To był niezły rok, choć jak wiadomo zawsze jest mało...
Koniec lutego, krótkie ferie w Zakopanym. Nie ma zbytnio pogody, lekka odwilż, idziemy więc na krótki spacer do MO i dalej nad Czarny Staw. Pod schroniskiem jeszcze słonecznie, potem mgła i paskudnie.

Długa przerwa i dopiero w maju ruszamy na szlaki. Majówkowe wędrówki po Karkonoszach. Choć może nazywać to wędrówkami jest przesadą, właściwie jeden dzień, z 4 dni pobytu w Szklarskiej.
Więcej tu -
viewtopic.php?f=11&t=17437
Końcówka maja - coroczny auto-przegląd techniczny, czyli 60+wiek na Kasprowy. Zaliczony. Zdjęć brak.
Początek czerwca - jak co roku sezon letni otwieram wyskokiem na Kościelec. Pogoda kompletnie do bani, ale tradycja jest tradycja. Tym razem wchodzę metodą na ślimaka. Od Murowańca na szczyt - 7h

Cała wycieczka 12h.
Ale co się powałkoniłem to moje.

Dwa dni później odwiedziny na Jakubinie, przy pięknej pogodzie. Na szlaku przez Jarząbczy (właściwie obok) dosyć ruchliwie, na samym szczycie pusto, na Jakubinie to samo. Godzinka leżingu i mieniawdupiewszystkiego.

Połowa czerwca - Gładki Wierch.


Końcówka czerwca - w końcu zrobiłem to, czego nie robię nigdy. Czyli 3 dni po Tatrach od schroniska do schroniska. Mam blisko to mi się albo nie opłaca albo nie chce. Wstępnie miałem plan przejść z Chochołowskiej do Roztoki, ale prognozy niezbyt, więc zawężam obszar. Start w Murowańcu, przejście Zawratem do 5S (w deszczu), następnego dnia znowu Zawrat i zejście Kulczyńskim. Iks razy już tam byłem, ale Kulczyńskiego wizytowałem po raz pierwszy. Mgła i mżawka, pustka i cisza kompletna. To lubie.

W pierwszej dekadzie lipca ruszam na ostatni szlak, który został mi na liście nieodfajkowanych.
Smokowiec-Zbójecka-Rohatka-Mała Wysoka. No to w Wysokich szlakowo byłem już wszędzie,
w Zachodnich jakieś 60%.


Pozaszlakowo już gdzieś tam byłem ale sporo jeszcze zostało, trzeba więc rozejrzeć się za nowymi drogami, a plany są bogate. Tydzień po Rohatce kolega comb, czyli Michał proponuje Ganek, no to tylko głupi by nie poszedł

. Wcześniej o Ganku nawet nie myślałem, no może, że "kiedyś tam, niewiadomokiedy". Sam bym raczej tam nie poszedł, także dzięki Michał za iskrę. Lufa znad przełęczy obezwładniająca.
fot.combDnia pierwszego sierpnia z kolegą Marcinem (xyz) podejmujemy wyzwanie na Baranie Rogi i po wejściu w stylu lajtowym i nieskomplikowanym delektujemy się widokami.


Tydzień później prowadzę zespół dwójkowy

na Jaworowy. Odludzie kompletne, trochę wspinaczki po pięknych ścianach na żlebem i długie szczytowanie. Dla mnie bomba.




Pogoda utrzymuje się nadal więc trzeba kuć żelazo. Kolejny weekend jednak z dzieciakami, konkretnie z synami. Mały idzie po raz pierwszy w Tatry i nie ma zmiłuj - kierunek dolina Kacza.
Nie wiem czy dojdzie i wróci, ale próbujemy.

23 km zrobił na własnych nogach. Nieliczni przechodnie biją brawo, stary nie dając po sobie poznać puszy się jak paw.
Do dziś kozaczy, że góry to bułka z masłem i wspomina wizytę w ... Kaczej Zupie.
Kolejny weekend to 15 sierpnia. Trzeba uciekać jak najdalej od pospolitego ruszenia. Kierujemy się w Zachodnie od południa. Z Żarskiej Chaty przez Banówkę, 3Kopy i Smutną Przełęcz próbujemy dojść do Płaczliwego i wrócić przez Baraniec. Na Smutnej dopada nas jednak mordercza burza, którą przeczekujemy na przełęczy i wracamy.


W planie kolejne nieszlakowane cele. Z planów nie za wiele wypala, bo z kolegą Marcinem typujemy tym razem Mięgusza Wielkiego na ostatni weekend sierpnia. Plan prosty - na przełęcz, po głazach i już. Przygotowanie teoretyczne więcej niż dobre, nijak ma się do realiów. Oczywiście gubimy trasę na głazach i do dziś nie wiem jak na nią wróciliśmy. Są pewne podejrzenia i poszlaki, że cisnęliśmy drogami II i III ale głowy nie dam, a i też mało prawdopodobne mi się to wydaje. Docieramy jednak z powodzeniem i zostawiamy ślad w przezajebistym krankowym termosie.
fot. xyzPowrót drogą oryginalną, tzn schodzimy do Hińczowego i ciśniemy znowu na Chłopka.
Całość akcji 19h, w schronisku padamy na ryj a tu jeszcze asfalt przed nami. I to po ciemku!
Jesienią w Tatrach mnie nie widziano, z powodu innych spraw, którymi się zajmowałem. Wyjątkiem był krótki wypad na Skrajne Solisko z córką w pierwszej dekadzie października. Poszło nam elegancko, ale widoków żadnych.

W listopadzie wyskoczyłem na Turbacz ale zdjęć nie robiłem.
Koniec listopada powrót w Tatry, już na biało. Obeszliśmy Kondracką, bez sensacji, raczej na przywitanie się z zimą. Tam nie ma co fotografować, chyba że selfi.


Ostatni wypad to święta w Ornaku i moje zaległe marzenie - Bystra na zimowo. Nie ma tej zimy za wiele, ale zawsze coś. Pierwszego dnia poszliśmy na zwiady do Siwych Skał (pochmurno), następnego na Bystrą (słonecznie).

Alternatywna wersja wydarzeń tutaj -
viewtopic.php?f=11&t=18169Łącznie w górach 24 dni, pond 400 km z buta i ponad 25km w górę.
***********
W aktywności muzycznej też był nienajgorszy rok. 30 zagranych koncertów, kilka setek obejrzanych, 1 płyta nagrana (jest w fazie produkcji) i występ w 1 teledysku
https://www.youtube.com/watch?v=hAq6FdoFLBYJak na to wszystko znaleźć czas w 2016. Trzeba i niematotamto!