. Szlak często trawersuje strome zbocze, dlatego, chociaż jest ciężko, jakoś się idzie.

Obrazek
Fotka ze szlaku.

17:30; przerwa na popas. Zegarek Bartka pokazuje, że zrobiliśmy dopiero 400m przewyższenia (200) od ostatniej obserwacji godzinę temu. Jesteśmy już dwie trzy godziny na szlaku, a jeszcze nawet nie w połowie wymaganej wysokości. Wygląda na to, że da nam to podejście popalić. Ciężkie plecaki też robią swoje i przerwy są dosyć częste. Ale za to mamy idealną pogodę. Wypogadza się, ale nie grzeje. Od czasu do czasu w zachmurzonym niebie pojawia się okienko z prześwitem, co wykorzystujemy na sesyjki zdjęciowe.
18:30; już chyba z dziesięć razy wydawało nam się, że za następnym zakrętem schronisko NA PEWNO się pojawi na horyzoncie; tymczasem idziemy już cztery godziny i dopiero teraz czasem zza chmur wyłania się bryła budynku schroniska. Nie znaczy to jednak, że mamy go blisko. Jeszcze kawał drogi, ale w pięciu planowanych godzinach powinniśmy się zamknąć. Przerwa na snickersa i ciśniemy, bo gdy widać cel o motywację łatwiej.
19:30; punktualnie pięć godzin po rozpoczęciu marszu meldujemy się w Adamekhutte. Żeby nie było za lekko, okazuje się, że w schronisku nie ma dla nas miejsca na nocleg, ale czekamy cierpliwie na kawałek miejsca na podłodze. Gospodarz schroniska zapewnia, że coś się znajdzie i nie będziemy musieli nocować na zewnątrz, ani schodzić na dół po ciemku.

Obrazek
Już pod schroniskiem. Rzut oka na okolicę.

21:00; znajduje się dla nas miejsce w schronisku. Po kolacji pakujemy się do pokoju z parą Niemców po pięćdziesiątce i dwójką Czechów (dosyć hałaśliwych). Oczywiście jest miejsce tylko na podłodze, ale dostajemy materace więc nie ma tragedii. Co prawda śpimy w czwórkę na dwóch materacach, ale i tak jest nieźle. Budzik na 7 rano i kima, bo jutro atak na Dachstein (3004m n.p.m).


14.08.2011 (niedziela), Adamekhutte, Dachstein, Hallstatt

7:00; budzik dzwoni punktualnie. Nikt się nie ociąga ze wstawaniem, bo wiemy, jak ważny dziś dzień. Szybka toaleta i śniadanie (nie wziąłem z dołu Gorącego Kubka, wrrr!), bo szkoda marnować czasu.
8:00; płacimy za nocleg (każdy według innej stawki, chociaż spaliśmy razem, Bóg wie dlaczego) i witamy Masyw Dachsteinu w pięknej pogodzie, zapowiadającej konkretną lampę. Ponieważ przepakowani byliśmy już wieczorem, nie marnując czasu, wychodzimy na szlak.

Obrazek
Na pogodę narzekać nie możemy :)

9:00; początkowo prowadzi on udeptaną w piargu ścieżką, ale na rozwidleniu kieruje się w stronę moreny lodowca, gołych skał. Całe szczęście, że jest sucho, bo gdyby nam przyszło iść tamtędy dobę wcześniej, byłoby ciężko.
10:00; szlak zaczyna iść stromo pod górę. Miejscami pojawia się ubezpieczenie w postaci stalówki (nie zawsze uzasadnione, ale czasem naprawdę przydatne). Mijamy po drodze doświadczonego alpinistę (na oko – 70 lat) i ruszamy na ostatni odcinek przed wejściem na lodowiec. Widzimy już ludzi, którzy się ubierają w sprzęt przed czołem lodowca.

Obrazek
Spoglądając na Dachstein…

11:00; meldujemy się na granicy lodowca i próbujemy się powoli przez niego przeciskać. Sprawa jest jednak trudniejsza, niż początkowo sądziliśmy. Okazuje się, że bez raków będzie bardzo ciężko, a raków niestety nie wzięliśmy z PL. Powoli się przemieszczamy, ale idzie bardzo topornie, a i tak jeszcze mamy ułatwienie w postaci cienkiej warstwy lodu, spod której wystają jeszcze fragmenty skał, o które można zaczepić nogę.

Obrazek
Nie jest łatwo...

11:15; wspólnie decydujemy, że taka męczarnia nie ma sensu. Wejść pewnie damy radę, jakoś się tam wczołgamy, ale przy zejściu się pozabijamy bez raków. Schodzimy przed czoło lodowca, robimy popas, wciągamy chałwę. Czas na sesję zdjęciową, bo pogoda jest fenomenalna. Lampa taka, że aż chce się opalać. I tylko szkoda, ze tutaj, a nie na szczycie. Nikt jednak nie ma wątpliwości, że wycof to jedyna słuszna decyzja w tej sytuacji.
12:30; meldujemy się z powrotem w Adamekhutte. Szybkie dopakowanie zostawionych w schronisku rzeczy i wracamy na szlak prowadzący do Gosausee. Czeka nas, według map, około czterech-pięciu godzin zejścia.

Obrazek
Jeszcze rzut oka na lodowiec pod szczytem.

13:30; po godzinie jesteśmy już 300 metrów niżej niż poziom schroniska. Wygląda na to, że zejdziemy dużo szybciej, niż wskazują na to znaki.
14:30; jestem zmuszony wyprzedzić swoją grupę, żeby znaleźć źródełko, z którego mógłbym zapełnić brakujące zapasy wody. Takowe znajduję po chwili. Po napełnieniu, czekam na resztę ekipy i schodzimy dalej. Czas mamy znakomity. Powinniśmy się wyrobić w trzy do czterech godzin!
15:30: meldujemy się przy Hinter Gosausee, czyli górnym jeziorku. Krótki popas, kibelek i ruszamy dalej. Mamy już tylko dwieście metrów różnicy wysokości do pokonania, ale tu już tak nie pospieszymy.

Obrazek
Widok na Wysokie Taury (???)

16:30: docieramy do Gosausee, do jeziorka. Znajdujemy doskonałe miejsce na dłuższy popas. Ściągamy ciuszki jak jeden mąż i pakujemy się przynajmniej do kolan lub do pasa do jeziorka. Woda cieplutka i nikt ani myśli z wody wychodzić. Trzeba jednak dojść do samochodu i dojechać na camping w Hallstatt.

Obrazek
Hallstatt. Piękne miasto.

17:00; jesteśmy przy samochodzie; szybko pakujemy się do auta i jedziemy do Hallstatt. Dopiero po zakwaterowaniu na campingu i rozbiciu namiotów będzie czas na kąpiel i jakąś szamę.
18:00; docieramy do campingu w Hallstatt. Miasteczko nas zauroczyło, dlatego postanawiamy, że po myciu i szamaniu ciśniemy na tzw. Die Statttreppen, jak to Niemcy ładnie nazywają.

Obrazek
Bardzo klimatyczny rynek w Hallstatt.

19:00; umyci i najedzeni wyruszamy na miasto, które jest prześlicznej urody. Przypomina nieco stylem zabudowy Prowansję, Toskanię albo czeską Pragę. Wąskie uliczki, niskie domy, dużo cienia, ale przede wszystkim niesamowity klimat
21:00; kosztujemy tutejszej kawy, piwa i wina. Na tyle przyjemności możemy sobie pozwolić. Na koniec jeszcze krótka runda po mieście i wracamy na camping.

Obrazek
I jeszcze bardziej klimatyczne wąskie uliczki w centrum.

22:30; czas na kimę. Następnego dnia czeka nas wycieczka kolejką, zwiedzanie jaskiń i wejście na punkt widokowy Fivefingers (czemu nazwali go z angielskiego, sam nie wiem).


15.08.2011 (poniedziałek), Hallstatt

02:00; budzi nas potężna ulewa nad Hallstatt; nasze namioty uginają się pod ciężarem masy wody, która spada z nieba, ale wytrzymują.
04:00; budzę się ponownie; okazało się, że namiot nie był dostatecznie mocno naciągnięty i podeszło do środka trochę wilgoci z ulewy; zalany portfel, paszport i telefon komórkowy… na szczęście nie bardzo, wszystko udaje się sprawnie przełożyć w inne, suche miejsce
08:00; pobudka, na dworze pogoda już zupełnie inna niż w nocy; po deszczu zostały tylko kałuże i sporo błota w okolicy naszych namiotów; z telefonem, portfelem i paszportem też chyba nie jest źle.

Obrazek
Pogoda nie zachęca do wyjścia…

08:30; szybkie śniadanie, przepak i wyjazd; w dniu dzisiejszym w planach jest zwiedzanie dwóch jaskiń: Mamuciej (MammutHole) i Lodowej (EisHole); żeby się do nich dostać, trzeba wjechać kolejką, toteż udajemy się do miejsca, gdzie znajduje się jej dolna stacja. Po drodze mijamy wejście na fajną ferratę (D albo E, już nie pamiętam), ale pogoda nie zachęca do wspinu. Chmury wiszą nisko i niewykluczone, że z nich coś jeszcze chlapnie.
10:00; meldujemy się przy dolnej stacji kolejki. Problemów ciąg dalszy. Okazuje się, że kolejka jest uszkodzona i można wyjechać tylko do pierwszej stacji. Co ciekawe, dojazd na pierwszą stację kosztuje 25euro, dojazd na pierwszą stację ze zwiedzaniem obu jaskiń: 32euro, a dojazd na wszystkie trzy stacje wraz ze zwiedzaniem obu jaskiń i punktu widokowego: 35euro. Pan w kasie mówi, że nie wiadomo, jak długo potrwa naprawa awarii, ale jest szansa, że za parę godzin już będzie sprawna. Może się więc udać, że po zakończeniu zwiedzania jaskiń, będzie możliwość wjazdu na wyższe stacje.
11:00; wyjeżdżamy na pierwszą stację. Leje jak z cebra. Dobrze, że dziś w planach te jaskinie, a nie żadne ferraty czy trek.
11:30; pakujemy się ostro pod górkę do wejścia do pierwszej z jaskiń: Mamuciej. Turystów dużo. W jaskini dosyć chłodnawo (3 st. C), ale ubieramy czapki i rękawiczki i jest git.
12:30; wychodzimy z jaskini, która nie zrobiła na nas oszałamiającego wrażenia. Teraz przed nami zejście do punktu zbiorczego, podbicie biletu i wejście pod kolejną jaskinię.
13:30; cały czas leje. Mamy już podbity bilet w centrum obsługi turystów. Podejście do Jaskini Lodowej daje nam bardziej popalić, bo jest bardziej strome i prowadzi asfaltem. Na samą myśl o tym, że trzeba będzie tędy schodzić, robi mi się niedobrze.
15:00; koniec zwiedzania jaskini. Ta zrobiła na mnie dużo większe wrażenie. Formacje lodowe, które tworzą się pod ziemią wyglądają fantastycznie. W środku zimno (-2 st. C), ale musi być mróz, żeby ten lód się jakoś formował. Takiej jaskini jeszcze nie widziałem. Polecam każdemu.
15:30; odbieramy Bartka z Hallstatt (nie wchodził z nami do jaskiń) i ruszamy w drogę powrotną do Polski. W międzyczasie jeszcze szybki przepak do bagażnika i ogień. Fahren nach Polen.
17:00; pierwszy przymusowy postój za sprawą kontroli policyjnej. Na szczęście wszystko w porządku, panowie policjanci nie robią większych problemów i puszczają nas dalej.
18:00; postój na popas. Wyjedzenie resztek, które zostały nam z wyjazdu. Za zwrócone przy stacji kolejki 3euro (za brak możliwości wjazdu na dwie kolejne stacje) zakupiłem i spożyłem dwa rogaliki ;). Ekipa też zjadła
23:30; wycieczka zmierza ku końcowi. Zostaję bezpiecznie odstawiony do Ząbkowic, skąd jadę do domu. Reszta składu wraca w okolice Kłodzka. Do zobaczenia za rok. Może na Korsyce? Kto wie…


Więcej zdjęć na: https://picasaweb.google.com/1098767909 ... eingebirge


Ostatnio edytowano Pt wrz 02, 2011 11:07 pm przez Fenomen, łącznie edytowano 1 raz

Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt wrz 02, 2011 9:47 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn sie 30, 2010 12:43 pm
Posty: 3533
Lokalizacja: Węgierska Górka
chyba z zegarkiem chodziłeś i spisywałeś wszystkie wydarzenia :wink:

taki mały szczegół to Dachstein nie ma 3004mnpm tylko 2995m :wink:
słuszna decyzja o odwrocie z lodowca. Tylko się tak zastanawiam i dziwie jeżeli towarzysze tacy doświadczeni to czemu na lodowiec nie zabrali raków?

_________________
Galeria zdjęć


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt wrz 02, 2011 10:05 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sie 29, 2006 3:34 am
Posty: 14899
Lokalizacja: Ząbkowska, róg Brzeskiej
zephyr napisał(a):
...taki mały szczegół to Dachstein nie ma 3004mnpm tylko 2995m :wink:

A ile ma Giewont, 1894 czy 1909 :D? Sprawa "prestiżowa", jednak te sześć metrów robi róznicę.
Fenomen napisał(a):
wspólnie decydujemy, że taka męczarnia nie ma sensu

No i Dachstein was pokonał... Szkoda, coż iść bez raków (i liny) na lodowiec to trochę loteria. Tak w ogóle - polecam od tej drugiej strony, raz że chyba jednak łatwiej, dwa, że jak odniosłem wrażenie po południowej stronie jest zwyczajnie fajniejsza pogoda, a lodowiec jest miękki i spokojnie dałoby radę bez raków (chociaż dla zasady należy je zabierać).

_________________
Widzisz lewaka, nie stój z boku, reaguj!! Pamiętaj, lewactwo karmi się obojętnością i bezczynnością.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt wrz 02, 2011 10:08 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sie 29, 2006 6:58 pm
Posty: 690
Lokalizacja: Dolny Śląsk
ta mapka mowi, ze Dachstein ma jednak over 3k :>

Obrazek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt wrz 02, 2011 10:10 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sie 29, 2006 3:34 am
Posty: 14899
Lokalizacja: Ząbkowska, róg Brzeskiej
Dachstein ma 3004, ale z krzyżem. Bez krzyża 2995.
Jaką wysokość słusznie jest podawać - każdy musi sobie rozstrzygnąć sam. ;-)

_________________
Widzisz lewaka, nie stój z boku, reaguj!! Pamiętaj, lewactwo karmi się obojętnością i bezczynnością.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt wrz 02, 2011 10:19 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sie 29, 2006 6:58 pm
Posty: 690
Lokalizacja: Dolny Śląsk
no dobra, na krzyż się raczej nie wgramolę... :D


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt wrz 02, 2011 10:25 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn sie 30, 2010 12:43 pm
Posty: 3533
Lokalizacja: Węgierska Górka
no to mamy odpowiedz :wink: wysoki ten krzyż ;)
Nie byłem tam jeszcze ale też uważam, że z drugiej strony jest ciekawiej :wink:. Krótsza droga i super ferraty :wink:. Hallstatt znów ma ten swój uroczy klimat który trudno pominąć będąc w tamtym rejonie.

_________________
Galeria zdjęć


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pt wrz 02, 2011 10:27 pm 
Swój

Dołączył(a): Śr kwi 14, 2010 7:01 pm
Posty: 53
gratki wyprawy


Ostatnio edytowano So wrz 03, 2011 9:12 am przez rafano, łącznie edytowano 1 raz

Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt wrz 02, 2011 11:26 pm 
Zasłużony

Dołączył(a): Cz maja 21, 2009 9:10 am
Posty: 243
Witam ,
Być w Hallstatt - to raczej godna dla doświadczonych turystów górskich jest "rasowa" ferrata "Seewand" (podejście to tylko niecała godzinka do góry od zakrętu, lub ciut ponad godzinkę z samego maisteczka) niż jaskinia, ale to mój pkt widzenia :wink:

Co do chodzenia po lodowcu bez raków ? (doświadczeni turyści) - hmmm miałem już taką sytuację ze znajomymi i prawie.........wszyscy założyli na swoje buty.....skarpety i dało się pospacerować po lodowczyku, ale skarpety już były nie do użytku, acha ale żeby było jasne, wszyscy mieliśmy kijki :lol:


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So wrz 03, 2011 7:33 am 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sie 29, 2006 6:58 pm
Posty: 690
Lokalizacja: Dolny Śląsk
grubyilysy napisał(a):
Fenomen napisał(a):
wspólnie decydujemy, że taka męczarnia nie ma sensu

No i Dachstein was pokonał... Szkoda, coż iść bez raków (i liny) na lodowiec to trochę loteria.

linę akurat mieliśmy, ale wiązanie się nią, nie mając raków to mocno średni pomysł ;)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So wrz 03, 2011 12:34 pm 
Kombatant

Dołączył(a): Pn cze 29, 2009 4:49 pm
Posty: 517
Ferrata nad brzegiem jeziora robi wrażenie, chyba będzie trzeba się wybrać 8)

_________________
The Beatles


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 11 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 25 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL