Korzystając, że żona miała wczoraj wolne w pracy, a ja siedzę na bezrobociu, pojechaliśmy we wtorek wieczorem w Niżne Tatry. Po drzemce w aucie, punkt szósta, ruszamy na trasę. Zgodnie z czasem meldujemy się na Siodle Sinej i z pewnym poślizgiem na Borze (1888 npm). Widok w stronę Dziumbira nie napawa nas optymizmem. Nie jest to przysłowiowy rzut beretem.


Widoczność taka sobie, w dolinach morze chmur, temperatura powietrza szybko rośnie. Idziemy dalej boczną granią przez Zakluky. Na szczycie Polany napotykamy pierwszych turystów. Jak na środek tygodnia frekwencja dość duża (oczywiście, to nie to, co w Tatrach).


Wkraczamy na główny grzbiet, którym zmierzamy w kierunku Chopoka. Nie przepadałem za tym odcinkiem wcześniej, jednak jestem tu pierwszy raz w bezśnieżnej aurze, a okolica sprawia jeszcze gorsze wrażenie. Mijamy zdewastowaną budę, nieczynne wyciągi, dwie porzucone koparki i kilkuset emerytów z wysuniętymi kijkami aż po brodę, kroczącymi, aby zdobyć ten magiczny dwutysięcznik - Deresze. Wprost z kolejki. Uważamy ich i tak za eksploratorów, bo większość kolejkowiczów wchodzi tylko na główny wierzchołek Chopoka, który w całości oblepiony jest ludźmi. Już teraz wiem, dlaczego nigdy na nim nie byłem. My zachodzimy do Kamiennej Chaty, gdzie pochłaniamy dwa zestawy obiadowe. Polecam gulasz - mniam.



W międzyczasie zdążyło się nieco zachmurzyć, ale wietrzyk zrobił swoje i po chwili się rozwiało. Odcinek Chopok - Demianowska Przełęcz poszedł nam sprawnie, robimy więc sobie krótką przerwę. Na stokach przebijają się pierwsze barwy jesieni.



Ostatnie podejście na Dziumbir trochę się ciągnie, ale w końcu na nim stajemy. Na szczycie wymieniamy kilka topograficznych uwag ze spotkaną parą Polaków, zresztą naszych sąsiadów ze Śląska (pozdrawiamy).



Schodzimy przez Krupovą Holę.




Odcinek ten jest bardzo malowniczy do momentu, w którym zaczyna się kosówka. Etap kosówki trwa jakieś półtora godziny i kończy się na Przełeczy Javorie. Powrót na parking trochę się przeciąga, ale w końcu, po dwunastu godzinach, meldujemy się przy aucie. Przy drodze mijamy policję wypisującą mandat (w Demianowskiej Dolinie obowiązuje strefa 50 km/h - uważajcie).
Z kręgu statystyk: zrobiliśmy 2000 metrów różnicy wzniesień, przeszliśmy około 30 kilometrów. Ominęliśmy wierzchołki Dereszy i Chopoka oraz liczne pipanty w stronę Dziumbira, nie był to więc styl iście alpejski

. Po drodze jedliśmy, pokonaliśmy smak na browar w schronisku (to na plus w kwestii stylu), wypiliśmy po 3 litry wody na głowę (wypiłbym więcej, pewnie i pięć, ale mój kręgosłup mógłby tego nie unieść).
A dzisiaj? Żona do pracy, ja do pośredniaka...