[29.01.2017]
ŚwinicaDroga: Północny Filar (IV+)Po wydarzeniach na zachodniej ścianie Łomnicy głowa zdążyła już trochę ochłonąć i coraz bardziej „ciągnęło wilka do lasu”. Pogoda w Tatrach od dłuższego czasu była świetna, ale warunki na mikstowe wspinanie zaczęły się dopiero robić. Przełomem był ostatni tydzień stycznia, gdy zaczęły padać zimowe klasyki, a na portalach czytało się sformułowania: „Napierać – śniegi alpejskie”, „warun jak w Chamonix”, „kto może niech napiera – warun atomowy!”.
Za sprawą lodospadu na Kadzielni nie mogłem co prawda narzekać na deficyt dziabania, poznałem też nowych ludzi, ale jakoś nie mogliśmy się zgrać na wyjazd w Tatry, a słoneczny weekend zbliżał się wielkimi krokami. Na szczęście wszystko zaczęło się ładnie układać…
Umawiam się z Jackiem, który wyraził gotowość bojową na niedzielę. W planie akcja na Słowacji. W piątek odzywa się też Andrzej, z którym już wcześniej rozmawialiśmy o zimowych planach. Proponuje, by w sobotę wspólnie podziałać na lodach w Białej Wodzie. Lepiej być nie mogło! Kombinuję na szybko jakiś nocleg i pakuję plecak.
Na parkingu w Łysej spotykam się z Andrzejem oraz Krzyśkiem i we trójkę robimy Kaskady. Pogoda jest rewelacyjna. Po wspinaniu robimy sobie piknik pod wiatą i zaczynamy myśleć o jutrzejszym dniu. Chłopaki chcą robić filar Świnicy, na którym, jak się dziś dowiedzieliśmy od poznanych wspinaczy, warunki są wyśmienite. Mają nawet zarezerwowane 3 miejsca w Muro na dzisiejszą noc. Pojawia się jednak problem, bo Krzyśka ewidentnie dopada jakieś choróbsko i on sam podaje w wątpliwość, czy w ogóle będzie w stanie zwlec się jutro z łóżka.
Biorąc pod uwagę powyższe fakty, uważamy, że najlepszym wyjściem z tej sytuacji będzie jak wszyscy nastawimy się na łojenie Świni, a jutro, w zależności od samopoczucia kolegi, zdecydujemy, czy idziemy na dwie „dwójki”, czy jedną „trójką”. Jacek początkowo kręci nosem, słysząc w słuchawce te nowiny, ale ostatecznie przystaje na propozycję, oznajmiając, że z samego rana zamelduje się pod schroniskiem.


Po przepaku, już przy świetle czołówek, ruszamy we trzech w stronę Murowańca. Trochę to wszystko przewrotne, bo jeszcze niedawno zarzekałem się, że nawet siłą mnie nikt na Halę nie zaciągnie, a teraz idę sam, w dodatku z bananem na twarzy. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że niektórzy nie zaliczą mi szczytu, po akcji ze schroniska, ale co tam – przynajmniej się piwa w dobrym towarzystwie napiję!
Rano okazuje się, że choroba pokonała Krzyśka, więc pakujemy szpej dla trójkowego zespołu, resztę deponujemy, jemy szybkie śniadanie i ruszamy w kierunku Świnicy.
Pod ścianą jeden zespół już zaczyna, a dwa kolejne szykują się do startu. My, w odróżnieniu od nich, zaczynamy wariantem przez zacięcie z lewej strony filara, także nie będziemy wchodzić sobie w paradę.
Jacek zaczyna pierwszy wyciąg, który w zimie wyceniany jest na 4+. Jest on wymagający i oferuje dużo wspinania w wyrównanych trudnościach jednak najwięcej emocji dostarcza nam znajdująca się ok. 40m od startu, duża płyta, którą musimy przetrawersować. Teren wymaga tu precyzyjnego stawania na przednich zębach raków, a gładka skała uniemożliwia klinowane dziaby, także miejsce jest bardzo czujne. Powyżej, przy wyjściu z zacięcia, trudności już znacznie odpuszczają, jednak i tak całość (ok. 65m) zabiera nam dużo czasu, przez co musimy znacznie podkręcić tempo, jeżeli chcemy myśleć o zajęciu pole position na filarze.

Jacek na pierwszym, wymagającym wyciągu

Po pokonaniu czujnej płyty

Jest trochę luftu pod nogami

Po trudnościach, ostatnie metry pierwszego, długiego wyciągu (ok. 65m)
Kolejne, łatwiejsze odcinki praktycznie przebiegamy, wykorzystując po drodze wariant przez ciekawy kominek i na siodełku pod spiętrzeniem filara jesteśmy już na czele stawki.
Andrzej ciśnie kolejne metry, łącząc wyciągi i ściąga nas do stanu na wygodnej półeczce. Jest to według mnie chyba najbardziej estetyczny odcinek naszej drogi, oferujący bardzo przyjemne, zróżnicowane wspinanie. Następny wyciąg również jest ciekawy - prawdziwie alpejskie śniegi dają wielką frajdę ze wspinania, a wielkie, połogie płyty, które sądząc po śladach, większość zespołów omija z prawej, są dla nas dodatkową atrakcją.

wariant ciekawym kominkiem

Świetne wspinanie na spiętrzeniu filara

W dole duże, połogie płyty, które większość zespołów omijało po prawej
W ten sposób dochodzimy pod tzw. kominek wyjściowy i zmieniamy się na prowadzeniu. Start jest lekko nawieszony, jednak główna trudność wynika z faktu, że kominek jest tu bardzo wąski i trzeba dobrze się poskładać, by się w nim nie zaklinować. Miejsce to pokonuję bez większych problemów, jednak kilka metrów wyżej zatrzymuje mnie próg. Przymierzam się do niego frontalnie i gdy wydaje się już, że pójdzie gładko wykrusza mi się lód spod dziaby i w ostatniej chwili ratuję się, by nie polecieć. Trochę to studzi moje zapędy, przez co do kolejnych prób podchodzę, chyba aż nazbyt ostrożnie, więc nic z tego nie wynika. W rezultacie stwierdzam, że bez sensu tracić tu czas, toteż zmieniam się z powrotem z Andrzejem, który po dość ekwilibrystycznym początku, sprawnie idzie dalej, pokonując próg, który tak napsuł mi krwi. Powyżej kominek jest już dużo łatwiejszy i szybko wychodzimy na otwarty, śnieżny teren, gdzie zwijamy jedną żyłę i kontynuujemy do szczytu na lotnej.

Start w kominek wyjściowy

lotna końcówka
Po 5h 30 min wychodzimy z mroku i stajemy na taternickim wierzchołku Świnicy, oświetlonym promieniami zachodzącego powoli słońca. Ciesząc się, że i nam udało się uszczknąć coś z tej dzisiejszej lampy, robimy sobie pamiątkowe zdjęcie na szczycie, dzielimy się ostatnim łykiem wody i zaczynamy zejście w kierunku Świnickiej Przełęczy i dalej, żlebem wprost do doliny.

Na taternickim wierzchołku Świnicy, po skończeniu drogi

W poszukiwaniu ostatnich kropel wody
Jeszcze przed zmrokiem dochodzimy do Murowańca, gdzie robimy przerwę na uzupełnienie płynów, których mieliśmy dziś zdecydowany deficyt i w świetle czołówek zaczynamy zejście do Brzezin. Po drodze spotkamy pewnego znanego instruktora, który jadąc wprost z Kilimanjaro utknął w zaspie. Długo tam walczyliśmy próbując wypchnąć auto z powrotem na drogę, ale mam wrażenie, że ostatecznie zakopaliśmy je jeszcze bardziej. Chcieliśmy pomóc, a wyszło jak zwykle…
Zdjęcia autorstwa Endrju BBhttp://mountainadventure.weebly.com/swinica.html