Tym razem musi być Słowacja! Te polskie Tatry już mi się tak przejadły... Trzeba wreszcie zakosztować słowackiej przygody... Tylko co robić w taki skwar?
Planów było wiele ale w końcu po trzech godzinach marszu stajemy pod ścianą Batyżowieckiego Szczytu. Tam jeszcze nie wlazłem! A jakże inaczej miałbym na niego wleźć jak nie drogą Kutty?
Problem polega na tym jak ją znaleźć? Powiem szczerze, ze nie wiem czy dobrze wbiliśmy się w drogę. Łukasz twierdzi, że tak, ja że nie...
Pierwszy wyciąg robię ja. W zacięciu spotykam plakietkę i od razu trawers do drugiego zacięcia gdzie zaczynam dygotać, bo źle się tam czuję, a wahadło mam już spore. Kostka i daję dalej. Wydaje mi się, ze jestem blisko stanowiska, ale brakuje mi liny, więc Łukasz podchodzi i idziemy na lotnej. Nie ma tam jednak stana. Jest ciut dalej. Łukasz dobiega z zestawem kvrw. Aparat poleciał w przestworza. Przełazi spiętrzenie i ściąga mnie i dalej robi jeszcze jeden mały wyciąg.
Dalej jest problem. Nie mamy pojęcia jak iść. Wydaje mi się, ze trzeba wpakować się po prawej w próg, ale Łukasz nie widzi możliwości asekuracji, a i trudności są mroczne, więc idzie dalej pod spiętrzeniem do góry.
Idę w końcu ja. W pewnym momencie wychodzę na połogą płytę. Szit, gdzie on tu dał przelot? Przelazł to bez przelotu? O fack! Nie ma tutaj nic. Łukasz coś krzyczy, ze on szedł bardziej na prawo i było ok. No to się fajnie wpakowałem. Nie jest źle jednak. Przełażę to i już jestem na stanowisku. Wygląda na to, ze jesteśmy na drodze. Stan oznaczony sprajem. Za nami sławetna płyta. Gdzieś widziałem teorię o tym, że niby dla cięższych osób jest ona prostsza bo mają większe tarcie. W sumie wydaje się, ze większe znaczenie tutaj może mieć wielkość stopy. Tak czy siak mam przejeb.ne!
Trawnik jest, wyżej kolejny mały, więc chyba to Kutta.
Dalej jadę po płytach.
Łukasz zasuwa przez niby przewieszkę, co to piątką jest, ale w efekcie nawet człowiek się przy tym nie napoci. Kończę już ja doprowadzając do grani.
Dalej robimy grań na szczyt. Grań jest świetna, jedynie estetyczne doznania psuje to, że lina się tam niesamowicie zaczepia.
Ze szczytu schodzimy na Batyżowiecką Przełęcz. Postanawiam przejść jeszcze kawałek zeby grań zetknąć z miejscem, w którym już byłem dwa razy podczas robienia Martinovki.
Dalej juz tylko zejście. Łukasz jeszcze szuka aparatu, ale bezskutecznie.
Nad Batyżowieckim kłebią się ciemne chmury. Sporo osób jeszcze w ścianie, jak zaczyna grzmieć, to cieszymy się, że nie jesteśmy na ich miejscu.
http://www.obiektywni.pl/upload/realp/1 ... 390132.jpg
Trzeba przyznać, że fajna wycieczka, świetna droga i niesamowita góra! Polecam!