Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest Cz maja 23, 2024 2:29 pm

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 29 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: Wt lip 09, 2019 7:08 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz cze 18, 2009 11:04 am
Posty: 10406
Lokalizacja: miasto100mostów
Mam w pracy takiego kolegę Emila. Poznaliśmy się jakiś rok temu gdy usiadł koło mojego biurka. Okazało się, że jest biegaczem pasjonatem i to dużo większym freakiem niż ja, więc błykawicznie znaleźliśmy wspólny język. Emil jest zdecydowanie bardziej doświadczony, już wiele lat temu właściwie porzucił asfalt na rzecz ultramaratonów terenowych. Kilka razy zdarzyło mu się zajmować wysokie miejsca na zawodach. No jednym słowem o ile na asfalcie na dystansach do półmaratonu jeszcze można powiedzieć, że jestem zbliżony do niego poziomem, o tyle im dalej i w trudniejszym terenie – tym różnica jest wyraźniejsza.

Pewnego dnia opowiedział mi o zawodach rozgrywanych w Bieszczadach Wschodnich – Bojko Trail. Z pytaniem czy bym nie pojechał zmierzyć się z ultra i pobiegać wśród pięknej przyrody. Wszystko brzmiało bardzo kusząco, ale zważywszy na to, że wyjazd na Ukrainę musi zająć sporo czasu, którego mi ogólnie brakuje na takie banialuki jak bieganie po krzakach, grzecznie odpowiedziałem, że wątpię czy będę mógł.

Po kilku miesiącach okazało się jednak, że akurat w weekend kiedy rozgrywane są zawody cała moja rodzina jest u teściów. Nieśmiało zacząłem pertraktacje z żoną:
- Kochanie, bo jest taki bieg na który chciałbym pojechać z Emilem...
- No to jedź.
- Ale to jest ultramaraton 80 kilometrów i cały weekend.
- Jedź, przecież i tak nas wtedy nie ma.
- Ale to jest w Bieszczadach...
- No i ok, jedź jak chcesz.
- Ale ukraińskich...
- No i ok. Wiesz co robisz. Jedź.
Zdębiałem. „Eeeeeeemil, jadę na Bojko!!!”

Nie muszę chyba opisywać jakie wątpliwości targały mną przed wyjazdem. 82 kilometry, suma przewyższenia ok. 3800 metrów. Nigdy nie pokonałem takiego ani nawet zbliżonego dystansu, lecz postanowiłem spróbować. Ostatecznie, limit na ukończenie zawodów wynosił aż 20 godzin. Nawet zakładając marsz przez zdecydowaną większość trasy, spokojnie powinienem się w tym limicie zmieścić. I takie było moje początkowe założenie – potraktować to jako turystykę i szansę na zeksplorowanie terenu, gdzie nigdy jeszcze mnie nie było, a który bardzo mocno mnie interesował.

Emil ogarnął fajny nocleg ok. 3 kilometry od bazy zawodów. A ta mieściła się w miejscowości Żdeniewo, w Okręgu Zakarpackim na Ukrainie. Jeśli popatrzy się na mapę, Żdeniewo wydaje się położone bardzo blisko południowo-wschodniego krańca granic Polski. Jednak dostanie się tam nie jest takie proste. Nasz plan zakładał przejazd samochodem do Przemyśla, gdzie przesiadaliśmy się na autobus zapewniony przez organizatora imprezy. Trasa autobusu stanowiła jednak ogromne półkole sięgając aż obwodnicy Lwowa. Jazda przez góry po ukraińskiej stronie nie wchodziła w grę i z tego powodu odległość od Przemyśla do bazy wyniosła aż... 270km.

Nasza wyprawa zaczęła się już w czwartek. Do Przemyśla dotarliśmy bardzo sprawnie. Niestety, dalej było już tylko gorzej. Zanim zebrali się wszyscy ludzie to złapaliśmy już godzinę opóźnienia. Na granicy drugie tyle. A potem – jak na wycieczce szkolnej. Nachlali się wszyscy piwska i co 50km przerwa na lanie. Mogliby normalnie się wódki napić. Dokładając do tego, że jechaliśmy strasznymi złomami, okazało się że podróż do Żdeniewa zajęła nam z Przemyśla... 8 godzin.

Nasze miejsce noclegowe to piękny i nowy ośrodek zwany „Wooden House”. Standard naprawdę wysoki. Ta nazwa w języku angielskim to chyba na przekór, bo absolutnie nikt z obsługi nie mówił słowa po angielsku, a w restauracji nie było menu w innym języku niż ukraiński. Ale nic to. Nie przeszkadzało nam to absolutnie. Jakoś potrafiliśmy się dogadać, a i kilku ukraińskich słówek się nauczyliśmy. Całe szczęście, że jakiś czas temu sam z siebie nauczyłem się czytać bukwy, bo bez tego było by już kiepsko.

Po pysznym bograczu i jako takim rozpakowaniu się udajemy się na spoczynek. Ale wiecie, ja, jak to ja, na piątek miałem już swój plan. Wszak zawody odbywały się dopiero w sobotę, a czy można siedzieć bezczynnie w Bieszczadach na Ukrainie cały dzień. No nie można. Tylko co robić – na wszystkie interesujące masywy górskie będące w pobliżu Żdeniewa... wbiegniemy kolejnego dnia. Zacząłem wnikliwie studiować mapę biegu na dystansie 150km, który w swojej drugiej części wbiegał na naszą trasę, natomiast w pierwszej przemierzał cały masyw Połoniny Borżawy. Borżawa... gdzieś już to słyszałem. Od Żdeniewa kawał drogi. Trzeba był się dostać do położonego u jej podnóża miasta Wołowiec. Jeszcze w pracy, kilka dni wcześniej, zaczepiam mojego kolegę z pracy, Oleksandra:
- Sasza, macie tam jakąś stronę gdzie można sprawdzić rozkład jazdy autobusów na Ukrainie?
- No pewnie.
- Sprawdź mi, proszę, połączenia w dzień powszedni na trasie Żdeniewo – Wołowiec na Zakarpaciu. Rano do Wołowca, po południu z powrotem.
Po paru minutach: - 7.07 ze Żdeniewa, z powrotem 12.40, potem 17.00.
- Dzięki. Masz u mnie piwo.
- Ale ja nie piję.
- Ty Ukrainiec i nie pijesz??? Bezalkoholowe ci przyniosę.

Wychodzę z naszej kwatery przed 7 rano uważając żeby nie obudzić Emila. Emil, przygotowując się na walkę na maksa na zawodach, raczej nie miał ochoty wypruć się łażąc po górach dzień wcześniej. W pełni go rozumiem. Trochę bez przekonania poszedłem ku centrum miejscowości, po dziurawym asfalcie, mijając walące się chałupy. W pewnym momencie drogę zagrodziły mi dwa spore psy, ale minąłem je bez żadnego problemu. Przy sklepie jest przystanek. Czeka jakiś miejscowy. „Awtobus na Wołowiec teraz, siem?” – zapytałem, nie wiedząc, czy „teraz” zostanie zrozumiane, ale pokazując palcem przegub ręki. „Daaa! Ze Szczerbowca idu!” – jakoś tak brzmiała odpowiedź, co by się faktycznie zdarzało, bo „awtobus” miał jechać ze Szczerbowca. Mimo, że sceptycznie podchodziłem do otrzymanego przez Saszę rozkładu – autobus był jak miał być. Można by zegarek nastawić, gdybym jakiś miał, to bym tak zrobił.

Kilka minut po siódmej podjeżdża przedpotopowy, krótki autobus. W środku trochę starszych ludzi, trochę młodzieży. Widać, że w okolicy ludziom się nie przelewa. Szczerze mówiąc współczuję ludziom, że muszą egzystować w takich warunkach. Poza przyrodą, niemal wszystko jest naprawdę paskudne. Wydaje mi się, że dużo gorsze niż w Polsce na przykład w latach 90. Do Wołowca jadę ok. 50 minut. Zgodnie z rozkładem. Pierwsze 10 kilometrów wleczemy się czasem ze ślimaczą prędkością przez ogromne dziury. W sumie – wiadomo dlaczego autobus tak wygląda. Szkoda na takie drogi lepszego. Wołowiec okazał się przepięknie położonym, ale obskurnym i zaniedbanym miasteczkiem. Pod brudnymi blokami stały zdezelowane samochody – w większości stare łady. Ale za to ludzie uśmiechnięci i przyjaźni. Wchodzę do cukierni po jakieś bułki. Pokazuje którąś z półek. „Szokolada” „A te?” „Smorodinka” Smorodinka to chyba będzie jakaś jagoda, biorę. Wychodzę z miasteczka w góry idąc po znakach Bojko Trail. Bieg na 150km ma się zacząć jakieś 10 godzin później.

Za wiaduktem kolejowym kieruję się najpierw przez malownicze łąki, a optem lasem, bardzo stromo w kierunku widocznej doskonale z Wołowca góry z krzyżem. Mam do niej jakieś 700m przewyższenia i większośc podejścia to stromy, miejscami zawalony leżącymi bukami, las. Tuż przed wierzchołkiem wychodzę ponad jego poziom, na połoninę. Ojej. Borżawa jest naprawdę ogromna. Zupełnie nie do porównania z naszymi Bieszczadami. Wielki Wierch, głowny zwornik masywu przesłania znaczną część horyzontu i wydaje się bardzo daleko. A Stij, najwyższy wierzchołek, jest jeszcze sporo od niego, w grani odbiegającej w prawo.

Obrazek
1. Zaczynam podejście ładnymi łąkami nad Wołowcem


Obrazek
2. Daleko na horyzoncie miejsce jutrzejszej akcji - po lewej dwuwierzchołkowa Ostra Hora, po prawej Pikuj


Obrazek
3. Ze szczytu Temnatyk na wierzchołek z krzyżem górujący nad Wołowcem

Pod krzyżem bardzo mocno wieje. Zastanawiałem się czy w ogóle kontynuować wycieczkę, bo autentycznie od tego wiatru bolały mnie uszy a nie miałem żadnej czapki lub buffa. Postanowiłem jednak, przynajmniej na razie iść dalej. Po kilkunastu minutach docieram na szczyt o nazwie Temnatyk. Ma on trochę ponad 1300 m n.p.m. Doskonale widzę dalszą drogę na Płaj pokryty wszelkiej maści antenami i różnymi dziwnymi instalacjami, oraz dużo dalej i wyżej - Wielki Wierch. Najwyższe partie Borżawy, pocięte głębokimi żlebami i całe zielone, robiły kapitalne wrażenie.

Obrazek
4. Najwyższa część Borżawy w całej okazałości - Stij


Obrazek
5. Po lewej Płaj, w głębo Wielki Wierch


Obrazek
6. Dolina Osy - kapitalne wrażenie to robiło

Wiatr nie słabł, ale jakoś parłem dalej. Coraz częściej biegiem. Na Płaj dotarłem w takim czasie, że pomyślałem, że jest szansa pójść na Wielki Wierch i zbiec na dół do Wołowca jeszcze przed odjazdem autobusu planowanym o 12.40. Ale wtedy musiałbym podkręcić tempo. No i tak zrobiłem. Nie chciałem wracać aż o 17 bo to by oznaczało, że po odebraniu pakietu na jutrzejszy bieg, na regenerację miałbym bardzo mało czasu.

Obrazek
7. Grań z Wielkiego Wierchu na Stij


Obrazek
8. Grań z Wielkiego Wierchu na Humbę i Żyd-Magurę


Obrazek
9. Stamtąd przyszedłem.


Obrazek
10. Zbliżenie na Płaj


Obrazek
11. Widok na północny wschód

Robię jedynie krótką przerwę na jedzenie i picie, poza tym napieram cały czas. Po zejściu z Płaju na płytko wciętą przełęcz zostało mi jakieś 300m podejścia do celu wycieczki. Na Wielkim Wierchu zjawiam się jakieś 2:40 po starcie z Wołowca. O dziwo na tym wybitnym szczycie wiało słabiej niż poniżej. Widok z wierzchołka jest rozległy i urozmaicony. Wielki Wierch jest zwornikiem grani Stija oraz ogromnej grani schodzącej ku Humbie oraz Żyd-Magurze (swoją drogą ciekawa nazwa). Oj, kusił mnie ten Stij, kusił. Grań wyglądała wspaniale i jestem pewien że była by bardzo widokowa i przyjemna do przejścia. Spojrzałem na zegarek. Ponad 12km już nabite. I 1300m podejść. Idąc na Stij w 2 strony miałbym wycieczkę niemal 40-kilometrową i prawie 1500m podejść… Za dużo. Za dużo jak na wielki wysiłek, który miał czekać mnie następnego dnia. Zdecydowałem się schodzić.

Szybkim tempem zbiegam na Płaj, na którym tymczasem rozpoczęło się już rozstawianie pierwszego punktu kontrolnego i żywieniowego dla biegu 150km. Rozmawiam chwilę z wolontariuszami i następnie ruszam dalej. Prosto z Płaju zbiegam do Wołowca, nie robiąc już koła przez Temnatyk.

Na przystanek autobusowy wpadam na 10 minut przed odjazdem. W awtobusie - niemal te same twarze co rano. Godzinę później jestem już obok Emila i jego dobrego znajomego, Fabiana, na obiedzie. “O, a to jest właśnie ten wariat, który przed 80km ultra wstaje o świcie i leci w góry” - przedstawia mnie Emil. Jemy obiad i pijemy piwo. Następnie odbieram pakiet startowy i jesteśmy gotowi aby wracać do pensjonatu na odpoczynek. Nie powiem żebym był jakoś wyjątkowo świeży. Nie jestem przyzwyczajony do biegania po górach i czuję mocno czwórki i łydki. Zastanawiam się czy tak forsowna wycieczka nie była błędem, bo jakbym faktycznie przez to spuchł na zawodach to lekko bym się ośmieszył.

Z niewyraźnymi myślami kładę się na dwugodzinną drzemkę. Tymczasem rozszalała się wściekła burza “Oho, na dystansie 150km właśnie startują, ale będa mieli na Borżawie zadymę…” Wstaję wieczorem i zaczynamy się pakować. Emil to profesjonalista. Wszystko poukładane, wie co zabrać z dokładnością do jednego żelu i nie bierze ani jednej zbędnej rzeczy. Pakuje cały sprzęt obowiązkowy i żarcie do kamizelki biegowej o pojemności… 5l. Masakra. Patrzę na swoje rzeczy i swój plecak biegowy. Nie, nie wcisnę, nie ma bata. Nie wiem jak zareaguje moje ciało na taki dystans. Muszę wziąć dwie pary zapasowych skarpet, zapasową koszulkę, bluzę, bardzo boję się otarć. Zdecydowałem się lecieć w moich butach biegowych na asfalt, a nie w trekingowych, ciężkich Salewach. Poza tym, gratisowo muszę zabrać… kabel oraz powerbank bo mam tak świetny zegarek, który trzyma na GPSie może w porywach do 4 godzin. No i najważniejsze - wiem, że muszę wziąć kije trekingowe a do małego plecaka biegowego nie ma gdzie ich przytroczyć. “Emil, ja biegnę z plecakiem turystycznym 36l. Będę wyglądał jak debil ale to jest sprawdzony sprzęt a mi nie zależy na pojedynczych minutach. Mogę mieć trochę ciężej” “Moim zdaniem dobrze robisz”. No i ok. Kończę pakowanie i jesteśmy gotowi do spania. Pobudka ustawiona na 2.30. Po chwili przewracam się z boku na bok. Jak to będzie. Cholera, nogi mnie napier.dalają jak złe, po co ja lazłem w te góry dziś.

Budzimy się, jemy drobne śniadanie i jesteśmy gotowi do wyjścia. Po kilkunastu metrach za pensjonatem zatrzymuje się auto na ukraińskich blachach i koledzy Ukraińcy wołają do środka. Grzecznie dziękujemy i po chwili wysiadamy przy bazie - ośrodku Extreme. Ruch, pełno biegaczy, wszyscy wyglądają jak profesjonaliści. Witamy się z Fabianem, na marginesie - super gościem. Emil leci na rozgrzewkę, ja uważam, że nie ma sensu. Przed czwartą pamiątkowe zdjęcie, piątki, życzenia powodzenia. Kilka słów od Sławka, głównego organizatora. Odliczanie od dziesięciu, głośno: dziesięćdjesjac, dziewięćdziewjać,..., trzytrrrriiiiii, dwaaaaaaa, jedenaaaadddinn!!!! START!!!! Jak to pięknie brzmiało w dwóch językach jednocześnie. Poszli.

Emila straciłem z oczy od razu, poszedł jak dzik w żołędzie, myślałem że część dystansu przebiegnę chociaż z Fabianem, ale gdzie tam. Też mi zniknął od razu. Pierwsze dwa kilometry, jeszcze we wsi to asfalt, zakręt i w górę, w stronę Pikuja. Na najwyższy szczyt Bieszczadów czekało nas prawie 1000m przewyższenia i 10 km w poziomie. Szczerze mówiąc pierwsze kilometry leciało mi się fatalnie. Z niecierpliwieniem wypatrywałem jakiegoś odcinka pod górę, na którym z czystym sumieniem można by przejść do marszu. Na szczęście trafił się takowy już po kilkunastu minutach. Im bliżej Pikuja tym stromizna była większa, a ja czułem że delikatnie odżywam. Co jakiś czas odwracam się do tyłu i sprawdzam czy widać jakieś światła czołówek czy też jestem ostatnim maruderem. Ale ludzi za mną było sporo. Pod górę trzymałem dobre tempo i widziałem, że wyprzedzam sporo mocno dyszących ludzi idąc po prostu swoim standardowym tempem. Po półtorej godziny zaczyna się mocno przejaśniać i wstaje piękny dzień. Trasa biegu wyprowadzała na grań na północny zachód od wierzchołka, należało kawałek odbić aby go zdobyć, następnie odwrócić się na pięcie i pognać długą połoniną.

Obrazek
12. Wschód słońca na Pikuju


Obrazek
13. Druga część trasy prowadziła przez Ostrą Horę i Połoninę Równą. Jak to daleko!


Obrazek
14. Z Pikuja na południe

Myślałem, że na mijance spotkam Emila lub Fabiana ale gdzie tam. Bez szans. Na Pikuju jestem po 1:55 od startu. Jem żel, robię kilka zdjęć i lecę w dół. Następny odcinek drogi to 12km biegu długaśną połoniną aż do pierwszego punktu żywieniowego - Żurawki. Trasa przez większą część tego odcinka prowadziła niemal samą granią, wąziutką ścieżką, zarośniętą trawą, gdzie od czasu do czasu czaiły się niewidoczne kamienie. Należało bardzo uważać. Od czasu do czasu tylko jej bieg schodził do poprowadzonej trawersem wyjeżdżonej przez auta drogi. Połonina była długa i piękna, widoki dopisywały. Szedłem dość żwawym krokiem przez większość czasu, wygodniejsze odcinku prowadzące lekko w dół zbiegałem.
Na Połoninie Żurawce pojawiam się w czasie 3:50. Za mną 23km, oraz 1250m podejść. Można powiedzieć, że jakieś 30% trasy.

Obrazek
15. W stronę Żurawki. Pikuj został daleko na horyzoncie

Szczerze mówiąc tak kapitalnej obsługi na punktach żywieniowych się nie spodziewałem. Biegacze zjeżdżają właściwie jak do pitstopu a wolontariusze sami wyciągają bidony, pytają czym napełnić, co podać do jedzenia. Jestem pełen podziwu i wdzięczności dla tych ludzi ponieważ odwalają kawał KAPITALNEJ roboty. Obsługa na tym biegu była taka, że z każdego punktu wybiegałem z bananem na ustach (w ustach często też), głośno dziękując całej obsłudze, która jeszcze życzyła powodzenia i dopingowała do dalszego wysiłku. A poza tym, jeśli chodzi o samo żarcie - ciastka, kabanosy, pomidory z solą (super pomysł na długie dystanse), cola, ciepła herbata, woda, izotonik, na dalszych punktach też zupy i risotto. Solidnie posilony i uzbrojony w napoje na dalszą część drogi wybiegam na trasę. Do kolejnego punktu - Roztoka - zostało około 15km, w większości zbiegu. No i będzie to połowa drogi, więc głowa będzie już inaczej pracowała.

Obrazek
16. Grań Starostyny

Z Żurawki jeszcze ok 6km szliśmy i biegliśmy granią, mijając ostatni wybitny szczyt - Starostynę, zbiegaliśmy w lewo gęstym bukowym lasem ku przysiółkowi Husnyj. Co ciekawe, ten najdalej położony na północ punkt trasy znajduje się tylko kilka kilometrów w linii prostej od granicznej Opołonka.

W Husnym pojawił się jedyny problem nawigacyjny. Miejscowi musieli pozdejmować taśmy, nie było ich przez dłuższy czas i wśród kilku biegaczy, trochę zgłupiałem w tamtym momencie. Wiedzieliśmy, że musimy się dostać na drugą stronę potoku i kawałek w górę zbocza jest droga prowadząca do Roztoki. Tylko znaków niet. W końcu jakiś miejscowy stojący koło szopy wskazuje nam ręką kierunek. Drzemy na przełaj przez jakieś chaszcze, na szczęście szybko wybiegamy na drogę. To już 33km w nogach. Jakaś para obok mnie zaczyna biec. A ch… Lecę z nimi. W sumie to jeden grzyb - biegnąc męczę się tak samo jak idąc a przynajmniej jest szybciej. Po kilku kilometrach biegu (nie myślałem, że na tym etapie trasy jeszcze będę biegł) i kolejnym dłuższym odcinku bez znaków mijamy kolejnego miejscowego. “Magazin?” - pokazuje ręka. Punkt żywieniowy jest koło sklepu “Da!” “Skolko kilometriw?” “Dwa!” “Diakuju!” Do Roztoki wpadam i zaczynam pochłaniać jedzenie jak najęty i wlewać w siebie colę. 39km za mną i prawie 1700m podejść. Niedługo będzie połowa dystansu. Od startu minęło prawie 7 godzin. Myślę sobie, że jest opcja złamania 15h, mojej zakładanej granicy przyzwoitości.

Po chwili lecę dalej, w kierunku kolejnego wysokiego szczytu - Ostrej Hory. Najpierw błotniście przez bukowy las. Oby do połoniny, zaczną się jakieś widoki to będzie łatwiej. Ale do Połoniny było jeszcze dobre 600m przewyższenia, a ja zaczynałem odczuwać efekty wysiłku, przede wszystkim energetyczne. Mimo to, kiedy wydawało mi się ,że idę wolno, okazało się, że doganiam moją znajomą parę (z Niepołomic byli, małżeństwo). Tak czy inaczej trzeba było napierdzielać dalej. Wychodzimy po dłuższej chwili na otwartą przestrzeń ku północnemu wierzchołkowi Ostrej Hory. W pewnym momencie wchodzimy w teren opanowany przez motyle, których było tam tysiące. Unosiły się nad ukwieconymi łąkami, siadały na biegaczach. Fenomenalne wrażenie. Ostra jest przepięknym punktem widokowym. Rozglądam się na przeogromną połoninę Pikuja po jednej stronie doliny, oraz wielki, przysadzisty masyw Połoniny Równej, ostatniego dużej wyzwania dzisiejszego biegu. A na horyzoncie cały czas była widoczna Borżawa. Z południowego wierzchołka Ostrej Hory doskonale było już widać kolejny pitstop na Przełęczy Perełuki. Punkt ten był przecięciem układającej się w ósemkę trasy biegu, z mniejszą pętlą przez Połoninę Równą będącą jeszcze przede mną.

Obrazek
17. już na Ostrej Horze. Widok na połoninę Pikuja


Obrazek
18. Połonina Równa z Ostrej Hory


Obrazek
19. Zejście w stronę Perełuk

Perełuka. Znów genialna, chyba najlepsza obsługa. Znów wlewam w siebie litr coli, jem barszcz, risotto, banany, kabanosy, pomidory z solą. 9 godzin. 9 godzin od startu. Myślę sobie - 4 godziny pętla przez Równą i do mety - może się uda w 15h.
Wybiegam z Perełuki z dopingiem wolontariuszy. Tutaj biegacze już naprawdę wyglądają na dobrze zmielonych. 48km za nami i ok 2600m podejść. Teraz trasa prowadzi w dół, po chwili doszedł mnie biegacz z dystansu 150km. Mój 50 kilometr, jego - 125. Zabieram się razem z nim i lecimy. Mówi, że jest na razie na trzecim miejscu. Pierwszy z nich wyprzedził mnie jak bolid F1 jeszcze przed Żurawką, kilka godzin wcześniej. Mega mocny zawodnik z Ukrainy.

Po kilku kilometrów zbiegu skręcamy w prawo i zaczynamy podejście na Równą. Odpuszczam mojego zawodnika i idę za grubszą potrzebą. Wychodzę z lasu lżejszy i wracam na trasę. Po chwili dochodzi mnie czwarty zawodnik z dystansu 150km. Mówi, że jest już zajechany i nie powalczy. Odpowiada mi jego tempo. Idziemy razem następne niemal 10 kilometrów. Droga dłuży się jak cholera, jest wrażenie, że tą połoninę obchodzi się ze wszystkich stron. W końcu docieramy do charakterystycznych betonowych płyt. Za chwilę mija nas ukraińska ciężarówka z turystami. Na szczycie jakieś stare instalacje wojskowe, zatrzymuję się porobić zdjęcia ale szybko pakuję aparat bo meta zaczyna już przyciągać. Zresztą, Równa widokowo chyba słabiej się prezentuje niż Ostra, wierzchołek jest wielki i płaski, nie ma tego fenomenalnego uczucia przestrzeni.

Obrazek
20. Widok z Połoniny Równej

Zostało zaledwie 17km i to właściwie już bez żadnych podejść. W dół, w dół do Perełuk. Zbiegam, właściwie cały czas już zbiegam, schodzę tylko ostrożnie zdradliwe, błotniste odcinki. Pętla zajmuje mi 4 godziny i kilka minut. Wiem, że to zrobię! Micha mi się cieszy bo wiem, że ukończę ten bieg. W Perełukach już z daleka obsługa punktu bije brawo i z daleka dopinguje. Mega uczucie! 70km za mną, pochłaniam na tempo kolejne risotto i lecę dalej. Wolontariuszka na rozejściu proponuję, że może bym poleciał jeszcze raz na Równą. Ech, może innym razem.

Po chwili doganiam jedną dziewczynę, mówi że jest zajechana i puszcza mnie przodem. Podchodzę, w dół delikatnie zbiegam. Organizatorzy przyczepili do drzew kartki odliczające kilometry do mety z filozoficznymi komentarzami typu “7km Blisko a jednocześnie daleko”. Mija 14h od startu, zbliża się asfalt w dolinie, w końcu jest. Ostatni przystanek, dopijam resztki płynów, przyczepiam kijki do plecaka i lecę. Już się nie zatrzymuję. Mam w nogach 80km po górach i biegnę do mety. Ostatnie 3 kilometry. Przed samą metą ludzie przybijają piątki, jeszcze dopingują. Jeeeeest. Zrobiłem to.

14 godzin i 25 minut. 82,3km i 3730 metrów podejść po ukraińskich Karpatach. Pięknych Karpatach. Przebiegłem Bojko Trail 80+!!!!!!!

Zakładają mi medal, robię sobie jeszcze pamiątkowe zdjęcie, piję piwo. Na mecie chwilę wcześniej ściskam się ze Sławkiem, organizatorem. Dziękuję za piękną imprezę, proszę aby przekazać ogromne dzięki wszystkim zaangażowanym , szczególnie za kapitalną robotę na punktach. Mówię, że to mój pierwszy górski bieg w życiu. Sławek patrzy na mój plecak i się śmieje, żebym na nastepną 80tkę kupił sobie może biegowy…

Obrazek
21. Meta!

Jem kolejny obiad, wracam na kwaterę, znów Ukraińcy zabierają na stopa. Po powrocie ściskam Emila. On skończył 3 godziny przede mną, zajął 20 miejsce na 100 facetów, ja byłem 59. No i ok. Jak na debiut - spoko. Wrażenia były kapitalne, dziękuję Emilowi, gdyby nie on, nawet bym o tej imprezie nie wiedział. Zwycięzca miał czas lekko ponad 9 godzin.

Idziemy na kolejny borszcz i wereniki iz hribami. Prosimy o ukraińskie piwo. Właścicielka przynosi nam Stellę Artois… Trochę beka ale co tam. Ostatecznie bierzemy Gambrinusa. Nie mają nawet Lwiwskiego. Stawiam za to po setce ukraińskiej horyłki. Zaserwowana elegancko w karafce, rozlewam, wychylamy…. K…! Jaka ciepła. Chyba ze 25 stopni. Wykrzywia nam mordy, ale co tam. Wypiliśmy, zjedliśmy i spać.

Kolejnego dnia pakujemy się, właścicielka pensjonatu odwozi nas pod Extreme. Po ceremonii zakończenia imprezy i wręczenia nagród pakujemy się do autobusu. Znów jedziemy do Przemyśla 8 godzin. Biorę na stopa do Krakowa 2 wolontariuszki. O dziwo nie chce się nawet spać po drodze, dojeżdżamy bez przerwy na kawę i o 1 w nocy jesteśmy w domu.

To była prawdziwa przygoda!

I tak sobie myślę, że może w piątek należało iść na ten Stij...


PS. Ten film pewnie lepiej oddaje klimat imprezy niż moje marne zdjęcia:

_________________
'Tatusiu, zostań w samochodzie, a my zobaczymy gdzie zaczyna się nasz szlak.'


Ostatnio edytowano Wt lip 09, 2019 7:49 pm przez Krabul, łącznie edytowano 1 raz

Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lip 09, 2019 7:46 pm 
Weteran
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr lis 12, 2008 12:37 pm
Posty: 139
Fajna przygoda. Tereny są rewelacyjne, złaziłem je z plecakiem, więc czytając relację w myślach widziałem którędy biegniesz. :wink:


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lip 09, 2019 8:01 pm 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): N sie 25, 2013 10:23 am
Posty: 1500
coshoo napisał(a):
Tereny są rewelacyjne, złaziłem je z plecakiem, więc czytając relację w myślach widziałem którędy biegniesz.


A ja nie, ale to nawet dobrze, relację czytałem jak jeszcze nie było wrzuconych zdjęć z biegu (fajnie móc to sobie tak zwyczajnie wyobrazić, jak podczas czytania książki, a potem zweryfikować po wrzuceniu fotek).

80 km kurna, nigdy w życiu tyle w tygodniu nie przebiegłem, a co dopiero w trakcie jednego biegu :eye: Skurczy żadnych nie było? Może chociaż jakieś zakwasy na następny dzień się pojawiły...? :eye:

Ale te buty i skarpety na mecie jakoś dziwnie czyściutkie, ja na Mardule to już w okolicy Murowańca byłem upierniczony jak stół u Durczoka... :eye:

Gratulacje!


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lip 09, 2019 8:12 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz cze 18, 2009 11:04 am
Posty: 10406
Lokalizacja: miasto100mostów
Tereny są zaprawdę rewelacyjne.

Rambubu sam mnie sprowokowałeś:

czyste buty (czarno-niebieskie):

Obrazek

czyste skarpetki:

Obrazek

Compressy faktycznie zostały w miarę czyste bo się nie wygrzmociłem jakoś koncertowo, było względnie sucho, a po błocie miałem ślimacze tempo.
Skurczy na szczęście nie było, zakwasy są duże, wczoraj trochę rozbiegałem ale jeszcze trzymają. Na rollerze łydki i pasmo biodrowo-piszczelowe jeszcze jak się mogę, ale czwórki tak skatowane, że nie jestem w stanie wyrolować. Wyję z bólu.

_________________
'Tatusiu, zostań w samochodzie, a my zobaczymy gdzie zaczyna się nasz szlak.'


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lip 09, 2019 8:26 pm 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): N sie 25, 2013 10:23 am
Posty: 1500
Ok, możesz skasować te zdjęcia, walorów estetycznych relacji nie dodają :mrgreen:
Kompresyjne wprowadzały w błąd :lol:

BTW, ja w ogóle nie mam rollera i jakoś przekonać się do niego nie mogę (badania też jakoś niespecjalnie przekonują). Wydaje mi się, że nawet w okresach, gdy zdarza mi się biegać po te 60-70 km tygodniowo, całkowicie wystarcza mi zwykłe rozciąganie.

No ale ja tam sobie biegam rekreacyjnie, na poziomie całkowicie amatorskim.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lip 09, 2019 8:34 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz cze 18, 2009 11:04 am
Posty: 10406
Lokalizacja: miasto100mostów
No a ja na jakim jak nie na amatorskim? Ja mam średnią tygodniową w tym roku jakieś 45 kilometrów.

Wiesz, ilu ludzi tyle opinii. Mi roler pomaga bardzo. Rozciąganie to jest jedno. Tylko żeby dobrze mięsień rozciągnąć to należy go napierw rozluźnić.
Dla mnie roler ma kapitalne znaczenie prewencyjne przed kontuzjami. Jak tylko czuję gdzieś napięcie - achilles, rozcięgno podeszwowe, pasmo biodrowo piszczelowe, plecy - to zwykle sesja na rolerze od razu przynosi ulgę.
Poza tym, jak idę na szybki trening to 5-10 minut z rolerem działa cuda. Nogi są luźne i podają nieporównanie lepiej.

Ja tam się zresztą aż tak dużo nie roluję, bywają i okresy 2 tygodnie, że mi się akurat nie chce lub nie mam czasu (a rozciągam się po niemal każdym treningu), ale potem muszę się dokładniej wyrolować bo spięcia się nakładają na siebie, robią sie punkty spustowe itp.

Generalnie - ilu biegaczy tyle podejść. Znam wielu, którzy się nie rolują a biegają i po 100 tygodniowo, i się nie kontuzjują i żyją.

_________________
'Tatusiu, zostań w samochodzie, a my zobaczymy gdzie zaczyna się nasz szlak.'


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lip 09, 2019 9:07 pm 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): N sie 25, 2013 10:23 am
Posty: 1500
No i pewnie stąd to amatorskie (tak, wiem, przykładowy Bartek Olszewski też jest amatorem :mrgreen: ) podejście u mnie - gdy ja czuję gdzieś napięcie, to po prostu luzuję z treningiem albo w ogóle wypoczywam ;-) Stąd typowych kontuzji biegowych raczej nie mam (od jakichś dwóch lat czasem pobolewa mnie achilles, ale zauważyłem, że jest to w dużym stopniu uzależnione od tego, w jakich butach, o jakim dropie aktualnie biegam).

Inna sprawa, że raczej nie notuję żadnego progresu, ale i jakoś tak bardzo mi na nim nie zależy. No, może kiedyś w końcu, dla przyzwoitości, wypadałoby złamać to 40 min na dychę, bo podobno każdy jest w stanie ;-)

Ja tam bardziej jestem ciekawy jak generalnie oceniasz górskie bieganie w porównaniu do asfaltu? Zamierzasz dalej śrubować wyniki na asfalcie, przerzucasz się na góry, czy może decydujesz się na łącznie jednego z drugim...? Góry są fajne o tyle, że podejście do biegu jest bardziej luźne, nie ma ciśnienia, żeby każdy kilometr utrzymywać takie a nie inne tempo, nie ma tego ciągłego spoglądania na zegarek i całej otoczki z tym związanej. W ogóle zazwyczaj panuje fajna, kameralna atmosfera, no i sam bieg przebiega w znacznie przyjemniejszych okolicznościach przyrody ;-)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lip 09, 2019 9:35 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz cze 18, 2009 11:04 am
Posty: 10406
Lokalizacja: miasto100mostów
Rambubu napisał(a):
Ja tam bardziej jestem ciekawy jak generalnie oceniasz górskie bieganie w porównaniu do asfaltu? Zamierzasz dalej śrubować wyniki na asfalcie, przerzucasz się na góry, czy może decydujesz się na łącznie jednego z drugim...?
Szczerze - nie wiem. Chyba nie miałem jeszcze okazji się nad tym głębiej zastanowić. Ta impreza była kapitalna i w ogóle to bieganie po górach jest fajne. Ale chyba czuję, że bieganie jest środkiem, żeby uczynić tę górską wycieczkę bogatszą, pełniejszą, a nie celem samym w sobie. To znaczy dzięki bieganiu mogę przejść więcej gór i to mnie cieszy, a nie na przykład samo to, że zajmuję jakieś tam miejsce w biegu górskim.
Prawda jest taka, że żeby biegać ultra tak jak bozia przykazała i być chociaż średnim zawodnikiem to musiałbym tak jak Emil co niedzielę napier.dzielać po 25-30km na Ślęży, porządny trening z konkretnymi przewyższeniami. I wtedy proszę bardzo. A teraz? A teraz to ja takim ultramaratońskim turystą jestem co najwyżej.
Pytanie to czy jakbym, pojechał na zawody np. w Sudety to podobało by się równie jak na Bojko. Nie wiem.
Kolejne pytanie - czy ja tak w ogóle potrzebuję zawodów żeby robić takie numery? Od lat mam zamiar przejść w dwa dni Tatry Niżne. Zadawałem sobie pytanie czy dałbym radę. No to już znam odpowiedź. Tylko czasu nie ma bo dzieci małe. A jak będzie wreszcie czas i forma to może i Wielką Fatrę trzeciego dnia dołożę, a co.

Ale wiesz... Słyszałem od Ukraińców o Czarnohora Sky Maraton. To musiało by być zaje.biste. :mrgreen:

Co do asfaltu - asfalt mnie kręci nadal. Myślę, że mogę swoje granice przesuwać jeszcze bardzo bardzo daleko. Myślę, że jeśli wytrwam w treningu i ominą mnie kontuzje to i 35 minut na 10km kiedyś nabiegam i 3h w maratonie złamię.
Ale raczej będę wybierał lokalne imprezy bo jak sobie porównam takie Bojko do Nocnego Półmaratonu Wrocławskiego to mi się teraz chce śmiać.

Sorry za przydługą wypowiedź :mrgreen:

_________________
'Tatusiu, zostań w samochodzie, a my zobaczymy gdzie zaczyna się nasz szlak.'


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lip 09, 2019 10:16 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): So lut 09, 2013 10:52 pm
Posty: 1144
Lokalizacja: Łódź
No tak. :lol:
Masz dar pisania. Relacji z Grecji jeszcze nie czytałem, bo kiedyś tam się wybieramy i odłożyłem, żebym przeczytać z żoną.
Ale tę wciągnąłem nosem. I sobie pomyślałem
No tak :lol:

_________________
Gdzie wola - tam droga.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lip 09, 2019 10:38 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz cze 18, 2009 11:04 am
Posty: 10406
Lokalizacja: miasto100mostów
Dzięki.

Nie wiem czy Carcass przeczyta, ale... choć nie znam Go osobiście to sporo fotek widziałem w relacjach i... kierowca tego autobusu w Zdeniewie to wyglądał w 100% tak, jak sobie Carcassa wyobrażam.
Carcass, może Ty na tę Ukrainę to jeździsz nie tylko po górach łazić i smolić domaszną? :mrgreen:

_________________
'Tatusiu, zostań w samochodzie, a my zobaczymy gdzie zaczyna się nasz szlak.'


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr lip 10, 2019 6:32 am 
Stracony

Dołączył(a): Pn lut 11, 2013 4:09 pm
Posty: 9871
Lokalizacja: FCZ
Ja pier.. Dobrze ze nie pojechałem :) ale przejdziesz się jeszcze kiedyś z tymi wolniejszy i kolegami np na 10 rocznicę zdobycia przez nas MSW? :mrgreen: Ukraina fajna jest.
Graty wariacie

_________________
NIE MA LEPSZEGO OD MIĘGUSZA WIELKIEGO!


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr lip 10, 2019 8:16 am 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): N sie 25, 2013 10:23 am
Posty: 1500
Krabul napisał(a):
Kolejne pytanie - czy ja tak w ogóle potrzebuję zawodów żeby robić takie numery?


Podejścia są różne, kwestia priorytetów biegowych. Niektórzy odpowiadając na to samo pytanie dochodzą do wniosku, że nie ma sensu biegać jakichś zawodów, skoro życiówkę na przykładowe 5 czy 10 km mogą sobie spokojnie zrobić na treningu.

Krabul napisał(a):
Prawda jest taka, że żeby biegać ultra tak jak bozia przykazała i być chociaż średnim zawodnikiem


Może i tak, ale jest sporo imprez górskich na dystansach okołomaratońskich i krótszych. Wielka Prehyba, Supermaraton Gór Stołowych, Marduła, Złoty Maraton w ramach DFBG i wiele innych.

Krabul napisał(a):
Ale chyba czuję, że bieganie jest środkiem, żeby uczynić tę górską wycieczkę bogatszą, pełniejszą, a nie celem samym w sobie. To znaczy dzięki bieganiu mogę przejść więcej gór i to mnie cieszy, a nie na przykład samo to, że zajmuję jakieś tam miejsce w biegu górskim.


Tutaj mam tak samo, przy czym odnosi się to również do treningów asfaltowych.

A ten plecak biegowy to serio polecam zakupić (choć z relacji rozumiem, że takowy plecak posiadasz, ale nie był wystarczający aby spakować się na 80+ km). Ja używam Salomona Adv Skin w wersji 12litrowej i jestem bardzo zadowolony (kupiłem używkę, okazyjnie od znajomego, wiem że ceny nowych egzemplarzy są często dość wysokie). Doskonale sprawdza się też na takich krótkich, kilkugodzinnych wycieczkach jednodniowych, jak np. moja ostatnia sobotnia wycieczka Kuźnice - Zawrat - Krzyżne - Kuźnice. Spokojnie można do niego wepchnąć wiele rzeczy, które wypada mieć ze sobą, a z których niekoniecznie się skorzysta (ja tam ostatnio napchałem m.in. bluzę, kurtkę, rękawki, krem do opalania, dodatkową - bo nie samymi softflaskami człowiek żyje, a bukłaka nie lubię - 1,5l butelkę wody, sporo jedzenia, aparat i jeszcze spokojnie bym coś pomieścił).


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr lip 10, 2019 8:17 am 
Kombatant

Dołączył(a): Cz gru 15, 2016 11:53 am
Posty: 439
Lokalizacja: Łódź
Gratulacje!! W życiu bym tyle jednorazowo nie przeszedł, a co dopiero przebiegł :shock:


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr lip 10, 2019 8:35 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr lip 12, 2017 7:32 am
Posty: 4099
Brawo!!! Przejść tyle km sobie nie wyobrażam, a co dopiero przebiec. Gratulacje

Obrazek

Obrazek

Pięknie tam. W przyszłym roku muszę spróbować jakos się zorganizować na ukraińską stronę.

_________________
Urodziłeś się, by być prawdziwym, a nie perfekcyjnym.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr lip 10, 2019 8:37 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz cze 18, 2009 11:04 am
Posty: 10406
Lokalizacja: miasto100mostów
prof.Kiełbasa napisał(a):
ale przejdziesz się jeszcze kiedyś z tymi wolniejszy i kolegami np na 10 rocznicę zdobycia przez nas MSW?
Hehe, nic nie zastąpi czytania maestro Jaćkiewicza podczas wycieczki i składania depozytu z aluminiowych walców w potoku. Także spokojnie. Jeszcze aż tak mi nie odwaliło.
Rambubu napisał(a):
Podejścia są różne, kwestia priorytetów biegowych. Niektórzy odpowiadając na to samo pytanie dochodzą do wniosku, że nie ma sensu biegać jakichś zawodów, skoro życiówkę na przykładowe 5 czy 10 km mogą sobie spokojnie zrobić na treningu.
Kwestia jest taka, że o ile na razie dostrzegam wielką różnicę między wynikiem 37.30 a 38.00 na 10km, o tyle różnica 10h czy 11h na takim ultra już mi się nie wydaje tak wyraźna :mrgreen:
Ale człowiek dojrzewa z czasem, pewnie mi się jeszcze odmieni.

Na SGSa na pewno pojadę kiedyś, wydaje mi się, że to jeden z najciekawszych biegów w okolicach Wrocławia. No i kto wie - może kiedyś biegowa Ultrakotlina?
Rambubu napisał(a):
A ten plecak biegowy to serio polecam zakupić
Dostałem od teściów w prezencie plecak z camelbackiem. Było to jakieś 3 lata temu. I tak leżał sobie w szafie. Ale jakoś idea camelbacka mnie nie przekonuje. Chyba po prostu go sprzedam i kupię coś takiego jak zaproponowałeś.
Sebastian D napisał(a):
W życiu bym tyle jednorazowo nie przeszedł, a co dopiero przebiegł :shock:
Heh, dzięki, ale biegi ultra to przede wszystkim chodzenie. Przynajmniej na tym nienajwyższym poziomie.


Jeszcze o jednym w relacji zapomniałem. W okolicach Wrocławia jak się pojawi barszcz Sosnowskiego to w gazetach piszą. Na Ukrainie w Karpatach rośnie to wszędzie. I jest wysokości autobusu.

_________________
'Tatusiu, zostań w samochodzie, a my zobaczymy gdzie zaczyna się nasz szlak.'


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr lip 10, 2019 9:01 am 
Kombatant

Dołączył(a): Cz gru 15, 2016 11:53 am
Posty: 439
Lokalizacja: Łódź
Krabul napisał(a):
Jeszcze o jednym w relacji zapomniałem. W okolicach Wrocławia jak się pojawi barszcz Sosnowskiego to w gazetach piszą. Na Ukrainie w Karpatach rośnie to wszędzie. I jest wysokości autobusu.

W końcu roślina oryginalnie pochodzi z krajów byłego ZSRR - pewnie stąd takie rozmiary rośliny :mrgreen:


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr lip 10, 2019 9:14 am 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pn sie 26, 2013 8:03 pm
Posty: 788
Wlaśnie dzięki takim zakręconym ludziom życie jest ciekawe! Dzięki i gratulacje! A po tych górach mąż mój Sławomir motocyklem jeździ......

_________________
Wenus w Milo


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr lip 10, 2019 9:39 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr lip 12, 2017 7:32 am
Posty: 4099
A widzieliście osty czy jaskry w Bieszczadach - powyżej 2 m spokojnie mają.

_________________
Urodziłeś się, by być prawdziwym, a nie perfekcyjnym.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr lip 10, 2019 7:10 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N mar 09, 2014 2:19 pm
Posty: 3047
Gratuluję!
Jak zawsze świetna relacja. Miło patrzeć jak się kondycyjnie rozwijasz, już się z Tobą nie pochodzi na luzaka :-)

prof.Kiełbasa napisał(a):
ale przejdziesz się jeszcze kiedyś z tymi wolniejszy i kolegami np na 10 rocznicę zdobycia przez nas MSW?


Chciałbym się zapisać :-)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz lip 11, 2019 9:31 am 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt kwi 12, 2011 7:46 am
Posty: 2188
Jak czytałem opis dnia pierwszego to z jednej strony rozumiałem, że chciałeś po tych górach jak najwięcej pochodzić i trasę wydłużałeś, bo przepiękne tereny, ale z drugiej żal mi było, że na drugi dzień padniesz w połowie, albo i wcześniej.
Nie padłeś, czyli jesteś jednak cyborgiem - wydało się :)
Dla zmylenia piszesz, że byli lepsi... ale to też cyborgi, pewnie jakieś sowieckie atomowe roboty militarne testują.

_________________
SPROCKET
viewtopic.php?f=11&t=17068


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pt lip 12, 2019 8:30 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz cze 18, 2009 11:04 am
Posty: 10406
Lokalizacja: miasto100mostów
sprocket73 napisał(a):
Jak czytałem opis dnia pierwszego to z jednej strony rozumiałem, że chciałeś po tych górach jak najwięcej pochodzić i trasę wydłużałeś, bo przepiękne tereny, ale z drugiej żal mi było, że na drugi dzień padniesz w połowie, albo i wcześniej.
W sumie to przez pierwszą godzinę biegu myślałem, że tak to się skończy.
sprocket73 napisał(a):
Nie padłeś, czyli jesteś jednak cyborgiem - wydało się :)
IIiiiiiii, tam. Jak to mówią: J...ć talent. Tylko praca.

Pojawiły się na stronie galerie, niektóre zdjęcia są świetne. Dla zainteresowanych:

http://www.bojkotrail.com/galeria-19-pl/

Dwa obrazki z Ukrainy:


Obrazek
Dom kultury w Żdeniewie



Obrazek
Takie autobusy chodzą do Wołowca

A już z samego biegu


Obrazek
Pikuj



Obrazek



Obrazek

Pikuj ten spiczasty na ostatnim planie. I ta menadrująca długa grań. Wyjątkowo mi się to podoba

Ja też się załapałem:


Obrazek



Obrazek

_________________
'Tatusiu, zostań w samochodzie, a my zobaczymy gdzie zaczyna się nasz szlak.'


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pt lip 12, 2019 9:56 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr lip 12, 2017 7:32 am
Posty: 4099
Najlepsze zdjęcia w życiu? :D
Prze..

_________________
Urodziłeś się, by być prawdziwym, a nie perfekcyjnym.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: So lip 13, 2019 10:26 am 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn kwi 11, 2011 9:25 pm
Posty: 1499
Lokalizacja: W-wa
Pewnie fajnie się biega, a zważywszy na przestrzeń po horyzont - może wręcz i "lata" po takich górach.
Wyobraźnia podpowiada, że można mieć dzięki temu niecodzienny, dojmujący kontakt z górami.

Imponujący zryw, fajna relacja. Gratulacje!

_________________
Nutko moja
https://www.youtube.com/@CarpathianMusicWorld/playlists


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N lip 14, 2019 10:22 am 
Weteran
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr lis 12, 2008 12:37 pm
Posty: 139
Znalezione na YT.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N lip 14, 2019 12:53 pm 
Stracony

Dołączył(a): Pn lut 11, 2013 4:09 pm
Posty: 9871
Lokalizacja: FCZ
Jest fejm

_________________
NIE MA LEPSZEGO OD MIĘGUSZA WIELKIEGO!


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N lip 14, 2019 2:15 pm 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn kwi 11, 2011 9:25 pm
Posty: 1499
Lokalizacja: W-wa
Cytuj:
Pojawiły się na stronie galerie, niektóre zdjęcia są świetne. Dla zainteresowanych:
http://www.bojkotrail.com/galeria-19-pl/

Już deklarowałam kiedyś słabość do tego rodzaju imprez, więc podlinkuję kilka zdjęć - w galerii są jeszcze dziesiątki innych, równie zajmujących, dopisałam do tych zdjęć jakiś afektowany tekst, ale w porę się opamiętałam.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

_________________
Nutko moja
https://www.youtube.com/@CarpathianMusicWorld/playlists


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N lip 14, 2019 9:11 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 31, 2005 7:05 am
Posty: 1609
Lokalizacja: Brzozówka k. Krakowa
Ach zielona Ukraina. Bywało się tam :).
Kawał relacji stworzyłeś. Wiem ile pracy to kosztuje.
Powoli zbliżasz się do Rumunii :)

_________________
Góry mogą zastąpić wiele leków, ale żaden lek nie zastąpi gór.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lip 16, 2019 7:53 pm 
Kombatant

Dołączył(a): Wt lut 23, 2016 2:37 pm
Posty: 412
Ale krajobrazy... Aż chce się tam być..

_________________
"...nie tych droidów szukacie..."


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn lip 29, 2019 11:23 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn sie 30, 2010 12:43 pm
Posty: 3533
Lokalizacja: Węgierska Górka
BRAWO :!: :brawo:
Kapitalna trasa. Zazdroszczę biegu w takim plenerze. Przepiękne widoki. Jak na razie dla mnie taki dystans jest nieosiągalny ale kiedyś będę chciał się spróbować na takim dystansie :)
Niżne w 2 dni fajny pomysł ;) Może dałbyś radę w jeden? To tylko kawałek dalej niż teraz biegłeś. Minus taki, że punktów żywieniowych nie ma.

_________________
Galeria zdjęć


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 29 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot] i 9 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL