W okolicach świąteczno-noworocznego rozleniwienia pada od niejakiego Ladara myśl:
-
"A może na Śnieżkę w pierwszy weekend roku? Nocleg w Śląskim Domu. I dzień dojście do schronu a w drugi wejście na Śnieżkę i powrót"
Myślę... zacny pomysł, ale jednak rozważam jakie będą warunki i stawiam na przeciw temu nasze dotychczasowe niewielkie doświadczenie zimowe.
Czytam co napisali na forach mądrzejsi (czyt. Ci co doświadczali Śnieżki zimą)
A napisał ktoś:
W zimowym wejściu na najwyższą górę Sudetów istotny jest także moment gdy "już był w ogródku, już witał sie z gąską" tzn. odcinek od Domu Śląskiego na szczyt. Często (czyt. najczęściej) bywa oblodzony, dlatego dobrze jest mieć przy sobie chociaż turystyczne raczki i kije do asekuracji. To, że wiele osób stara się tam uprawiać "sporty ekstremalne" typu zjazd w kozaczkach lub na kurtce niech nie zachęca Cię do naśladowania
Tydzień później:
Ladar zjawia się o godz 6.50 po mnie. Pakuję graty do auta, w tym łopatę w razie WU by odkopać auto w razie zakopania w śniegu. Po 2h z hakiem dojeżdżamy do Karpacza Górnego i próbujemy zaparkować rozsądnie auto. Pomagamy jakiejś rodzince wyjechać w zamian za miejsce (Biedaki nie mieli nawet skrobaczki do szyb nie mówiąc o łopatce, a wybrali się do górskiej miejscowości - romantyczne

). Jakiejś pani też odkopujemy miejsce, po czym bierzemy wory i w drogę.
Mijamy Wang, kupuję bilety do KPN (zgrozo 5zł od łebka). Jest koło godz.10. Brniemy w górę kroczek za kroczkiem. Kilka osób przed nami trochę nam toruje po świeżo spadłym śniegu, poprzedniej nocy:
O godz 12 meldujemy się w schronisku Strzecha Akademicka. Zalewamy wrzątkiem zupki chińskie:
Pół godzinie wychodzimy. Spotykamy 3 ziomków z czasu studiów z naszego kierunku, całkowicie przypadkowo, bez wcześniejszego umawiania (co za fart!). Oni wchodzą się zagrzać, a my wychodzimy. Krótka gadka i dowiadujemy się, że też zamierzają spać w Domu Śląskim.
Od Strzechy zaczynamy podejście mozolnie, wiatr wieje naprawdę silny. Widoczność od tyczki do tyczki. Jakiś gość idzie przed nami, ale ślady zasypuje niemal od razu wichura. Brniemy tak mozolnie czasem robiąc po kilkanaście sekund odpoczynku. Wchodzimy na grzbiet i stąd już praktycznie cały czas delikatnie w dół w stronę Śląskiego Domu. Trochę nas to zastanawia, ale na pewno nie pomyliliśmy nic. Zamieć była tak sroga, że nie w głowie mi było robienie zdjęć. uczyniłem to dopiero pod Domem Śląskim:
Plan na dziś wykonany. Droga z Karpacza niebieskim szlakiem zajęła nam 3h40' wraz z półgodzinnym odpoczynku w Strzesze Akademickiej. W schronie pytamy o pokoje, o dziwo są i miejsc sporo. Kwaterujemy się jako pierwsi w pokoju 8osobowym. Po 1,5h docierają kompani spotkani pod Strzechą. Reszta dnia schodzi nam na odpoczynku, grzaniu się, piwkowaniu i graniu w scrabble.
Za oknem cały czas taki krajobraz:
Cel na dzień następny inny być, nie może jak Śnieżka.
Ok. 9 podejmujemy próbę ataku szczytowego na "lekko" - plecaki pozostają w schronie. Już za progiem drzwi schroniska występują małe problemy z równowagą

i wcale to nie są "efekty" uboczne dnia poprzedniego

:
Wicher nie zmalał na sile. Widoczność bardzo zmienna, ale generalnie kiepska:
Film (uwaga na uszy):
http://www.youtube.com/watch?v=XlPt6kJ4 ... e=youtu.be
Warunki bardzo kiepskie, nie posiadamy kijków raków i googli. Dochodzimy do pierwszego zakosu i......sobie darujemy. Ktoś ostrzega nas, że bez raków to samobójstwo. Cóż odpuszczamy. Podobno "mądry wycof ujmy nie przynosi..."
Po kilku minutach jesteśmy spowrotem w schronie. Kilka minut i idziemy do Samotni. Warunki do momentu zejścia do Strzechy równie fatalne. Poniżej strzechy już spokojnie i ludzko:
Po chwili docieramy do zasypanej Samotni:
Film ->
http://www.youtube.com/watch?v=S_OxunNI ... e=youtu.be
W samotni siedzimy z godzinę. Odbywa się tam akcja WOŚP i z tej okazji wielki tłok i wizyta gwiazd polskiego himalaizmu m.in. pani Czerwińska i podobno Pan Wielicki.Z Samotni mamy dwie godziny do Karpacza. Droga mija przyjemnie bo ubita droga ratrakiem. Była to fajna szybka i spontaniczna dość akcja. Trwała od wyjazdu do przyjazdu 34 godziny ale obfitowała w adrenalinę. Zmagania z wichurą bezcenne

Oby więcej podobnych akcji... Mimo niezdobycia szczytu fajnie było....
Dziękuję za uwagę
