Zima w Bieszczadach to jest coś wspaniałego. Masy białego śniegu, skrzypiący mróz pod nogami, nieprzetarte szlaki, ludzi jak na lekarstwo - bo to przecież koniec świata. Tak miało być pięknie. Niestety część górska pierwszego wyjazdu w nowym roku nie wypaliła. Ale, żeby nie użalać się nad sobą coś jednak z Barbórką urobiliśmy. Kwaterę mieliśmy w willowej dzielnicy Wetliny "Manhattan".
![Obrazek](http://images54.fotosik.pl/205/6f29792f9ec25b79.jpg)
Zmotoryzowani non stop przekraczają tam dozwoloną prędkość, że postawiono fotoradar, ale że Kovik jeździ bezpiecznie to obyło się bez błysków fleszy.
![Obrazek](http://images53.fotosik.pl/205/c54cab79c187a476.jpg)
Startujemy ze Starego Sioła żółtym szlakiem w stronę Przełęczy Orłowicza. Jak na dobrą zimę przystało pierwsza część szlaku jest mega zabłocona co sprawia, że buty stają się o parę dkg cięższe i łatwiej o poślizg. W lesie fajne jesienne kolory i mgiełki, więc wyciągam aparat. No ale cóż mam począć jeśli dwa komplety baterii są rozładowane. Dobrze, że Basia miała głowę na karku to udało się co nieco pstryknąć. Z czasem zdobywamy coraz większą wysokość a co za tym idzie błotko miejscami zanika. Pojawiają się w jego miejsce płaty śniegu. Wychodząc z lasu odczuwalna temp szybko spada. Tak samo szybko dochodzimy do przełęczy. Rezygnujemy z wejścia na Smerek i po tym jak ktoś nam pstryka zdjęcie ruszamy w stronę Puchatka i jego Chatki. Widoki powalają tylko z jednego powodu - wyobraźnia czyni cuda. Ludzi sporo jak na tę porę roku. Basia po godzinie marszu krzyczy ( bo inaczej nie da się przez ten wiatr porozumieć): "Już schronisko?!" Jednak okazało się, że to tylko drzewa wyłaniają się z mgły. Zdobywamy najwyższy punkt tego dnia i całego wyjazdu Osadzki Wierch 1255 m i wędrujemy dalej. Tym razem już wyraźne kształty budynku wyłaniają się zza chmur, więc pstrykam mu fotkę - okazuje się że to nie była chatka tylko jakaś szopa przed. Wchodzimy do środka, aby się zagrzać a tu psikus. Mam wrażenie, że na zewnątrz jest cieplej niż w środku, więc tylko konsumujemy bułę popijając ciepłą herbatą. Schodzimy do Przełęczy Wyżnej ślizgając się w międzyczasie po zalodzonym i błotnistym szlaku. Jeszcze tylko 8 km z buta do domu. Na nasze szczęście trzeci z kolei samochód zatrzymuje się i podwozi nas pod nasza chatę.
![Obrazek](http://images52.fotosik.pl/206/78ed65596e826db9.jpg)
![Obrazek](http://images53.fotosik.pl/205/0a12161bd3c2d3df.jpg)
![Obrazek](http://images54.fotosik.pl/205/50ce1449b218cd05.jpg)
![Obrazek](http://images52.fotosik.pl/206/584e1c571dbe1333.jpg)
![Obrazek](http://images53.fotosik.pl/205/6b3cd65b1ff3662c.jpg)
![Obrazek](http://images55.fotosik.pl/206/70d3844d95ba94c6.jpg)
![Obrazek](http://images54.fotosik.pl/205/a7a02434f17888b9.jpg)
![Obrazek](http://images52.fotosik.pl/206/9f3beb54f2a0d5a7.jpg)
![Obrazek](http://images51.fotosik.pl/205/f50d659f9fef3a86.jpg)
W nocy wiatr duję dość solidnie. Na drugi dzień pogoda się zmieniła. Do zachmurzenia, mgły i mocnego wiatru dołączył deszcz. Przy śniadaniu kombinujemy co robić i wykombinowaliśmy, że idziemy na Rawki. Startujemy z parkingu by po 30 min zniechęceni potokami płynącej wody po zmrożonym śniegu i zacinającym deszczu osiąść w wysuniętym "ABC" w bacówce pod Rawkami. Oby tylko było cieplej niż w Chatce Puchatka! Było ciepło, było przytulnie, było wesoło. Dosiadła się do nas grupa z Mielca, którą poznaliśmy dzień wcześniej. Po ok. dwóch godzinach postanawiamy wracać. Na chwilę nawet jakby zrobiło się jaśniej, więc pstryknąłem parę marnych zdjęć.
![Obrazek](http://images53.fotosik.pl/205/2affb482630b4b10.jpg)
![Obrazek](http://images54.fotosik.pl/205/9894b2fc7d1b5137.jpg)
![Obrazek](http://images52.fotosik.pl/206/899816b58bfc3154.jpg)
![Obrazek](http://images51.fotosik.pl/205/4a0e6c1e1151fb91.jpg)
![Obrazek](http://images55.fotosik.pl/206/6e4e76e0b1d4387b.jpg)
![Obrazek](http://images54.fotosik.pl/205/797a0d5333322681.jpg)
![Obrazek](http://images51.fotosik.pl/205/29f592210d203c0b.jpg)
![Obrazek](http://images55.fotosik.pl/206/9ba0b44ad9803851.jpg)
Trzeciego dnia to czas powrotu toteż z tego powodu, przy towarzyszącym nam deszczu opuszczamy Wetlinę. W okolicach Leska przestaje padać, więc wstępujemy na chwilę nad Solinę, gdzie spotykamy ... grupę z Mielca. Im dalej od gór to pogoda coraz lepsza.
![Obrazek](http://images51.fotosik.pl/205/f34c734bd3fcc4a9.jpg)
![Obrazek](http://images53.fotosik.pl/205/194553003da13d5a.jpg)
![Obrazek](http://images51.fotosik.pl/205/4941b54dcdc45f7a.jpg)
![Obrazek](http://images51.fotosik.pl/205/8a65573dd226b6e1.jpg)
Mimo tej niepogody i tak się cieszę z tego wyjazdu, bo chyba o to w tym całym górołażeniu chodzi. A może się mylę? Kto rozsądzi?
A na dowód, że Bieszczady są piękne oglądam sobie taki oto filmik:
http://www.youtube.com/watch?v=oHYrsvUcnYs