Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest N cze 16, 2024 3:32 pm

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 19 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: Pn maja 14, 2012 10:45 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pn lip 10, 2006 7:11 pm
Posty: 907
Lokalizacja: Białystok
Założenia:
1. czas akcji: 28.04 - 06.05.2012r.
2. uczestnicy: Wiesiek, marek2112
3. plan pierwotny: trekking w masywie Grossvenedigera i przenosiny w Dolomity
4. plan po korekcie: trekking w masywie Grossglocknera, z wejściem granią Studlgrat; przenosiny w masyw Grossvenedigera, wejście na Weisspitze, Grossvenedigera, Rainerhorn, Simonyspitze granią
5. zakwaterowanie: żółty namiot; wyżywienie: przede wszystkim własne, ze wspomaganiem w schronach

Realizacja planu (ogólnie) i takie pierdoły...:
ad.1 termin wyjazdu musiał być niestety taki ze względu na obowiązki służbowe kolegi; warunki do chodzenia po szlakach bardzo ciężkie, dużo śniegu; oprócz nas z buta chodziło tylko kilka osób w rejonie Grossglocknera; na innych szlakach dojściowych i pomiędzy schroniskami (nieczynnymi) nie spotkaliśmy nawet śladu żywej duszy; w rejonie samego szczytu Grossvenedigera kręciło się dużo skiturowców i był to najrozsądniejszy (najmniej męczący) wybór sposobu poruszenia się; poza tym zwłaszcza w masywie Grossvenedigera leżało dużo śniegu w wyższych partiach (tak powyżej 3000m) gotowego wyjechać... lodowce zasypane śniegiem kompletnie, wszystkie szczeliny były schowane (oprócz jednej na lodowcu Mullwitzkees); wniosek na przyszłość: początek maja to nie jest dobry termin na trekking po Taurach... :)
ad.2 nasza stała ekipa niestety skurczyła się o tą piękniejszą część, która w momencie otrzymania wiadomość, że w namiocie nie będzie do czego podłączyć suszarki powiedziała zdecydowane NIE :!: ale co tam "baba z wozu, chłopom..." :twisted:
ad.3 plan pierwotny powstawał na gorąco po ubiegłorocznym wyjeździe w Dolomity i nieudanej próbie wejścia na Grossvenedigera, kiedy to warunki pogodowe skutecznie wygoniły nas po dwóch dniach na dół...
ad.4 korekta planu pierwotnego poszła moim zdaniem w bardzo dobrym kierunku; wczesnomajowe Dolomity byłyby dużym niewypałem... z założonych wejść udało się zrobić: Grossglocknera granią Studlgrat, Grossvenedigera, Rainerhorn... na Weisspitze popatrzyliśmy tylko z doliny i przełęczy Wallhorntorl, u podnóża było bardzo duże lawinisko, a na górze czekały równie wielkie masy śniegu gotowe do zjechania... Simonyspitze granią również zaczeka na lepsze warunki pogodowo-śniegowe; torowanie miejscami po pas w śniegu, marna przeważnie około trzydziestometrowa widoczność, padający mokry śnieg, i niepewność co wisi nad głową skutecznie zmusiły nas do odwrotu...
ad.5 nasz "żółty namiot" (Marabut Khumbu) spisał się należycie, przetrzymał bez żadnych przecieków dwie nocne ulewy (w tym jedna zamarzającą), w środku dostatecznie dużo miejsca na dwie karimaty i zostawało jeszcze ciut miejsca z boku na szpargały, pod płachtą wejściową spokojnie mieściły się dwa duże plecaki; do tego mieliśmy karimaty Ridgerest Solar (duże po zwinięciu, ale warto było je targać mz) i śpiwór mój Yeti GT II 900 Dry, kolegi Salewa Phantom 3D (przy zamianie nie zauważyliśmy różnicy w komforcie spania przy temperaturze przeważnie około 0 stopni, minimalna jak była to minus 5-6 stopni); muszę jeszcze dodać, że mile zaskoczyły mnie moje Meindle Air Revolution 7.1, pomimo codziennego chodzenia w mokrym śniegu po prostu nie przemokły (a w namiocie nie miały warunków do wyschnięcia); no i była jeszcze kupa niezbędnych biwakowo-szpejowych drobiazgów... za pomoc w skompletowaniu sprzętu chciałbym podziękować załodze SKALNIKA: Sandrze, Gosi, Dawidowi... jeżeli chodzi o jedzenie to posiłek w schronie po trzech-czterech dniach bycia na swoim był boski...

skan mapki z naszym przejściem zaznaczonym na fioletowo - rejon Grossglocknera
Obrazek

dzień pierwszy 28.04.2012r. - dojazd

wyjazd planowany był na piątkowy wieczór, lecz z przyczyn losowych udało się nam wyjechać dopiero w sobotni poranek o godzinie 4.30; tak, że już na starcie pół doby w plecy... jedziemy przez Wrocław, Monachium, w Austrii nie wjeżdżamy na autostradę i w efekcie na parkingu w Kals-Spottling meldujemy się o godzinie 22.00; tak więc ślimaczenie się po naszych drogach i jazda po zagranicznych zabiera nam 17,5 godziny; podejmujemy decyzję, że namiot rozbijemy przy budce obsługi parkingu z zamiarem zwinięcia go zaraz po pobudce o 5-tej rano; poranek budzi nas śpiewem ptaków i pięknymi kolorami
Obrazek

dzień drugi 29.04.2012r. - Kals :arrow: Studlhutte, szlakiem nr 712
szlak 712 jest zimą zamknięty i idąc nim przekonujemy się, że nie bezpodstawnie; na początku idziemy szutrową drogą, po pewnym czasie droga jest co jakiś czas zasypana lawinami, które schodziły ze zbocza Tschenglkopf; zaczyna się kopanie w mokrym śniegu po kolana, miejscami po pas... nie widać żadnych śladów, żeby ktoś szedł tym szlakiem przed nami...
Obrazek
wchodzimy w piękną dolinę Teischnitzbach, która ciągnie się aż pod próg spadowy lodowca Teischnitzkees; w miejscu gdzie się kończy droga szutrowa, a zaczyna ścieżka robimy przerwą na jedzenie;
z kierunku, z którego przyszliśmy pięknie się prezentuje Kendlspitze, z prawej zbocze Bretterspitze w formie wielkiej płyty skalnej...
Obrazek
patrząc do przodu widzimy zarys naszego szlaku z siodełkiem przez które dochodzi się do schroniska; Grossglockner niestety schowany w chmurach...
Obrazek
pada ostatni złocisty żubr, zakładamy raki i ruszamy dalej, trawersując kolejne pola śnieżne; cisza i spokój, przecież nikt normalny tam nie chodzi o tej porze roku; jesteśmy ciut bliżej...
Obrazek
... i bliżej, z prawej strony widać zaśnieżone zbocze, które nas najbardziej niepokoiło... ale co tam, z lewej widok fascynujący, a do tego zaczyna się trochę rozwiewać mgła :)
Obrazek
z tyłu również otwiera się piękny widok...
Obrazek
dochodzimy na wysokość zamkniętego schroniska Plfanghutte, które na tle góry Hohen Guldanoa wygląda jakby skazane na...
Obrazek
jeszcze ostatnie spojrzenie na przebytą drogę...
Obrazek
...i radość, że już niedaleko za siodełkiem w prawo będzie schronisko; radość była przedwczesna... schronisko było, ale... ostatnie 400m rozkłada nas i zabiera ostatnie siły; na wypłaszczeniu zebrało się dużo śniegu, do tego w rejonie głazów wszystko się zapada, mordęga...
Obrazek
jest godzina grubo po 18tej; szlak, który w lecie przechodzi się w 4,5 godziny nam zabrał x2; co prawda tempa nie forsowaliśmy, do tego ciężkie plecaki, śnieg... ważne, że dotarliśmy do Studlhutte, w nagrodę było piwo...
Obrazek
schron jest pełny (chyba dlatego, że pozostałe okoliczne są jeszcze pozamykane), na korytarzu rozmawiamy z dziewczyną i dwoma chłopakami z Polski, którzy czekają na ewentualne wolne miejsca; przy stołach na zewnątrz siedzi również kilkuosobowa grupa naszych rodaków; rozglądamy się za miejscem do postawienia namiotu; stoi już jeden i dowiadujemy się, że również jest "nasz"; idę na krótką pogawędkę, pożyczam od nich łopatkę lawinową, kopiemy sobie miejsce w ciut większej odległości od schronu...
Obrazek
robimy kolację, gotujemy herbatę do termosów na jutro, zaczyna trochę mrozić, no to w śpiwory czas... :)

dzień trzeci 30.04.2012r. - Studlhutte :arrow: Grossglockner granią Studlgrat :arrow: Kleinglockner :arrow: Erzherzog-Johann Hutte :arrow: Studlhutte

prognoza pogody na dzisiaj zapowiadała z rana dobre warunki, pogarszające się zwłaszcza po południu, z wiatrem i drobnymi opadami; następnego dnia miało być gorzej...
wstajemy, jemy, przepakowujemy rzeczy i około siódmej patrzymy na schronisko z góry...
Obrazek
widok z przodu jest zachęcający...
Obrazek
w tym dniu na Studlgrat przed nami poszła ekipa 2 Czechów, 3 Polaków (spotkanych dnia poprzedniego w schronie); razem z nami szła ekipa 4 Polaków i 5 Węgrów...
Obrazek
za to drogą "normalną" wybrała się reszta ludzi ze schroniska, z opowieści znajomych z sąsiedniego namiotu wynikło, że było strasznie.. zero przyjemności w takim tłumie...
Obrazek
dochodzimy do początku grani, szpeimy się, i idziemy dalej tak, żeby wejść na grań maksymalnie wysoko; robimy to w miejscu nieco powyżej widocznych trzech postaci...
Obrazek
z samej grani niestety nie mam zdjęć, lustrzanka ląduje w plecaku na stałe :?
na grań, nieco niżej niż my planowaliśmy, jako pierwsza wchodzi czwórka Polaków, dzielą się na dwa zespoły; pierwsi idą ciut szybciej i co jakiś czas muszą czekać na drugą dwójkę
my podchodzimy ciut wyżej, za Węgrami, którzy zaczynają wchodzić pierwsi; niestety różnie im to idzie i musimy swoje odczekać; na początku wydawało się, że zdążymy wejść na samą grań przed czwórką z Polski, ale gdzie tam... totalna blokada, z góry sypią się kamienie; w tej sytuacji nie było sensu ryzykować, daliśmy sobie na wstrzymanie i czekamy; w międzyczasie jeden z Węgrów stwierdza, że to nie jest szczyt jego marzeń, rezygnuje i zawraca do schroniska;
nasza cierpliwość powoli się kończy i decydujemy się na wejście jeszcze bardziej w lewo od Węgrów, tak żeby w efekcie być przed nimi... początek jest bardzo kruchy, prawie wszystko wyjeżdża spod nóg lub zostaje w ręku... powoli nabieramy wysokości... czwórka Polaków jest już na "prowadzeniu" (i tyle ich widzieliśmy), Węgrzy nadal marudzą gdzieś z boku, a my... włazimy w wąski żlebik, który okazuje się, że jest dosyć mocno oblodzony (taki mały lodospadzik)... klniemy, że raki są... w plecaku; pokonanie żlebiku zajmuje nam trochę czasu tak, że na grań wychodzimy ciut za Węgrami, którzy w czwórkę związali się jedną liną i będą nas skutecznie blokować aż do żółtej tablicy :evil:
idziemy powoli za Węgrami; Wiesiek przodem, "coś" tam zakłada co jakiś czas do asekuracji; w sumie to do żółtej tablicy bez żadnych większych wrażeń, jak to na grani... przed żółtą tablicą, gdzie Madziary ponownie zaczynają marudzić z wchodzeniem decydujemy się na obejście ich bokiem; udaje się i w wyniku tego przy żółtej tablicy meldujemy się pierwsi; od tej pory idziemy już bez zbędnych przestojów swoim tempem (do schroniska Węgrzy wrócili około 3 godziny za nami); spotykamy jeszcze trójkę rodaków poznanych w poprzedniego dnia w schronisku, decydują się na odwrót stwierdzając, że jest za ciężko, mało czasu a do tego pogoda zaczyna się kiepścić; życzymy sobie powodzenia i dalej w przeciwne strony...
samo przejście grani było opisywane wiele razy przez bardziej biegłych w literackiej sztuce i w związku z tym napiszę tylko kilka swoich spostrzeżeń; od żółtej tablicy jest zdecydowanie ciekawiej czyli trudniej :wink: w miejscach bardziej problematycznych jest naciągnięta stalowa lina, dużo jest również zamontowanych stałych punktów asekuracyjnych; w warunkach praktycznie zimowych przy których wchodziliśmy jest również dużo żlebików, które trzeba przejść po śniegu pod znacznym nachyleniem (może ktoś napisze jak tam jest w lecie, czy dużo zalega śniegu :?: ), w sumie nie wiem czy to ułatwia czy utrudnia wejście w stosunku do warunków letnich; przejście płyty skalnej ze słynną konopną liną trzeba przejść mz siłowo, na chama... chwycić linę, podciągnąć się uważając, żeby nie wypuścić z rąk jej i po bólu :)... w sumie to adrenalina jest cały czas.. miło :twisted:
gdzieś koło godziny pierwszej zaczyna coraz bardziej psuć się pogoda; zdecydowanie się ochładza, jest wilgotno, a wiejący coraz mocniej wiatr oszrania nas i wszystko dookoła; jednak z miejsca do którego doszliśmy odwrót w dół byłby już raczej bez sensu... idziemy dalej, mgła gęstnieje, widoczność spada do około 20-30 metrów... w oddali słyszymy głosy, domyślamy się, że są to ludzie stojący na szczycie... dochodzimy do krzyża za jakieś pól godziny, kilkanaście minut przed piętnastą... piździ niemiłosiernie, widoków żadnych; okazujemy żal, że nic nie widać (za jakie grzechy :?: ) pamiątkowy fot...
Obrazek
...nakładamy raki i w dół; trochę emocji przy pokonaniu kilku ostatnich zejściowych metrów nad samą przełęczą, strasznie wyślizgana śniegowo-lodowa ścianka, nie ma za bardzo czego się chwycić; jakoś schodzimy na przełęcz, która w opisach jawi się jako "potwór"; na nas zrobiła wrażenie szerokiej na dwie stopy autostrady :) wchodzimy na Kleinglocknera, jeszcze trochę metrów do przejścia po ciekawej grani, wiatr wzmaga się coraz bardziej... dalej włazimy w śnieg i stromym zboczem po śladach poprzedników, w totalnej mgle dochodzimy do Erzherzog-Johann-Hutte; schronisko jest zamknięte, winter room otwarty (wszystkie miejsca zajęte); rozmawiamy chwilę z dwójką Polaków, którzy mają zamiar tam nocować... coś tam przegryzamy przed dalszą drogą...
jesteśmy zmęczeni, ale równocześnie bardzo zadowoleni, że udało się zrealizować zaplanowane wejście; zostało tylko zejść do naszego namiotu... rozwiązujemy się, lina i czekany lądują na plecaku, uprzęże i szpej pozostają na tyłkach, żeby nie obciążać plecaka; wychodzimy ze schroniska, kawałek szlaku po skałach asekurowany stalową liną pokonujemy w miarę szybko i sprawnie; wchodzimy na lodowiec mgła jest nadal gęsta, nie widać dosłownie nic, wszystko się zlewa w jedną mleczną całość; gdzieś we mgle cały czas słychać ludzi gdzieś tam idących... i tutaj niezbędna i bardzo przydatna okazała się Dakota, bez niej pewnie czekałby nas nieplanowany nocleg w wyższym schronie; lodowiec jest cały przedeptany, w różnych kierunkach przez tabuny ludzi wchodzących i schodzących z Grossa drogą normalną; każdy z nas obiera swoją ścieżkę, którą idziemy na azymut wyznaczany przez GPS; w pewnym momencie przechodząc z jednego wydeptanego śladu na drugi prawa noga zapada mi się po jaja... przebiega myśl "kuźwa znowu skorupa nie wytrzymała i trzeba będzie trochę pobrodzić w głębokim śniegu"; siedzę na śniegu i macham nogą i... nie czuję żadnego oporu śniegu od spodu, po bokach... "ku_wa mać, Wiesiek chyba siedzę na szczelinie" podchodzi ostrożnie Wiesław, upewniam się, że "to" na czym siedzę jest w miarę twarde i się nie zarwie; powoli wyciągam nogę, odtaczam się w bok; jest ok, znaczy twardo; ostrożnie dopełzamy do dziury po nodze, rozgrzebujemy śnieg i ukazuje się...
Obrazek
... szczelina, szerokość około 1 metra, zlodowaciałe ściany, to co widoczne na głębokość 4-5 metrów, jeszcze niżej pod śnieżno-lodowymi przesklepieniami widać, że musi być głębiej, korytarzyki podchodzą pod skorupę... od miejsca w którym się zapadłem w lewo szczelina zaczynała się w odległości 2 metrów i stopniowo robiła się głębsza; lewa noga stała na twardym mostku, a prawa trafiła w puch, gdybym poszedł z metr w prawo to byłyby problemy i to chyba bardzo duże;

tym razem za głupotę i łamanie podstawowych zasad poruszania się po lodowcu nie zapłaciłem;
a tyle razy czytało się o tym, między innymi na naszym forum, i to bezpośrednio przed wyjazdem również...
mówią, że głupiemu szczęście sprzyja.. więcej nie sprawdzę... i Wam również odradzam taką ruską ruletkę...


oczywiście natychmiast się wiążemy, i idziemy dalej, GPS prowadzi; wreszcie pokazuje się Studlhutte; dochodzimy na taras, gdzie witają nas znajomi Polacy; wymieniamy wrażenia z dzisiejszego dnia; są nieco zdziwieni, że przyszliśmy związani liną; po usłyszeniu powodu, robią duże oczy i słyszymy komentarz: wpaść w szczelinę na tym "lodowczyku", przecież to się nie może zdarzyć"
życzę wszystkim żeby nikomu się to nie przydarzyło, ale losu nie wolno prowokować
my się wiążemy :!: :!: :!: a Wy :?: :?: :?:

dochodzimy do naszego żółtego namiotu; wszystko jest w należytym porządku; kolacja i do spania

dzień czwarty 01.05.2012r. - Studlhutte :arrow: szlak nr 702B do Lucknerhaus :arrow: szlak nr 42 do Kals-Burg :arrow: szosą na parking :arrow: auto :arrow: parking Hinterbichl-Frosach :arrow: szlak nr 20 :arrow: szlak nr 26 w kierunku Eisseehuttr
na dzień dzisiejszy zaplanowaliśmy przeprowadzkę w masyw Grossvenedigera
ranek jest dosyć mroźny; jemy coś na śniadanie i zaczynamy marsz w dół; śnieg jest zmrożony, dobrze trzyma raki, z tyłu cały czas towarzyszy nam piękny widok na Grossglocknera...
Obrazek
powoli po śnieżnych polach dochodzimy do schroniska Lucknerhutte, gdzie zdejmujemy raki i przebieramy się, gdyż zdecydowanie zrobiło się cieplej, a śniegu ubyło...
Obrazek
na szlaku już tradycyjnie jest pusto (gdyby tak w Tatrach...:)), jedynie na początku szutrowej drogi spotykamy dwóch skiturowców...
Obrazek
z tyłu Grossglockner prezentuje się pięknie, a zapowiadali pogodę do d....
Obrazek
w niższych rejonach doliny Kodnitztal jest wiosna, zaczynają kwitnąć krokusy...
Obrazek
przed Lucknerhausem robimy mały postój, pora na drugie śniadanie i zrzucenie zbędnych ciuchów; słońce grzeje aż za mocno...
Obrazek
krótka narada którędy idziemy do Kals, drogą czy szlakiem górą; za drogą przemawia wygoda i krótszy czas przejścia; dochodzimy do wniosku, że czasu mamy dużo i zaraz w prawo za schroniskiem wchodzimy na szlak wiodący przez Greibichl; oczywiście szlak jest zimą zamknięty, a my jako pierwsi "zakładamy ślad"; z początku jest ostre lecz w sumie nie męczące podejście, podejście stromym zboczem; szlak prowadzi przez las, zaczyna pojawiać się coraz więcej śniegu...; dochodzimy na pierwszą przełączkę, gdzie stoi ławeczka, z której roztacza się piękna panorama... ostatni rzut oka na Grossglocknera...
Obrazek
...wychodzimy z lasu na alpejskie hale; dalej szlak prowadzi łagodnie raz w górę, raz w dół (zupełnie jakby wędrówka przez bieszczadzkie połoniny, do tego miękka murawa) wprowadzając na wzniesienie Greibichl; znowu jest ławeczka...
Obrazek
...i przyszlakowy krzyż...
Obrazek
...a że słońce świeci nadal mocno robimy w tak pięknych okolicznościach przerwę na obiad; rozkładamy również namiot, śpiwory i ciuchy do suszenia...
Obrazek
po odpoczynku ruszamy dalej w kierunku Kals, szlak nadal jest bardzo przyjazny; myślę, że w warunkach letnich bardzo fajna propozycja do przejścia dla starszych osób czy rodziny z dzieciakami; piękne widoki, niezbyt męczące podejście (przy przejściu od Lucknerhaus, od Kals podejście jest mocniejsze i dłuższe przez las), do tego można zrobić wejście szlakiem 42A na Figerhorn, z którego zapewne jest świetna panorama...
Obrazek
...dochodzimy do lasu i tutaj zaczynają się schody, a bardziej śnieg, coraz więcej śniegu, który zalega lub zszedł z lawinami (ten przynajmniej jest twardy); znowu zaczynamy się topić po kolana... po j... pas :) ; wreszcie kończy się ścieżka i męczarnia, zaczyna się szutrowa droga; podchodzimy do kapliczki wykutej w skale, drzwi są otwarte, zapalamy świeczki dziękując opatrzności za to co już było, i za to co będzie...
Obrazek
w dalszej wędrówce towarzyszą nam stacje drogi krzyżowej, musi to być magiczne miejsce w okresie przedwielkanocnym... jest szosa, jeszcze 500 metrów i jesteśmy na parkingu; wreszcie można wyrzucić śmieci z plecaka, niestety na piwo przyjdzie czas jak przejedziemy :( ...
nie tracąc zbędnego czasu pakujemy się do auta i jedziemy na parking w Hinterbichl-Frosach; jest godzina szesnasta; niespiesznie robimy solidną obiadokalację, przepakowujemy się...
Obrazek
...i wyruszamy początkowo szlakiem nr 20, a następnie decydujemy się na szlak nr 26 w kierunku schroniska Eisseehutte; w planie mamy nocleg... obojętnie gdzie po drodze, tak aby tylko znaleźć kawałek płaskiej powierzchni przed zapadnięciem zmroku; to jest to właśnie poczucie niezależności i brak potrzeby dojścia w określone miejsce; ciężko jest targać na plecach namiot i całą resztę, lecz w rezultacie daje to komfort niezależności... :)
cały czas towarzyszy nam uroczy wieczorny widok na Hinterbichl, Pragraten...
Obrazek
mijamy wodospad, który na mapie oznaczony jest skrótem Wssf. , zaczyna zapadać zmrok i z lekka siąpić deszcz; wchodzimy na półkę ponad wodospadem, gdzie znajduje się kawałek trawiastego i płaskiego miejsca, na którym rozbijamy namiot... zaczyna padać coraz mocniej, jeszcze tylko kolacja z niezastąpioną "słodką chwilą" i idziemy spać; życie jest piękne... jutro będzie równie ciężko... :)

część druga relacji z trekkingu w Wysokich Taurach, z masywu Grossvenedigera jest tutaj: http://forum.turystyka-gorska.pl/viewto ... 505ed16fd8

_________________
Marek


Ostatnio edytowano N maja 20, 2012 8:47 am przez marek_2112, łącznie edytowano 9 razy

Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Wt maja 15, 2012 7:48 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn sie 30, 2010 12:43 pm
Posty: 3533
Lokalizacja: Węgierska Górka
z niecierpliwością czekam na opis wyprawy no i dużoooo zdjęć :D

_________________
Galeria zdjęć


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Wt maja 15, 2012 5:21 pm 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): Wt sie 11, 2009 9:45 pm
Posty: 2542
Już od kilku dni zerkam za Twoją relacją,zapowiada się ciekawie :wink:

_________________
"Ja akurat marzenia górskie mam pod powiekami,to jest mój oddech, moje życie" - Wojtek Kurtyka


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr maja 16, 2012 10:51 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pn lip 10, 2006 7:11 pm
Posty: 907
Lokalizacja: Białystok
matragona napisał(a):
zapowiada się

opis "częściowo" dodany :)

_________________
Marek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz maja 17, 2012 6:34 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn sie 30, 2010 12:43 pm
Posty: 3533
Lokalizacja: Węgierska Górka
ciekawie mieliście na Glocku :wink:. Następnym razem jak tam pójdę to też Studlgratem :). Jeżeli chodzi o lodowiec to niezły mrok :shock:. Miałeś nieźle szczęścia. Jak byłem we wrześniu to śniegu było bardzo mało i szczeliny były odkryte ale i tak się wiązaliśmy. Szkoda, że pogoda Wam nie dopisała i widoków nie mieliście.
Czekam na cd bo dalsza część mnie bardziej interesuje :)

_________________
Galeria zdjęć


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz maja 17, 2012 8:59 am 
Stracony

Dołączył(a): Pn sie 30, 2010 6:19 pm
Posty: 3425
Lokalizacja: Elbląg/Gdańsk
Dobrze się zapowiada Marku... czekamy na więcej... ;)
A tak żeby się do czegoś przyebać...
marek_2112 napisał(a):
Obrazek

Stawać na linie i to w rakach? :shock:

_________________
Zesraj się, a nie daj się...:)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz maja 17, 2012 12:28 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pn lip 10, 2006 7:11 pm
Posty: 907
Lokalizacja: Białystok
zephyr napisał(a):
ciekawie mieliście na Glocku

zawsze to urozmaicenie, za to Venediger nam wynagrodził, al o tym później... :)
zephyr napisał(a):
Następnym razem jak tam pójdę to też Studlgratem

polecam
zephyr napisał(a):
Miałeś nieźle szczęścia.

następnym razem już nie powiem "sprawdzam" :|

PrT napisał(a):
Stawać na linie i to w rakach?

... fakt, niewybaczalne, pewnie wiatr podwiał... pozdr :)

_________________
Marek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz maja 17, 2012 12:32 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lip 08, 2011 12:50 pm
Posty: 2793
No ciekawe :mrgreen: a droga na parking pod Lucknerhaus przejezdna była?

_________________
wertykalnie
flickr


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz maja 17, 2012 12:40 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pn lip 10, 2006 7:11 pm
Posty: 907
Lokalizacja: Białystok
semow napisał(a):
a droga na parking pod Lucknerhaus przejezdna była?

z wymiany zdań z Polakami w Erzherzog-Johann-Hutte wiem, że zostawili samochód na parkingu przy Lucknerhaus; myśmy do Kals szli górą, szlakiem nr 42, ale o tym będzie... :)

_________________
Marek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz maja 17, 2012 4:33 pm 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): Wt sie 11, 2009 9:45 pm
Posty: 2542
zephyr napisał(a):
Następnym razem jak tam pójdę to też Studlgratem .

Ja też,drogą normalną w tłumny wolny weekend już nie...dwa razy już tam byłam w długi weekend,za tym drugim,jak weszliśmy na szczyt pogoda przepędziła 70% pretendentów do wejścia na górę..i dlatego źle nie było :wink: ale nie było tez specjalnie widoków..;-)

Czekam na ciąg dalszy..;-)

_________________
"Ja akurat marzenia górskie mam pod powiekami,to jest mój oddech, moje życie" - Wojtek Kurtyka


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz maja 17, 2012 4:39 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pn kwi 20, 2009 11:34 pm
Posty: 1491
Lokalizacja: zdecydowanie za daleko
matragona napisał(a):
zephyr napisał(a):
Następnym razem jak tam pójdę to też Studlgratem .

Ja też

Ja też :lol: :wink:

_________________
wiśnia jest wiśnia


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt maja 18, 2012 6:35 am 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pn lip 10, 2006 7:11 pm
Posty: 907
Lokalizacja: Białystok
matragona napisał(a):
pogoda przepędziła 70% pretendentów

my byliśmy sami, i pewnie tak byłoby przez następną godzinę; co z tego jak wiało niemiłosiernie, a widoków zero :(
Luiza napisał(a):
Ja też Laughing Wink

no to oblężenie Studlgratu się zapowiada :)

_________________
Marek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt maja 18, 2012 4:58 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt paź 14, 2005 9:18 am
Posty: 3112
Lokalizacja: z Manczy
marek_2112 napisał(a):
my się wiążemy a Wy

my też. I radzimy to wszystkim. Przecież to nie boli.

_________________
"Posekaj, posekaj"


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So maja 19, 2012 7:05 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pn lip 10, 2006 7:11 pm
Posty: 907
Lokalizacja: Białystok
don napisał(a):
Przecież to nie boli.

święte słowa :wink:

_________________
Marek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N maja 20, 2012 12:19 am 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): N sty 20, 2008 10:17 pm
Posty: 1253
Lokalizacja: Zdolny Śląsk
mi sie też marzy Grań Studli :wink:
mam nadzieję że uda się w tym roku :mrgreen:

_________________
a do piekła zabiorę wspomnienia.....


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N maja 20, 2012 3:18 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pn lip 10, 2006 7:11 pm
Posty: 907
Lokalizacja: Białystok
amazonka napisał(a):
mam nadzieję że uda się w tym roku

widząc Twoje doświadczenie nawet nie mam wątpliwości :)
dobrej pogody życzę 8)

_________________
Marek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn maja 21, 2012 9:27 am 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lip 08, 2011 12:50 pm
Posty: 2793
jeszcze pytanie odnośnie grani: jest sens brać mechaniki? asekurowaliście coś na sztywno?

_________________
wertykalnie
flickr


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn maja 21, 2012 11:23 am 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pn lip 10, 2006 7:11 pm
Posty: 907
Lokalizacja: Białystok
semow napisał(a):
jest sens brać mechaniki?

nie ma... używaliśmy taśm i dosłownie w kilku miejscach kości, do tego w trudniejszych miejscach jest dużo wklejonych ringów :)

_________________
Marek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn maja 21, 2012 11:43 am 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lip 08, 2011 12:50 pm
Posty: 2793
no to te kości do przemyślenia, dzięki

_________________
wertykalnie
flickr


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 19 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 14 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL