Łażenie po Zachodnich Tatrach na Słowacji - takie plany miałam na to lato. Ale... . W lipcu nie bardzo miałam odwagę przekraczać granicę szlakami, choć pewnie i tak nic by się nie stało. Włóczyłam się graniami i strażników nie widziałam, tak samo jak na Łysej ani razu nikt nie zatrzymał ani Stramy, ani też żadnej kontroli podczas pieszego przejścia. Trzeba było ryzykować te Otargańce, które wciąż są na liście do zrobienia.
Lipcowe włóczęgi opiszę później, kiedyś tam, teraz krótki wypad sierpniowy.
W sierpniu czekałam na okno pogodowe. Pojawiło się, zbyt krótkie jednak, aby zrobić wszystko, co chciałam. Dlatego zdecydowałam, że tym razem celem głównym będzie Siwy Wierch oraz dojście do miejsca, które w opisach jawiło mi się jako "Vyšné Hutianske Sedlo", czyli tam, gdzie ma początek bądź koniec główna grań Tatr Zachodnich. Wyszło z tego małe zamieszanie, ale po kolei.
Za bazę obrałam sobie Zverovke, rezerwację tym razem zrobiłam, na dwa dni przed wyjazdem. Ruszam w nocy 7 sierpnia. Tego dnia już ma być pogoda i jest. Tego dnia tylko przedostać się do Zverovki. Tak więc Chochołowska, dalej Grześ i dalej na Przełęcz pod Osobitą. Idę tam pierwszy raz, więc też chciałam to miejsce odwiedzić. I dalej na dół do Zverovki. Sam szlak trochę mnie wynudził, może to wina zmęczenia po nocy w busie, a może po prostu pchało mnie już wyżej... . W schronisku niby tylko miejsce na jedną noc, choć miałam mieć na dwie, ale chyba mój błagalny wzrok dał mi dwie, a jak się dalej okazało i trzy, tylko, że pokój zmieniałam. Ale dobrze, bo nie musiałam nosić wszystkiego ze sobą. Niepotrzebnie brałam śpiwór, pościel założona
https://goo.gl/photos/YajiB91MEeQ29pe5A08.08. Trasa: Zverovka - Banikova Przełęcz - Salatyn-Brestova - Siwy Wierch i na dół (z przygodami

) Wiem, że radziliście iść w odwrotmym kierunku, ale... Pierwszy autobus do Zuberca 7:50. Potem dojście/dojazd, czyli wyliczyłam, że jako dobrze pójdzie to około 9 dopiero wyruszę. Nie znałam tamtych terenów, więc nie chciałam tracić czasu i energii na kombinowanie. Zresztą ten cały urok spania w schronie, to, że mogę być na szlaku już rano. Ruszam gdzieś w okolicach 5:20. Około 8:30 jestem już na Banikowej Przełęczy. Pogoda cudna, cieplutko, słoneczeko, a na szlaku pustki. Na przełęczy oprócz mnie trzy osoby, szły chyba w przeciwną stronę.
Pierwszych turystów mijam dopiero za Spaloną. Ta grań zapiera dech w piersiach, jak się widzi ile do przejścia tej niesamowotej trasy. Trzy lata temu szłam tylko do Brestowej, teraz ruszam dalej. Czas dobry, nie pamiętam byłam coś w okolicach 12-12:30.
I ruszam w stronę Siwego, czyli w końcu nowym szlakiem dla mnie. Bardzo podoba mi się ten szlak, szło się bardzo przyjemnie, poza tym cieplutko było, uwielbiam ciepło, serio lepiej mi się idzie w taką pogodę. Siwy Wierch piękny, tam dłużej odpoczywam. I wiem, że chcę spróbować też innych szlaków, zejść w stronę np Chaty pod Naruzim, ale to już w przyszłości. Tym razem schodzę tak jak planowałam, cały czas szlak czerwony. Wśród tych skał, labirynt skalny, niesamowite. Ależ mi się podobało. Bajka.
I około 16:30 dochodzę do miejsca: "Horáreň pod Bielou Skalou". I tu zaćmienie? Nie wiem, czytałam relacje, jeszcze niedawną relację Krabula, widziałam fotkę. Widzę do Zuberca 1 godzina zielonym, do Hut czerwony 45 min. Co sobie wymyśliłam, że jeszcze muszę iść aby dojść do początku szlaku czerwonego? Przecież byłam w tym miejscu, prawda? Ale byłam pewna, że będzie pisało: "Vyšné Hutianske Sedlo". I tak pisze na mojej mapie. Ruszyłam za szlakowskazem w kierunku Hut, tyle, że nie tam co trzeba. Wylazłam na jakąś szosę, kurde, gdzie jestem? Ale widzę na drzewie zielony znak, czyli jestem na szlaku. Więc idę, ale postanawiam złapać okazję, co udaje się momentalnie. Tylko, że nie dogadałam się z panią, zrozumiałam, że jedzie do Zuberca, ale jednak jechała w przeciwną stronę i byłam znów pod tym "Horáreň pod Bielou Skalou". Ale ok, jest dopiero po 17, do Zuberca niedaleko, więc ruszam z buta. No dobra, czy ten szlak cały czas prowadzi tym ruchliwym asfaltem? Na wszelki wypadek łapię kolejną okazję

I przed 18 jestem w Zubercu przy szlakowskazie na Zverovke. Jest autobus po 19, nie chce mi się czekać, więc idę piechotą, przedtem odwiedzam spożywczy, kupuję kofolę i batony i ruszam.
Na miejscu okazuje się, że przejdę do innego pokoju i że jest miejsce do 10 więc spoko

Wprawdzie droższy pokój, ale jakoś na trasę jaką planowałam na dzień kolejny nie miałam ochoty dźwigać wszystkiego i potem złazić do Chochołowskiej.
https://goo.gl/photos/2gLZ1qCFRPJRKgvM809.08. Trochę później bo przed 6 ruszam na szlak. Pogoda piękna, cicho o tej porze, wszyscy albo już wysoko w górach albo śpią

A tego dnia miały być Rohacze i może dalej jeszcze. Było dalej. A więc Zverovka - Tatliakova - Zabrat - Rakoń - Wołowiec (no dobra, darowałam sobie, zeszłam skrótem na Jamnicką)-Rohacze - Smutna Przełęcz - Trzy Kopy - Banówka - Przełęcz - i dalej już na dół. Na Smutnej miałam chwilę wahania, czy iść dalej, bo już zaczynały na niebie chmury tańczyć, a mnie chmury blokują. Ale niebo błękitne w przewadze, poza tym do wieczora miało być ok, a nie było jeszcze 12. Więc poszłam dalej. Piękny jest ten szlak, nie stresował mnie tak jak Orla, poza tym wiem o ścieżkach no i ok, czasami korzystałam z nich

I nie tylko ja korzystałam. Szło się dobrze, bezstresowo, mogłam spokojnie cieszyć się widokami.
Na rozstaju szlaków chciałam odbić jeszcze nad Stawy, ale tu już coś stanowczo kazało mi złazić na dół. Zresztą zaczynało się porządnie chmurzyć. I rzeczywiście w okolicach Wodospadu Rohackiego usłyszałam pomruk. Nie spanikowałam, bo wiedziałam, że już zaraz asfalt i prosta droga, zresztą niedługa. Pomruk się nie powtórzył, ale zaczęło kropić. Przed większym deszczem zdążyłam do schroniska.
https://goo.gl/photos/3JqUrJHP7krpu2VP6Gdyby była pogoda połaziłabym jeszcze, ale wiedziałam, że od środy pogoda się sypnie. Tak więc na środę miałam już rezerwację na busa, ale trzeba wrócić. Przez Dolinę Łataną i Grzesia blisko, ale... No właśnie, a jak będzie burza? Zapowiadali. Miałam opcję okrężną, czytałam chyba na forum, jeszcze w schronie jeden turysta o niej mówił. Czyli autobusem ze Zverovki do Trsteny, dalej do Suchej Hory, a potem spacerkiem do Chochołowa, a tam już nie problem. Trochę jednak skomplikowane.
Na początek, około 6, jako, że nie pada ruszam na piechotę przez góry. Po 10 minutach zaczyna padać, nachodzi mgła i to taka, że nie widzę drzew po bokach. To jeszcze nic, ale mam strach, że zacznie grzmieć. Wracam do schroniska, jem śniadanie i wg rozkładu o 8:35 ma być autobus do Trsteny. Był, tyle, że tylko do Zuberca. Nie, za dużo kombinowania. Przestało padać, nawet słońce próbowało wyjść, więc ruszam górami. Na Grzesia docieram po niecałych dwóch godzinach. Zaczynam schodzić, zaczyna lać. W schronisku jestem totalnie mokra, a mam wracać. Mam ochotę zostać, nie ruszać się w ten deszcz, no, ale jak dam znać mamie i jak na busy, jak tam brak zasięgu? Kupuję jeszcze tę kolorową pelerynę, aby lepiej chronić się od deszczu i złażę. Ludzi jak na taką koszmarną pogodę sporo. Na szczęście ciuchcia jedzie

Na szczęście rzeczy w plecaku były suche więc mogłam się przebrać

Bardzo udany wyjazd, marzenie o Siwym Wierchu spełnione

Jeszcze te Otargańce

No i parę innych, co jeszcze nie było mi dane odwiedzić.