Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest N cze 16, 2024 7:06 am

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 19 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: N paź 23, 2016 4:14 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 31, 2005 7:05 am
Posty: 1609
Lokalizacja: Brzozówka k. Krakowa
Sądziłem, że nowosądeckie PTT limit fantazji odnośnie ustalania godzin wyjazdu wyczerpało w listopadzie ubiegłego roku określając zbiórkę przed wyruszeniem do Budapesztu na 1:30 w nocy. Niestety. Wyjazd w Gorgany zaplanowano na 3 w nocy z Nowego Sącza. Ambitnie – zwłaszcza dla naszej 4-osobowej minigrupki krakowskiej (czy jak kto woli nowotarskiej od pamiętnej wyprawy PTT w 2015r.) :). Na kilka dni przed rozpoczęciem wycieczki godzina została ostatecznie zmieniona z 3 na 2, co przynajmniej definitywnie dało mi odpowiedź na pytanie czy warto się położyć choć na chwilę przed wyjazdem. Nie warto.
Jednak sama godzina wyjazdu to jednak pikuś w porównaniu z innymi sytuacjami, które kłębily się nad moją głową w ostatnim czasie. Problemy zdrowotne mojego ojca oraz operacja usunięcia żylaków, którą miałem przejść w krakowskim szpitalu bezpośrednio po powrocie z Ukrainy. Wszystko to powodowało, że do końca wahałem się czy w ogóle jechać na tę wycieczkę. Z drugiej jednak strony pojawiała się szansa na konkretne odstresowanie się w doborowym towarzystwie. Ostatecznie zatem decyduję się jednak pojechać. Aby nie było za dobrze w dniu wyjazdu otrzymuję korespondencję od Inspekcji Transportu Drogowego. „Miła” pamiątka z sierpniowego wyjazdu nad morze. No lepiej być nie mogło.
Dopakowuję resztę rzeczy, na zewnątrz leje jak z cebra. Przeciętny zjadacz chleba tego nigdy nie zrozumie, ale turystyczna brać wie o co chodzi. Zew natury wzywa. Obserwowałem na bieżąco wszystkie dostępne portale pogodowe i piątek w okolicach Osmołdy ma być piękny. Nie łatwo w to teraz wierzyć ale tak ma być. Poza tym skoro u nas deszcz, to w górach analogicznie może być śnieg, a to już nie jest taka najgorsza opcja.
Ania z Żywca dociera do mnie tradycyjnie z pewnymi przygodami. Przerzucamy rzeczy do samochodu Mariusza i kilkanaście minut po 23 jesteśmy w drodze do Krakowa, gdzie zdejmujemy Elę. Po zatankowaniu samochodu okazało się, że zostało nam 2 godziny na dojazd do Nowego Sącza. Damy radę. Ele wyciąga 3 leżajski chmielowe, aby uczcić jej ostatnie okrągłe urodziny. Całkiem smaczne piwo. Droga mija spokojnie. Dochodzę do wniosku, że nocne wyjazdy z Sącza wcale takie złe nie są. Nie trzeba się zwalniać z pracy, a drogi puste. Na Morawskiego jesteśmy tuż po 1:30. Zgodnie z umową zostawiamy samochód u Grażynki. O 1:45 jesteśmy wszyscy w gotowości bojowej. Pojawiają się kolejne znajome twarze. Mam coraz większy sentyment do tych ludzi. Większość znam już z poprzednich wyjazdów, ale jest też kilka nowych (przynajmniej dla mnie) postaci.
Jest zimno i wilgotno. Czekamy na autokar z coraz większą niecierpliwością. Mariusz pojawia się tuż przed 2. Sprawnie pakujemy bagaże i zajmujemy miejsca. Oczywiście mało kto myśli o spaniu. Zaczyna się zabawa. Znam już dobrze tę grupę i wiem, że mineralnej (na szczęście) pić nie będziemy. Proces rozgrzewania się postępuje błyskawicznie. Ruch wśród ludzi jak na bazarze, wędrują, zmieniają miejsca, dosiadają się. Cały czas coś się dzieje. Sielankę przerywa granica. Tu tradycyjnie 2 godziny z życiorysu, ale bywało gorzej. Koło 10-tej jesteśmy we Lwowie.

Obrazek

Obrazek

Miasto to mam w pamięci na świeżo, bo byłam tu ostatnio w kwietniu br. z krakowskim PTTK, ale po kilku godzinach w autokarze poruszam się po nim dość niepewnym krokiem. Dobrze, że Mariusz lepiej zniósł „trudy podróży”. Idziemy do znanej z kwietnia świetnej knajpy „Mięso i Sprawiedliwość”, której wizytówką jest kat, klatka dla niesfornych gości a rachunek jest przybijany do stołu toporem przez atrakcyjne ukraińskie kelnerki. Generalnie bardzo oryginalnie. Zamawiamy jakieś pikantne danie i rzecz jasna piwo.

Obrazek

Obrazek

O odpowiedniej godzinie wychodzimy i zmierzamy w stronę autokaru.

Obrazek

Przy autobusie jak spod ziemi wyrasta kobieta sprzedająca chałwę i cukierki – ukraińskie specjały. Okazało się, że jeden z uczestników gdzieś przepadł. Nie będę pisał kto to był, dodam tylko, że tym mianem określa się jednego z członków rodziny. Czekamy, ale w zasadzie nie ma jakiejś nerwowej atmosfery. Grażynka podaje mi jakiegoś drinka. Mocny – znowu wchodzę w inny wymiar. Zguba w końcu się znalazła, a właściwie to została odnaleziona. Wyjeżdżamy ze Lwowa. Dalsza droga zupełnie mi się zlała w jakąś bezkształtną bryłę. Coś jedliśmy, więcej piliśmy i bardzo dużo rozmawialiśmy na poważne tematy – jak to po alkoholu. Autokar się zatrzymuje. Koniec jazdy. Hmm. Cały czas leje. Przesiadamy się do podstawionych busów. Trafiam do takiego małego z Grażynką, Bożenką i Wojtkiem. Kierowca swój chłop. Zatrzymał się przy pierwszym dostępnym „magazynie”. Biorę jakieś duże piwo i Siódme Niebo – znane mi z ostatniego wrześniowego wyjazdu na Ukrainę z krakowskim PTTK. Jedziemy dalej, prószy śnieg. Po kilku minutach kierowca nas pyta czy chcemy iść do kolejnego „magazinu”. No tu chyba trochę przecenił nasze możliwości. Jeszcze kilka minut jazdy i jesteśmy w naszej bazie noclegowej. Razem z Grażyną, Marzeną, Ulą, Arturem i Mariuszem trafiamy do odrębnego domku. Warunki super. Przestrzeń, fajny wystrój, kominek, dwie łazienki, cieplutko. Jednym słowem rewelacja. Ukłony dla organizatorów po raz pierwszy i zapewniam nie ostatni.
Przebieramy się i idziemy do miejscowej restauracji. Bierzemy coś do jedzenia i wracamy do domku. Zasiadamy w salonie. Na tapecie Siódme Niebo, ale prawdziwy wróg dopiero czaił się gdzieś pod stołem. A była nim paprykówka z miodem. Po wypiciu szklaneczki tego cuda odniechciało mi się wszystkiego. Z drugiej strony może to i dobrze, bo na pierwszy dzień górski była planowana Sywula, więc trzeba było choć trochę się wyspać. Mamy być w gotowości bojowej o 7:45 czasu ukraińskiego.
Wstaję odpowiednio wcześnie, biorę prysznic i wcinam solidną polską konserwę. O umówionej godzinie razem z moim towarzyszami jestem na zewnątrz. Gruzawik (ciężarówka do przewożenia również ludzi) już czeka. Pakujemy się na pakę. Ostatecznie wchodzą 32 osoby. Szkoda, że Aldona nie zdołała wsiąść, bo z jej formą to wbiegłaby na Sywulę. Co poradzić. Silnik zagrzechotał przeraźliwie, poczuliśmy w nozdrzach sporą dawkę spalin. Jest klimacik, czyż nie po to tu właśnie przyjechaliśmy ?

Obrazek

Przejazd gruzawikiem jest atrakcją samą w sobie. Dodatkowo siedząc na ławeczkach można podziwiać widoki.

Obrazek

Po ok. godzinie docieramy na miejsce. Główny przewodnik ukraiński o imieniu Wiktor w kilku słowach wyjaśnia nam co i jak. Dzisiaj będzie nas prowadził jego współpracownik Wasyl. Na górę mamy jakieś 3 godziny, natomiast zejście (początkowo granią) oszacowano na jakieś 6 godzin co daje całkiem niezły górski tour. Zaręczył nam, że wyżej pogoda będzie dopisywać i nie pomylił się, choć musieliśmy być bardzo cierpliwi.

Obrazek

Mróz i ostre podejście to dobre antidotum na kaca, więc zaczynamy żwawo. Najpierw po śliskich fragmentach drzew przekraczamy potok, a potem w górę serca. Idzie się w sumie nieźle. Grupa wyselekcjonowała się sama. Nie ma tu żadnej przypadkowej osoby. Każdy wie co ma robić i ma do tego odpowiednie argumenty. Po pierwszym ostrym podejściu zamajaczył jakiś promień słońca, co zaowocowało całkiem ładną fotografią.

Obrazek

Wyżej jest coraz zimniej i coraz więcej śniegu. Warunki, czego można się było spodziewać stricte zimowe. Ale za to widoki… Bajkowe.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Sprawnie docieramy na szczyt Małej Sywuli (1815 m n.p.m.). Praktycznie żadnych poślizgów, 32-osobowa grupa „zamyka się” raptem w kilku minutach. Widoki stąd są bardzo rozległe. Widać m.in. pasmo Czarnohory z Howerlą na czele. Na szczycie znajduje się pozostałości betonowej wieży geodezyjnej – dzisiaj mocno oszronionej.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po dłuższej przerwie schodzimy na przełęcz miedzy Sywulami, by następnie podejść na Wielką Sywulę (1 836 m n.p.m.).

Obrazek

Nie jest to ani trudne ani męczące bo szczyt jest na wyciągniecie ręki. Trzeba jednak uważać na jedno – mianowicie na nawiany śnieg, który szczelnie wypełnia przestrzenie między wielkimi kamieniami. Sam kilka razy wpadłem praktycznie po pas w śnieżne pułapki.
Na Wielkiej Sywuli jest bardzo zimno, wieje mocny przenikliwy wiatr.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tutaj przerwa dużo krótsza, ale nie było po czym odpoczywać. Schodzimy w dół granią. Śniegu wciąż dużo. Dupozjazdy mile widziane.

Obrazek

Tak na marginesie – powyższa fotka zdobi obecnie tło mojego profilu na FB ;).
Schodząc dostrzegamy, że w przeciwnym kierunku zmierza spora grupka ludzi. Jak się okazuje są to Polacy (jakże by inaczej), którzy przyjechali tu na wycieczkę organizowaną przez PTTK Rzeszów, a prowadzi ich legendarny przewodnik po ukraińskich górach, powszechnie znany Sasha. Sam nigdy nie miałem okazji go osobiście poznać, ale wiele o nim słyszałem i gdy przechodziliśmy obok siebie złapaliśmy kontakt wzrokowy i uścisnęliśmy sobie dłonie. Daje się wyczuć, że to świetny facet, który naprawdę lubi to co robi. Widać, że też mają mocną grupę. Wartko zmierzają do góry. A my robimy swoje. Po drodze można zaobserwować fragmenty okopów z czasów I wojny światowej.

Obrazek

Po jakiejś godzinie licząc od Wielkiej Sywuli robimy dłuższą przerwę. Z przerażeniem stwierdzam, że zostało mi tylko kilka łyków piwa. Już prawie (o zgrozo) odkręcałem mineralną kiedy Marzenka wyciągnęła ze swojego plecaka puszkę żywca i po prostu ot tak mi go podarowała. I jak tu jej nie lubić…

Obrazek

Powyższe zdjęcie to był ostatni rozległy widok. Dalsza część szlaku przebiegała przez las. Śniegu było coraz mniej i mniej, aż wreszcie znikł zupełnie a jego miejsce zastąpiło błoto. Bardzo dłużył się ten ostatni odcinek, zwłaszcza, że wszystko co ciekawe było już poza nami.
Wreszcie prawie godzinę przed czasem dochodzimy w umówione miejsce. Z tego zdjęcia zrobionego z dołu trudno wywnioskować, że na górze panuje regularna zima.

Obrazek

Okazało się, że Wasyl miał na dole jeszcze jednego asa w rękawie. Otóż ku naszemu zaskoczeniu zniknął na chwilę w zaroślach, by po chwili pojawić się z takim oto prowiantem.

Obrazek

Dzień był rewelacyjny, ale to już była taka wisienka na torcie i to nasączona dobrym ponczem. Oczy nam się zaświeciły jak latarki. Nawet ci co nie przepadają za piwem tym razem nie mieli wątpliwości. Tuż po 18 czasu miejscowego pojawił się gruzawik, który zawiózł nas z powrotem do Osmołdy.
Gorący prysznic, następnie rosół z plackami ziemniaczanymi i byłem jak nowo narodzony, gotowy na kolejne wyzwania. A tym była wieczorna impreza. Poza miejscowymi wpadł Janusz z Ania, Elą i Bożenką oraz druga Bożenka z Jackiem. Wyszła z tego bardzo miła posiadówka z tańcami i prezentacją swoich gustów muzycznych. Zabawiliśmy do późnej nocy. Nazajutrz wyjeżdżaliśmy później, więc można było sobie na to pozwolić.

Leżę sobie na wyrku, dochodzi 8:30, plaża totalna i nagle Marzenka rzuciła przez próg „Nie jedziesz dzisiaj ? ”No jak nie jadę. O k… ja cały czas patrzę na czas polski.” Zeskoczyłem jak oparzony. Jak chcę to potrafię. W 20 minut byłem wykąpany, ubrany i prawie najedzony.
Wyjazd o godz. 10 czasu miejscowego.Ponownie pakujemy się na gruzawika. Z wczorajszej 32 zostało już tylko 23 osoby. Chyba impreza u sąsiadów była jeszcze lepsza bo my jesteśmy w komplecie.
W nocy mocno padało i wydawało się, że z górami może być dzisiaj licho, ale z nastaniem dnia jak ręką odjął. Jedziemy gruzawikiem znów niemal godzinę, robiąc po drodze zdjęcia. W międzyczasie polewam wódeczkę. Jest przy tym sporo śmiechu, bo nie jest to proste zadanie w tych okolicznościach przyrody :).

Obrazek

Docieramy na miejsce, gdzie stoi już kolejna ciężarówka – jak się okazuje naszych wczorajszych znajomych z rzeszowskiego PTTK.

Obrazek

Dzisiejszy szlak ma być krótki i treściwy i taki rzeczywiście jest. Mniej więcej w połowie ma się znajdować jakieś jezioro. Owe szumnie nazywane jezioro to takie oczko wodne, przypominające nieco Mokry Stawek znajdujący się w drodze Krowiarek do Markowych Szczawin.

Obrazek

Obrazek

A to dla porównania nasz rodzimy beskidzki Mokry Stawek. Czyż nie podobny ?

Obrazek

Powyżej „jeziora” szlak robi się stromy, czego zapewne to zdjęcie do końca nie odda, ale wierzcie mi na słowo, uwijamy się jak w ukropie ;).

Obrazek

Dziś prowadzi nas Wiktor i raz na czas pyta czy potrzebujemy odpoczynku. Ale grupa jest zwarta i gotowa. Przerw nikt nie chce. Gość sam jest zdziwiony, więc idziemy dalej. Śniegu jest sporo, ale w porównaniu z tym co było wczoraj na Sywuli to zupełnie inny rozmiar kapelusza. Wreszcie z mozołem wydostaliśmy się z lasu. Tu wreszcie zaczynają się widoki.

Obrazek

Do szczytu jeszcze jakieś 15 minut. Trzeba trochę pokombinować i kluczyć między kosówką, ale wczorajsza grupa ułatwiła nam nieco zadanie. Jesteśmy na wierzchołku o nazwie Niwka (1 541 m. n.p.m.). Znowu od pierwszego do ostatniego uczestnika, który zameldował się na szczycie nie upłynęło więcej niż 5 – 7 minut. Naprawdę dobra, wyrównana grupa.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ten facet z flagą na szczycie to nasz przewodnik Wiktor.
Pora schodzić. Niestety tym razem tą samą drogą. Ostatnie bajkowe widoki…

Obrazek

Obrazek

i ponownie giniemy w lesie.
Schodzimy szybko i sprawnie, mimo początkowych obaw, że może być ciężko. Na dole obowiązkowa fotka z gruzawikiem. Obsiedliśmy go jak miejscowe dziewczyny stare BMW na wiejskiej dyskotece.

Obrazek

Wiktor również zadbał o to abyśmy nie uschli na dole. I mimo nocnych opadów zrobił się bardzo fajny dzień, który dobrze wykorzystaliśmy.

Obrazek

Wracamy w świetnych nastrojach zgarnując po drodze ludzi od nas. Po drodze jeszcze zakupy w sklepie, gdzie kobieta wymiata w najlepsze na liczydle. Czad.

Obrazek

Wracamy stosunkowo wcześnie. Jest sporo czasu na ogarnięcie się i zjedzenie czegoś w restauracji. Stawiam na klasykę schabowy z kapustą i nie zawodzę się. Wieczorem ostatnia już impreza. Sytuacja zmienia się dynamicznie. W pewnym momencie w naszym salonie jest chyba z 40 osób, by za chwilę ostało się może 16. Ale zabawa znowu bardzo udana… o czym świadczy choćby to zdjęcie, zrobione w niedzielny poranek. To tylko z ostatniej nocy :).

Obrazek

Wyjeżdżamy wcześnie bo o 7:30 czasu miejscowego. Od rana leje jak z cebra. Najpierw podstawiony ukraiński bus a potem już nasz autokar. Po drodze miało być zwiedzanie Stryja, ale przy tej pogodzie nie miało to większego sensu. Wyskoczyliśmy z Bożenką, Januszem i Mariuszem do knajpy. Po drodze zrobiłem jeszcze fotkę ładnego kościoła.

Obrazek

O umówionej porze grzecznie pakujemy się do autokaru. Dalsza droga już klasycznie i w miarę spokojnie, choć kusiciele co chwilę się pojawiali. Jednak mój argument z operacją następnego dnia był raczej trudny do obalenia. Dawała radę natomiast Bożenka – szacun dla niej. Przejazd przez przejście graniczne w Krościenku odbył się w miarę bezboleśnie – oczywiście jak na polsko – ukraińskie standardy.
W Nowym Sączu byliśmy o 19, co w mojej sytuacji było rewelacją.

Wyjazd był krótki, ale bardzo treściwy. Trzeba tu pochwalić organizatorów bo tym razem dokonali samych dobrych wyborów. Nawet rzeczy, które mogły budzić pewne obawy tak jak choćby brak wyżywienia okazały się strzałem w dziesiątkę. W restauracji nie było miejsca dla 50-ciu osób jedzących równocześnie, a tak to każdy zjadł kiedy chciał i co chciał. Jedzenie było smaczne i tanie, więc nie było z tym żadnego problemu. Również podział ludzi na 2 grupy robiące w danym dniu 2 różne cele świetnie się sprawdził. Nastąpiła naturalna selekcja i grupy były wyrównane. Na szlaku wszystko funkcjonowało idealnie. Nikt nie zostawał z tylu, nikt niepotrzebnie nie wyrywał się do przodu. Generalnie zdanie się na ukraińskich przewodników na miejscu również było genialnym posunięciem. Po co wyważać otwarte drzwi, skoro nikt tak dobrze nie zna realiów jak oni. Dojazdy, gruzawiki, godziny wyjazdów i powrotów – wszystko było dopięte na przysłowiowy ostatni guzik. I jeszcze browary serwowane przez przewodników po zejściu na dół – no bajka normalnie. Do tego kapitalna baza noclegowa a wszystko to za naprawdę niewielkie pieniądze.
Oglądając kiedyś dokument o moim ulubionym reżyserze Alfredzie Hitchcocku pamiętam wypowiedź Briana De Palmy na temat „Zawrotu Głowy”. Brzmiało to mniej więcej tak. „Kiedy oglądałem ten film dawno temu jako młody chłopiec i kiedy robię to teraz jako mężczyzna dobiegający 60-tki to znaczy on dla mnie zupełnie co innego, ale wciąż jest czysty jak łza, nie ma w nim żadnej fałszywej nuty”. I tak też było z tym wyjazdem – nie było na nim żadnej fałszywej nuty. Tym razem nasi organizatorzy wszystko czego się dotknęli zamieniali w złoto.
Nie zapominajmy, że tak naprawdę o tym czy wyjazd kompleksowo uznamy za udany czy nie decydują ostatecznie ludzie, z którymi spędzamy czas. Ale towarzystwo było jak zawsze kapitalne. Część ludzi znalem wcześniej i bardzo ich lubię, innych miałem okazję dopiero poznać, ale szybko znaleźliśmy wspólny język, więc pewnie nie raz się jeszcze spotkamy. Zaczynam mieć w Nowym Sączu i okolicach więcej znajomych niż w Krakowie ;).
Dziękuję Prezesowi Wojtkowi, że w ogóle mogłem być na tym wyjeździe razem z moimi znajomymi, Arkowi, który po raz kolejny udowodnił jak genialnym jest logistykiem. Ukraińskim przewodnikom (Wiktorowi i Wasylowi), którzy kapitalnie wykonali swoją robotę. Nie wychylali się, byli ledwo zauważalni, a jednak skuteczni – czyli tacy jacy powinni być właśnie przewodnicy. Naszemu przesympatycznemu i skromnemu kierowcy Mariuszowi, który do końca mi dziękował, że jednak namówiłem go na jedno wyjście w góry. Mojej minigrupce krakowskiej, Grażynce, Marzence, Bożence, Jackowi, drugiej Bożence, Januszowi, Uli za wspaniale towarzystwo. Oczywiście pozostałym również, ale nie sposób tu wymieniać kilkadziesiąt osób. Z czystym sumieniem mogę napisać, że to był jeden z najlepiej zorganizowanych wyjazdów górskich na jakich byłem.
Jeżeli ktoś byłby zainteresowany wyjazdem na Ukrainę to mam namiary na Wiktora. Mało, że jest przewodnikiem po tamtych rejonach to dysponuje u siebie w domu 11 miejscami noclegowymi. Wystarczy zorganizować busa i w drogę... Gorgany oraz inne pobliskie pasma stoją otworem.

P.S. Jeśli ktoś nie widział „Zawrotu Głowy” - czasami można się spotkać z oryginalnym tytułem „Vertigo” to naprawdę warto obejrzeć, choć film jest z roku 1958, więc pewnie nie wszyscy gustują w takich starociach. Ale Kim Novak i James Stewart dają radę. Ja w każdym bądź razie kocham każde ujęcie z tego filmu…

Pozdrowienia i do zobaczenia na kolejnych wyjazdach.

Wojtek

_________________
Góry mogą zastąpić wiele leków, ale żaden lek nie zastąpi gór.


Ostatnio edytowano Cz gru 15, 2016 1:48 pm przez Carcass, łącznie edytowano 1 raz

Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N paź 23, 2016 6:23 pm 
Nowy

Dołączył(a): N wrz 29, 2013 12:34 pm
Posty: 9
Fotki super, sprawozdanie super, ekipa jak mniemam tez super tylko mnie tam brak ...


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N paź 23, 2016 6:38 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 31, 2005 7:05 am
Posty: 1609
Lokalizacja: Brzozówka k. Krakowa
pablojabbar napisał(a):
Fotki super, sprawozdanie super, ekipa jak mniemam tez super


Tak wszystko w najlepszym porządku.

pablojabbar napisał(a):
tylko mnie tam brak ...


No cóż wybrałeś inne atrakcje.

Na razie siedzę w domu, noga mnie boli, łeb napieprza, ale może w listopadzie...

_________________
Góry mogą zastąpić wiele leków, ale żaden lek nie zastąpi gór.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn paź 24, 2016 11:00 am 
Ciekawy wyjazd, ale zdjęcia spieprzone. Najczęściej skrzywione, kadry byle jakie. Dużo zamieszczasz, poczytaj troszkę o podstawowych zasadach fotografii. Nie obrażaj się, ale chyba ktoś, kto ma pojęcie o zdjęciach przyzna mi rację.


Góra
  
 
PostNapisane: Pn paź 24, 2016 12:04 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz cze 18, 2009 11:04 am
Posty: 10406
Lokalizacja: miasto100mostów
Carcass jak zwykle czad. Dzięki za relację!

_________________
'Tatusiu, zostań w samochodzie, a my zobaczymy gdzie zaczyna się nasz szlak.'


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn paź 24, 2016 12:09 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 31, 2005 7:05 am
Posty: 1609
Lokalizacja: Brzozówka k. Krakowa
Krabul napisał(a):
Carcass jak zwykle czad. Dzięki za relację!


Z ukłonami :).

_________________
Góry mogą zastąpić wiele leków, ale żaden lek nie zastąpi gór.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn paź 24, 2016 2:53 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sty 13, 2005 2:03 pm
Posty: 11090
Lokalizacja: Poznań
Blacha napisał(a):
Nie obrażaj się, ale chyba ktoś, kto ma pojęcie o zdjęciach przyzna mi rację.


Bardzo dobrze, że się zarejestrowałeś żeby to napisać. Od 10 lat wszyscy mu to chcieli napisać ale nie mieli odwagi. Brawo.

_________________
Tatrzańskie szlaki..


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn paź 24, 2016 4:55 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 31, 2005 7:05 am
Posty: 1609
Lokalizacja: Brzozówka k. Krakowa
tomek.l napisał(a):
Bardzo dobrze, że się zarejestrowałeś żeby to napisać. Od 10 lat wszyscy mu to chcieli napisać ale nie mieli odwagi. Brawo.


;) ;) ;)

_________________
Góry mogą zastąpić wiele leków, ale żaden lek nie zastąpi gór.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn paź 24, 2016 5:32 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt kwi 12, 2011 7:46 am
Posty: 2195
Blacha napisał(a):
ktoś, kto ma pojęcie o zdjęciach przyzna mi rację

Proponuję, zarejestruj się na forum fotograficznym i tam skupiaj się nad kompozycją kadru i rozważaniami, czy zdjęcie leci w prawo, czy w lewo... artysta się motyla noga znalazł :mrgreen:

_________________
SPROCKET
viewtopic.php?f=11&t=17068


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt paź 25, 2016 6:49 am 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): Pt wrz 02, 2011 8:03 am
Posty: 1748
Lokalizacja: Podkarpacie
Konkretni alkoturyści! :D fajnie tak choć na kilka dni oderwać sie od rzeczywistości...i nie mówię o alko ;)

_________________
Najlepszy reset tylko w górach


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt paź 25, 2016 8:26 am 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 31, 2005 7:05 am
Posty: 1609
Lokalizacja: Brzozówka k. Krakowa
rafi86 napisał(a):
Konkretni alkoturyści! :D fajnie tak choć na kilka dni oderwać sie od rzeczywistości...i nie mówię o alko ;)


Dokładnie. Ja na takich wyjazdach funkcjonuję kompletnie w innym wymiarze. Nie wiem jaki jest dzień tygodnia i z godzinami zdarzają się problemy :). Ważne jest tylko gdzie idziemy jutro :).

_________________
Góry mogą zastąpić wiele leków, ale żaden lek nie zastąpi gór.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt paź 25, 2016 6:03 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn paź 29, 2007 8:31 pm
Posty: 3189
Lokalizacja: Nowy Sącz
Blacha napisał(a):
zdjęcia spieprzone. Najczęściej skrzywione,
rafi86 napisał(a):
Konkretni alkoturyści!

Mamy już odpowiedź :mrgreen:

_________________
http://naszczytach.cba.pl/ Aktualizacja 2023 - nowe: Góry Skandynawskie, Taurus w Turscji, Alpy Julijskie, Kamnickie, Ennstalskie, Tatry Bielskie, Murańska Planina, Haligowskie Skały i wiele innych. Zapraszam


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr paź 26, 2016 9:33 am 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 31, 2005 7:05 am
Posty: 1609
Lokalizacja: Brzozówka k. Krakowa
gouter napisał(a):
Mamy już odpowiedź :mrgreen:


I wszystko jasne. Że też ja na to nie wpadłem :lol:

_________________
Góry mogą zastąpić wiele leków, ale żaden lek nie zastąpi gór.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N lis 06, 2016 10:53 am 
Kombatant

Dołączył(a): Wt lut 23, 2016 2:37 pm
Posty: 412
Blacha napisał(a):
Ciekawy wyjazd, ale zdjęcia spieprzone. Najczęściej skrzywione, kadry byle jakie. Dużo zamieszczasz, poczytaj troszkę o podstawowych zasadach fotografii. Nie obrażaj się, ale chyba ktoś, kto ma pojęcie o zdjęciach przyzna mi rację.

Skończyłeś? Możesz już spadać.

Carcass - relacja znów wypas! Tak piszesz że odnosi się wrażenie bycia tam razem z wami ;) Super!

_________________
"...nie tych droidów szukacie..."


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn lis 07, 2016 8:33 am 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pt wrz 17, 2010 11:49 am
Posty: 1146
Lokalizacja: dokąd
Heh, między Sywulami spałam w namiocie, tylko nie w październiku a w lipcu, i w ub. wieku ;).

Fajnie sobie odświeżyć widoki z tamtych rejonów, dzięki :)!

Gratuluję udanego wyjazdu i dzięki za relację! :)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn lis 07, 2016 11:12 am 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 31, 2005 7:05 am
Posty: 1609
Lokalizacja: Brzozówka k. Krakowa
saxifraga napisał(a):
Gratuluję udanego wyjazdu i dzięki za relację! :)


Cała przyjemność po mojej stronie :)

_________________
Góry mogą zastąpić wiele leków, ale żaden lek nie zastąpi gór.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N lis 20, 2016 1:48 pm 
Stracony

Dołączył(a): Pn lut 11, 2013 4:09 pm
Posty: 9871
Lokalizacja: FCZ
wku rwiłeś mnie .... :oops: :wink:
:salut: też tak chce...

_________________
NIE MA LEPSZEGO OD MIĘGUSZA WIELKIEGO!


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: So lis 26, 2016 6:48 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr paź 31, 2007 9:46 pm
Posty: 4469
Lokalizacja: GEKONY
Mam mapę Gorganów od kilku lat i trzymam jako taką ciekawostkę "kiedyś tam pojadę".
Wyjazd super, pozamiatałeś!

_________________
A ja dalej jeżdżę walcem, choćby pod wałek trafić miał cały świat.

http://summitate.wordpress.com/


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N gru 18, 2016 11:45 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 31, 2005 7:05 am
Posty: 1609
Lokalizacja: Brzozówka k. Krakowa
prof.Kiełbasa napisał(a):
wku rwiłeś mnie .... :oops: :wink:
:salut: też tak chce...


Tak jak w sąsiednim wątku...

kefir napisał(a):
Mam mapę Gorganów od kilku lat i trzymam jako taką ciekawostkę "kiedyś tam pojadę".


Ja też tak odkładałem Karpaty Ukraińskie na kiedyśtam, a bo to takie mało techniczne góry. Można tam na stare lata jeździć. Jednak rzeczywistość jest trochę inna. Góry owszem nie są wymagające technicznie, ale kondycję trzeba mieć niezłą by się po nich poruszać, bo odległości i przewyższenia całkiem spore. A co do map to ostatnio nabyłem komplet 10 szt i zamierzam zrobić z nich użytek.

kefir napisał(a):
Wyjazd super, pozamiatałeś!


Dzięki.

_________________
Góry mogą zastąpić wiele leków, ale żaden lek nie zastąpi gór.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 19 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 13 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL