Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest Cz maja 23, 2024 9:29 pm

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 25 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: Wt sie 27, 2013 8:37 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lip 08, 2011 12:50 pm
Posty: 2793
CYGAŃSKI TRYPTYK
czyli przygody wesołego taboru na wakacjach

PART I: STUDLGRAT - wreszcie z głowy


Studlgrat. Trochę estetyki, trochę legendy - zebrało się, aby kolejny raz parkować pod Lucknerhaus i kolejny raz podchodzić do Studlhutte. Coś czuję, że tym razem to będzie tylko formalność.

Obrazek

Pierwszy raz byłem tutaj dwa lata temu. Przyjechaliśmy 15 lipca, z luźnym zamiarem wejścia na szczyt granią południowo-zachodnią. Z Polski dotarł skład 3-osobowy, tj. Gargamel, Stopa i ja. Prosto z Monachium dojechał Jarul. Czekaliśmy na niego, wcinając zupki chińskie pod ścianą schroniska, kryjąc się przed dupówą. Sypiący śnieg skierował nasze kroki na drogę normalną. Trochę żałowaliśmy, bo następnego dnia o 9 już niewiele z tego śniegu było widać. Wycieczka była mimo to udana, na szczyt weszliśmy a i powrót odbył się bez przygód.

Obrazek

Obrazek

Kolejna wycieczka datuje się na rok zeszły. Podobnie, startujemy w lipcu, również z Gargamelem, tym razem jednak towarzyszą nam Groszek i Uysy. Śniegu wyraźnie mniej niż rok wcześniej, ale na piargach widać świeży opad. Nic to, zimę lubimy więc jakoś to będzie. Tylko Gargamel niepocieszony - butki ma letnie, kalesonków nie wziął... W efekcie po osiągnięciu grani w iście zimowych warunkach, wycofujemy się jednym zjazdem z powrotem na lodowiec Kodnitz. Nie bez żalu wracamy do schroniska, potem na dół, tym razem całkiem na tarczy. W drodze powrotnej udaje nam się jeszcze zatrzeć silnik w Mazdzie, w efekcie do Żywca wracamy lawetą a dalej autobusem. Nie była to szczęśliwa wycieczka. Raty za wymianę silnika spłacam do dziś ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ten rok wyglądał trochę inaczej. Urlop zaplanowany na początek sierpnia, początkowo przeznaczony miał być na "wysokie Alpy", jednak po wymrożeniu tyłka w Valee Blanche początkiem lipca, nabrałem apetytu na ciepłą skałę. I tak z łażenia po śniegu ostało się tylko coś "po drodze" - Grossglockner sam się narzucił :) W końcu stąd tylko 80 kilometrów do Cortiny...

Obrazek

Obrazek

Startujemy późno. O 20.45 jest przecena żarcia w North Fishu, w krakowskiej Bonarce (skąd zgarniamy Całkę po jej pracy) - takiej okazji nie można przepuścić. Objedzeni pangą, po 22 wyruszamy na Żywiec i Zwardoń, w Kals jesteśmy o 11 w poniedziałek. Gorąco, więc ciężkie buciory do plecaka i wleczemy się powoli do góry. Groszek i Uysy decydują się wrzucić plecaki do wagonika kolejki (jedynie 4 eur/szt., ale podobno jaja od tego się kurczą). Żeby nie było - dorzuciłem im swoje Nepale. Za to zafasuję sobie dodatkowego Weissbiera na górze...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jak tego schroniska nie lubię - pszeniczne piwko mają wyborne. 4,2 eur - w porównaniu z Cosmiques, gdzie za 1442 0,33 l płaci się 5 eur, jest tanio! Drzemiemy przy stole, po słabo przespanej nocy w samochodzie. Chociaż Mazda oferuje całkiem wygodną tylną kanapę, to w 5 osób jest już ciasno. Sama jazda też do łatwych nie należy, przeciążony tył powoduje pływanie auta na autostradzie. Ale jesteśmy już w górach - jest fajnie. Tymczasem oglądamy sobie lokalny folklor turystyczny, czekamy na otwarcie winterraumu. Tutaj dostaliśmy nocleg. Wieczorem przechodzi lekki deszcz.

Obrazek

Całka i Knurek idą na drogę normalną - pośpią sobie, cholera. My o 2.30. Plecaki gotowe czekają obok wyjścia. Wyłącznik światła cudaczny, jeszcze śpiąc na nogach gapię się na niego dobre 10 minut nie mogąc rozkminić jak się to cholerne światło wyłącza. Z góry lecą już joby, wreszcie załapałem i wychodzimy. Znajome podejście, tym razem sucho, bez śniegu. Potem płaski lodowiec, Groszka wiążemy na przodku bo najwolniejszy. I po śladach dalej. Nie są wybitnie wyraźnie, ale i tak dużo ułatwiają. Pierwsi jesteśmy na szlaku.

Obrazek

Obrazek

Wreszcie jest - odbicie na grań, w prawo. Włazimy na pierwsze w miarę wygodne kamienie, przeszpejamy się trochę, poganiam chłopaków żeby do tego nieszczęsnego Fruhstuckplatz dotrzeć w przepisowe trzy godziny. Groszek zostaje z przodu, w efekcie pociągnie już na prowadzeniu do samego szczytu. Świt zastaje nas w łatwym, ale bardzo kruchym i parchatym terenie poniżej Fruhstuckplatz.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Idziemy związani, żeby nie tracić czasu na wyciąganie i chowanie liny przed trudniejszymi fragmentami. Na razie jednak problem może sprawiać co najwyżej kruszyzna. Co jakiś czas widać ringi, pręty asekuracyjne, ze znajdowaniem drogi nie ma większego problemu, choć też ewidentna nie jest - teren prosty, to i możliwości dużo. Zresztą i same stałe punkty asekuracyjne rozmieszczone są w różnych miejscach, wskazując na różne możliwości wyboru drogi. Równo po trzech godzinach meldujemy się przy tabliczce "Fruhstuckplatz". No, nie jest źle.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tutaj zagęszcza się asekuracja i zaczynają zauważalne trudności trzeciego stopnia. Najpierw kominek, później trawersy, ścianki, trawersy, parch... Na zmianę dwójka, trójka. Groszek dzielnie napiera, czasem zdarzy mu się jakiegoś ringa przegapić, choć wielkie są wyjątkowo. Droga jest bardzo mocno obita, jak na swoje trudności. Dodatkowo mamy trochę klamer, stalówki, grube liny do wyciągnięcia się - pełen zestaw dziadostwa. W efekcie trudności rzeczywiście odpowiadają III A0.

Obrazek

Obrazek

Czas mamy dobry, możemy sobie pozwolić na pół-sztywną asekurację w trudniejszych miejscach. Ta skała wygląda paskudnie, jakby się ledwo trzymała. O ile grań ta z daleka prezentuje się ślicznie, to z bliska wprost przeciwnie - jak wytapetowana panna z wiejskiej dyskoteki. Owszem, miejscami jest lito, warunki mamy fajne - suchutko i w miarę ciepło. Jednak do tatrzańskiego granitu, na którym się grzałem zaledwie dwa dni wcześniej, dużo brakuje. Co tam - lecimy do przodu.

Obrazek

Obrazek

Wyraźnie odczuwalne trudności trójkowe znajdujemy w 3-4 miejscach. Warto tu zwolnić, tym bardziej że fajne widoki towarzyszą nam cały czas. No, może z wyjątkiem momentów kiedy zawiało chmurą. Perspektywa odległości do szczytu jest nieco zniekształcona, ciężko ocenić ile jeszcze czasu nam zajmie wspinaczka. Możemy spoglądać na drogę normalną i porównywać naszą wysokości, ewentualnie korzystać z topo, choć poza kluczowymi miejscami nie jest zbyt pomocne. Wreszcie jest, ostatnie trudności, jeszcze kawałeczek i widzimy krzyż. No, to poszło fajnie, 4 godziny!

Obrazek

Obrazek

Jest 9.15. Ok. 10.00 dociera Całka z Knurkiem - utknęli w korkach między małym Dzwonnikiem a dużym. Piknik na szczycie, jest ciepło, pogoda stabilna. Potem powoli zaczynamy przebijać się przez tłumy na dół. Oj, ciężkie to zejście. Sucho jak diabli, Glocknerleitl z resztkami śniegu - dużo trudniej niż dwa lata temu w lipcu. To, co zwykle jest pod śniegiem sypie się strasznie. W efekcie nie dość, że zejście zabiera nam kupę czasu (muszę asekurować Całkę dość solidnie), to mocno daje w kość. Jest tak sucho, że bez problemu można wejść i zejść z Grossglocknera bez użycia raków!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pod schroniskiem jeszcze szybki Weissbier, przepak i dalej na dół. Uff, dobrze założyć lekkie buty! W aucie sauna, zjeżdżamy szybko do Lienz, żeby zdążyć przed zamknięciem sklepów - tam napad na Lidla i zaopatrzeni w soki, owoce, piwo i inne dobra kierujemy się na Cortinę. I to by było na tyle: szybko, sprawnie, bez przygód. Nie ma za bardzo o czym opowiadać, ale może i tak lepiej?

Obrazek

Obrazek

_________________
wertykalnie
flickr


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt sie 27, 2013 8:57 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So sty 07, 2006 8:19 pm
Posty: 18162
Studlgrat fajne, jakby nie to zejście.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt sie 27, 2013 9:02 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lip 27, 2010 10:41 pm
Posty: 2620
Choć wiem, co będzie dalej, i tak z niecierpliwością czekam na resztę :D Świetny urlop! Lubię takie wyjazdy - ludzie, góry, zabawa (w basenie ;) ) :D

_________________
Zob za zob - glavo za glavo
Zob za zob na divjo zabavo!

Alpy Julijskie www.gavagai.ngt.pl


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt sie 27, 2013 9:07 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lip 08, 2011 12:50 pm
Posty: 2793
CYGAŃSKI TRYPTYK
czyli przygody wesołego taboru na wakacjach

PART II: Eksploracja Dolomitów



Pobyt w Dolomitach miał być clue wyjazdu, tym "wygrzaniem się w skale" o którym myślałem planując urlop. Kapryśna pogoda zmusiła nas do skrócenia pobytu w Cortinie, ale udało się zasmakować w dolomicie.

Obrazek

Granicę włosko - austriacką przekraczamy w kilka godzin po zejściu z Grossglocknera, z zamiarem przespania się gdzieś w pobliżu Cortiny, po drodze. Znajdujemy fajny parking, z widokiem na Cimy, jednak tabliczka o zakazie parkowania od 20.00 do 6.00 skutecznie nas powstrzymuje. Co prawda na wjeździe do rejonu Cortiny d'Ampezzo stoją tablice informujące o zakazie biwakowania na dziko, jednak przyjmujemy że śpiąc na przydrożnym parkingu pod chmurką i zwijając się rano, nie będziemy nikomu wadzić. Nawiązując do artykułu z wakacyjnego wydania GÓR "nasz namiot wyglądał zupełnie inaczej niż ten na tablicy". Rano rozpoczynamy poszukiwanie campingu - zostajemy na "Cortinie". Ostatecznie koszt wychodzi ok. 10 eur/os/dzień. Basen jest, to najważniejsze. Pizzerii nie polecam. Jeżeli ktoś ma namiar na jakąś tanią a dobrą i dużą pizzę w Cortinie - będę wdzięczny za cynk :)

Obrazek
Kościół w Cortina d'Ampezzo

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dzień planowo zlatuje na odpoczynku po Grossie, byczeniu się na basenie i napychaniu się włoskimi specjałami - w większości winem. W międzyczasie zwiedzamy centrum Cortiny, sprawdzamy pogodę i wertujemy przewodnik pod kątem planów na następne dni. Na razie ma być w miarę słonecznie, więc na tapetę bierzemy "rozgrzewkowy" rejon Cinque Torri, żeby oswoić się ze skałą i asekuracją.

Obrazek

Obrazek

Pod schronisko Cinque Torri możemy dojechać samochodem. Z Cortiny kierujemy się na przełęcz Falzarego, odbijamy w lewo mijając szlaban - o ile zbierzemy się w miarę wcześnie. Szlaban ów zamykany jest między 9.30 a 16.30, więc wcześniejszy powrót ze wspinu nie wchodzi w grę (o czym przekonaliśmy się, kiblując pod szlabanem trzy godziny). Wracając jednak do pozytywów: pod skały jest bardzo blisko. A nie jest to rejon stricte skałkowy, w naszym rozumieniu. Na pierwszy ogień idzie droga Dibony na Torre Quarta Alta.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pierwszy i drugi wyciąg, biegnący wspólnie z drogą wiodącą na szczyt Torre Quarta Bassa, jest w pełni obity i oferuje trudności poniżej IV. Trzeci wyciąg (z liną 60 metrów też ostatni) rozpoczyna się trawersem lub zejściem diagonalnym do kominka, po czym podąża ścianą Wyższej Czwartej Turni, gdzie coś już by wypadało od siebie dołożyć, a i czwarty stopień może się pojawić. Na linie 60-metrowej możemy dostać się na dół przy pomocy jednego zjazdu, dysponując 50'ką wykonujemy przesiadkę na drugim stanowisku drogi. Zjazd jest atrakcyjny - prowadzi lufą w kominie. Pod start drogi kilkanaście metrów, nie trzeba zabierać butów na zmianę.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Choć powyższa droga należy do klasyków (sądząc po frekwencji w czasie naszych wizyt), wyślizg nie daje w kość. Sama skała jest pięknie urzeźbiona, dosyć lita, choć wygląda jakby miała się zaraz posypać - to wina mnóstwa pęknięć. Zapewne też liczne piarżyska pod ścianami nasuwają takie skojarzenia. Należy jednak wziąć pod uwagę, że drogi na Cinque Torri są chodzone od kilkudziesięciu lat, a powyższa czwórka w tym roku obchodzi swoją 102 rocznicę! Z jednej strony pokazuje to odporność dolomickiej skały na wyślizganie, z drugiej gwarantuje w pewnym stopniu stabilność chwytów oraz stopni. Tymczasem, idąc za ciosem, namierzamy o pół stopnia trudniejszą propozycję na Torre Barrancio, także autorstwa kol. Dibony.

Obrazek

Obrazek

Pierwszy wyciąg - którego przebieg najwidoczniej traktowany jest dosyć luźno - sprawił mi już lekki problem natury psychicznej. Mianowicie w kluczowych trudnościach, które tutaj prawdopodobnie oscylują w granicach lokalnego IV+, asekuracja nie należy do wybitnie komfortowych. Na starcie odbijam nieco na lewo od wyrysowanego przebiegu, dokładam na jednej żyle małą kostkę i trawersuję w prawo, do starego haka. Potem mamy dwa spity, dobrze osadzone - nad trudnościami. Mimo wszystko, przyznam się że to IV+ mnie nieco wymięło. Obserwowałem później inne zespoły na tym pierwszym wyciągu, ci którzy znali przebieg drogi (zespoły kursowe lub z przewodnikami), pokonywały pierwszy wyciąg korzystając z trzech lub dwóch przelotów, bez osadzania własnej asekuracji. Trudności techniczne rzeczywiście nie są duże, ale psycha robi swoje.

Obrazek

Obrazek

Trzeba przyznać, mamy stąd piękny widok na Tofanę di Rozes, gdzie dziś buszuje Groszek, Uysy i Knurek. Drugi wyciąg prowadzi wzdłuż niewielkiego kominka - przerysy, wokół którego kręcę się szukając wygodnego rozwiązania. Czy to brak formy, czy brak wiary w tarcie skały - choć post factum muszę przyznać rację wycenie widniejącej w przewodniku - nie idzie mi to lekko. Tym niemniej powoli, ale do przodu, osiągam drugie stanowisko i ściągam Całkę do siebie. Kolejne wyciągi już nie sprawiają trudności, dają za to równie dużo radości z ładnych przechwytów i wspinaczki w otwartej ścianie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Urobku nam wyszło przewodnikowe 5 wyciągów - niektóre bardzo krótkie, ale stanowiska rozmieszczone rozsądnie, ze względu na przełamania liny. Chyba warto trzymać się schematu. Zjazd wykonujemy jeden, na drugą stronę turni. Wracamy do plecaków dookoła Torre Lusy z wyrazem boleści na twarzy, spowodowanym uciskiem butów wspinaczkowych. Tym razem opłacało się zabrać sandały na górę... Drogę polecam, oferuje fajne wspinanie z odrobiną przygody na starcie.

Obrazek

Obrazek

Drugi dzień wspinaczkowy - piątek. Jako że dysponujemy jednym samochodem, a chłopaków trzeba rozwspinać, decydujemy się kolejny dzień spędzić na Cinque Torri. Do tego prognozowane możliwe opady deszczu sugerują rejon z łatwą ewakuacją - pasuje jak ulał. Prognoza niestety również "pasuje" i zaraz po przyjeździe wita nas lekki deszczyk. Decydujemy się przeczekiwać, jak się okazuje dosyć trafnie gdyż skała wysycha błyskawicznie. Chłopaki wbijają się na naszą wczorajszą drogę Dibony na Torre Quarta Alta, a my na Torre Lusy. Całka chce prowadzić, więc wybór padł na łatwą linię Pompanin – Lusy.

Obrazek

Obrazek

No i gdzieś w połowie drugiego wyciągu zaczęło padać. Co było robić, wyciąg trzeba skończyć. Jak doszedłem do Całki, padać przestało. No i dylemat - iść czy nie iść dalej. Ale skała wysycha na moich oczach, więc przejmuję prowadzenie i jeszcze po mokrym ruszam dalej. Do końca drogi padało jeszcze ze dwa - trzy razy, ale w sumie nie przeszkadzało to zbytnio. Trudności niewielkie, asekuracja dobra to i w deszczu miło. Droga kluczy po ścianie, osiągając ostatecznie wielką półkę pod szczytem. Stąd przewodnik nakazuje wykonać trójkowy wyciąg na szczyt, po czym zejść. W rzeczy samej, wyciąg ten wart jest co najwyżej II, zejście również w tych okolicach, asekuracja na sztywno nie jest konieczna. Zjazd bardzo fajny, w zupełnej lufie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zeszliśmy w sandałach do plecaków, Groszki kończą swoją drogę. Polecamy im przejść się na to, co robiliśmy przed chwilą, Uysy obejmuje prowadzenie i w ciągle zmiennej pogodzie grzeją do góry. My tym czasem eksplorujemy "sektor sportowy", czyli obite highballe w okolicy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Imponującej gładzią płyty nie byłem w stanie zmęczyć nawet na wędkę. W naszym przewodniku tego nie ma - ciekaw jestem wyceny. Dzień wspinaczkowy kończymy w rifugio Cinque Torri popijając piwko i czekając na chłopaków. Choć całkiem dobry czas wykręcili, na Torre Lusy złapała ich solidna zlewa. Dziś nie musimy już czekać na otwarcie szlabanu.

Obrazek

Sobota. Miała być wczesna pobudka, ale w nocy pada, rano pada. Patrzę na Tofany: śnieg. No to powspinane, za to można się wyspać. Czyli robimy dzień restowy, nie ma wyjścia... Jednocześnie następuje kontrola prognoz i wniosek następujący: jutro jeszcze ładnie, a potem deszcz. Rada plemienia analizuje alternatywne scenariusze, ja proponuję Paklenicę. Niestety, na cały rejon alpejski prognozy są słabe, a w Chorwacji 35 stopni. Cóż robić, przynajmniej morze będzie ciepłe. A wspinać się można rano i wieczorem. Jednak ten jeden dzień słońca wypada wykorzystać, wybór pada na łatwo dostępną ścianę Lagazuoi Piccolo - kombinację dróg Cip&Co i Alice.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zawalona całym dobytkiem pięcioosobowej rodziny, Mazda powoli wdrapuje się na przełęcz Falzarego (2105 m.n.p.m.). Tutaj na dużym parkingu porzucamy grata i podchodzimy pod ścianę - 20 minut. Planowo Groszki mają ruszyć za nami. Pierwszy wyciąg (III/IV) chce prowadzić Całka. W efekcie, po kilkunastu metrach trafia na zapych i muszę dojść do niej oraz przejąć prowadzenie. Teren jest mocno nieewidentny a dodatkowe zamieszenie wprowadzają stare spity z sąsiednich dróg. Na schemacie mamy tylko naszą, ciężko więc zorientować się w położeniu. Przez to, że pierwszy wyciąg skróciliśmy o połowę, drugi prowadzę aż do półki, gdzie zaczyna się trawers.

Obrazek

Obrazek


Na trawersie kolejna zagwozdka - po ok. 10 metrach spotykam stanowisko. Ściągam tu Całkę, analizujemy topo, decyzja zapada że jednak trzymamy się przewodnikowych trzydziestu metrów. Rzeczywiście, tam gdzie należy odnajduję dwa stare haki. W efekcie straciliśmy trochę czasu na niepotrzebne dzielenie trzydziestometrowego wyciągu.

Obrazek

Dalej następują dwie długości liny przyjemnego, czwórkowego wspinania w płytach. Asekuracja jest przyzwoita, trudności IV, IV+. Łącznie z "czarną płytą", te dwa wyciągi dają największą radość na drodze. Kończymy je w dużej załupie, stąd dość parchaty wyciąg czwórkowy, po czym następuje kolejne miejsce za IV+ - komin, po drodze "stalówki z II Wojny Światowej". Ot, atrakcja historyczna. Zaraz obok haków stanowiskowych, które pewnie też Dibonę pamiętają...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kluczowy kominek jest faktycznie dosyć wąski - zgodnie z opisem. Idziemy bez plecaków, ale wystarczy że mam buty przy uprzęży, już przeszkadzają. Pierwsze ruchy są faktycznie nieco trudniejsze, później już tylko giełganie po kominkach. Pokonuję kilka progów i zakładam stan na wygodnej półce.

Obrazek

Obrazek

Ostatni wyciąg - jeden wielki parch. Szkoda gadać, o ile na przedostatnim skała była dość krucha, to tutaj naprawdę wszystko się sypie, z wyjątkiem "czarnego zacięcia". Z ulgą kończę drogę na ostatnim stanowisku. Podchodzimy kawałek, potem schodzimy szlakiem pod ścianę, gdzie czekają na nas Groszki. Po drodze można obejrzeć ciekawe resztki bunkrów z czasów Pierwszej Wojny Światowej.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tym samym kończymy wizytę w Dolomitach. Bardzo żal, że tak krótką. Mimo tego, że droga na Lagazuoi okazała się w większości dość krucha, to wspinanie tutaj sprawiło mi sporo przyjemności. Jestem pewien, że w najbliższym czasie pojawię się w Cortinie raz jeszcze.
Z przełęczy Falzarego kierujemy się z powrotem do Cortiny a następnie w stronę Belluno, a dalej do Triestu i przez Rijekę do Starigradu. Ale o tym w następnym odcinku...

_________________
wertykalnie
flickr


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt sie 27, 2013 9:21 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lip 08, 2011 12:50 pm
Posty: 2793
CYGAŃSKI TRYPTYK
czyli przygody wesołego taboru na wakacjach

PART III: Czy da się wspinać w 35°?


Kiepskie prognozy pogody dla całego rejonu Alp zmusiły nas do ewakuacji na południe. Tabor cygański rusza prosto spod ściany Lagazuoi Piccolo nad Adriatyk.

Obrazek

Przerzucenie taboru z Cortiny do Starigradu zajęło nam całe popołudnie i wieczór. Do granicy ze Słowenią jedziemy autostradami (niestety te we Włoszech są dosyć drogie), później szybki tranzyt krajówką przez Słowenię (bardzo ładna droga, choć niezbyt szybka) a w samej Chorwacji decydujemy się jechać widokową, ale krętą i przez to czasochłonną drogą nad morzem. Nocleg wypada kilkadziesiąt kilometrów przed Starigradem, na parkingu przy samej drodze - oczywiście na samym brzegu. Wieje jak cholera. Do tego 25 stopni...

Obrazek

Obrazek

Pierwszy dzień w Paklenicy poświęcamy na aklimatyzację. Tutaj nie wysokość, a upał wymaga oswojenia. Na szczęście na znajomym, tanim campingu JAZ udaje się znaleźć zacienione miejsce na namioty, bo w słońcu - mimo wczesnej pory - już nie do wytrzymania. Pierwsze kroki kierujemy do morza, wizytę w skałach zostawiamy na wieczór.

Obrazek

Obrazek

Ok. 17 temperatura zaczyna powoli spadać. Po kolejnym nurzaniu się w morzu, pakujemy szpej na drogi sportowe i jedziemy do Klanci. Bilet wstępu do parku bije po kieszeni, teraz są najwyższe ceny - nie wiedzieć czemu, bo warunki do wspinania są cokolwiek ciężkie. W każdym razie szarpiemy się na pięciodniowe wejściówki bez kombinowania. To popołudnie mija na krótkim oprowadzeniu chłopaków po rejonie i zapoznaniu się z rzeźbą na pierwszej wolnej skale. Nic godnego uwagi, poza tym, że forma jak do ciasta... We wtorek wstajemy przed szóstą, żeby podziałać zanim zacznie grzać - wbijamy w Celjski Stup, 5a.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pierwszy wyciąg - tutaj są trudności drogi. Ponad pięćdziesiąt metrów ciągowego wspinania kominem, crux wymaga zaufania rozpieraczce w kaloryferkach. Fajna rzecz! Z naszą 50'ką muszę zakładać stanowisko ok. 10 metrów poniżej domyślnego. Później już łatwiejsze, czwórkowe pasaże typu: próg - połóg - próg - połóg. Z drogi robimy ok. 30-metrowy zjazd i schodzimy ścieżką wspólną z dojściem do sektoru Hram.

Obrazek

Obrazek

Wieczorem ciąg dalszy ćwiczeń w sektorze sportowym oraz zwiedzania okolicy - wizyta w "centrum" i szok kulturowy w kontakcie ze stonką plażową, budkami z dziadostwem i ogólnie tłumem :) Poza tym kupujemy w celach testowych wino w plastikowej butelce w promocyjnej cenie 19,90 HRK - Vranac mołdawski. Ceny w sklepach wysokie, jest to więc rozsądna alternatywa dla piwa w dwulitrowych butelkach. Na szczęście na kempie są ogólnodostępne lodówki :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Niestety tutejszy klimat nie sprzyja wczesnemu wstawaniu - chciało by się siedzieć do późna w nocy przy kubeczku, potem ciężko wstać. W efekcie we środę odpuszczamy wczesne wstawanie, wbijamy wcześniej na sektor sportowy. Zostały nam jeszcze dwa dni wspinania i tak: we czwartek odwiedzamy całkiem fajną propozycję na Kukovi ispod Vlake - Lidijin. W przewodniku widnieje 4c, na tabliczce pod drogą 5a. Skłaniałbym się raczej ku tej drugiej wycenie. Trudności znów w fajnym kominie, tym razem wymagającym nieco więcej własnej asekuracji, ale sporo krótszym. Później jeszcze jeden wyciąg i dochodzimy do linii Nosoroga. Powrót na dół jednym zjazdem ok. 48 metrów, później piargiem 10 min. na parking.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wieczorem próbuję się z drogą sportową Cuja ti si bog - takie niby prostowanie Cuja ti si bog i batina, 5a. Znów mamy niezgodność tabliczek z przewodnikiem, według tych pierwszych 5c+, w topo 5b. Chyba znów tabliczki mają rację. "Batinę" szedłem parę razy (super rzecz, swoją drogą), więc po opatentowaniu ruchu na dole puściło elegencko. Ale patentu trochę musiałem poszukać :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Oj, fajne są te klamy paklenickie. Szukamy ich w piątek na czterowyciągowej Flex&Rex, według przewodnika 5a, według tabliczki 5c. Tym razem przewodnik ma rację. Droga ma znów charakter próg - połóg - próg. Podstawową jej zaletą jest położenie na zachodniej wystawie, blisko parkingu :)

Obrazek

Obrazek
Oświetlony filar z drogą Josipa Debeljaka

Obrazek
Zespół na Nosorogu

Wieczorem ostatki na sportówkach, tym razem każdy ma już upatrzone cele do zamknięcia. Mi się wyjątkowo spodobały As, 5b oraz Bevanda, 5c - obie pięknie uklamione, po 25 metrów długości. Szczerze polecam w tym stopniu. Potem jeszcze posiedzenie przy rakiji, do późna, bo w sobotę możemy się wreszcie wyspać. Nocne polaków rozmowy, z mniej lub bardziej radosną wizją powrotu do Polski. No i to chyba tyle, bo o drodze powrotnej nic ciekawego powiedzieć nie można.

Obrazek

Obrazek
Bevanda

Obrazek
Klanci wieczorową porą

Obrazek

Obrazek

Wnioski po tym przypadkowym wypadzie do Paklenicy są następujące:
- tak, da się wspinać w 35° C;
- trzeba tu będzie jeszcze wrócić, bo zainwestowałem w przewodnik papierowy;
- zaufaj kaloryferom - to klucz do sukcesu :)

_________________
wertykalnie
flickr


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt sie 27, 2013 9:22 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lip 08, 2011 12:50 pm
Posty: 2793
Uff, zrobione :mrgreen:
Studlgrat rzeczywiście ciekawy, ale mimo wszystko trochę jestem zawiedziony kruszyzną i ilości żelastwa :)

_________________
wertykalnie
flickr


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt sie 27, 2013 9:33 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn sty 24, 2011 7:54 pm
Posty: 2482
Super wypad!
Mnie to się podobają najbardziej, wiadomo - Dolomity ;)

Dibonę na Torre Barancio miałem przyjemność robić - bardzo ładna linia, a pierwsze 3 wyciągi są super. Napisz coś więcej jak zjeżdżaliście - my też jechaliśmy na drugą stronę i wracaliśmy w baletkach na około, ale zjeżdżaliśmy z sąsiedniej turni - Torre Lusy.

_________________
Obrazek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt sie 27, 2013 9:38 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn mar 05, 2007 8:49 pm
Posty: 6331
Lokalizacja: Kraków
No to podziałaliście Panowie (i Panie).
Gratulacje.
Niezłe urozmaicenie.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt sie 27, 2013 9:39 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lip 08, 2011 12:50 pm
Posty: 2793
Madness napisał(a):
Mnie to się podobają najbardziej, wiadomo - Dolomity ;)

Zgadzam się!

Madness napisał(a):
Napisz coś więcej jak zjeżdżaliście - my też jechaliśmy na drugą stronę i wracaliśmy w baletkach na około, ale zjeżdżaliśmy z sąsiedniej turni - Torre Lusy.

Tak jak w przewodniku: "pierwsze z dwóch stanowisk znajduje się po stronie południowej, metr poniżej szczytu". Liny nam jeszcze trochę zostało nawet (50 m).

Rohu napisał(a):
No to podziałaliście Panowie (i Panie).
Gratulacje.
Niezłe urozmaicenie.

tak wyszło ;)

_________________
wertykalnie
flickr


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt sie 27, 2013 10:19 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lip 27, 2010 10:41 pm
Posty: 2620
Świetne, jeszcze raz gratuluję udanego wyjazdu!
Gdybyście pojechali tam, gdzie pisałem uysemu, byłoby trochę chłodniej niż te 35 st C a wielowyciągowych pustych i obitych dróg starczyłoby na lata. Inna sprawa - że daleko byłoby do morza. A morze ma swoje zalety.

A! uysy, dlaczego próbowałeś wepchać ciemną nocą nogę do śpiwora semowa? Rozumiem - tabor, cyganie, wakacje - ale tę relację będą czytały dzieci! ;)
Obrazek

_________________
Zob za zob - glavo za glavo
Zob za zob na divjo zabavo!

Alpy Julijskie www.gavagai.ngt.pl


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr sie 28, 2013 7:32 am 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lip 08, 2011 12:50 pm
Posty: 2793
Zombi napisał(a):
Gdybyście pojechali tam, gdzie pisałem uysemu, byłoby trochę chłodniej niż te 35 st C a wielowyciągowych pustych i obitych dróg starczyłoby na lata. Inna sprawa - że daleko byłoby do morza. A morze ma swoje zalety.

Braliśmy to pod uwagę, ale też prognoza była taka średnia, podobnie jak w rejonie Cortiny. Tam trzeba będzie specjalnie pojechać :)

_________________
wertykalnie
flickr


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr sie 28, 2013 10:06 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 23, 2006 8:39 am
Posty: 5110
Lokalizacja: daleko od gór
No brawo! Połaziliście.

_________________
W życiu piękne są tylko chwile. (R. Riedel)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr sie 28, 2013 1:12 pm 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn gru 07, 2009 1:45 pm
Posty: 907
semow napisał(a):
PART I: STUDLGRAT - wreszcie z głowy
Drugi sezon się wybieram i jak w tamtym nie wyszło to w tym... chyba z własnej woli pojadę gdzie indziej ;-) Ale przejść wypada, w końcu klasyk, no i tego pszeniczaka nie mogę sobie odmówić ;-)
Gratki!

semow napisał(a):
PART II: Eksploracja Dolomitów

Na pierwszy ogień idzie droga Dibony na Torre Quarta Alta.

Tymczasem, idąc za ciosem, namierzamy o pół stopnia trudniejszą propozycję na Torre Barrancio, także autorstwa kol. Dibony.

Chłopaki wbijają się na naszą wczorajszą drogę Dibony na Torre Quarta Alta, a my na Torre Lusy. Całka chce prowadzić, więc wybór padł na łatwą linię Pompanin – Lusy.

wybór pada na łatwo dostępną ścianę Lagazuoi Piccolo - kombinację dróg Cip&Co i Alice.
Tym samym kończymy wizytę w Dolomitach.
PART interesujące mnie najbardziej i tych Dolomitów to okrutnie Wam zazdroszczę. Przewodnik, leży i kwiczy do mnie z regału a tu chyba w tym sezonie nie wykorzystam :evil:
Mimo nie rozpieszczającej pogody ładnie podziałaliście. Bardzo fajna ostatnia fota Całki ;-)

semow napisał(a):
PART III: Czy da się wspinać w 35°?
Fajne połączenie morza i skał. Nie ma w Paklenicy jakiegoś DWSa? ;-)

Wakacje i tryptyk na medal! :D

_________________
"I chłonę. Szukam. Pragnę. Tęsknię. I wiem że będę szukał. Wystarczy raz zasmakować nieznanego."
"Gdzieś pomiędzy początkiem drogi, a szczytem znajduje się odpowiedź na pytanie, dlaczego się wspinamy."
pionowemyśli.pl | fanpage | instagram | flickr


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr sie 28, 2013 1:16 pm 
Stracony

Dołączył(a): Pn lut 11, 2013 4:09 pm
Posty: 9871
Lokalizacja: FCZ
jak zwykle konkret

_________________
NIE MA LEPSZEGO OD MIĘGUSZA WIELKIEGO!


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr sie 28, 2013 4:48 pm 
Stracony

Dołączył(a): Pn sie 30, 2010 6:19 pm
Posty: 3425
Lokalizacja: Elbląg/Gdańsk
Bardzo fajny wypad... pozostaje tylko pogratulować...

btw. mam nadzieję, że zostawiliście trochę słońca w Dolo... ;)

_________________
Zesraj się, a nie daj się...:)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr sie 28, 2013 7:48 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lip 27, 2010 10:41 pm
Posty: 2620
semow napisał(a):
Poza tym kupujemy w celach testowych wino w plastikowej butelce w promocyjnej cenie 19,90 HRK - Vranac mołdawski.
A w Ospie na kempie wino domowe z przydomowej winnicy w równie przystępnej cenie. Po drodze mieliście, było zajechać i kupić ;)

_________________
Zob za zob - glavo za glavo
Zob za zob na divjo zabavo!

Alpy Julijskie www.gavagai.ngt.pl


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz sie 29, 2013 12:37 am 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt kwi 13, 2007 2:13 pm
Posty: 1586
Lokalizacja: Wrocław / Polanica Zdrój
To ja jeszcze dorzucę kilka fot :P Zdjęcia autorstwa Knurka i Groszka.

Groszek z Semowem bardzo się cieszą, że jesteśmy tutaj....ponownie!
Obrazek

Obrazek


BC Cortina
Obrazek

Spacerowo zabraliśmy Knurka na Toffanę di Mezzo.
Obrazek

Obrazek

Ładne zdjęcia ten nasz Knurek robi!
Obrazek

Obrazek

Obrazek

LANS motyla noga!!!!
Obrazek

Obrazek

Kwiaty we włosach!
Obrazek

Ja włosów nie mam...pozostało wsadzic w okulary :P.
Obrazek

Kaszlikowanie też troszkę było...zrobiłem 3 wpinki i zaczęło lać :|.
Obrazek

Tutaj już zaczęło grzmieć i . burzą :D.
Obrazek

I zjazd przez dziurę :D.
Obrazek

Obrazek

No siesta, no fiesta!
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przyjemna droga.
Obrazek

I zjazd z tej drogi:
Obrazek


Jak to bywa na wyjazdach, człowiek chudnie...niestety tym razem się nie udało :D. Prawie 2 tygodnie na makaronach na boczku, serze i mięsku mielonym :D
Obrazek

W Chorwacji też siesta, Jak Cygany :D :p.
Obrazek

Tak jak semow wspomniał, w Chorwacji w lecie to wspinanie jest rano i wieczorem.
Np przed śniadankiem, takie widoczki, po skończeniu drogi:
Obrazek

Obrazek

Obrazek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz sie 29, 2013 9:34 am 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): Cz wrz 24, 2009 4:46 pm
Posty: 1711
Rewelacja chłopaki! Udany i wykorzystany urlop!Dobrze że zmieniliście kierunek bo w Alpach akurat wtedy popsuła się pogoda! :?
Najbardziej podoba mi się styl "taborowy" jako,że podróżuję podobnie :thumright: Matragonie też się pewnie spodoba :wink:

_________________
"Sukces-jeśli go osiągamy-to tylko pewien dar.Ostatecznym celem jest poczucie pełni i samoświadomość"
Steve House


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz sie 29, 2013 1:34 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr maja 09, 2012 2:17 pm
Posty: 2995
Lokalizacja: Kraków
uysy napisał(a):
Jak to bywa na wyjazdach, człowiek chudnie...niestety tym razem się nie udało . Prawie 2 tygodnie na makaronach na boczku, serze i mięsku mielonym

haha! Niektóre Twoje zdjęcia Uysy niszczą! :D

Tak jak napisał Zombi. Uwielbiam takie wyjazdy na urlop. Jest ekipa, jest wesoło, śmiesznie. Dobra atmosfera, woda, góry i wspinanie. Rewelacja :!:

Rejon dolomitów mi również podoba się najbardziej.

Świetna sprawa! :brawo: :thumleft:

_________________
blog.marcinszymkowski.pl

"W warunkach normalnych najwięcej pomaga technika. Natomiast w sytuacjach wyjątkowych najważniejszy jest hart ducha." - Walter Bonatti


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz sie 29, 2013 4:50 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lip 08, 2011 12:50 pm
Posty: 2793
PrT napisał(a):
Bardzo fajny wypad... pozostaje tylko pogratulować...

btw. mam nadzieję, że zostawiliście trochę słońca w Dolo... ;)

Nie wykorzystaliśmy za dużo, powinno sporo zostać :mrgreen:

Zombi napisał(a):
semow napisał(a):
Poza tym kupujemy w celach testowych wino w plastikowej butelce w promocyjnej cenie 19,90 HRK - Vranac mołdawski.
A w Ospie na kempie wino domowe z przydomowej winnicy w równie przystępnej cenie. Po drodze mieliście, było zajechać i kupić ;)

Zapisuję sobie ;)

_________________
wertykalnie
flickr


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pt sie 30, 2013 11:56 am 
Nowy

Dołączył(a): So kwi 27, 2013 9:55 am
Posty: 4
Zazdrość człowieka zżera jak się czyta takie relacje :) wypad mega, wszystkiego po trochu


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz wrz 05, 2013 9:31 pm 
Kombatant

Dołączył(a): Pt mar 26, 2010 11:21 am
Posty: 546
Lokalizacja: Kraków
Fajny klimat :) no i zdjęcia, zwłaszcza z Dolomitów, zacne. Byłem w Cortinie parę dni później i też działaliśmy (przy kijowej pogodzie) na Cinque Torri, a potem na Lagazuoi :). Jakbyście się tam jeszcze kiedyś wybierali, to służę swoją pomocą w wypełnieniu auta / jako samobieżny przyrząd asekuracyjny / Szerpa :P.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz wrz 05, 2013 9:46 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lip 08, 2011 12:50 pm
Posty: 2793
jor łelkom :)

problem się robi taki, że z czasem jest coraz więcej miejsc w które "trzeba wrócić"...

_________________
wertykalnie
flickr


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pt wrz 06, 2013 9:56 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr paź 31, 2007 9:46 pm
Posty: 4467
Lokalizacja: GEKONY
Zdjęcie zwłok przy namiotach dobre :lol:
Jak tak patrzę na te Wasze wojaże to aż niedobrze mi się robi od słońca i mam nadzieję, że w październiku zacznie napierniczać śnieg :mrgreen:

_________________
A ja dalej jeżdżę walcem, choćby pod wałek trafić miał cały świat.

http://summitate.wordpress.com/


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N wrz 08, 2013 10:21 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lip 08, 2011 12:50 pm
Posty: 2793
kefir napisał(a):
październiku zacznie napierniczać śnieg

czego sobie i wszystkim życzę ;D
tylko żeby już na stałe zaległ :)

_________________
wertykalnie
flickr


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 25 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 3 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL