Plany były ciekawe - miały być trzy dni w Tatrach , świętowanie 7 rocznicy ślubu itd...
Jak to zwykle bywa życie zrobiło swoje i z trzech dni zrobiłó się jeden.
Wybór padł na Szpiglasowy Wierch od Doliny Pięciu Stawów Polskich.
Startujemy z pod bloku o 3.40.
O 6.30 na Palenicy opłacamy jak to kiedyś Łuksz T napisał składkę na biednych górali , i w drogę.
Do wodotrysków docieramy szybko ,ludzi trochę idzie , my odbijamy w Dolinę Roztoki , na szczęście praktycznie wszyscy idą dalej asfaltem do Moka.
Spacerek doliną jest bardzo przyjemny , umilają go porykujące Jelenie , i fajne widoczki
Idziemy niespiesznie , zastanawiając się jak razem wytrzymalśmy te 7 lat.
Przy Siklawie krótki postój na parę fotek
I potem na śniadanie do Piątki
Po pochłonięciu śniadania i szarlotki ruszamy dalej , zaraz po wyjściu ze schronu mijamy ciekawego starszego faceta zmierzającego w przeciwną stronę , ubrany w dżinsy , sweterek w , ręku jedynie aparat , jak się później okaże to nie ostatnie nasze spotkanie.
Idziemy w najpierw niebieskim , a później żółtym szlakiem w stronę naszego celu.
Dolina Pięciu Stawów robi na Asi ogrome wrażenie, jest tu pierwszy raz , ja też zawsze bardzo lubiłem tę dolinę - takie bajkowe miejsce
Momentami krajobraz wygląda dość egzotycznie
Idziemy dalej w górę kamienistą scieżką , zbliżając się powoli do ostatniego, ubezpieczonego łańcuchami odcinka.
Jeszcze rzut oka na Kozi Wierch , który z tej strony wyglada całkiem niepozornie
Pod łańcuchami musimy trochę poczekać i przepuścić sporą grupkę zchodzącą na dół , trudności nie ma w zasadzie większych , poza mijankami z kolejnymi zchodzącymi.
Po pokonaniu pierwszegó łańcucha po lewej po trawkach mija nas spotkany wcześniej starrszy pan , pomyka jak stary szerpa , teraz oprócz aparatu niesie jeszcze butelkę z wodą , zasówa szybko do góry , po chwili słychać jego krzyk - kamień!!
Asia na szczęście zdążyła się uchylić i kamień wielkości pięści śmignął jej tylko koło ucha, drugi na szczeście mniejszy wpadła za kołnierz kurtki
Jeszcze kilka metrów i jesteśmy na przełęczy
A po jeszcze chwili na szcycie Wierchu , okupowanym przez sporą grupę Słowaków
Widoczki całakiem , całkiem
Na szczycie Miedzianego widzimy starego szerpę który rzucał kamieniami

Odpoczywamy chwilę i długą i zabójczo nudną Ceprostradą zchodzimy w dół , skracając ją jak tylko można
Pod Mokiem - jak w środku wakacji - ciężko znaleźć nad wodą wolny kamień by chwilę odsapnąć
Udaje się jednak

Siedzimy chwilkę nad wodą , jeszcze tylko asfaltem na dół , i jedziemy do domu .
Wyjazd bardzo udany - trasa urokliwa, poza ceprostradą która omal nas nie zabiła
Rocznica spędzona miło i przyjemnie
