Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest N lip 07, 2024 1:23 am

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 4 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: N sie 24, 2014 10:36 am 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lip 12, 2011 8:15 am
Posty: 386
Lokalizacja: Włocławek
Plany były inne… Początkowo teren działań miał obejmować Szwajcarię a plan opiewał na przynajmniej trzy czterotysięczniki. Była nas trójka chętnych, z czego dwójka tworzyła parę wspinaczkową. Jako że ja się nie wspinam musiałam dobrać sobie kogoś kto również będzie chciał zdobyć główny cel wyprawy – DOM, drogą turystyczną. Kilka dni przed wyjazdem nadal nikogo nie mogliśmy znaleźć (albo ktoś już miał sprecyzowane plany, albo zastępował kogoś będącego na urlopie). Więc mała kicha, gdyż większość czasu (za wyjątkiem 1 czterotysięcznika) spędziłabym gdzieś w dolinie czekając na nich w namiocie. Chłopaki obrali sobie drogę III, ale długą i graniową, więc w zależności od pogody, mogłabym długo oczekiwać ich powrotu. Uznałam więc cały pomysł wyjazdu za bezsensowny dla mnie. Przyjaciele zrozumieli a ja zaczęłam poszukiwać innych opcji. Tego samego wieczoru mój kolega z Włocławka, Maciek, z którym po raz pierwszy byłam w Dolomitach 3 lata temu, zapytał się mnie czy nie znam kogoś kto by chciał się wybrać na ferraty w ten długi weekend. Lepiej trafić nie mógł z tym pytaniem  Kilka godzin później już planowaliśmy, w które masywy uderzamy, zaczęliśmy również poszukiwać dwójki do auta (dla rozbicia kosztów paliwa) ale postanowiliśmy, że jeśli nie znajdziemy nikogo to jedziemy i tak sami. I tak się też stało…
Wyjechaliśmy w stronę Włoch pod wieczór, 13 sierpnia. Zabraliśmy po drodze 2 osoby z Bla Bla, aby chociaż coś tam nam się zwróciło (na terenie PL). Na miejsce dotarliśmy późnawo, ok. 11 rano byliśmy w Cortinie D’Ampezzo. Wiedzieliśmy, że tak może się stać, więc pierwszą drogą, którą zaplanowaliśmy była via ferrata Marino Bianchi w masywie Cristallo. Pogoda nie była najlepsza, wisiało nad okolicznymi masywami sporo chmur ale stwierdziliśmy jednogłośnie, że zaryzykujemy. Przed godziną 14 byliśmy już przy Rif. G. Lorenzi i ubieraliśmy się w uprzęże. Sama ferrata jest dość krótka (ok. 2-2,5h w obydwie strony) ale nieco bardziej wymagająca (trudność 4/6 w skali Tkaczyka) niż ferrata Dibona, która znajduje się po przeciwnej stronie masywu. Po drodze tworzyły się lekkie zatory, ale powyżej kluczowego miejsca (przewieszony kominek) nie za wiele osób się kręciło. Na szczycie posiedzieliśmy dosłownie 3 minuty i zaczęliśmy schodzić. Ostatnią stalówkę pokonaliśmy o 16.40 a pięć minut później odjeżdżała ostatnia kolejka w dół. To się nazywa fuks! Zjechaliśmy do połowy drogi a dalszą część pokonaliśmy już z buta, w ciepłym letnim deszczu. Przenieśliśmy się gdzieś pod Tofane i wcale się nie szczypiąc, rozłożyliśmy w mniej rzucającym się miejscu, namiot.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Następny dzień (15.08) niestety nie wyglądał pogodowo zbyt dobrze. Tym bardziej w odniesieniu do celu, jaki planowaliśmy czyli, bardzo trudną ferratę Tomaselli w masywie Fanis. Ale no co – trzeba spróbować! Od początku mieliśmy zamiar wyjść na szlak 20b ze schroniska Lagazuoi, aby po drodze przejść przez tajemniczo brzmiącą nazwę Ferrata Galleria Lagazuoi. Dopiero w środku dowiedzieliśmy się czy jest owa ‘Galeria’. Jest to duża, ubezpieczona ferratą, sieć tuneli wykutych w skale w czasie I Wojny Światowej znajdująca się właśnie w masywie Fanis. Strome stopnie i duchota może nie są atutami tej że ‘atrakcji’ ale pokonywanie coraz bardziej zakręconych korytarzy i trafianie z powrotem na główny tunel sprawiało nam tyle frajdy, że postanowiliśmy nie tylko przez nią przejść ale i zajrzeć w każdy zakamarek. Zajęło nam to ponad 2h. Gdy wyszliśmy na zewnątrz ‘Galerii’ zaczął sypać śnieg! Doszliśmy więc do Rif. Lagazuoi i wyciągnęliśmy drugie śniadanie. Białego puchu przybywało, raz walnęło z pioruna… Ah, jak dobrze że nie uparliśmy się na Tomaselli, bo obliczając pi razy drzwi bylibyśmy już wpięci w ferratę. Pogoda nie odpuszczała, więc postanowiliśmy zejść z gór i przenieść się na jedno popołudnie do słonecznej Cortiny. Tam po deszczu nie było już śladu. Po konsultacjach pogodowych ze stroną polską (dzięki Madness!) wiedzieliśmy już, że następnego dnia Tomaselli może się udać.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Faktycznie, trzeci dzień pobytu przyniósł nam piękne niebo i słońce. Podjechaliśmy spod Tofan na przełęcz Passo Falzarego, skąd startowaliśmy na via ferratę Cesco Tomaselli. Droga ta jest już dłuższa (ok.3h wspinaczki) i znacznie bardziej wymagająca od poprzedniej (5/6 w skali Tkaczyka) o czym przekonaliśmy się już na samym początku stalówki, kiedy to odczuwalny był brak stopni . Adrenalina krążyła, po przyzwyczajeniu się do trudności (kilka przewieszek, problematyczna rysa, nie tak rzadko występujący brak stopni) oraz sporej ekspozycji, wspinaczka stała się naprawdę ogromną przyjemnością. Zejście z ferraty już nie było takie fajne. Trzeba było pokonać ostro nachylone piarżysko, więc standardowo - trochę na nogach, trochę na dupie ;) Gdy popołudniem zeszliśmy na przełęcz, niebo było już pokryte typowymi deszczowymi chmurzyskami. Zdążyliśmy dojechać przed 15 na nasz cudowny parking pod masywem Tofane i lunęło. Przymusowe 1,5h odpoczynku w aucie a później błogie lenistwo na trawie w końcu ponownie skąpanej w słońcu. Poznajemy dwie przesympatyczne Polki i bardzo miło spędzamy wieczór na pogaduchach.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Niedziela, 17.08, to nasz ostatni ferrytowy dzień. Jako że pogoda powinna być dobra przez cały dzień, postanowiliśmy zrobić via ferratę Giovani Lipelli w masywie Tofane. Jest to najdłuższa z wybranych przez nas dróg. Sama ferrata ma ponad 4h (trudność 4/6 w skali Tkaczyka), nie biorąc pod uwagę możliwych zatorów ani czasu dojścia do lin. Wyruszamy skoro świt z Maćkiem, dziewczyny niedługo po nas. Uderzamy najpierw na Galerię Castelletto, (która przypomina nieco Galerię Lagazuoi) aby ciemnymi korytarzami dostać się na właściwą ferratę Lipella. Ludzi sporo, ale widoki naprawdę przednie. Sama stalówka dostarczała przyjemnego wspinania zmieszanego z przechodzeniem półek pomiędzy kolejnymi odcinkami. Niestety, tak jak ostrzegali liczni autorzy przewodników, pojawiły się oblodzenia. Momentami szło się po czystym lodzie, po którym płynęły strumienie wody a więc w takich miejscach nie dość, że było niebezpiecznie to dodatkowo tworzyły się zatory. Największy problem zrobił się po wkroczeniu na amfiteatr. Wyglądał imponująco, jednak ja byłam przerażona pasmami lodu które przebiegały w bardzo wielu jego punktach. Wspinaczka w amfiteatrze była trudniejsza też niż na początkowym odcinku drogi. Niektóre części były lekko przewieszone i wymagały dużej siły rąk. Doszliśmy z Maćkiem (i kilkoma innymi osobami) do najtrudniejszego miejsca całej drogi – pokryty lodem, przewieszony kominek. Dziewczyna, która go akurat pokonywała prawie płakała. Próbowała przejść ten odcinek 25 min – zrobiło się nerwowo, gdyż zator zrobił się w bardzo niewygodnym dla reszty oczekujących, miejscu. Zdrętwiały nam ręce a kolejka wydłużyła się już do kilkunastu osób. W końcu jakoś udało jej się pokonać kominek. Ja wiedziałam, że ze mną też łatwo może nie być. Palce miałam już zdrętwiałe a ręce zmęczone kilkoma dniami wysiłku. Gdy znalazłam się pod kominkiem – przeraziłam się. Był dość mocno przewieszony, calusieńki pokryty lodem. Lód był również na linie. Pierwsza próba – nic z tego, zjechałam do łączenia lin, cały czas kurczowo trzymając się stalówki. Lekko spanikowałam, bo nawet nie było jak mi pomóc. Dodałam sobie odwagi krzykiem i jakimś cudem podciągnęłam się do kolejnej stalówki i przepięłam karabinki (rozwalając przy tym duży pęcherz na prawej dłoni, który momentalnie pokrył się krwią). Powyżej kominka też nie było kolorowo. Wszystko w lodzie i trzeba przejść na zacieraczkę a ja tylko z jedną w pełni sprawną ręką. Oj miałam chwilę zwątpienia. Padło też kilka niecenzuralnych słów w kierunku łatwej ferraty Lipella ;) Doszliśmy do końca stalówki. Usiedliśmy i stwierdziliśmy, że nie idziemy już na szczyt. Czas pokonania samych odcinków wspinaczkowych wydłużył się do 5h a jeszcze sporo schodzenia. Kilka osób powitało mnie ogromnym uśmiechem :) Dlaczego? Podobno nieźle krzyczałam dodając sobie siły na podciąganiu ;) Zejście – piarżyska! Tego nie znoszę w Dolomitach. Kocham ferraty, ale te cholerne drobne kamyczki, tysiące, miliony, miliardy.. doprowadzają mnie do rozpaczy. Zatrzymujemy się na chwilę w Rif. Giussani i dalej podążamy w kierunku Travenanzes. Nikogo na szlaku, piękne widoki a my jak w amoku. Tylko ‘wow’ i ‘wow’. Dopiero po 2h zaczynam się zastanawiać dlaczego coraz bardziej oddalamy się od masywu Tofane zamiast obejść go z drugiej strony (gdzie mamy auto). No tak… Travenanzes nie musi oznaczać tylko przełęczy, ale również dolinę. A więc (chcąco czy niechcąco ;) ) schodzimy na samo dno i wiemy, że mamy +3h drogi gratis ;) Później jeszcze dwa razy skręcamy w nie tą dróżkę kierując się znowu na Lipellę więc kolejna godzina w gratisie. Jesteśmy bardzo zmęczeni ale potrafimy się jeszcze śmiać, więc nie oceniam stanu jako ekstremalnie tragicznego ;) Przed końcowym zejściem trafiamy na dziwną kobietę. Ubrana w niebieski, jakby narciarski, kombinezon i wyposażona w aż 4 kije trekkingowe, szybkim krokiem maszeruje jakby nie do końca wiedziała gdzie. Maciek rzuca ‘hello’ ale ona nadal ma wzrok wbity w szlak. Nie rozgląda się tylko patrzy w jeden punkt. Idziemy z metr za nią przez kilka kilometrów aż dochodzimy do parkingu (po 13h!). Dziewczyny czekają na nas już ze światłem czołówek. I zaczyna się dzielenie wrażeniami z Lipelli. Bardzo dużo osób wspomina oblodzony kominek ;) Jedną z nowych koleżanek, Czesi musieli wciągnąć na linie, więc też miały przygody (i zatory). Miały szczęście – ktoś zabrał je autem z Rif. Giussani na parking, my zrobiliśmy ten odcinek również i za nie ;) Tak sobie gawędzimy, jemy a ta dziwna kobieta chodzi z czołówką wzdłuż drogi… W tę i w tamtą. Aż w końcu znika. Zaczynamy tworzyć ciekawe scenariusze z nią i naszym namiotem w roli głównej :D

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Następnego dnia zwijamy się w drogę do PL. Podsumowując – bardzo udany wyjazd. Zrealizowaliśmy ¾ planu + dodatek w postaci Galerii Lagazuoi, trafiliśmy na i tak niezłą pogodę (mimo, że w nocy były przymrozki) i chapnęliśmy sporo dobrej dolomitowej wspinaczki (via ferratami).

_________________
"Głos wciąż mnie pogania: Ustaw - unieś - oprzyj - hop... Ruszaj się. Spójrz, ile przeszedłeś! Byle tak dalej. Idź, nie medytuj."


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N sie 24, 2014 10:52 am 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn sty 24, 2011 7:54 pm
Posty: 2482
Musisz mnie wkurzać od rana :P

_________________
Obrazek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N sie 24, 2014 11:10 am 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lip 12, 2011 8:15 am
Posty: 386
Lokalizacja: Włocławek
Muszem! Ale to z czystej i ogromnej sympatii ;)

_________________
"Głos wciąż mnie pogania: Ustaw - unieś - oprzyj - hop... Ruszaj się. Spójrz, ile przeszedłeś! Byle tak dalej. Idź, nie medytuj."


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N sie 24, 2014 11:22 am 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn sty 24, 2011 7:54 pm
Posty: 2482
:oops:

_________________
Obrazek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 4 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot] i 5 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL