Kolega z pracy jest fanem Rysów i Przełęczy Pod Chłopkiem. Już od paru lat co roku wybiera się latem na jedną z tych tras i wcale mu się nie znudziło. Ale postanowił dla odmiany zrobić to zimą, licząc na moje towarzystwo. Tylko, że ja najpierw trochę chorowałem, potem zrobiło się lawiniasto, potem Ania proponowała atrakcje skiturowe, to znów Maćkowi odnowiła się kontuzja kolana -i tak zeszło do wiosny. Wreszcie tydzień temu postanowiliśmy spróbować. Kolega zakupił kask, czekan i raki, podchodzi więc do sprawy całkiem poważnie. A że jest ode mnie 5 lat młodszy i jakieś sporty wcześniej uprawiał, byłem spokojny o jego kondycję. Z Krakowa wyruszyliśmy o 5 rano, na Zakopiance przedarliśmy się przez gęstą mgłę, a potem już było tylko lepiej. No może z wyjątkiem parkingu na Palenicy- podrożał z 20 na 30 zł. Ciekawe, czy w lecie zmniejszy to korki w tym rejonie?
Asfalt na dojściu do Moka prawie wolny od śniegu, poboczem da się zjechać na nartach mniej więcej do Włosienicy (tam 2 tygodnie wcześniej kończyliśmy trasę skiturową z Anią -tym razem idziemy z buta).


Po drodze do Czarnego Stawu spotykamy dwójkę Łotyszy bez raków, czekana, w butach raczej na lato -w rękach trzymających po krótkim kawałku kija. Ale bojowo nastawieni, gdy opisałem im grożące niebezpieczeństwo, powiedzieli, że mają "swój patent" i jakoś sobie poradzą. Obiecali, że jak będzie twardo i stromo, to zawrócą. Zabrałem 1 czekano-kijek i 2 czekany, na szczęście nie było konieczności ich użycia i nawet pomyślałem, że może im pożyczę, ale potem przyszła refleksja, że w razie czego wyszli by wyżej, niż powinni i może miałbym ich na sumieniu. Postanowiłem, że gdy ich wyżej spotkam, a będą mieć kłopoty przy zejściu - to może wtedy....


Niestety, kolega za mało się ostatnio ruszał i pojawiły się problemy kondycyjne. Tempo podejścia zaczęło mu wyraźnie spadać, i choć z jego kolanem nie było problemów, to już przed Bulą zakomunikował, że tym razem wyżej nie pójdzie -może spróbujemy ponownie po Świętach. Zacząłem tłumaczyć, że mamy długi dzień i bez problemu mogę na niego czekać. Jednak Maciek powiedział, że on poczeka na Buli, a ja sam mogę pójść na szczyt. Nie bardzo mi się taki układ podoba, bo trzeba wtedy cisnąć tempo i na podejściu i w zejściu, nawet o przejściu na słowacki wierzchołek raczejtrzeba zapomnieć. Ale tyle trudu ze wczesnym wstawaniem nie można przecież zmarnować! W rysie niektórzy schodzili tyłem, co było uzasadnione na samej górze- bo trzymał tam lekki mróz i było twardo. Ale w środkowej i dolnej partii -raczej miękko i sporo świeżego śniegu.

Po chwili minąłem schodzących chłopaków z Rygi -zostawiając im 1 czekan, który po zejściu do Buli przekazali Maćkowi. Z tego, co zrozumiałęm, doszli do łańcuchów, czyli jednak pokonali całą Rysę.
Nawet pojawiły się 4 narciarki zjeżdżające z góry. Jedna- ich instruktorka, Zofia Bachleda, zapytana - odpowiedziała, że nie mają nic przeciwko temu, bym je filmował. Więc wrzuciłem takie 7 minut (choć podczas filmowania aparatem miewam problemy z gubieniem filmowanych z kadru, a prosty program do obróbki, którego używam- nie pozwala na przycinanie w dowolnym miejscu, stąd chwilami może jest nieciekawie:
https://youtu.be/vXE7OezWcr0 .)
Na górze żlebu, czyli jakieś 100 m od przełączki w dół zjeżdżały ześlizgując się bokiem, przez co śnieg zamaskował istniejące stopnie i musiałem iść albo tylko na przednich zębach raków, albo co jakiś czas wybijać butem mini-stopnie. Bo czekaza już nie miałem, a czekano-kijek jest do tego celu średnio przydatny. Z boku widziałem gdzieniegdzie pionowe dziury po trzonku czekana i tam przynajmniej można było wepchnąć 2 palce. Te 100 m różnicy wzniesień kosztowało mnie sporo czasu. Rysa w warunkach zimowych zawsze się dłuży -wydaje się, że to już koniec, a ona właśnie lekko zakręca w prawo. Nareszci dochodzę na siodełko -dalej łańcuchy i już bez najmniejszych trudności.


Jeszcze rzut oka na zerwy Galerii Gankowej- bo dalej będzie zasłonięta przez Ciężki z Wysoką:
I wreszcie wierzchołek, a na nim dwóch Słowaków, schodzą w stronę Wagi.


Miałem sporo szczęścia, bo po zrobieniu paru zdjęć ze szczytu -przywiało chmurę i do Buli schodziłem we mgle, z lekko padającym śniegiem. Myślałem, że będę ostatni -a tu jeszcze grupka skiturowców, z nartami na plecach pokonuje ostatni fragment Rysy.
Co ciekawe, zdążyłem zejść do Czarnego Stawu, gdzie czekał Maciek i dalej do Moka -a ich wciąż nie było. Dopiero po kwadransie siedzenia w schronisku -dotarli. Słyszałem, że po drodze z Moka na Palenicę po zmroku robi się ciemno.
I faktycznie, zapomniałem zabezpieczyć czołówkę -coś się pewnie nacisło i baterie się rozładowały. Gdyby nie Maciek -kto wie, co by było...


I tak zakończyłem tej wiosny swój skromny sezon zimowy.