Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest Wt cze 25, 2024 7:34 am

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 50 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona
Autor Wiadomość
PostNapisane: Śr cze 27, 2012 12:47 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lip 12, 2011 8:15 am
Posty: 386
Lokalizacja: Włocławek
Moja podróż na Kaukaz rozpoczęła się już 36h przed dotarciem do Azau. Naszym polskim „szybkim” pojazdem szynowym dojechałam do Bydgoszczy skąd odebrał mnie Pablo. Zabraliśmy po drodze Anię i ruszyliśmy autem do Zielonej Góry, gdzie czekał na nas Rafał. Troszkę przepakowań, ważenie plecaków , drobne zakupy i w końcu ruszyliśmy na Berlin, skąd Aeroflot miał nas przetransportować do rosyjskiej stolicy. Na lotnisku spotkaliśmy się z Krzysiem i po jednym spojrzeniu na jego bagaż dostał od nas w prezencie 20m liny do noszenia. Bez problemów przeszliśmy przez wszelkie kontrole (pomacano tylko Anię po stopach ;) i godzinę później zgadywaliśmy już smak ciasta na pokładzie rosyjskiego air-busa. Na moskiewskim lotnisku można się troszkę pogubić ale skoro znaleźliśmy się z Jankiem to można stwierdzić, że jesteśmy nieźli w te klocki. I zaczęło się spędzanie czasu wolnego… Czyli próby spania na twardych krzesłach w głośniej hali odlotów… Mi niestety ta czynność nie wychodziła zupełnie, ale niektórzy poradzili sobie z tym doskonale (patrz zdjęcie poniżej).
Obrazek
Po bardzo przenikliwej kontroli i spokojnym locie znaleźliśmy się w Mineralnych Wodach, gdzie czekał już na nas Mohamet – właściciel hoteliku w Azau, gdzie mieliśmy przekimać się przed uderzeniem na Giganta. Długą drogę umilił nam pościg policyjny… za nami. Jak twierdzi Ania – nawiązała znacznie za długi kontakt wzrokowy ze stojącą na „jezdni” władzą. Czy chciał sprawdzić paszporty, otrzymać łapówkę czy wyłudzić numer telefonu od Ani – tego nie wiemy, gdyż akurat w momencie zatrzymania naszego pojazdu ciekawski kierowca łady wjechał w tył innej łady i służba bezpieczeństwa narodowego oddaliła się uspokoić tychże Rosjan. Po długiej podróży przez doliny Kabardii dotarliśmy w końcu do naszego hotelu. Następnego dnia ruszyliśmy na polanę o nazwie Czeget (w końcu zaczęła pisać o konkretach!), z której mieliśmy wejść na szczyt o nic nie różniącej się nazwie.
Obrazek
Wycieczka na tę „górkę” się lekko rozciągnęła… Szłam daleko za resztą i zastanawiałam się czy należy przykleić jakieś plastry na moich wspaniałych nowych towarzyszy pęcherzy na stopach. W połowie drogi dostałam małą zjebkę od Rafiego , która brzmiała: „Po ch@j założyłaś te cienkie skarpety skoro specjalnie kupiłaś grube Smartwoole?!” – niezapomniana rada do końca życia! (Serio! Potrzebowałam tego opierdzielu) . Idziemy twardo dalej. Stajemy, patrzymy – śnieg. Dużo śniegu. Mokrego śniegu. Rafael w typowym obuwiu sportowym rzekł nagle: „dalej nie idę”. Myślimy „to sobie siedź” i dumnie dalej idziemy na szczyt (bez potrzebnego ‘podobno’ permitu). Widok ze szczytu obłędny! Elbrus przed nami, naokoło czterotysięczniki Kaukazu – bajka!
Obrazek
Po ochach i achach zaczęliśmy schodzić. Pojawiła się pierwsza krew – lekko się poślizgnęłam ;) Poza tym czułam, że dochodzi mi paru nowych towarzyszy pęcherzy, tym razem z przodu stóp, na palcach. Cały zestaw słów „polskiej łaciny” latał mi wtedy po głowie. A w tym samym czasie Rafi konsumował na czegetowej polance ente piwko i masował brzuch po drugim zjedzonym daniu. Ba! Nawet zdążył się zdrzemnąć na ławce. Doszliśmy na dół. Miałam ochotę iść dalej na boso! Na myśleniu o tym się na szczęście skończyło i tego nie uczyniłam. Późno już się zrobiło i warto by było zebrać się do hotelu aby spakować się na jutro, czyli na TEN dzień, kiedy to wyruszamy na Mingi Taj. Ale – no przecież trzeba koniecznie teraz kupić pamiątki! Kupujemy koszulki zdobywców – każdy wybiera inny kolor, dobrze idą również naszywki, Pani umiejętnie wciska widokówki… Zarąbisty dzień! W hotelu czas na pakowanie i operację „unicestwić pęcherze”. Sześć, bardzo dobrze nawodnionych sztuk, dumnie prezentuje się na stopach. Rada Krzysia – przebij i odetnij nożyczkami całą skórę. Do rana wyschną. Jeny, szczypie – co za idiotyczny pomysł i ja się na to zgodziłam! Noc bezsenna. Gdzie dotknę stopami tam pada słowo „ał”. Cóż. Następnym razem o wszystko pytam się Rafała! TEN DZIEŃ – spakowani i obładowani pstrykamy sobie wspólną fotkę przed „Wirażem”.
Obrazek
Grupa dzieli się na dwie ekipy – jedna „sportowa” –tj. Ania, Krzysiek i Janek idą od samego dołu z buta, „wygodna” – czyli ja (zganiam na rany na stopach), Pablo i Rafi plus ciężkie plecaki sportowców podchodzących „na lekko”, wjeżdżamy kolejką do Stacji MIR (3500m). Tam, wygrzewając się w słońcu i podziwiając totalny syf tam panujący, czekamy na naszych kompanów brnących przez żwiry i piaski wulkaniczne. Obserwuję ludzi – ekipa rosyjskich robotników wjeżdża kolejką, stają naprzeciwko siebie i… zaczyna się wojna na śnieżki. Ok. Po jakimś czasie wysiada para – Ona to jakaś akrobatka i zaczyna robić szpagaty na śniegu. Faceci dostają ślinotoku. Ok. Następny przypadek – Japonka, w japonkach. Co robi? Zakłada na japonki bawełniane skarpety i tak oto chodzi po śniegu. Ok. Ciekawy ten Mir, ale niech już przyjdą. Doszli. Jesteśmy z nich dumni!
Obrazek
Ale jeszcze 300m podejścia do Beczek i tam poszukiwanie dobrego terenu pod nocleg. Szło się fantastycznie, widoki super – tylko te cholerne ratraki. Co chwilę trzeba było im schodzić z drogi. W Beczkach jakaś fajna babka pokazała nam dobrą miejscówkę na rozbicie namiotów – trzy drewniane platformy. Szybko się rozłożyliśmy i zaczęliśmy pierwszą konsumpcję naszego żarcia liofilizowanego. Zerknięcie na latrynę bez drzwi, ze sporym zapasem śniegu (i nie tylko) wewnątrz i pada decyzja o toalecie za piątym dużym kamieniem. Takiego widoku z kibla jeszcze nigdy nie miałam!
Obrazek
Nadeszła noc. Z uwagi na katar udało mi się przespać 3h. Next Day – wstajemy, kopiemy śnieg na wodę i śniadanko, robi się kolejka do latryny a każdemu, który wychodzi z uśmiechem niemal bijemy brawo . Zwijamy manatki i robi się już 11. Powoli, naprawdę powoli, dochodzimy po kilku godzinach do Prijuta na 4100m. Tam to jest śmietnisko!
Obrazek
Znajdujemy bardzo fajny zakątek na nasz obóz i bierzemy się do pracy. Znaleźliśmy nawet dechy do naszej „jadalni”! – czego na tym Elbrusie znaleźć nie można…?!
Obrazek
Po sporej dawce liofili nadeszła pora na spacer aklimatyzacyjny w kierunku Skał Pastuchowa. Zrobiliśmy może 100 m i przed nami pojawiły się ciężkie chmury, zaczął padać grad. Grzmot. I chichot. Za moimi plecami. Odwracam się a moja ekipa się tylko patrzy i śmieje… Stało się bowiem coś specyficznego – stanęły mi… włosy. Ciekawe zjawisko. Martyna, jak widać, jedyna już nie jest ;)
Obrazek
Drugi grzmot i Janek odskakuje od kijków trekingowych. Dostał niewielką dawkę prądu w prezencie. Wieje coraz bardziej, więc zakładam czapkę i kaptur. Odwracam się w stronę chłopaków a oni… już dużo niżej, bardzo żwawym krokiem zmierzają w kierunku namiotów. Uśmiechnęłyśmy się z Anią do siebie i poszłyśmy jeszcze jakieś 70 metrów w górę. Spotkałyśmy schodzących Polaków, parę Marcina i Elę, którzy chcieli jednego dnia zaatakować szczyt. Nie udało się. Ale dotarli aż do siodła! Niesamowita kondycja! Opowiedzieli nam o swoich przygodach podczas podróży pociągiem, w którym to ktoś przywłaszczył sobie ich plecak. Podzieliliśmy się naszym zapasem słodyczy i obiecaliśmy, że jak burza przejdzie to wpadniemy na herbatkę do ich namiotu, który rozbity był zaledwie kilkanaście metrów poniżej naszych. Wicher na zewnątrz, więc zrobiliśmy sobie małe „party” w namiocie Rafiego i Krzysia wcinając krem amaretto – oczywiście z torebki. Później długie pogaduchy w namiocie naszych nowych znajomych z Polski i trzeba spać! Noc zdecydowanie lepiej. Z połowa na pewno przespana. Kolejny dzień i znowu ogromna lampa. Tego dnia wędrowaliśmy już duuuużo dłużej. Mieliśmy do pokonania 700m wysokości. Pablo, mimo że poprzedniego dnia blado wyglądał, dostał „kopa” i bardzo szybko zostawił nas w tyle. Pewnie o tym nie wie (do teraz) ale dostał od nas przydomek „cudowne dziecko Diuramidu” – kondycję miał naprawdę niesamowitą. Za nim w oddali tuptaliśmy ja, Rafi i Janek a sporo za nami Krzysiu i Ania. Jeny - stromo. Odwracam się na chłopaków, żeby pstryknąć im fotkę i wywalam się do tyłu – lekko mnie przeciążyło. Dochodzimy na 4800m. Yes!
Obrazek
Zaczyna znowu się chmurzyć i zawiewa śniegiem. Pablo z Jankiem rozstawili już domek a my z Rafałem czekamy na nasze drugie połówki z częściami namiotu. W końcu dochodzą. Ania, a za nią – po jakimś czasie – Krzyś. Nie za dobrze wygląda, czas reagowania, choćby na odpowiedź, ma długi, ale przecież zrobiliśmy 700m przewyższenia z tobołami i każdy z nas jest wyczerpany. Ale jeszcze krótki spacer aklimatyzacyjny – jesteśmy uparci.
Obrazek
Powstaje plan na atak szczytowy – wstajemy o 3, wychodzimy o 4, Krzyś zostaje. Kładziemy się spać. Jeny jak tu wieje! Nie mogę usłyszeć własnych myśli i jeszcze ta niesamowicie irytująca linka od namiotu, która w niego uderza non stop. Pochlastam się chyba a nie zasnę. Wiem już na przyszłość – bezcenne - leki nasenne, stopery do uszu lub dobry nóż aby uciąć w cholerę wszystkie linki namiotowe. Dzwoni budzik – chłopaki krzyczą czy wstałyśmy. Nie wstajemy. W końcu krzyczę, że wyjdziemy później z Rafim. Pada odpowiedź, że Rafał już czeka gotowy przed namiotem. Ok – szybko podnosimy tyłki. Ale topienie śniegu do termosu, śniadanie i cała akcja z ubieraniem się zajmą nam wieki! Męska trójeczka opuszcza więc obóz. Wychylamy się z Anią z namiotu – wieje i jest naprawdę zimno. Mimo to sporo ludzi gęsiego lub trawersem pokonuje już drogę wiodącą na szczyt. Nie założyłam rękawiczek i po 5 minutach nie czuję już dłoni. Ania pomaga.
Obrazek
W końcu ruszamy. Jakie widoki, strzelamy co chwilę fotki, albo ktoś nas zatrzymuje i prosi o zdjęcie na tle wschodzącego słońca. Spotykamy Elę i Marcina. Jak się później okaże, dogonili chłopaków i razem z nimi szczytowali! Niesamowici! Idziemy powoli. Nie mogę się zdecydować czy walić prosto czy trawersować. Powyżej 5 tysięcy zaczyna mnie boleć głowa, odczuwam lekkie zawroty a nawet niewielkie nudności. I jeszcze to zmęczenie. Ania mnie wyprzedza. Wlokę się powoli a w głowie powtarzam sobie „idź, nie medytuj”. Przerwa. Siadam, piję herbatę – wiem, że zrobiłam jej zdecydowanie za mało. I jeszcze rozlewam zawartość, zanim dociera na moje spodnie, zamarza. Podnoszę cztery litery i sukcesywnie idę w górę. Po drodze mijam sporo osób, które nie wyglądają zbyt dobrze. Pewnie ja wyglądam podobnie. Tym bardziej, że w pośpiechu zapomniałam nałożyć krem z UV i czuję pieczenie na twarzy. Będzie idealnie opalona kominiarka.
Obrazek
Dochodzę do siodła i te kilkaset metrów po prostej pozbawia mnie nudności i zawrotów. Pozostał lekki ból głowy. Teraz Ania zwalnia i zostawiam ją nieco w tyle. Spotykamy chłopaków. Janek obiecuje, że będzie na nas czekał w obozie z ciepłą herbatką. Taaak! Czułam już, że brakuje mi wody w organizmie. Idziemy dalej. Wyszłyśmy na prostą. Strasznie wieje, ale - widzę szczyt! Jeszcze tylko kilkanaście metrów. Pod goglami popłynęła mi łezka szczęścia. Udało się!
Obrazek
Spełniają się moje marzenia. Stanęłam na szczycie - 5.642m n.p.m. Byłam z siebie dumna. Chociaż nie wiem czy bardziej od dumy nie przeważało zmęczenie, ale powiedzmy że odczuwałam wewnętrzną radość. (Prośba o opisanie odczuć chłopaków w momencie ataku szczytowego – odpowiedź Rafała: „idę, patrzę szczyt, to wchodzę”).
Obrazek
Robimy kilka zdjęć i schodzimy. Teraz już w ogóle czuję się padnięta. Ostatni odcinek na prostej pomiędzy Skałami Pastuchowa a wierzchołkiem wschodnim pokonuje na zasadzie „20 kroków i stop”. Rozważam zjazd na tyłku, ale rezygnuję z tego pomysłu. Widzę już z daleka nasz obóz… Coraz bliżej i bliżej – jesssu, jak daleko! Myślę już tylko o tej obiecanej przez Janka herbacie. Zaczynam zauważać stojące postaci chłopaków przed namiotem, ale ciągle straszny kawał drogi. Dochodzę, widzą mnie i nie reagują. Podchodzę. Pablo mówi, że z Krzysiem jest źle i trzeba sprowadzić pomoc. Ja myślę „pić” i mówię „pić”. Rafał oznajmia, że Krzyś nam umiera a ja nadal jedyne co mogę powiedzieć to „wody”. Spoglądam z daleka do wnętrza namiotu, w środku leży Krzyś i się nie rusza. Bez wzruszenia przechodzę obok, siadam koło namiotu, zdejmuję uprząż, raki i myślę jedynie o H20. Dochodzi Ania. Jej sposób reakcji na wiadomość o koledze jest taki sam. Idzie do namiotu i kładzie się na podłodze. Ja biorę Jetboila i zaczynam gotować śnieg. Docierają do mnie już fakty. Sytuacja jest ciężka. Jesteśmy na 4800m i trzeba Krisa jak najszybciej sprowadzić na dół. Janek idzie kilkaset metrów w dół aby sprowadzić ratrak. Załatwia go, ale w międzyczasie podjeżdża ratrak zamówiony przez polską ekipę komercyjną schodzącą ze szczytu. Prosimy, aby zabrali Krzyśka. Zgadzają się i chłopaki wnoszą chorego na pokład. Jednak Rosjanin się wścieka, że drugi ratrak już jedzie po nas a taka podróż kosztuje 300 EUR. Oznajmia, że nie ruszy tym ratrakiem z Polakami jeśli nie damy mu natychmiast do ręki całej kwoty. Ludzie z „komercyjnej” wkurzeni, sami mieli 3 osoby już na holu, Pablo rozmawia z ratrakarzem, Ania biega i zbiera pieniądze, Janek już spakowany, Rafał pakuje namiot a ja… siedzę na kamieniu i topię nadal śnieg. W końcu Rosjanin dostał połowę kwoty – połowę mamy dać temu drugiemu co wjedzie. Zaczęli zjeżdżać. Nikomu wtedy nie było do śmiechu ale z perspektywy czasu – ten kierowca musiał mieć nas za bandę zakręconych dziwaków – totalna dezorganizacja i chaos. Każdy robił coś innego. Przyjechał drugi pojazd, poczekał aż złożymy z Jankiem i Anią ostatni namiot i zjeżdżamy do Beczek, bo tam poprzedni ratrak zostawił Krzysia. Ktoś go obejrzał. Wysokościówka plus odwodnienie. Jak najszybciej na dół. Po drodze nie mogliśmy wyjść z wrażenia jak wielki kawał zrobiliśmy przez te 4 dni. Kolejka. Zjeżdżamy wszyscy. Idziemy do naszego hotelu. Chcemy wezwać karetkę bądź lekarza ale mamy kłopoty z ubezpieczycielem. W końcu po kilku godzinach walki o pomoc dzwoni konsul. Właściciel naszego hotelu załatwia auto i Janek wraz z Krzysiem jadą do szpitala. 2 zastrzyki, łapówka i Kris jest już z nami z powrotem. Musi odpoczywać, ale – będzie dobrze! Ufff… Co za dzień. 14 czerwca 2012 na długo zapamiętamy. Następnego dnia leczymy rany, głównie po słoneczne. Z powierzchni czarnego nosa sączy się jakiś płyn surowiczy. Nie tylko mi. Usta jak u murzynki mają białą skorupę z czerwonymi pęknięciami… Masakra. Z chorym coraz lepiej. Siedzimy przy kolacji, Rafał patrzy na komórkę. Pada tekst „5 września mają bilety do Genewy za 26 euro” i już wszystkie spalone mordki patrzą na siebie z uśmiechem. Jest następny plan! Kolejne dni to już tylko wielka laba. Spacerki, posiadówki w rosyjskich knajpkach z żarłem, kanapki z mielonką na rajskiej polance… Była również Stolicznaja, Elboros i jakaś Biała Daroga (ohydne to!), tradycyjna suszona ryba, mecze, „za Rassiję” i niezwykle sympatyczny wieczór z miejscowymi.
Obrazek
Cel przez większość ekipy został osiągnięty, wszystko dobrze się skończyło. Moim zdaniem było po prostu ZAJEBIŚCIE! (Prawda? Teraz poznam ich zdanie ;) Dziękuję ekipo!

_________________
"Głos wciąż mnie pogania: Ustaw - unieś - oprzyj - hop... Ruszaj się. Spójrz, ile przeszedłeś! Byle tak dalej. Idź, nie medytuj."


Ostatnio edytowano Śr cze 27, 2012 1:34 pm przez kaarcia84, łącznie edytowano 1 raz

Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr cze 27, 2012 12:53 pm 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): Pt wrz 02, 2011 8:03 am
Posty: 1748
Lokalizacja: Podkarpacie
gratuluje wyprawy, pogoda na zdjęciach idealna ;)

_________________
Najlepszy reset tylko w górach


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr cze 27, 2012 12:56 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lip 12, 2011 8:15 am
Posty: 386
Lokalizacja: Włocławek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

_________________
"Głos wciąż mnie pogania: Ustaw - unieś - oprzyj - hop... Ruszaj się. Spójrz, ile przeszedłeś! Byle tak dalej. Idź, nie medytuj."


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr cze 27, 2012 1:10 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz cze 18, 2009 11:04 am
Posty: 10407
Lokalizacja: miasto100mostów
Dla mnie poki co to totalny kosmos. Gratulacje za wyprawe i piekny opis. Gdzie zdjecie ze stojacymi wlosami?

_________________
'Tatusiu, zostań w samochodzie, a my zobaczymy gdzie zaczyna się nasz szlak.'


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr cze 27, 2012 1:14 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lip 12, 2011 8:15 am
Posty: 386
Lokalizacja: Włocławek
Nie najlepiej widoczne na zdjęciach, ale co nieco można dojrzeć na fotce z Yanooshem :)
Dziękujemy - w imieniu ekipy :)

_________________
"Głos wciąż mnie pogania: Ustaw - unieś - oprzyj - hop... Ruszaj się. Spójrz, ile przeszedłeś! Byle tak dalej. Idź, nie medytuj."


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr cze 27, 2012 1:23 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz cze 18, 2009 11:04 am
Posty: 10407
Lokalizacja: miasto100mostów
A jest, faktycznie :D

_________________
'Tatusiu, zostań w samochodzie, a my zobaczymy gdzie zaczyna się nasz szlak.'


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr cze 27, 2012 3:27 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Śr sty 24, 2007 7:07 am
Posty: 708
Lokalizacja: Bielsko - Biała
GRATULACJE !!! :thumleft:

_________________
http://kt-livetheadventure.blogspot.com/
http://picasaweb.google.com/KrzysiekTalik


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr cze 27, 2012 3:27 pm 
Stracony

Dołączył(a): Pt wrz 05, 2008 6:33 pm
Posty: 3835
Lokalizacja: Bukowina Tatrzańska
Gratuluje! :D

_________________
www.rafalraczynski.com.pl


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr cze 27, 2012 6:10 pm 
Stracony

Dołączył(a): Pn sie 30, 2010 6:19 pm
Posty: 3425
Lokalizacja: Elbląg/Gdańsk
:salut: Jeszcze raz gratuluję...

_________________
Zesraj się, a nie daj się...:)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr cze 27, 2012 6:49 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr lip 23, 2008 8:51 am
Posty: 3860
Lokalizacja: Bathgate/Wawa
Kurna no i jak już nie wytrzymałam* i w końcu wlazłam w relacje to dajecie coś takiego... Gratuluję i zazdroszczę zajebistej wyprawy :brawo: Widać waszą szczerą radość na tych fotkach :D






*Programowo przestałam zaglądać, żeby się nie dołować że nie mogę w góry jeździć...

_________________
[https://wordpress.com/view/3000stop.home.blog]239, zostało 43[/url]


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr cze 27, 2012 8:36 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lip 12, 2011 8:15 am
Posty: 386
Lokalizacja: Włocławek
Dzięki wszystkim!
Vespa a czemu w góry nie możesz jeździć?
Grunt udanej wyprawy to ludzie. Pogoda pogodą, ale jak w grupie brakuje porozumienia to każdy wyjazd może zawieść oczekiwania. W tej ekipie wszyscy się dobrze dogadywaliśmy i bawiliśmy. Czułam się wśród nich tak swobodnie jakbyśmy się znali już niezły szmat czasu. To w dużej mierze przyczyniło się do 'radochy' uczestników i... kolejnych wspólnych planów :)

_________________
"Głos wciąż mnie pogania: Ustaw - unieś - oprzyj - hop... Ruszaj się. Spójrz, ile przeszedłeś! Byle tak dalej. Idź, nie medytuj."


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr cze 27, 2012 9:32 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr paź 31, 2007 9:46 pm
Posty: 4470
Lokalizacja: GEKONY
W końcu coś nowego, na pewno przeczytam na spokojnie ale już widzę, że była wyprawa-kocur!

_________________
A ja dalej jeżdżę walcem, choćby pod wałek trafić miał cały świat.

http://summitate.wordpress.com/


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr cze 27, 2012 10:04 pm 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): Cz wrz 24, 2009 4:46 pm
Posty: 1711
Smaczku w wypadzie na tą górę dodaje także podróż pociągiem w wagonie plackartnym,ale w Waszym przypadku (z północnej Polski) trochę by to trwało :)
kaarcia84 napisał(a):
Znaleźliśmy nawet dechy do naszej „jadalni”! – czego na tym Elbrusie znaleźć nie można…?!


śmietnik jaki był,taki już chyba tam będzie. My spaliśmy na skałach po lewej nad Pirjutem,tam nie było nikogo bo wszyscy się rozkladali po prawej stronie.

Jak się trafi pogodę to widoki przepiękne-zwłaszcza na Uszbę (w zasadzie te rejony podobały mi się najbardziej :wink: ),no i te wschody i zachody..niezapomniane.Fajna relacja,miło było sobie powspominać.

_________________
"Sukces-jeśli go osiągamy-to tylko pewien dar.Ostatecznym celem jest poczucie pełni i samoświadomość"
Steve House


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz cze 28, 2012 6:59 am 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sty 05, 2010 9:29 am
Posty: 2318
Lokalizacja: Radom
gratulacje dla całej ekipy. piękny cel. fajnie się czytało i oglądało.

no i można mniej więcej sobie wyobrazić, jak to wygląda. podziękować.

_________________
Każdy chłopak z polskiej wsi jeździ wozem TDI
Rosja to nie kraj, to stan umysłu
"Pierwsza decyzja, jaką w okresie zdobywania sprzętu musi podjąć wspinacz z gotową do użycia kartą kredytową..."


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt cze 29, 2012 1:24 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pn lip 10, 2006 7:11 pm
Posty: 907
Lokalizacja: Białystok
wielkie brawa za realizację wyjazdu :)

kaarcia84 napisał(a):
widoki super – tylko te cholerne ratraki

...i w tym momencie zacząłem się zastanawiać czy warto... planowaliśmy na przyszły rok swoim autem (rozmawialiśmy zresztą o tym w Muro z Yanooshem)...jest tyle pięknych miejsc... :))

_________________
Marek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt cze 29, 2012 1:46 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lip 12, 2011 8:15 am
Posty: 386
Lokalizacja: Włocławek
marek_2112 napisał(a):
wielkie brawa za realizację wyjazdu :)

kaarcia84 napisał(a):
widoki super – tylko te cholerne ratraki

...i w tym momencie zacząłem się zastanawiać czy warto... planowaliśmy na przyszły rok swoim autem (rozmawialiśmy zresztą o tym w Muro z Yanooshem)...jest tyle pięknych miejsc... :))


Ratraki najczęściej jeździły w niższych partiach góry, powyżej 4.100 już prawie wcale a powyżej 4.800 widoki już tylko powalały :) Ale zgadzam się - tyle widokowo piękniejszych miejsc że.. trudny wybór ;)
Dziękuję i pozdrawiam!

_________________
"Głos wciąż mnie pogania: Ustaw - unieś - oprzyj - hop... Ruszaj się. Spójrz, ile przeszedłeś! Byle tak dalej. Idź, nie medytuj."


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt cze 29, 2012 2:33 pm 
Stracony

Dołączył(a): Pn lut 11, 2013 4:09 pm
Posty: 9871
Lokalizacja: FCZ
teraz na spokojnie przeczytałem i bardzo mi sie to podoba :wink:
gratuluje :!:

_________________
NIE MA LEPSZEGO OD MIĘGUSZA WIELKIEGO!


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt cze 29, 2012 2:48 pm 
Zasłużony

Dołączył(a): Cz lip 29, 2010 1:13 pm
Posty: 241
marek_2112 napisał(a):
zacząłem się zastanawiać czy warto


zawsze warto :D

_________________
http://www.youtube.com/watch?v=vDP-IL5Sx9k


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt cze 29, 2012 2:55 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pn lip 10, 2006 7:11 pm
Posty: 907
Lokalizacja: Białystok
kaarcia84 napisał(a):
powyżej 4.800 widoki już tylko powalały


rabe napisał(a):
zawsze warto Very Happy

zastanawiać powinno być w "..." temat wyjazdu aktualny (szukamy 2 osób do skompletowania ekipy); ale nie będe kaarci 'śmiecił' w jej temacie... jeszcze raz gratki za akcję :)

_________________
Marek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt cze 29, 2012 5:14 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Śr gru 14, 2005 7:34 pm
Posty: 1068
Również gratuluję udanej akcji i zdobycia szczytu.

Ale z drugiej strony to zasłużyliście także na poważną zjepkę za złamanie elementarnych zasad bezpieczeństwa w co najmniej dwóch sytuacjach.

Po pierwsze "stojące włosy" podczas burzy to nie jest bynajmniej temat do żartów czy robienia fotek. Takie zjawisko oznacza że istnieje poważne niebezpieczeństwo porażenia piorunem w ciągu kilku najbliższych chwil:
http://meteorologiaonline.republika.pl/burze.htm#bezp
Cytuj:
jeśli czujesz, że włosy stają Ci dęba i zaczynają trzaskać iskierki w ubraniu, połóż się na ziemię, jeśli tego nie zrobisz zostało Ci kilka sekund życia

Tę radę należałoby nieco zmodyfikować: powinno się raczej kucnąć ze złączonymi nogami, ew. usiąść na plecaku, niż kłaść plackiem na ziemi.
U chłopców przynajmniej zadziałał instynkt samozachowawczy i uciekli od razu na dół.
Dziewczyny widać, nawet nie zdawały sobie sprawy z niebezpieczeństwa...

Po drugie- skoro zwracaliście uwagę na takie rzeczy jak opóźniony czas reakcji u kolegi Krzysia, to znaczy że posiadacie wiedzę na temat symptomów choroby wysokościowej.
Dlaczego więc nie sprowadziliście go na dól jeszcze tego samego dnia?
Co więcej na drugi dzień wszyscy pognaliście na szczyt, zostawiając chorego samego w namiocie.
Myśleliście że jakoś sam wydobrzeje? Niewystarczająco zaaklimatyzowany na 4800mnpm?
Z relacji jednoznacznie wynika, że tylko spore ucywilizowanie Elbrusa uratowało w tej sytuacji życie Waszego kolegi.
Co by było, gdyby była to góra, nawet łatwa techniczna, ale gdzieś na jakimś zadupiu?


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt cze 29, 2012 6:00 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lip 12, 2011 8:15 am
Posty: 386
Lokalizacja: Włocławek
Pawel_Orel w swojej wypowiedzi masz sporo racji... Lecz nie do końca to wszystko tak wyglądało...
Burza była jeszcze sporo od szczytu, chmurzyska były naprawdę daleko, przy nas nawet nie padał śnieg czy grad. Tylko wiało. Nie czułam żadnych iskier ani elektryczności, po prostu stanęły mi co niektóre kosmyki. Logicznie więc kontynuowałyśmy spacer, chociaż może faktycznie powinnyśmy tego zaprzestać.
Co do sytuacji Krzysia - też bijemy się z myślami czy nie popełniliśmy tutaj rażącego błędu, natomiast każdy z nas był tak wyczerpany tymi 700m podejścia z 25kg na plecach i wykopywaniem platform pod namioty, że "objawy" mieliśmy podobne. Łatwo jest pomylić ekstremalne zmęczenie z pierwszymi symptomami choroby wysokościowej. Tym bardziej, że Krzyś był tylko mega zmęczony, nie mówił nic o bólu głowy - przykładowo. Nasze ogólne wyczerpanie złożyło się na brak większej reakcji na złe samopoczucie Krzysia. Przyznaję rację, że trzeba było go jak najszybciej sprowadzić na dół, ale on sam jeszcze rozważał atak szczytowy jak poczuje się lepiej. Wątpiliśmy w to wszyscy, ale skoro chce iść to nie może być AŻ tak pozbawiony sił. Podjęliśmy decyzję aby wyruszyć w 5, może błędną, nie potrafię teraz tego ocenić. Myślę, że podczas naszej nieobecności do choroby wysokościowej dołożyło się działanie słońca i dlatego tak mocno "ścięło" naszego kolegę. Ale fakt faktem - gdyby sytuacja zdarzyła się na mniej "ucywilizowanej" górze mielibyśmy problemy. Jest to dla nas nauczka na przyszłość, aby dokładniej obserwować zachowanie uczestników wyprawy, gdyż sami mogą błędnie oceniać swój stan zdrowia.
Popełniliśmy błąd i niestety zdaliśmy sobie sprawę dopiero "po" - jest to dla nas nauczką do końca życia jak i drogowskazem na kolejne wyprawy. Dziękuję za szczerze wyrażoną opinię Pawel_Orel :)

_________________
"Głos wciąż mnie pogania: Ustaw - unieś - oprzyj - hop... Ruszaj się. Spójrz, ile przeszedłeś! Byle tak dalej. Idź, nie medytuj."


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pt cze 29, 2012 7:57 pm 
Nowy

Dołączył(a): N lip 19, 2009 2:08 pm
Posty: 13
Lokalizacja: Bydgoszcz/ Wawa/ Olsztyn
kaarcia84 napisał(a):
Pablo, mimo że poprzedniego dnia blado wyglądał, dostał „kopa” i bardzo szybko zostawił nas w tyle. Pewnie o tym nie wie (do teraz) ale dostał od nas przydomek „cudowne dziecko Diuramidu”


Wie, wie jeszcze na górze się dowiedział, tam cała jedna tabeltka... :twisted:

Co do sytuacji z chorobą Krzyśka, jasne była kupa błędów, nie da się zaprzeczyć. Ale... no właśnie, teraz na poziomie kilku metrów n.p.m. można dywagować.
Azau jest na ponad 2000metrów, wyszło na to że zmiana zachowania mogła wystąpić już "tak" wysoko- czyli jeszcze w hotelu, dla nas na samym początku wyjazdu.
Każdy z nas był mega zniszczony co wieczór- co przyjście na miejsce obozu, stan człowieka można ocenić IMHO rano, po nocy na danej wysokości (np: moja "bladość" i cudowne ozdrowienie dnia następnego)
Z nazwijmy szczerze " internetową zbieraniną" nigdy nie wiesz jak ktoś obok ciebie reaguje, normalnie się zachowuje.... dopiero "bojem" możesz rozpoznać czy to już "TO" czy to tylko zmęczenie.
W tym przypadku składniki to wysokość ale i odwodnienie, udar słoneczny. Wybaczcie, ale chyba nie chodzi o to by każdy dziennie meldował ile wypił, co założył na głowę?


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt cze 29, 2012 8:47 pm 
Zasłużony

Dołączył(a): Cz lip 29, 2010 1:13 pm
Posty: 241
Pablo666 ma racje, teraz na wygodnej kanapie można dywagowac co poszło nie tak.
Ale sam Krzys sie do tego poniekąd dołożył, bo analizujac foto z wyjazdu, da sie zauwazyc,ze kompletnie nie chronił glowy przed słońcem. W ten dzień sam sie przyznał ze mało pił. Wysokość traktuje trzeciorzednie, gdyż byłem z nim na takich wysokościach i zachowywał sie "normalnie".

Ja sie cieszę, ze mogliśmy szybko wejść na szczyt i zejść - dało nam to szanse na uratowanie jego, bo była wczesna pora. Gorzej by było gdyby została nas na górze dupowa....ale to tylko gdybanie.

Każdemu życzę żeby znalazł sie kiedyś w sytuacji, ze trzeba kogoś uratować i wtedy przełoży książkowe mądrości na praktykę, sprawdzi siebie i kompanow.
Ja uważam, ze nam poszło zajebiscie sprawnie!

_________________
http://www.youtube.com/watch?v=vDP-IL5Sx9k


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt cze 29, 2012 10:43 pm 
Stracony

Dołączył(a): Śr cze 20, 2007 6:52 am
Posty: 3030
Lokalizacja: Sosnowiec
Dobrze napisane :D

Zostawiłem sobie na "podwieczorek", no i się opłaciło.

Gratuluję i życzę zdrowia!

_________________
- Ej, Panie Derechtórze! Mom takom, wicie, mature do godania... telobyk godoł, ino, wicie... nie wim, o cyim!


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So cze 30, 2012 1:17 pm 
Zasłużony

Dołączył(a): N kwi 17, 2011 5:33 pm
Posty: 203
kaarcia84 napisał(a):
Burza była jeszcze sporo od szczytu, chmurzyska były naprawdę daleko, przy nas nawet nie padał śnieg czy grad



Piorun potrafi przeleciec 10 km,wiec mialas szczescie!
Ogolnie spoko wyprawa.Szacun


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N lip 01, 2012 8:27 am 
Nowy

Dołączył(a): Cz gru 29, 2011 2:55 pm
Posty: 8
Jak było ... ? Wiem, że z wszystkimi razem i z każdym z osobna z przyjemnością wybiorę się w dalszą podróż. A Krzysiu swoją pokorą, nastawieniem do świata i dystansem zyskał mój ogromny szacunek. Dziękuję Ekipo :)

_________________
Uśmiech zużywa mniej prądu od żarówki, a daje więcej światła ;)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N lip 01, 2012 1:11 pm 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): Wt mar 06, 2007 1:02 am
Posty: 1854
Lokalizacja: Łódź
Gratuluje przede wszystkim, że udało się Wam wrócić całym i zdrowym.
Gratuluje sprawnej akcji sprowadzenia kolegi.
Gratuluje zdobycia szczytu i ciekawego wyjazdu.

Zgadzam się jednak z opinią Pawła.

Opisana działalność to w dużym stopniu był przykład jak NIE należy działać w górach wysokich.

Wiem że analiza jest z poziomu morza ale sam nieraz mdlałem na podejściu, zjarałem się na lodowcowym słońcu czy łykałem diuramid.

1.AKLIMATYZACJA Działaliście za szybko. Jeden spacer na czegiet (bez noclegu) a potem już nocleg na 3800 i kolejny na 4800. Widząc taki plan już przed wyjazdem wiem, że bym zdychał. Większość z was dała radę ale Krzyś już nie.
Spokojnie można było dorzucić z 3-4dni na aklimatyzację i wtedy zarówno choroba Krzysia byłaby mniej prawdopodobna(a może wszedłby na szczyt) jak i dla reszty wchodzenie byłoby bardziej przyjemne. Elbrus jest jeszcze na tyle niską górą, że nie ma obowiązku tak się na niej męczyć.
W czasie aklimatyzacji nie można się też przesadnie przemęczać więc podejścia z mega ciężkim worem raczej temu nie służą. Elbrusa można atakować z Prijuta czy nawet beczek więc targanie namiotów na skały pastuchowa niekoniecznie było niezbędne. Ale to już kwestia dyskusyjna więc może dla Was tak było lepiej.

2.BURZA Opisana sytuacja z burzą. dobrze, że Paweł zwrócił na to uwagę. Sam nie miałem okazji spotkać się z takim zjawiskiem i nie wiem czy nie popisałbym się podobnym ignoranctwem. Myślę że wszyscy czytający wyciągną z tego wnioski.

3. SŁOŃCE. To nie może być tak, że ktoś nie chroni głowy, zdejmuje okulary czy nie smaruje się kremem (factor 50). Ciekaw jestem też czy dbaliście o uzupełnianie płynów (4-5l na dobę)? Jeśli grupa zauważa takie zachowania u któregoś z członków to powinna go ....

Ten komentarz nie ma służyć wymądrzaniu się, sam popełniałem dziesiątki głupich błędów. Nie widzę jednak sensu powtarzania przez wszystkich tej samej drogi i nauki tylko na własnych błędach. Kilku moich znajomych tragicznie zakończyło taką naukę i nie chcę by ktoś z forumowiczów do nich dołączył.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N lip 01, 2012 2:47 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Śr gru 14, 2005 7:34 pm
Posty: 1068
Spiochu, co do aklimatyzacji, to z relacji wynika, że nie było tak źle jak piszesz.
Zrobili Czegiet - nocleg 3800m - spacer aklimatyzacyjny na 4200m - nocleg 4100m - nocleg 4800m - szczyt.
Po tym co odpisała kaarcia84 jestem w stanie zrozumieć sytuację z Krzysiem (wcześniej w relacji wynikało że wyraźnie zauważyli objawy w postaci opóźnionej reakcji i nie zareagowali- stąd mój dość ostry komentarz).
Zmęczenie, wysokość, wiatr przytępiają uwagę, a objawy choroby wysokościowej mogą być bardzo subtelne.

kaarcia84 napisała:
Cytuj:
Przyznaję rację, że trzeba było go jak najszybciej sprowadzić na dół, ale on sam jeszcze rozważał atak szczytowy jak poczuje się lepiej. Wątpiliśmy w to wszyscy, ale skoro chce iść to nie może być AŻ tak pozbawiony sił.

kaarciu, wiedz na przyszłość, że bardzo często chory na wysokościówkę nie zdaje sobie z tego sprawy.
Dlatego tak ważna jest wzajemna obserwacja przez partnerów.
Gdy już zauważy się u kogoś symptomy, jak choćby wyżej wspomniane opóźnienie reakcji, należy przeprowadzić dodatkowe testy (np. liczenie przez chorego od 50 do tyłu co drugą liczbę).
Jeżeli "obleje" to już nie należy choremu wierzyć, tylko sprowadzić na dół, nawet wbrew jego woli.
Aczkolwiek, jak już wyżej napisałem, w pełni rozumiem że można choroby wysokościowej nie zauważyć- podczas akcji wysoko w górach są to bardzo trudne sytuacje.

kaarcia84 napisała:
Cytuj:
Burza była jeszcze sporo od szczytu, chmurzyska były naprawdę daleko, przy nas nawet nie padał śnieg czy grad. Tylko wiało. Nie czułam żadnych iskier ani elektryczności, po prostu stanęły mi co niektóre kosmyki. Logicznie więc kontynuowałyśmy spacer, chociaż może faktycznie powinnyśmy tego zaprzestać.

tresor napisał:
Cytuj:
Piorun potrafi przeleciec 10 km,wiec mialas szczescie!

tresor prawdę pisze.
Zwróciłem uwagę na sytuację z burzą, bo sam dostałem kiedyś prądem od skały, siedząc pod wierzchołkiem Giewontu.
Niebo było zachmurzone tylko w niewielkim stopniu, a czarne chmury, już ze 45min. po przejściu właściwej burzy, były w okolicach Wołowca.
Bez żadnych oznak piorun uderzył w krzyż nad nami (wcześniej, pomimo padającego gradu nie było żadnych wyładowań).
Włosy zaczęło mi "ciągnąć" do tyłu, a przytroczony do plecaka czekan syczeć, dopiero gdy uciekaliśmy w kierunku Przełęczy Kondrackiej.
Jako iż wcześniej widziałem na Discovery program, w którym była mowa o stających dęba włosach jako ostatniej oznace przed uderzeniem pioruna, to miałem wtedy niezłego pietra :D .
Na szczęście nic już nie walnęło.
Czekan początkowo wylądował na ziemi, ale szkoda go było, więc jednak upchnąłem do plecaka :D .
A syczał z tego samego powodu z którego Wasz kolega Janek dostał "kopa" od kijów trekkingowych:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Ognie_%C5% ... 9tego_Elma
Cytuj:
Ognie świętego Elma (ognie św. Bartłomieja, ognie Kastora i Polluksa) – zjawisko akustyczno-optyczne w postaci małych, cichych, ciągłych, wyładowań elektrycznych na różnych powierzchniach, a szczególnie krawędziach przedmiotów, mające miejsce w czasie pogody zapowiadającej burzę. Wyładowaniom tym mogą towarzyszyć bardzo ciche dźwięki w postaci syczenia lub świstu, a czasem może być to nawet głośny gwizd.

Zjawisko pojawić się może na powierzchni skał, drzew, masztów, anten, lin. Występuje w różnych miejscach, ale najłatwiej zaobserwować je w górach lub na morzu. Wyładowania te są niegroźne, a można je zaobserwować nawet na wyciągniętej ręce. Ognie św. Elma pojawiają się podczas pogody zwiastującej zbliżanie się burzy z piorunami, chociaż nie zawsze do tego dochodzi. W skrajnych przypadkach zjawisko to może występować nawet podczas burzy. Efekty świetlne w czasie widnego dnia są niewidoczne, ale o brzasku, zmierzchu i w nocy, oraz podczas bardzo silnego zachmurzenia widać je w postaci łuny lub świetlnych miotełek wytryskujących z różnych miejsc.
(...)
Same ognie św. Elma nie są w ogóle groźne, ale duża ich intensywność świadczy o wysokiej różnicy potencjałów elektrycznych pomiędzy ziemią i warstwą chmur, co powinno być ostrzeżeniem dla obserwatora, że w każdej chwili gdzieś w okolicy może uderzyć piorun.

I jeszcze w kwestii stających dęba włosów:
http://www.straz.swidnik.pl/index.html? ... d=10970102
Cytuj:
- kiedy czujesz ładunki elektryczne w powietrzu, gdy włosy stają ci dęba, przykucnij szybko na ziemię, ponieważ błyskawica może cię trafić.
- w żadnym wypadku nie kładź się na ziemi


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N lip 01, 2012 3:26 pm 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): Wt mar 06, 2007 1:02 am
Posty: 1854
Lokalizacja: Łódź
Cytuj:
Spiochu, co do aklimatyzacji, to z relacji wynika, że nie było tak źle jak piszesz.
Zrobili Czegiet - nocleg 3800m - spacer aklimatyzacyjny na 4200m - nocleg 4100m - nocleg 4800m - szczyt.
Po tym co odpisała kaarcia84 jestem w stanie zrozumieć sytuację z Krzysiem (wcześniej w relacji wynikało że wyraźnie zauważyli objawy w postaci opóźnionej reakcji i nie zareagowali- stąd mój dość ostry komentarz).
Zmęczenie, wysokość, wiatr przytępiają uwagę, a objawy choroby wysokościowej mogą być bardzo subtelne.


Sorry, coś przeoczyłem. jak dla mnie to jednak dalej mało. Jadąc na Elbrus warto wcześniej zajrzeć do któreś z dolin na kilka dni, zrobić ze 3 noclegi na wys. 3-4tys. wejść na jakąś górkę 4k+ a dopiero później taka akcja jak tu opisana. Okolice są piękne więc szkoda się ograniczać tylko do Elbrusa.

Do odczytywania efektów aklimatyzacji(diagnozy choroby górskiej) można zainwestować w pulsoksymetr:

http://medica91.com/pulsoksymetr.html/1 ... 3wodoinfBQ

Cena jest niska, waga ok. 30g a daje obiektywne spojrzenie na nasz stan.
Proponuje jednak konsultacje z jakimś lekarzem wysokościowym jak dokładnie mają przebiegać odczyty i jakie wartości są prawidłowe dla danej wysokości. Osobiście nie używałem tego urządzenia (dawniej były bardzo drogie) i nie czuje się kompetentny w tym temacie.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N lip 01, 2012 4:00 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Śr gru 14, 2005 7:34 pm
Posty: 1068
Spiochu napisał:
Cytuj:
Sorry, coś przeoczyłem. jak dla mnie to jednak dalej mało.

Spiochu- true.

Istnieją dwie metody zdobywania wysokiej góry.
Albo "wyścig z chorobą wysokościową" albo pełna aklimatyzacja.
"Wyścigu z chorobą wysokościową" używają m.in. przewodnicy z Chamonix wprowadzając klientów na Blanca w 2 dni.
Idea polega na tym by wejść i zejść zanim organizm "zdąży zareagować" na wysokość.
Zaletą tej metody jest oszczędność czasu.
Wady- takie wchodzenie to mordęga i podobno na Blancu w ten sposób 50% nie daje rady.
Ponadto zawsze istnieje ryzyko że ktoś jednak "klapnie"na drodze i wtedy trzeba wzywać helikopter.
Pewna forma "wyścigu" odbywa się również na ośmiotysięcznikach podczas ostatniego etapu- zwykle organizm himalaisty jest w pełni zaaklimatyzowany tylko do 7000-7500m, wyżej ciężko już o adaptację.

Pełna aklimatyzacja zabiera więcej czasu, ale kiedy już się ją nabędzie to wejście jest nie tylko bezpieczniejsze, ale i przyjemniejsze.

Koledzy "wcelowali się" gdzieś pomiędzy te dwie metody.
Myślę że zabrakło jednego spaceru na lekko do Skał Pastuchowa pomiędzy noclegami na 4100m i 4800m i wtedy sytuacja wyglądałaby zdecydowanie lepiej, zarówno jeżeli chodzi o Krzysia, jak i formę podczas wejścia pozostałych uczestników.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 50 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 19 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL