Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest N cze 16, 2024 10:11 am

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 10 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: Pn kwi 15, 2019 5:36 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sie 29, 2006 6:58 pm
Posty: 690
Lokalizacja: Dolny Śląsk
Niektórzy być może pamiętają opisywaną również tutaj wspinaczkową wycieczkę do hiszpańskiego El Chorro w listopadzie 2018 roku. Wydawało się wówczas, że następna okazja na wspin gdzieś w ciepłych krajach nastąpi dopiero na majówkę, gdy stałym zwyczajem udajemy się zwykle do Włoch. Okazało się jednak inaczej i niedługo po powrocie z El Chorro udało się znaleźć tanie loty z Berlina do Alicante na Costa Blanca. Początkowo ekipa zawierała jedynie trzy osoby, które kupiły bilety w zawrotnej cenie 90 zł za przelot tam i z powrotem. Z biegiem jednak czasu ekipa się rozrastała i w efekcie 21 marca na lotnisku w Alicante wysiadło nas dziesięciu chłopa z zamiarem przewspinania okolicznych sektorów. A jak wiadomo, Costa Blanca to obszar obfitujący głównie w wapienne wspinanie, a takie rejony jak Gandia, czy Sella uchodzą za absolutne must see w życiorysie każdego wspinacza.


21.03.2019 (czwartek)

Pierwszy dzień wiosny witamy w zasadzie nie w Alicante, ale jeszcze w Berlinie, gdzie docieramy po kilku godzinach jazdy z Wrocławia. Zostawiamy auto na parkingu i meldujemy się na lotnisku Tegel, skąd punktualnie o 6 rano mamy odlecieć do Alicante. Jeden z uczestników dołącza do nas już na miejscu, lecąc z Londynu, gdzie na codzień mieszka. W skład ekipy wchodzi aż pięć osób, które smakowały hiszpańskiego wspinu w El Chorro. Pozostali to również osoby dobrze znane w grupie Do Góry Nogami i w zasadzie każdy poza Piotrkiem, ma już w CV przynajmniej jeden wspólny grupowy wyjazd.

W Alicante odbieramy auta i natychmiast rozpoczynamy podróż do położonego nad samym morzem Calpe, gdzie mamy zarezerwowany domek na najbliższy tydzień. Piątka wsiada do Dacii Duster i jedzie ogarnąć chatę, natomiast druga piątka wciska się do Fiata 500x (miał być SUV...), ale zamiast do naszego nowego domku, udaje się pod pierwszy wspinaczkowy rejon, Sierra del Toix, który jest jednak oddalony od naszego domu o zaledwie kilka minut jazdy autem. Po zaparkowaniu auta szybko się przepakowujemy i ruszamy pod skały. Pierwsze wrażenie po wyjściu z auta – pizga jak w kieleckim, więc zapowiada się średnio przyjemny wspin. Poza wiatrem pogoda jest jednak dobra. Świeci słońce, a termometry w cieniu wskazują ok 15-16 stopni. W słońcu zaś, w miejscach odsłoniętych od wiatru jest przyjemnie ciepło.

Obrazek
Penyal de Ifach i Calpe widziane z Maryvilli.

Na rozgrzewkę robimy kilka łatwych piątek, a przez przypadek nawet trójek, źle odczytując informacje z przewodnika, po czym kierujemy się do sektora Toix Far Oste (hiszp. Toix zachodnie), gdzie najpierw Kurek, a potem ja wstawiamy się w drogę Energico (6a+), która pada w pierwszej próbie. Mi po zrobieniu tej drogi i kilku wcześniejszych rozgrzewkowych już się odechciewa wspinu, bo daje o sobie znać znużenie podróżą. Najpierw nocna podróż do Berlina, potem samolot do Alicante, a potem podróż do Calpe wyssało ze mnie całą energię. Kurek jeszcze próbuje potem powalczyć na sąsiedniej drodze o niezwykle obiecującej nazwie Blunt (6b), ale ta ostatecznie nie puszcza. Po chwili reszta ekipy również sygnalizuje zmęczenie, więc tym samym na dziś kończymy i wracamy do reszty ekipy, która w międzyczasie odebrała klucze do chatki.

Obrazek
Górzy region wspinaczkowy Sierra del Toix.


22.03.2019 (piątek)

Coby bez sensu nie jeździć autem po okolicy, nazajutrz również wybieramy wspinanie w Sierra del Toix, choć tym razem wybieramy rejony położone nieco wyżej. W efekcie trafiamy pod sektor Toix Placa Tower, gdzie rozgrzewkowo wstawiam się w Jana (4+), który brak technicznych trudności nadrabia długością (35m). Tworzę zespół z Bobem, tymczasem na sąsiedniej Anie również za 4+ walczą Dyzio z Panoramixem. Po skończeniu dróg przez nasze zespoły wymieniamy się i powtarzamy te sąsiednie.

Obrazek
Ekipa prawie w komplecie (fot. Panoramix)

Tymczasem Kurek z Piotrkiem i Słavkiem walczą na początku na drodze Mushu (6), która znajduje się po sąsiedzku z Janem, ale na lewo od niego. Po przewspinaniu tych dróg ruszamy nieco dalej i nieco wyżej w sąsiedni sektor Toix Plaza Upper, gdzie dominuje czujne wspinanie w rajbungach. Początkowo za cel obrana zostaje droga No Name (6a+), którą Piotrek, Kurek i Slavko pokonują sajtem. Ja natomiast, nie czując się zbyt swobotnie w połogach, pokonuję drogę jedynie TR. W lewo od No Name biegnie zaś wyceniona na 6b+ Thalia, którą męczą inni. Potem zaś chłopaki katują Coming back to life za 6c, która jednak okazuje sie być wyjątkowo wredną drogą. Ja zaś wstawiam się w drogę oddaloną na prawo, Semi Dulce (5+), ale niejasny przebieg i trudności orientacyjne sprawiają, że jej nie kończę i zjeżdżam na dwa ringi przed końcem drogi. Potem przechodzi ją jeszcze Piotrek, wyjaśniając, w którą stronę należało pójść dalej.

Obrazek
Maryvilla widziana ze Sierra del Toix.

Na finał wstawiam się jeszcze w jedną drogę za 6a+, ale już solidnie wysuszony na słońcu pokonuję ją tylko w TR i dla mnie to jest koniec wspinania tego dnia. Piotrek ze Słavkiem jeszcze na koniec wstawiają się w Ghost in the shell (6b+), na której przed chwilą walczył Dyzio. Pogoda jednak się zmienia i nadciąga bardzo silny wiatr, wręcz huragan, który powoduje, że droga nie puszcza i oznacza, że to już koniec wspinania tego dnia.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt kwi 16, 2019 2:56 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sie 29, 2006 6:58 pm
Posty: 690
Lokalizacja: Dolny Śląsk
23.03.2019 (sobota)

Po dwóch dniach wspinania decydujemy się na dzień restowy, podczas którego naszym celem staje się oddalona o zaledwie półtorej godziny jazdy Walencja. Stolica prowincji Lewantu zachęca przede wszystkim efektownym centrum sztuki i nauki, które we wszystkich broszurach i folderach turystycznych widnieje jako obowiązkowy punkt programu podczas zwiedzania tego trzeciego co do wielkości miasta w Hiszpanii (1,6 mln mieszkańców) zaraz po Madrycie i Barcelonie.

Obrazek
Promenada w Walencji

Po Walencji trafiamy niedługo przed południem. Udaje sie znaleźć miejsce na parkingu podziemnym niemal w samym centrum miasta, przy centralnej hali targowej (Mercado Central), którą naturalnie odwiedzamy. Stąd udajemy się w kierunku starej gotyckiej wieży i dalej w kierunku katedry, do której jednak nie wchodzimy, a jedynie obchodzimy dookoła. Następnie trafiamy na Plac Katedralny (hiszp. Plaza de la Vigren), na którym stawiana jest ogromna figurka Matki Boskiej, prawdopodobnie na zbliżające się święto Zwiastowania Pańskiego. Stamtąd ruszamy dalej wąskimi ulicami starówki w kierunku promenady, która ciągnie się przez niemal całe miasto. Po dotarciu do niej wchodzimy na główną jej ścieżkę, którą podążamy teraz w kierunku wspomnianego już centrum, a w zasadzie Miasta Sztuki i Nauki (hiszp. Ciutat de las Artes y las Ciencias.

Obrazek
Miasto Sztuki i Nauki, Pałac Sztuk im. Królowej Sofii

Większą część kompleksu budowli zaprojektował hiszpański architekt Santiago Calatrava. W budynku przypominającym źrenicę nazwanym L'Hemisfèric jest planetarium oraz kino, w którym odbywają się projekcje filmów naukowych i przyrodniczych. Kształt kolejnego przypomina szkielet jakiegoś dużego zwierza (dinozaura?). To Muzeum Nauki Księcia Filipa (hiszp. Museo de las Ciencias Príncipe Felipe), w którym można zobaczyć i poznać eksponaty związane z nauką, technologią i środowiskiem. Z kolei El Oceanográfico to jedno z największych oceanariów na świecie. Jego wnętrz podzielone jest na 10 obszarów, w których można zobaczyć ponad 500 wodnych zwierząt.

Obrazek
Miasto Sztuki i Nauki, Planetarium i Muszem Nauki im. Księcia Filipa

Po drodze do Miasta Sztuki i Nauki mijamy też Palau de la musica de Valenciana, który sądząc po analogicznej nazwie, jest czymś podobnym do Palau de la musica Catalana w Barcelonie, czyli audytorium, w którym odbywają się spektakle muzyczne. Przechodząc dalej pod Mostem Aragońskim (hiszp. Pont d’Arago), napotykamy na nieodległy placyk, na którym rozwija się życie... kibicowskie. Okolica zaczyna kipieć atmosferą sportowego widowiska. Początkowo nie wiemy jeszcze o co chodzi. Dopiero po chwili rzut oka na kalendarz sportowy uświadamia nas, że dokładnie tego dnia na nieodległym stadionie Mestalla reprezentacja Hiszpanii w piłce nożnej rozegra mecz eliminacji do Mistrzostw Europy z reprezentacją Norwegii. To zaczyna też wyjaśniać, skąd w mieście było tylu kibiców ubranych w barwy narodowe tak Hiszpanii, jak i właśnie Norwegii oraz to, że na każdym kroku koniki próbowali sprzedawać nam bilety wstepu na stadion.

Obrazek
Arena walk byków po lewej i Dworzec Północny po prawej

Nieco dalej mijamy też słynny most Pont de Regne, gdzie od spodu na jego łukach przykręcono... chwyty wspinaczkowe. Następnie docieramy do ogrodu Jardin del Turia Tram XIII, skąd jednak zamiast kierować się wzdłuż głównej ulicy w kierunku Placu Europejskiego (hiszp. Placa Europa), odbijamy w prawo w kierunku Ciutat de las Artes y las Ciencias. Z daleka też widzimy charakterystyczną sylwetkę innego słynnego mostu w Walencji – Assut de l’Or z masztem o wysokości 125m, co daje mu palmę pierwszeństwa wśród najwyższych obiektów w mieście. Nieopodal mostu widnieje jeszcze hala widowiskowa o nazwie l’Agora, ale te miejsca oglądamy już tylko z daleka, bowiem teraz odnajdujemy drogę powrotną do parkingów, na których mamy zaparkowane auta. Czas bowiem się powoli zbierać. W drodze powrotnej jeszcze wstępujemy do lodziarni na pyszne walencjańskie lody. Do Calpe wracamy już prawie o zmroku.

Obrazek
Miasto Sztuki i Nauki na jednym zdjęciu :)


24.03.2019 (niedziela)

W moje imieniny znów chcemy się trochę powspinać, choć początkowy plan był nieco inny. Wstępnie zakładaliśmy, że w wszyscy ruszymy na Grań Bernia, jednak trudne okoliczności poranne zmusiły nas do zmiany planów. W efekcie zbieramy pięć osób i z Arturem, Kurkiem, Piotrkiem i Sławkiem wybieramy się do Bellus, gdzie znajduje sie dość duży rejon wspinaczkowy. Bellus jest oddalone o około 2h jazdy z Calpe i jest położone niedaleko miejscowości Xativa.

Obrazek
Piony w Bellus

Parkujemy na miejscu i już daje nam o sobie znać nieznośny skwar. Po krótkim spacerze docieramy do muru skalnego, w którym poprowadzono ponad 80 dróg różnej trudności, w zasadzie od 4+ do 8a. Początkowo mur jest dość połogi, ale im dalej od parkingu, tym się pionizuje, a nawet przewiesza, by miejscami oferować nawet wspinanie w dość solidnym dachu. Idziemy praktycznie na sam jego koniec aż pod sektor l’Altet Sol, gdzie na rozgrzewkę urabiamy po dwie piątki. Następnie wstawiam się w opatentowaną już przez Sławka do spółki z Piotrkiem drogę za 6a+, ale jakoś brakuje mi spręża, by pójść RP, więc pokonuję ją jedynie TR. Potem Piotrek ze Sławkiem wchodzą w jakieś większe trudności, więc my z Kurkiem udajemy się nieco bliżej miejsca, z którego przyszliśmy i wstawiamy się w jakieś 6a, które jednak okazuje się wyjątkowo parszywe między ostatnim ringiem, a stanowiskiem. Kurek po paru blokach daje rady dokończyć drogę, a ja widząc, jak się męczy i czując brak spręża, powtarzam drogę jedynie TR i ściągam szpej. Jakoś nie mam tego dnia zbyt dużego spręża, choć po powrocie do chłopaków widzę ciekawą linię za 6c+, którą udało im się powtórzyć. Prowadzi ona połogim startem, by potem w pionie wymagać użycia charakterystycznego ząbka, a następnie w przewieszeniu po krawądkach wyjść do klam przed stanowiskiem. Korzystając z faktu, że założona jest tam wędka, wstawiam się TR i pokonuję drogę z jednym blokiem. Wydaje się, że byłaby ona nawet w zasięgu do zrobienia RP, ale ponowna próba jednak dość brutalnie mnie wyjaśnia i znów okazuje się, że pierwsza próba zwykle jest najlepsza... Niedaleko Piotrek znajduje sobie cel do życiówki za 7a. Niestety droga nie pada ani OS, ani potem RP. Zmęczenie i słońce dają już znać o sobie, więc choć kończy drogę i zbiera sprzęt, potrzebował bloków, więc życiówki niestety nie będzie.

Obrazek
Dachy w Bellus

W drodze powrotnej jeszcze Kurek znajduje sobie jakąś 6a w połogu, w którą się wstawia, ale brak spręża udziela się również jemu. Droga nie puszcza, a biedny, zmęczony Piotrek musi pójść i ściągnąć eksy ;) To ostatni wspinaczkowy akcent tego dnia. Czas wracać do Calpe.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr kwi 17, 2019 7:34 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sie 29, 2006 6:58 pm
Posty: 690
Lokalizacja: Dolny Śląsk
25.03.2019 (poniedziałek)

W poniedziałek nie ma już zmiłuj i po pobudce wcześnie rano zbieramy ekipę i ruszamy pod Grań Bernia. Parking, na którym zostawiamy auto jest oddalony od naszego domku o zaledwie pół godziny drogi, więc dość szybko meldujemy się na miejscu. Mamy do pokonania pętlę, którą można pokonać w obie strony. Po dotarciu na miejsce zatem decydujemy się na wariant „od prawej do lewej”, co jak się potem okazuje, jest wariantem odwrotnym do tego opisanego w przewodniku.

W skład ekipy walczącej na grani wchodzi 7 osób. Cezar zostaje w Calpe, a Kurek z Piotrkiem tego dnia walczą na wielowyciągu w Sierra del Toix, którego finałem ma być przejście grani, którą doskonale widzieliśmy z leżaków przy naszym domku. Grań ta, podobnie jak nasza, wyceniana jest podobnie, choć sam wielowyciąg do niej prowadzący składa się z 5 wyciągów, z których najtrudniejszy wyceniany jest na 6, więc to już dość solidna akcja górska.

Obrazek
Podejście pod początek grani (widoczną ścieżką na szerokie siodło).

Obrazek
Widok z siodła na wybrzeże

Tymczasem my rozpoczynamy podejście pod grań, najpierw spokojnie pod górę, by po wyjściu na przełęcz skierować się w stronę ruin dawnej osady. Tam odnajdujemy jedną z wielu ścieżek wydeptanych przez pasterzy oraz wypasane tam owce i kozy i ruszamy ostro pod górę. Choć pora jest jeszcze wczesna, a na zegarze nie ma nawet 10, słońce praży niemiłosiernie, a pot leje się z nas strumieniami. Po dotarciu do grani widoczną i wygodną ścieżką szybko docieramy do pierwszego z wierzchołków, który przy okazji okazuje się być tym najwyższym na całej trasie i w całych górach Bernia (1126m). Tu urządzamy krótki postój i ruszamy dalej.

Obrazek
Przed wejściem na grań napotykamy na ruiny dawnej osady.

Obrazek
Początek grani. Na razie szeroko i łatwo na główny wierzchołek (1126m).

Po zejściu z wierzchołka znajdujemy poręczówkę, której używamy do zejścia w trudniejszym terenie, skąd dalej mniej lub bardziej ściśle granią kierujemy się w kierunku południowym. Po drodze mijamy jeden nieco bardziej eksponowany fragment, gdzie niektórym robi się nieco cieplej i dalej docieramy do miejsca, z którego czeka nas nieco trudniejsze i dłuższe zejście do widzianej z góry przełączki przed dwoma wybitnymi turniami. Gdy po zejściu odwracam się w kierunku, skąd schodziłem, nie mogę uwierzyć, że sie na to odważyłem. Kwestia perspektywy potrafi zwiększyć lub zmniejszyć subiektywne trudności wielokrotnie. Na przełączce robimy postój na uzupełnienie płynów i kalorii i ruszamy dalej, skąd ścieżka prowadzi w wyraźną szeroką szczerbinę między dwoma turniami. Za nią ścieżka skręca nieco w lewo i trawersuje główną grań jej wąską odnogą, gdzie trudności są zdecydowanie mniejsze. Tu znajdujemy skrzynkę i zeszyt, do którego się wpisujemy, a nastepnie dość eksponowanym trawersem docieramy do pierwszego zjazdu na trasie. Po kolei wpinamy się w stanowisko i wreszcie robimy użytek z pokornie niesionej do tej pory liny. Ja zjeżdżam jako ostatni, po czym zwijam szpej.

Obrazek
Grań Bernia widziana z głównego wierzchołka.

Obrazek
Trudniejszy fragment - zejście ubezpieczone poręczówką.

Miejsce zjazdu jest wyjątkowo ciekawe, ponieważ linia zjazdu prowadzi jednym z dwóch bardzo wąskich murów skalnych oddalonych od siebie o kilkanaście metrów. Panoramix, który chyba nie ma układu nerwowego, soluje zejście odcinka przeznaczonego do zjazdu, ale końcowy fragment musi pokonać okrakiem po jednym ze wspomnianych murów. Skąd dopiero nieco dalej schodzi na dół w bezpieczny teren. Tutaj też znajdujemy pierwsze i jedyne na tej trasie spity przeznaczone do asekuracji podczas konieczności przewspinania tego odcinka, pokonując grań w kierunku przeciwnym. Trudności tego wspinaczkowego odcinka wyceniane są na 4+, więc nie jest to jakieś Bóg wie jak trudne wspinanie, ale pamiętajmy, że miejsce jest mniej więcej w połowie drogi, więc potencjalni wspinacze mają już w nogach kilka godzin niełatwej graniówki.

Obrazek
Ostrze grani. Ten fragment akurat trawersowało się nieco niżej, łatwiejszym terenem.

Obrazek
Docieramy pod wierzchołek środkowy.

Po zjazdach odnajdujemy wyraźną ścieżkę wyprowadzającą na górującą nad okolicą turnię, która z daleka wydaje się być tą ostatnią na grani. Jak jednak łatwo się domyślić, nie okazuje się być ani ostatnią, ani przedostatnią, ani nawet przed-przedostatnią... Po wejściu na jej wierzchołek naszym oczom ukazuje się kolejna turnia oddalona o kilkaset metrów od nas. Po drodze musimy jednak zejść spory kawałek w dół i wykonać jeden dość psychiczny trawers, który w mojej ocenie jest najtrudniejszym psychicznie miejscem na całej grani. Krzychu idący przede mną ma w tym miejscu nogi jak z galarety, choć po chwili okazuje się, że wybrał on nieco trudniejszy wariant, odrobinę za wysoko trawersując skałę. Ja trawersuję ją pół metra niżej i znajduję bardzo dobre stopnie, więc trudności techniczne tego miejsca spadają prawie do zera, choć nie zmienia to faktu, że trawers ten jest naprawdę eksponowany.

Obrazek
Pierwszy ze zjazdów. W przeciwnym kierunku prowadzi ubezpieczony spitami fragment wyceniony na 4b.

Obrazek
Po zejściu ze środkowego wierzchołka. Widok na pokonaną drogę.

Niedaleko trawersu napotykamy na kolejny zjazd. Ten jest jednak znacznie krótszy i ma raptem koło 7 metrów. Mimo nietrudnego de facto zjazdu zmęczenie powodujące rozluźnienie sprawia, że najpierw Sławkowi wypada jeden z karabinków i spada w przepaść, a potem tak samo dzieje się z przyrządem Krzycha. Pożyczam mu swój kubek i pomagam w przygotowaniu stanowiska zjazdowego, bo fakt upuszczenia przyrządu osłabia go mocno psychicznie, więc pilnuję, żeby w tym stanie nie popełnił żadnego błędu. Po zjeździe Krzychu przywiązuje kubek na karabinku do jednego z końców liny, którą ja przeciągam do stanowiska i używam tego samego kubka do zjazdu.

Obrazek
Trudniejszy, bardziej eksponowany fragment grani, którzy niektórzy pokonywali samym jej ostrzem, a niektórzy strawersowali prawym zboczem.

Kilkanaście metrów dalej odnajdujemy kolejne stanowisko zjazdowe, ale dziwi nas, że sugeruje ono zjazd w stronę przeciwną do widocznej z góry ścieżki zejściowej z grani. Nie ufając od końca temu stanowisku, rozpoczynamy zejście z grani w kierunku przeciwnym do kierunku zjazdu. Początkowo łatwy teren dość szybko się pionizuje, ale Bob mający chyba największe doświadczenie w takiej eksploracji, odnajduje relatywnie wygodną drogę zejściową przy samej krawędzi ściany. Wygodne początkowo zejście szybko przeradza się w prawdziwą mordęgę o przynajmniej dwójkowych (wg nas) tatrzańskich trudnościach w dużej ekspozycji. Tutaj każdy krok musi być bardzo gruntownie przemyślany i na każde kilka sekund ruchu przypada przynajmniej kilkudziesięciosekundowa analiza, jak postawić następny krok i czego się złapać. Takie upierdliwe zejście trwa przynajmniej z 10 minut, by wreszcie wyprowadzić nas w nieco łatwiejszy teren, skąd po kilku trudniejszych jeszcze fragmentach docieramy ostatecznie do ścieżki. Tu też rozwiązuje się tajemnica zjazdu w kierunku przeciwnym do tego, gdzie jest ścieżka zejściowa. Znajdujemy bowiem dziurę w grani, a w zasadzie tunel, którym po zjeździe przechodzi się na właściwą, jasną stronę mocy. Ścieżką to po niespełna godzinie docieramy do auta i po kolejnej pół godzinie jesteśmy już u siebie. Zupełnie wyczerpani, a niektórzy nawet poparzeni, bo palące cały dzień słońce nikogo nie oszczędzało.

Obrazek
Już w bezpiecznym terenie. Czerwoną linią zaznaczyłem przybliżony przebieg naszego zejścia.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz kwi 18, 2019 3:45 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sie 29, 2006 6:58 pm
Posty: 690
Lokalizacja: Dolny Śląsk
26.03.2019

Następnego dnia choć wstałem dość wcześnie, to jednak nie miałem specjalnie ochoty na żadne aktywności. Po akcji na grani bolały mnie praktycznie wszystkie mięśnie i stawy, a ponadto odczuwałem też wczorajsze poparzenie słoneczne. Część ekipy sie jednak zmobilizowała i pojechała na wspin do Selli. Dyzio z Panoramixem mieli w planach powtórzenie wielowyciągu, który dzień wcześniej robił Piotrek z Kurkiem. Ja natomiast miałem w planach odpoczynek gdzieś w okolicach Calpe. Szybko jednak się okazało, że nie jestem jedynym, który ma podobne plany i w efekcie zebraliśmy się pięcioosobową grupą do centrum Calpe. Naszym celem było turystyczne wejście na Penyal de Ifac, czyli wybitną turnię widzianą z plaży w Calpe, która jest chyba najbardziej charakterystycznym punktem w okolicy. Co ciekawe, w okolicy Penyala znajduje sie największy w Hiszpanii rezerwat przyrody.

Obrazek
Ścieżka podejściowa na Penyala po wyjściu z tunelu. Widziana ze szczytu.

Podjechaliśmy sobie do centrum samochodem, bo spacer z naszej lokalizacji do miejsca, skąd startuje ścieżka na Penyala zająłby nam przynajmniej półtorej godziny. Po zaparkowaniu pod bramkami wejściowymi spotkała nas pierwsza miła niespodzianka w postaci braku kas biletowych. W Polsce najpewniej już tutaj krojonoby potencjalnych turystów z kasy, a tymczasem w Hiszpanii tego typu atrakcje można poznać za darmo. Rozpoczęliśmy podejście wygodną ścieżką, która trawersowała póki co łagodne zbocza Penyala. Ścieżka ta doprowadza do wydrążonego w skale tunelu. Chodnik w nim prowadzi na drugą stronę góry. We wnętrzu tunelu znajduje się poręcz z łańcuchów, która wbrew pozorom wyjątkowo sie przydaje, bo chodnik, wydrążony w wapieniu i przechodzony już miliony razy przez turystów z całego świata, jest wyślizgany i wypolerowany jak najlepsza porcelana. O upadek w środku też nietrudno, bo nie ma tam sztucznego oświetlenia i przez moment w połowie tunelu dotyka nas całkowita ciemność. Po wyjściu z tunelu naszym oczom okazuje się zupełnie inny krajobraz. Zamiast ostrych, poszarpanych ścian Penyala, mamy przed sobą łagodne zbocze, którym poprowadzono ścieżkę na szczyt.

Obrazek
Widok na Calpe ze szczytu Penyala.

Ścieżka ta skręca najpierw w prawo i potem prowadzi cały czas momentami dość mocno eksponowanym zboczem. Cały czas trzeba mocno uważać, aby się nie poślizgnąć na wyślizganych kamieniach, których na ścieżce jest bardzo dużo. Do tego musimy kluczyć między spacerowiczami, których niedzielne tempo nie do końca nam odpowiada, zwłaszcza że im wyżej i bliżej szczytu tym bardziej wzmaga się wiatr, który staje się coraz bardziej chłodny i dokuczliwy. Pod koniec trasy utykamy za grupą trzech Francuzów, których ni w ząb nie da się wyprzedzić, a którzy idą bardzo wolno, co zdecydowanie nam nie odpowiada. Wreszcie jednak docieramy na wierzchołek, gdzie oprócz nas jest też kilka innych osób różnych narodowości, również Polaków. Spędzamy na szczycie kilkanaście minut i rozpoczynamy zejście, gdyż silny wiatr zniechęca do długich posiedzeń. Szybka sesja zdjęciowa na widoczny w dole półwysep otoczony z dwóch stron wodą i już ruszamy dalej.

Obrazek
Ciche dni?

W drodze powrotnej naszym celem staje się jeszcze jeden punkt widokowy, Mirador del Carabinieri, położony na północ od głównego wierzhchołka, na który również prowadzi ścieżka. Na miejsce docieramy po dosłownie kilkunastu minutach. Tutaj również spotykamy kilku turystów, głównie z Polski. Widok z tego punktu jest jednak znacznie gorszy i w zasadzie poza spojrzeniem na morze i plażę nic więcej tutaj ciekawego nie ma. Wychylamy się tylko zza skalny mur w poszukiwaniu obitej wielowyciągowej drogi wspinaczkowej, która gdzieś tędy prowadzi na wierzchołek Penyala, ale niczego takiego nie udaje nam się znaleźć. Schodzimy zatem na dół i po powrocie udajemy sie do miasta.

Obrazek
Mirador de Carabinieri

W mieście zaś odnajujemy bardzo ciekawą restaurację, gdzie jemy świetnie przygotowane i podane owoce morza. Niektórzy decydują się na zupę rybną, inni na paellę z owocami morza, ja natomiast sięgam po ośmiorniczki na przystawkę i filet z dorady na danie główne. Spotykamy tam również starsze małżeństwo z Belgii, z którym zamieniamy kilka słów. Jak się okazuje, nasza rozmówczyni kojarzy Polskę i już dwukrotnie była u nas. Raz w Krakowie, a raz w Częstochowie. Najadamy się, żegnamy się z obsługą oraz naszymi belgijskimi przyjaciółmi i zahaczając jeszcze o pobliską galerię handlową ruszamy w drogę powrotną.

Obrazek
Penyal de Ifach widziany z plaży.

Obrazek
A tu typowa plaża na Costa Blanca. W sezonie pewno ciężko o wolny metr kwadratowy powierzchni...

Po wyjściu z restauracji Cezar decyduje się jeszcze na kąpiel w morzu. Być może gdybym wziął ze sobą drugie gacie i ręcznik również bym się na to odważył, a tak pozostało popatrzeć na wariata, który jako jedyny na plaży poszedł się wykąpać. Pogoda nie rozpieszczała, bo coraz mocniej wiało, a wiatr ten potęgował uczucie chłodu. Jak się jednak okazało, woda przy zanurzeniu dłoni wydawała się cieplejsza niż temperatura otoczenia, więc może kąpiel Cezara nie była takim złym pomysłem.

Obrazek
A taki mamy widok z leżaków przed naszą chatką. Skałka w oddali to Sierra de Toix gdzie wspinaliśmy się przez pierwsze dwa dni pobytu.

Po powrocie wymieniamy się doświadczeniami z resztą ekipy. Dyzio z Panoramixem ostatecznie na wielowyciąg nie dotarli, a ekipa z Selli nie urobiła zbyt wiele. Wygląda na to, że zmęczenie intensywnym trybem wyjazdu powoli daje o sobie znać i coraz trudniej będzie o zrobienie jakiejś wybitnej cyfry podczas tego wyjazdu.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt kwi 23, 2019 2:46 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sie 29, 2006 6:58 pm
Posty: 690
Lokalizacja: Dolny Śląsk
27.03.2019

Rankiem następnego dnia umawiam się z Cezarem, że skoczymy na pobliski punkt widokowy niedaleko Siera de Toix na fotograficzną sesję wschodu słońca nad morzem. Niestety albo i stety, okazuje się, że z naszego punktu obserwacyjnego nie jesteśmy w stanie uchwycić momentu, gdy słońce wyłania się z morskiej tafli, ponieważ jest ono akurat zasłonięte przez Penyal de Ifach. Stąd zdjęcia wschodu słońca mają swój nieco inny urok i pokazują wschodzące słońce, wyłaniające się zza najsłynniejszej skałki w okolicy. Trzeba jednak przyznać, że to też wygląda ładnie.

Obrazek
Wschód słońca nad Calpe.

Środa jest ostatnim dniem jaki mamy do zagospodarowania podczas pobytu na Costa Blanca. Zbieramy się zatem pięcioosobową ekipą i ruszamy na wspin do legendarnej Gandii. Podróż zajmuje nam około półtorej godziny, ale wreszcie trafiamy do rejonu zwanego Mandarina. Nazwa ta nie jest przypadkowa. Skała bowiem jest otoczona ze wszystkich stron plantacjami z drzewami i krzewami pomarańczowymi oraz mandarynkowymi. Po krótkim podejściu docieramy pod skałę, gdzie spotykamy grupę ze Słowacji, Anglii oraz z Polski. Dziewczyny przyjechały do La Bazy, gdzie od opieką mieszkającego tu przez pół roku Polaka, odwiedzają kolejne ciekawe miejsca wspinaczkowe.

Obrazek
Widok na okolicę. Nieprzypadkiem rejon nazywa się Mandarina, gdy po skałą obsetwujemy morze pomarańczowych sadów.

Trafiamy do sektora El Bovedon, gdzie docieramy na sam jego lewy kraj, gdzie też stacjonują znajome Polki. Dziewczyny wstawiają się jedna po drugiej w ciekawą drogę, która wiedzie przez dziurę i wyprowadza z niej prosto do stanowiska. Wyceniona jest na 5 i jest jednym z naszym rozgrzewkowych celów. Zanim jednak dziewczyny skończą swoje drogi, wstawiamy się na lewo od nich. Najpierw w coś łatwego, co okazuje się być ledwo trójką, choć tak naprawdę w mojej i Piotrka ocenie było to nieco trudniejsze niż trójka i spokojnie, gdyby było wycenione na 4, nikt nie miałby z tego powodu pretensji. Po chwili przechodzimy też sąsiednią piątkę i rozpoczynamy poszukiwania ciekawszych linii. Niestety prażące niemiłosiernie słońce nie pomaga i wysysa ze mnie resztki energii. Zaczynam odczuwać przesyt słońcem. Być może jeszcze odczuwam jakieś skutki poparzenia sprzed dwóch dni. W każdym razie nie czuję się najlepiej i w efekcie już nigdzie dziś się nie wstawiam. Chłopaki znaleźli sobie jedną ciekawą szósteczkę prowadzącą kantem początkowo w przewieszeniu, a potem w pionie po niby wygodnych klamach. Widać jednak zarówno po Sławku, jak i Kurku i Piotrku, że im też ten nadmiar słońca szkodzi i wielka cyfra dziś nie wchodzi. Decydujemy się zatem na odwrót i wczesnym popołudniem już meldujemy się u siebie.

Obrazek
Gandia z grotami, w których poprowadzono wiele trudnych dróg.

Wieczór zaś mija na ogólnym ogarnianiu chaty i szykowaniu się do wyjazdu. Wszak następnego dnia musimy wstać ok 6 rano, tak aby zdążyć zwrócić klucze do mieszkania do biura agencji wynajmu, oddać auto wypożyczalni na lotnisku i jeszcze zdążyć nadać bagaż przed lotem o 9.45...


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: So kwi 27, 2019 10:01 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz cze 18, 2009 11:04 am
Posty: 10406
Lokalizacja: miasto100mostów
Fajne są te Wasze akcje.
Byłem pewien, że największym miastem Hiszpanii po Madrycie i Barcelonie jest Sewilla a tu proszę niespodzianka.

_________________
'Tatusiu, zostań w samochodzie, a my zobaczymy gdzie zaczyna się nasz szlak.'


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N maja 05, 2019 6:29 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sie 29, 2006 6:58 pm
Posty: 690
Lokalizacja: Dolny Śląsk
https://www.worldatlas.com/articles/the ... spain.html :)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pt maja 10, 2019 12:37 am 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn kwi 11, 2011 9:25 pm
Posty: 1503
Lokalizacja: W-wa
No ładnie, was dziesięciu i żadnej koleżanki. Niegrzeczne były? Nie zasłużyły?

_________________
Nutko moja
https://www.youtube.com/@CarpathianMusicWorld/playlists


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pt maja 10, 2019 6:56 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sie 29, 2006 6:58 pm
Posty: 690
Lokalizacja: Dolny Śląsk
A Ty bys sie odwazyla jechac jedna dziewucha na dziesieciu chlopa? :D


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: So maja 11, 2019 6:19 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn kwi 11, 2011 9:25 pm
Posty: 1503
Lokalizacja: W-wa
Nie odwracaj kota ogonem.
W kolejnej twojej relacji widzę dwie niewiasty, więc ci chwilowo odpuszczam :wink:

_________________
Nutko moja
https://www.youtube.com/@CarpathianMusicWorld/playlists


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 10 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 18 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL