W Alpach to już dawno nie byłem ostatnim razem 4 lata temu właśnie na Matterhornie. Potem ciągle tylko tatry o ile był czas. Tak więc w tym roku podczas któregoś z wyjazdów w tatry pojawił się w mojej ekipie pomysł pojechania w Alpy. Miała być Monte Rosa ale że moja ekipa nie weszła a Matta rok wcześniej od włoskiej strony to rzuciłem hasło : to co może by na Matta poszedł skoro nie byliście a potem na Monte Rosę. Jako że 2 razy pytać nie trzeba było tak więc plan powstał. Każdy z nas mógł dopiero we wrześniu więc pozostawało obserwować pogodę. Ostatecznie 24.092015 ustalamy wyjazd bo pogoda ma być super.
Spotykamy się w Katowicach i w 3 osobowym składzie ja Sabina i Marcin jedziemy najpierw do sklepu by nakupić jedzenia i ruszamy w podróż do Szwajcarii przez Niemcy i Austrię. Jako że wiemy że późno dojedziemy rezerwujemy nocleg w szwajcarskiej Randzie. Ostatecznie po 17 h jazdy autem dojeżdżamy do Randy bo objazd był w Szwajcarii. Rano jemy śniadanie i po przepakowaniu jedziemy do Tasch . parkujemy w miejscu w którym właściciel parkingu oferuje podwożenie busem do Zermatt - wychodzi trochę taniej niż w Matterhorn Terminal i pociąg. Jadąc busem do Zermatt wyłania nam się Matt tym razem jest cały w śniegu a nie tak jak to 4 lata temu było, to już wiedziałem że łatwo nie będzie.
Po dojechaniu do Zermatt idziemy do kasy biletowej i kolejką wyjeżdżamy na Schwarzsee ( 2583 m npm). Tam chwila przerwy i ruszamy mozolnym podejście do Hornlihutte ( 3260 m npm ). Tym razem jest totalnie inaczej niż jak byłem 4 lata temu od połowy drogi już się idzie po śniegu. W końcu po jakimś czasie docieramy do schroniska. Wiedzieliśmy że jest zamknięte więc szukamy winterroomu. Jak się okazuje jest ale trzeba wyjść do niego po pionowej drabinie i nie za bardzo można się przecisnąć tam z plecakiem więc musimy sobie toboły podawać. W środku super warunki i przede wszystkim ciepło
oprócz nas jest jeszcze 2 Niemców i 2 Amerykanów. Po zajęciu miejsc idziemy po śnieg topimy go na wodę i jemy obiad. Gdy się zrobiło ciemno na grani hornli pojawiły się światła. Okazało się że grań hornli jest oświetlona lampami upamiętniające wejście pierwszych zdobywców - niestety zdjęcie tego nie oddaje co można było zobaczyć - jak bym miał statyw do aparatu to by super wyszło a niestety na zwykłej migawce nie można drgnąć ręką, szkoda bo widowisko było niezłe.
Kolejnego dnia wstajemy o 4 jemy śniadanie i czekamy aż obydwa zespoły ruszą do góry by nam drogę przetarli. W końcu po 6 ruszamy za nimi. Idziemy bez aklimatyzacji więc liczymy się z tym że będziemy spać w Solvayu. Drogi w stronę Solvaya opisywać nie będę, strasznie zawikłana topograficznie jest. Śnieg z rana był twardy jak beton więc z początku szło się nieźle. Jednak gdy tylko słońce zaczęło operować to zamieniał się w mokra breję, im wyżej tym gorzej. Po drodze okazuje się że Amerykanie pomylili drogę i władowali się w duże trudności. Wycofują się do Hornlihutte i mówią że jutro spróbują. My idziemy dalej i niedaleko Solvaya spotykamy 2 Niemców którzy byli na szczycie i schodzą już w dół!! Myślę sobie ja pier**** niezłe roboty no ale jak tu przyjeżdżają co roku to też super drogę znają. Ja sprzed 4 lat coś tam pamiętam ale nieraz się zastanawiać musiałem a poza tym wtedy lato było. Po 9 h docieramy do Solvaya po pokonaniu dolnej płyty Mosleya. Schron Solvay ( 4003 m npm) czyli mało miejsca zimno i wszędzie niesamowity syf i smród z czegoś co można nazwać że przypomina toaletę czyli miejsce noclegu tego dnia. Po 4 latach nic się tu nie zmieniło. Tzn. zmieniło jest więcej śmieci. Topimy śnieg na wodę jemy obiad i idziemy spać. Wstajemy o 5 i topimy śnieg na wodę na dalszą część drogi. Czeka nas tylko 470 m ale najbardziej niebezpiecznego podejścia. Poprzedniego dnia mi buty zamokły więc zrobił mi się problem bo je odmrozić musiałem nad palnikiem. Bierzemy tylko najpotrzebniejsze rzeczy, wiążemy się liną i po 7 wbijamy się w górną płytę Mosleya i idziemy dalej. Ten odcinek drogi już dobrze pamiętam więc nie trzeba będzie szukać drogi w górę. Znowu jak pojawia się pełne słońce to śnieg robi się brejowaty i aż tak super się nie idzie. Obchodzimy czerwoną skałę i kierujemy się polami śnieżnymi pod ostatnie grube poręczówki i nimi pniemy się do góry. W międzyczasie dogania nas francuski przewodnik z 2 klientów. Po wyjściu z poręczówek śnieżnym polem 27.09.2015 o 11.30 docieramy na szczyt Matterhornu. Pogoda super chociaż wieje słaby ale lodowaty wiatr. Już 2 raz jestem na szczycie. Po dłuższej chwili na szczycie zaczynamy zejście za Francuzami. Trochę nas blokują więc nieraz czekać musimy. Odcinek poręczówek zjeżdżamy i potem z liną idziemy dalej. Po drodze spotykamy amerykanów ze schroniska którzy idą na szczyt. My idziemy w stronę Solvaya. Znaczną część drogi schodzimy dopiero niedaleko Solvaya zaczynamy zjazdy. Niestety ze względu na warunki w Solvayu jesteśmy trochę późno bo po 16 nie chcąc schodzić części drogi po ciemku decydujemy się na 2 nocleg w Solvayu.
Więc znowu topimy śnieg i jemy obiad. Zaczyna się robić coraz ciemniej. Nagle do schronu wpada 3 Austriaków którzy wchodzili od włoskiej strony robią chwilę przerwy i mówią że ruszają w dół granią hornli, kurde mi by się nie chciało zważywszy że za chwilę będzie noc. Oni jednak poszli. My wypatrujemy jeszcze Amerykanów którzy w końcu po 21 docierają do Solvaya. Na szczęście jakoś się tam wszyscy mieścimy. Kolejnego dnia wstajemy o 6 jemy śniadanie ja muszę znowu buty odmrozić i za Amerykanami ruszamy w dół. Nie śpieszy nam się za bardzo mamy tylko zejść spokojnie do schronu. Ze Solvaya wykonujemy 3 zjazdy potem w dół idziemy związani liną wykonując między czasie może jeszcze ze 2 zjazdy aż docieramy pod ostatnie poręczówki pod schronem na których zjeżdżamy. Bierzemy po drodze śnieg na wodę i docieramy do schronu. Tym razem nocleg w cieple
Okazuje się że winterroom jest pusty. Jednak po jakimś czasie dociera do schronu 2 Niemców mówiąc że idą na Matta na północną ścianę na drogę Schmidtów. Myślę sobie : kurde teraz? W szczególności że jak zeszliśmy to pogoda zaczęła się psuć. Nad Matta nadciągają ciemne chmury. W nocy udaje nam się jeszcze na chwilę zobaczyć oświetloną grań po czym mgła zakrywa wszystko. Następnego dnia o poranku okazuje się że w nocy posypało śniegiem. Jemy śniadanie pakujemy plecaki i zaczynamy zejście w dół. Tego dnia śmigło ciągle lata i coś ściąga z grani. Jak potem widzieliśmy to te skrzynki ze światłem, super że udało się zobaczyć oświetlonego Matterhorna. My natomiast z plecakami idziemy w dół, tym razem zakładamy raki na zejście by się nie zabić na koniec. W końcu po jakimś czasie docieramy do Schwarzsee ( 2583 m npm) i zjeżdżamy kolejką na dół. W Zermatt szukamy sklepu jak się okazuje większość jest zamknięta bo szwajcarzy robią przerwę od 12.30-14 ale w końcu jakiś znajdujemy. Dzwonimy po busa by po nas przyjechali i jedziemy do Tasch. Po dojechaniu do Tasch bierzemy auto i jedziemy gdzieś na nocleg który znajdujemy w miejscowości Morel - mieliśmy iść jeszcze na Monte Rosę ale napłynęła informacja że pogoda ma być niepewna, a że kumpel musi wracać do roboty to postanawiamy wracać następnego dnia. Wieczorem siedzimy chwilę przy piwie by oblać sukces i następnego dnia po śniadaniu wracamy do Polski z tą różnica że tym razem nie musimy jechać objazdem tylko ładujemy auto na platformę kolejową. Przez Austrię i Niemcy wracamy do Polski. Rozstajemy się w Katowicach gdzie każdy jeszcze musi dojechać w swoją stronę. Już 2 raz stanąłem na szczycie Matterhornu, 2 raz w super pogodzie i towarzystwie ale pierwszy raz byłem tam w zimowych warunkach.
Dzięki Wam za super wyjazd.
Zdjęcia z wyjazdu ( mało z moim udziałem bo prowadziłem całą drogę ) :
https://picasaweb.google.com/1162433625 ... 2529092015