Plan był prosty:
w weekend począwszy od czwartku 02.02.2012 złoić kilka szczytów.
KWAQ9 (TEN DOBRY) zabiera mnie z turystycznej stolicy Polski tuż po godzinie 9-tej.
BTW - dobrze, że rano w autobusie linii nr 2 było mało ludzi. Ci co byli pewnie się zastanawiali, po kiego grzyba kolesiowi w Radomiu czekan, raki, kask i kijki i to wszystko przytroczone do plecaka?
Jedziemy. Znaczy Bartek prowadzi Octavię pewnie i zdecydowanie. O 11-tej mamy z Krakowa zabrać
Eliszkę (Karolinę). Trochę nam zeszło na trasie i jakoś tak około 12-tej wydostajemy się z grodu Kraka.
Im bliżej Tatr tym humory coraz lepsze - pogoda jest!
W Zakopcu Bartek załatwia parking przy hotelu FIAN, przebieramy się, robimy małe zakupy i do Kolibecki na żarełko i tradycyjnego browarka
Wieziemy dupska (moje i Bartka) oraz pupcię Karoliny busikiem do Kuźnic.
A potem wagonikiem na Kasprowy. Moja opcja napierania z buta została przegłosowana...
Z Kasprowego zdobywamy pierwszy dwutysięcznik tego weekendu - Beskid. Wieje niemiłosiernie. Jak się okazało w Murowańcu zanotowano minus 26 st. C. Na Beskidzie to było chyba ze 32...
Kilka fotek:
Schodzimy Gąsienicową do Muro. Bartek i Karolina jadą na czterech literach, ja ze wzgledu na dwa plecaki (jeden na plecach, drugi na klacie) schodzę z buta.
W schronie amciu, amciu i piciu, piciu. Bartek i Karolina idą focić nocą:
Cóż, dalej już tylko lulu i spać.
Piątek.
Plan - na Zawrat i Mały Kozi. Wpisujemy się do książki i ruszamy. Warunki są. Do Czarnego Stawu Gąsienicowego idziemy dobrze przetartym i ubitym szlakiem:
Przy stawie chwilowy popas. Podejmujemy po krótkiej naradzie decyzję - naszym celem będzie jednak Zadni Granat. Ja zajmuję się wydeptywaniem dużego napisu na śniegu:
Niestety, jak się okazało nie wszystkim przypadł on do gustu. Ale o tym za chwilę.
Widać czwórkę podążającą na Kościelec (po prawo) oraz piątkę (na stawie) podążającą - gdzie, to o tym za chwilę.
KWAQ9 i
Eliszka podążają za piątką nielubiącą Radomia przez staw. No i poszli. Z tafli stawu za tą piątka gdzieś w górę pod ściany . Dotarłem do nich i już mamy iść dalej, gdy jeden z kolesi (szpeili się pod ścianą) pyta, gdzie idziemy.
KWAQ9 odpowiada: Na Zadni. Koleś na to, że tutaj są tylko drogi wspinaczkowe, a na Zadni to tam, gdzie wydeptane przez staw... No to myślę pięknie. Topograficzne laiki (żeby nie było, że uje, bo była z nami kobiałka). Jeszcze jedna refleksja - koleś chyba specjalnie poczekał, aż dojdę do Bartka i Karoliny, żeby zadać to pytanie... Bo nie lubi Radomia... A kijek ci w zadek

Życzę im udanego łojenia i schodzę za dupskozjazdowcami.
Drepczemy w kierunku Zmarzłego Stawu.
Bartek na podejściu do Zmarzłego:
W rejonie Zmarzłego działają dwie grupy kursantów robiących lody;
Ruszamy w głąb Koziej Dolinki do szlakowskazu.
Następuje dramatyczny moment skręcenia nie w tę stronę...
Podobno ślady prowadziły w tym kierunku...
Wbijamy się w żleb:
Zaczyna się walka na łokcie, kolana, czekany... Posuwamy się w odstępach co 15-20 metrów. Prawą stroną żlebu, szukając miejsc do dziabnięcia czekanem, do postawienia nogi. Byle tylko nie polecieć. Skały niektóre nie trzymają, trawki też.
Jest naprawdę gruboooo... Śnieg z wierzchu zmarznięty, pod spodem kasza. Zapadamy się niekiedy prawie do pasa.
Tak to wyglądało:
Widoki ze żlebu:
Bartek: Karolina, wycof, dalej jest masakra...
- Nie, ja tędy nie zejdę...
No to dymamy pod górę dalej:
Zaczyna się torowanie, Bartek trochę odpoczywa:
Ostatni widok na żleb:
Jest pięknie:
Babia Góra jak Kilimandżaro:
Wleźliśmy żlebem, hurra!
Brawo EKIPA, teraz będzie trawers do wydeptanego szlaku.
Giewont:
Fotka międzynożna

:
Kozi Wierch się pręży:
Odpoczynek:
Ale była jazda, tam w żlebie:
Popas przed trawersem:
Kozi Wierch i Czarne Ściany:
Zgubiłam ślad za szlakowskazem, przepraszam...
Jestem zajebisty!
rogerus72 - pomału człapie:
- Dawaj, dawaj, nie oglądaj się...
Zdrzemnę się trochę, nim do mnie dojdzie Rogerjo, męczące jest torowanie:
Nareszcie na Zadnim:
Ładne widoki:
Dwie pomarańcze:
W dół po krótkim popasie uskutecznialiśmy dupozjazdy.
A oto bestia, którą pokonaliśmy:
Przy Zmarzłym Stawie uskutecznialiśmy jeszcze lody - bez asekuracji
Powrót od Zmarzłego Stawu minął przynajmniej mi z dramatycznym dupozjazdem w tym miejscu:
Wymsknął mi się czekan, nabrałem pędu wprost na skałę wystającą spod śniegu. Na szczęście minąłem ją zahaczając tylko o zaśnieżoną część, która wybiła mnie w górę w około dwumetrowy lot z lądowaniem na prawym boku. Udało mi się przekręcić na dupę i dalej jechać, tym razem kontrolując czekanem zjazd.
Dalsza droga to już pikuś był. Pan Pikuś
Dzięki chwackiej ekipie za udaną wycieczkę.
Dziękuję za uwagę.
P.S. zdjęcia by
KWAQ9 &
Eliszka, kilka ja robiłem, ale nie swoim aparatem
