Doświadczenie tatrzańskie mam mizerne, zimowe jeszcze bardziej mizerne - ale jak pojawia się kilka wolnych dni to nie będę przecież siedział w domu.
Nocleg w Zakopanem zaklepany, zarys w miare bezpiecznych lawinowo tras przeanalizowany - chulaj dusza, można jechać. Pierwszy raz w Tatrach zimą!
Dzień 1
Zaczynam od wejścia na Nosal z Murowanicy. Szlak znam, pogoda ładna - zapowiada się fajnie. Droga wejściowa dobrze przetarta ale tak wyślizgana, że mam problemy aby ustać stabilnie na stopniach. Przykozacze i nałoże raki. Jak pomyślałem tak też i zrobiłem.
Teraz idzie się pewniej ale szlak mnie trafia bo co chwile muszę poprawiać mocowanie na prawym bucie. Niezłym jesteś tumanem skoro nawet raków nie potrafisz porządnie ustawić i przywiązać - myślę sobie. W końcu jednak docieram na wierzchołek i cieszę się widokami
Po chwili odpoczynku zchodzę przez Nosalową Przełecz na Polanę Olczyską gdzie przyglądam się Kopieńcowi - to mój kolejny cel. Po drodzę chwila przy Wywierzyszku Olczyskim - bardzo fajne miejsce, świetnie musi wyglądać wiosną/latem.
Podejście na Polanę Kopieniec dłuży się niemiłosiernie ale wejście na Wielki Kopieniec idzie już dużo sprawniej. Pogoda już trochę gorsza ale nadal można cieszyć oczy widokami od Tatr Bielskich po Żółtą Turnie.
Spędzam na Kopieńcu trochę czasu po czym wracam ku Dolinie Olczyskiej i nią kieruje się do cywilizacji.
Dzień 2
Prognoza pogosy była pesymistyczna: odwilż i deszcz. Sprawdziła się w 100% - cały dzień szło się cieżko w mokrym śniegu i wiąż siąpiącym deszczu.
Doliną Strążyską docieram do Drogi nad Reglami.
Mozolnie wspinam się na Czerwoną Przełęcz i dalej na Sarnią Skałę. Choć tak myślę, że według 'forumowych standardów' na żadnej Sarniej Skale nie byłem

Skały na szczycie oblodzone, śliskie i mokre. Pytanie też, która z tych skałek jest najwyższym punktem Sarniej Skały?
W każdym razie widoki nie powalają choć trafiam akurat na silniejsze podmuchy wiatru, które nieco przeganiają chmury.
Pogoda dobija więc szybko przemieszczam się Doliną Białego w kierunku kwatery.
Dzień 3
Pogoda ma być niby lepsza ale pułap chmur taki, że ponownie wychodzę bez nadziej na widoki.
W Dolinie Kościeliskiej pusto.
Szlak ku Polanie na Stołach założony więc kieruje się w tamtą stronę.
Mimo chmur jest na co popatrzeć bo po chwili na polanę podchodzi sympatyczna dziewczyna z Brukseli
Razem schodzimy ku dolinie i rozchodzimy się każdy w swoją stronę.
Mało ambitny dzień kontynuuje na Przysłopie Miętusim i Wielkiej Polanie Małołąckiej. Widoczność kiepska więc nie pozostaje nic jak wracać przez Dolinę Małęj Łaki ku ciepłemu żarciu i zimnemu piwu.
Dzień 4
Prognoza pogody bez zmian ale w góry iść trzeba
Start z Brzezin w kierunku Psiej Trawki i dalej na Waksmundzką Polanę.
Od Psiej Trawki idzie się świetnie - niewymagający szlak przez ośnieżony las.
Na Gęsiej Szyi dość nieprzyjemnie. Ślisko a w dodatku śnieg wyjeżdża spod butów no ale w końcu wdraopuje się na wierzchołek.
Zostaje już tylko zejść na Rusinową Polanę, gdzie tradycyjnie wszystko w chmurach i dalej na przystanek Wierch Poroniec.
Dzień 5
W końcu nadzieja na dobrą pogodę!
Zaczynam z samego rana z Siwej Polany. Dolina Chochołowska pusta, niebo błękitne - morda się cieszy
Dość sprawnie dochodzę na Polanę Chochołowką i cieszę wzrok Kominiarskim, Wołowcem czy Mnichami Chochołowskimi.
Szybkie ładowanie akumulatorów w schronisku i zaczynam podejście na Grzesia. Szlak przetarty, idzie się dobrze ale nadchodzą chumry i na szczycie widać jedynie błękitne niebo nad głową.
Jak się później okazuje mijamy się z
kefirem wracającym z Wołowca - albo on taki duży albo ja taki mały

Jako, że Grześ jest już spełnieniem moich ambicji na ten dzień schodzę do schroniska na browar i powoli wracam przez dolinę do Kir.
Dzień 6
Z Kuźnic przez Boczań na Halę Gąsienicową - pada śnieg, szlak bardzo dobrze przetarty a sama hala pomimo chmur jak zawsze piękna.
W Murowańcu pusto - przyjemna odmiana po wcześniejszych doświadczeniach z tym schroniskiem. Szlak do Czarnego Stawu Gąsienicowego również dobrze przedeptany. Standardowo chmury ograniczają widoczność ale i tak jest pięknie.
Aby iść dalej jestem za cienki tak więc czas wracać na halę.
W Murowańcu ludzi już masa ale klimat świetny. Zimne piwo, za oknem słońce i śnieg tańczący w powietrzu podrywany podmuchami wiatru. Można na to patrzeć bez końca.
No ale czas wracać. Kierunek Psia Trawka i Cyrhla.
Dzień 7
Prognoza znów daje nadzieje na ładną pogodę. Rzut oka z Siwej Polany wydaje się potwierdzać prognozy.
Szybkie i sprawne przejście przez dolinę i zaczynam podejście na Trzydniowiański Wierch. Na początku idzie się dobrze ale po wydeptane stopnie stają się strome i wyślizgane - nakładam raki. Między drzewami można podziwiać Kominiarski, Ornak, Bobrowiec, Osobitą - jest po prostu pięknie.
Pod szczytem śnieg zmrożony ale miejscami popękany. Mozolnie podchodzę na wierzchołek a tam wieje jak cholera. Dopiero po powrocie dowiedziałem się, że Trzydniowiański ma dwa wierzchołki i byłem na tym niższym

Będzie powód aby wrócić

W każdym razie chociaż szczyty na południu zasłonięte przez chmury widoki i tak miażdzą.
Schodząc biorę w łapę czekan aby sprawdzić jak w ogóle się z tym czymś chodzi - dla ludzi obserwujących wyglądałem pewnie dość komicznie ale co tam

Udało się zejść bezpiecznie i tak jak dwa dni wcześniej doliną a później lasem dochodzę do Kir
Podsumowując...
7 dni zimą w Tatrach - pogoda w kratkę ale i tak było genialnie.
Zrobiłem chyba wszystko co byłem w stanie biorąc pod uwagę kiepską kondycję i praktycznie zerowe zimowe doświadczenie.
Nie ma wyjścia - trzeba się zapisać na jakiś kurs zimowo/lawinowy i za rok podziałać znowu
Na zakończenie wielkie dzięki dla wszystkich osób, które poprzecierały szlaki bo bez was w dupie bym był i gówno widział
