Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest N cze 16, 2024 2:18 pm

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 14 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: N lip 14, 2019 2:05 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 31, 2005 7:05 am
Posty: 1609
Lokalizacja: Brzozówka k. Krakowa
Godzina 18 na wyjazd z Nowego Sącza nie jest najszczęśliwsza dla nas - czyli osób mieszkających w Krakowie i okolicach. Zwłaszcza jeśli chcemy iść w tym dniu do pracy – a urlop wiadomo – towar deficytowy. Dzięki uprzejmości moich współpracowników udaje mi się jednak wyjść wcześniej. Zaczyna się wyścig z czasem. Po drodze oczywiście drobne przygody i spotkanie z autobusem szkolnym na wąskiej dróżce. Trzeba było wycofywać dobre kilkadziesiąt metrów. Takie niby nic, ale cenne minuty uciekają. Wpadam do domu, szybki obiad, jeszcze szybszy prysznic, wrzucam bety do bagażnika i ruszam po Mariusza. Znowu jakiś samochód z HDS skutecznie utrudnia nam jazdę pod stromą górę. W końcu się udaje się go wyprzedzić – jesteśmy na krajówce – remontowanej aktualnie, a zegar wciąż tyka. Zabieramy po drodze Elę i zmierzamy do Pawła. Mamy niewiele ponad 2 godziny czasu. Przerzucamy szybko rzeczy do busa i wbijamy na A4, niestety nie na długo. Za Wieliczką zdejmujemy Anię. Mamy już dużo mniej czasu niż 2 godziny, a w perspektywie objazd na drodze do Nowego Sącza i przejazd przez miasto w godzinach szczytu. Robi się nerwowo, bo zegar wciąż tyka. A przecież trzeba jeszcze zaparkować samochód i wrócić do autokaru. Zawsze imponował mi spokój Pawła w takich sytuacjach. „Dopóki jesteśmy przed czasem to jest OK, będziemy się martwić jak będziemy już po czasie” – zwykł mawiać i jest w tym dużo racji. Jedziemy bocznymi drogami. Nawigacja pokazuje, że będziemy na Morawskiego o 17:50. W międzyczasie ustalam z Izą szczegóły jeśli chodzi o zaparkowanie pojazdu. I od tej pory wszystko zaczyna się układać. Jesteśmy na miejscu zgodnie z planem nakreślonym przez nawigację. Szybko parkujemy busa i wracamy już z Izą i Celiną na Morawskiego. Autokaru jeszcze nie ma. Daliśmy radę. Kłopot jedynie taki, że nie zdążyliśmy kupić po drodze zimnego browara. Witamy się z całą ekipą, a za moment podjeżdża Michał. Uwielbiam ten moment, kiedy po nerwowej podróży do N. Sącza można się wreszcie odprężyć na siedzeniu autokaru. Trafiamy niemal tradycyjnie do tyłu, co jest dobrym omenem jeśli chodzi o walory zabawowe, troszkę gorszym, jeśli chodzi o aspekty zdrowotne. Michał rusza wyciągamy z plecaków zabrane jeszcze z domu w miarę jeszcze zimne piwka. Mocniejsze alkohole póki co przy tym upale nie wydają się być kuszącą alternatywą. Przyjdzie na nie czas. Piwo ma jednak i swoje istotne wady, więc zaraz za granicą ze Słowacją błagaliśmy o pierwszy dłuższy przystanek. A że ludzie z PTT są wyrozumiali i ból ten doskonale znają z autopsji nie było z tym żadnego problemu. Oczywistym było, że z biegiem czasu postoje takie nie będą potrzebne, ale póki co…
Dalsza część podróży przebiega w miłej i przyjaznej atmosferze, choć do spontanu z ubiegłego roku się nie zbliżyliśmy, kiedy to tłumnie odwaliliśmy tańce na stacji benzynowej gdzieś na Węgrzech. Granicę węgiersko – rumuńską przekraczamy w nocy – a właściwie już bliżej świtu. Wymiana waluty, toaleta i jedziemy dalej już po rumuńskiej ziemi. Mamy do celu niespełna 350 km, ale na rumuńskie warunki to jakieś 8 godzin. Poranki w autokarze nie są łatwe, ale co poradzić. Podaję Eli telefon by uwieczniła rozpoczynający się właśnie wschód słońca. Wyszło całkiem nieźle.

Obrazek

Jedziemy dalej. Zaczyna dzwonić coraz więcej budzików – klasyka przy nocnej jeździe autokarem.

Obrazek

Po kolejnych kilku godzinach już chyba wszyscy mamy serdecznie dość tej podróży. Nogi spuchnięte jak baniaki, ubranie klei się do ciała. Marzymy o chłodnym wyjątkowo prysznicu. Z ulgą wysiadamy w Petrosani. Mamy tutaj trochę czasu na zakupy i rozprostowanie obolałych kości…

Obrazek

Obrazek

Ruszamy dalej – tym razem już do docelowego punktu – czyli hotelu „Vila Alpin” leżącego na terenie kompleksu narciarskiego „Straja” w gorach Vulcan. Po drobnych perturbacjach i wykazaniu się przez Michała umiejętnościami w zakresie cofania autokarem już targamy swoje walizki do pokoi. Standard bardzo przyzwoity, ale pokonywanie z tobołami stromych schodów na kacu szczytem przyjemności nie jest. Ważne, że podróż już za nami, a wszystko co najlepsze przed nami. Uff, wreszcie długo wyczekiwany prysznic i można się choć na chwilę wyłożyć na łóżku. Dostaję info od Pawła, że o 14:30 wychodzimy w góry. Nie powiem, aby nam się chciało, ale w końcu po to tu przyjechaliśmy. No i jest szansa aby się trochę rozruszać i aby kostki choć odrobinę zmniejszyły swój obwód. Rzuciłem okiem wcześniej na te góry. Nie wyglądały na szczególnie groźne i wymagające umiejętności technicznych, więc pomysł aby udać się na szczyt w sandałach wydał mi się całkiem sensowny i nawet na swój sposób zabawny Jak się okazało, nie byłem sam z takim pomysłem. Było nas trzech…
Wyruszamy pełną ekipą. Jest upalnie, ale na tej wysokości już bardziej znośnie jak choćby w Petrosani. Szlak do najpiękniejszych nie należy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Góry Vulcan – skądinąd piękne są tu „okaleczone” licznymi wyciągami, budynkami technicznymi oraz sztucznym jeziorem – służącym jako magazyn wody do sztucznego naśnieżania stoków. Ale dzisiaj to nie jest najważniejsze. Mamy zrobić szczyt Straja o wysokości 1 868 m n.p.m. i rozruszać się przed kolejnymi dniami, kiedy to już na dobre wsiąkniemy w górskie rumuńskie klimaty. I tak idąc dość spokojnie w niespełna 2 godziny osiągamy wierzchołek Straja. Atmosfera jak zawsze z PTT wspaniała. Na szczycie pora na zdjęcia, posiłek i oczywiście małe co nieco.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Spędzamy tam kilkadziesiąt minut, ale w międzyczasie zmienia się pogoda i widać, że w rejonie Retezatu szaleje już burza. Rozpoczynamy zejście jako jedni z ostatnich, nie do końca wierząc, że burza tutaj dotrze. Jednak jak zaczęło złowieszczo pomrukiwać to nie było już na co czekać. Schodziliśmy jak najszybciej „na krechę”, by dotrzeć do hotelu suchą stopą. Zejście w sandałach jest dużo trudniejsze niż podejście, ale dało radę.

Obrazek

Obrazek

Na dole dostałem reprymendę od miejscowego Rumuna za dobór obuwia. Chodziło mu o spore szanse na zostanie ukąszonym przez żmiję. No cóż miał chłopina rację, ale byłem ostrożny. Szedłem zawsze za kimś i dokładnie obserwowałem teren, więc ryzyko było stosunkowo niewielkie. Bynajmniej w jego słowach wyczuwało się życzliwość a nie moralizatorstwo. Obiadokolacja wprawdzie bez zupy i napojów, ale drugie danie było całkiem smaczne, więc nie marudziliśmy. Kolejny tego dnia prysznic i można się było udać na spoczynek. Co zrozumiałe - większych imprez tej nocy nie odnotowano. Drugiego dnia już miało się rozpocząć górołażenie na poważnie…

Dzień 2

Przyzwyczailiśmy się na wyjazdach do śniadań w formie szwedzkiego stołu. Tutaj była opcja „na przydział”, ale nie było źle, zwłaszcza, że Celina na dzień dobry zasilała „nasz stolik” wędlinami i innymi frykasami. Zatem o godz. 9 zwarci i gotowi stoimy przed wejściem do naszego hotelu, czekając na hasło do wymarszu. Ruszamy kilka minut po 9-tej. Michał ma dzisiaj wolne – przynajmniej do późnego popołudnia. Znowu zastanawiałem się nad butami. Ale wykazałem się już większą pokorą i założyłem moje klasyczne wysokie buty górskie. Mieliśmy do przejścia jakieś 20 km, przy sumie podejść dobrze ponad 1 000 m, a to już konkretna trasa górska. Początkowa droga pokrywa się z tą wczorajszą, ale do czasu. Tym razem idziemy w prawo i z pewnym mozołem zdobywamy szczyt o nazwie VF. Mutu - mierzący 1 747 m n.p.m. Był taki piłkarz rumuński Adrian Mutu – część pewnie pamięta ;). Robimy tutaj pierwszą dłuższą przerwę i podziwiamy piękne widoki - m.in. naszą wczorajszą zdobycz VF Straja.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Upał jest koszmarny, ale na szczycie jest delikatny ruch powietrza. Ruszamy dalej trawiastą granią, zagłębiając się coraz bardziej w żywą zieleń gór Vulcan. Nie ma tu formalnego szlaku, ale ścieżka jest bardzo wyraźna. W normalnych warunkach pogodowych nie sposób się tutaj zgubić. Z prawej strony cały czas towarzyszą nam ośnieżone szczyty pasma Retezat.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W przyjemnej wędrówce z kapitalnymi widokami wchodzimy kolejno na: Vf. Verde 1 627 m n.p.m., przełęcz Scdeiu 1451 m n.p.m., Caturi Muncelelui 1 460 m n.p.m., Vf. Muncelelui 1 553 m n.p.m. i Vf. Siglau 1 565 m n.p.m. Widoki cały czas kapitalne…

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W planie był jeszcze VF Sigllau Mare (1 582 m n.p.m.,), ale palące słońce mocno nas zmęczyło, a w nogach, też już sporo mieliśmy, więc zapadła decyzja, że schodzimy z VF. Siglau bezpośrednio do Uricani.

Obrazek

Myślę, że decyzja była jak najbardziej słuszna, bo wielu osobom (w tym mnie również) skończyła się już woda. Przed wejściem do lasu podziwiamy skupisko górskich szałasów i wreszcie jesteśmy w strefie cienia.

Obrazek

Co za ulga. Zejście miejscami bardzo strome, kontrastujące z łagodnymi połoninami gór Vulcan. Po drodze źródełko, gdzie można było naczerpać wody, z czego skwapliwie skorzystałem. W Uricani jesteśmy koło 18-tej, co oznacza, że prawdopodobnie trzeba będzie przesunąć czas obiadokolacji, ale to akurat żaden problem. Jak szliśmy już przez miasteczko tradycyjnie zacząłem badać teren w temacie dostępności palinki. Już dawno mi tak łatwo nie poszło. Dwie kobietki i gościu pracują sobie w ogródku. Na tekst „palinka ?” panie pokręciły przecząco głowami, ale facio się podniósł i machnął do mnie ręką abym podszedł do furtki. Byłem w domu ;). Zaprowadził mnie do swojego królestwa. W piwnicy stało obok siebie pięć ogromnych dymionów… Klimat jak w gorzelni – rureczka, zasys, naczynko, lejek, a do tego przyjemny chłodek piwnicy. Nalał nam po dobrej lufie, towar świetny, ale mówię, że potrzebuję na wynos. Oczywiście nie ma problemu i za chwilę litr palinki trafia w moje ręce. Pytam - ile ? „Today nothing” pada odpowiedź z rozbrajającym uśmiechem. I jak tu nie lubić Rumunów. Kapitalni, otwarci i życzliwi ludzie. W rewanżu wręczam mu swoją pigwówkę i mogę z czystym sumieniem udać się w kierunku autokaru. Po drodze jeszcze uwieczniam kościół w Uricani.

Obrazek

Z resztą grupy spotykam się już w centrum Uricani w takiej zacienionej wnęce między budynkami. Tutaj wreszcie było chłodniej a zakupione właśnie zimne piwo było spełnieniem marzeń. Na obiad poszliśmy z marszu. Tym razem już dymiły na stołach wazy z zupą, a do tego papryczki chili, które uwielbiam, choć czasami wyciskają łzy. Wieczorem część osób bawiła się na zbiorówce a część miało zajęcia w podgrupach, jak to się zwykło mawiać.
To był piękny górsko i towarzysko dzień, choć palące nieustannie słońce mocno nas wykończyło. Ale prawdziwy crème de la crème czekał nas nazajutrz. Mieliśmy uderzyć w góry Parang na szczyt Parangul Mare mierzący 2 519 m n.p.m..

Dzień 3

Góry Parang, choć wysokie nie należą do szczególnie popularnych. Najlepszy dowód, że jak wpiszecie w pewną popularną wyszukiwarkę internetową to słowo – to wyskoczy Wam ni mniej, ni więcej tylko… maczeta. Nie wierzycie to sprawdźcie. A przecież Parang należy do ekskluzywnego grona rumuńskich pasm górskich (razem z Fogaraszami, Retezatem i górami Bucegi), których najwyższe szczyty przekraczają 2 500 m n.p.m.. W całej Rumunii jest takich szczytów bodajże 13, przy czym większość znajduje się w Górach Fogaraskich. I tego oto pięknego dnia, w doborowym towarzystwie mieliśmy dotknąć nieba, czyli te owe 2 500 m n.p.m. przekroczyć. Pierwsze wersja zakładały, że śmigniemy Transalpiną (najwyżej położoną drogą w Rumunii) na wysokość ponad 2100 m n.p.m. i potem hyc granią przez kolejny dwutysięczniki, ale hola, hola. Transalpina w tym rejonie zarezerwowana jest wyłącznie dla pojazdów do 3,5 tony, a przecież my sami ważyliśmy więcej, a gdzie jeszcze autokar. Pojawił się jednak wariant zastępczy z pomocą boską i kolejki mieliśmy się wtoczyć na zawrotną wysokość ok. 1 600 m n.p.m. Plan chytry, ale czy ta owa kolejka działać będzie – nasuwało się pytanie ? W Rumunii wyciągi raczej stoją – przynajmniej latem. Ale wiara i nadzieja w nas silna była tego dnia. Po śniadaniu o 8-mej pakujemy się więc do autokaru. Przejeżdżamy przez Petroszany (Pietrosani) a następnie wjeżdżamy na krętą drogę, która pnie się w kierunku dolnej stacji wyciągu. Po drodze przyjemna mgiełka – niestety do czasu. Wstrzymujemy oddech i… działa :) Wytyrane krzesełka pojawiają się i znikają. Kupujemy bilet zbiorowy, co jest złotym interesem, bo jest prawie 3 krotnie tańszy od indywidualnego. Wsiadanie na krzesełka wymaga pewnego sprytu i skupienia ale dajemy radę.

Obrazek

Jedziemy. Super. Mógłbym tak i z godzinę jechać. Szalenie to przyjemne zajęcie. Przepraszam czy na Parangul Mare też mamy jakieś wspomagacze tego typu ? Nie ? Co za szkoda. Żarty na bok. Kremy na twarz i resztę cielca i to 50-tki, formujemy szyk bojowy i naprzód. Teoretycznie mamy niespełna tysiąc metrów przewyższenie i ok. 20 km do przejścia. W praktyce jest jednak gorzej, znacznie gorzej. Parangul Mare jest za górami i lasami i aby na niego się wdrapać trzeba kilka tych pomniejszych gór wcześniej pokonać.

Obrazek

Obrazek

Robimy zatem całą sekwencję szczytów powyżej 2 000 m, aby finalnie móc się cieszyć z dzisiejszej zdobyczy. Pierwsze podejście nieprzyjemne, kamieniste, piarżyste, aby zrobić wstępną selekcję. Grupa jest mocna, ale jest raczej pewne, że wszyscy do głównego celu nie dotrą. Teraz trawersujemy szczyt o nazwie Parangul Mic mierzący 2 074 m.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Super, zielono, pełno kwiecia a przed nami zaczynają się piętrzyć złowrogie skały z jęzorami śniegu. Grań staje się skalista. Od prawej strony szturmują chmury, ale po lewej cały czas świeci słonce. Ten łańcuch górski wydaje się być istotną przeszkodą w swobodnym przepływie mas powietrza.

Obrazek

Obrazek

I tak pniemy się w górę, raz na czas robiąc krótką przerwę. Widoki cudne, nieco przypominające pobliskie pasmo Retezat. Po mozolnej wspinaczce zdobywamy szczyt Vf Carja mierzący 2 405 m n.p.m. Niby niewiele ponad sto metrów w pionie na docelowy szczyt. Szkopuł jednak w tym, że zaraz zejdziemy 200 m w dół by znów za chwilę się wspinać na kolejną górę. Póki co robimy tu dłuższą przerwę. Na szczycie jest rumuńska flaga, więc lanserskie fotki sypią się jak z rękawa. Trzeba przyznać, że jest to bardzo dobry punkt widokowy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Miałem tu lekki kryzys, nawet chyba chrapnąłem 2 razy, ale do krwi ostatniej kropli z żył bronić będziemy ducha… Wędrujemy dalej granią podziwiając kapitalne widoki. Chwilami wieje chłodny, orzeźwiający wietrzyk. Niepostrzeżenie zdobywamy kolejne szczyty powyżej 2 400 m – Vf Stoienita (2 421 m n.p.m.) i Vf Gemanarea 2 426 m n.p.m. – jednak choć wyższe – nie były one tak wybitne jak Vf Carja. Na kolejnym postoju wreszcie zobaczyliśmy nasz cel.

Obrazek

Obrazek

Jeszcze jakieś pół godzinki ostatnie wylane krople potu i stoimy na Parangul Mare mierzącym 2 519 m n.p.m.. To już jest zacna wysokość i szczyty takie trzeba z urzędu uznać za honorne. Na wierzchołku całe sesje zdjęciowe i zasłużony posiłek, a Mariusz jako świeżo upieczony członek PTT polewa do wyboru biało – czerwone trunki. Humory dopisują. Co by nie mówić jest to jednak pewne osiągnięcie. To mój czwarty rumuński dwuipółtysięcznik po Omu w Bucegach, Negoiu i Vânătoarea lui Buteanu w Fogaraszach. Szkoda tej Peleagi w Retezacie, ale kiedyś skończę robotę.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jak się weszło to trzeba i zejść. Zgadzam się zostać „zamkiem” i idziemy krokiem dostojnym gaworząc o tym i owym. Nie przeszkadza nam, że wracamy tym samym szlakiem, bo idąc od tej strony te góry wyglądają zupełnie inaczej. Ostatni rzut oka na Parangul Mare.

Obrazek

Z pewnego górskiego letargu wyrwał nas telefon i info, że jeśli będziemy miedzy 17 a 18-tą przy górnej stacji to może się uda zjechać kolejką. Do tej pory sytuacja była beznadziejna – bo mieliśmy świadomość, że ostatnia kolejka odjeżdża o 15:30 – czyli realnych szans na zjazd nie było. No to był impuls i dodatkowa motywacja. Depnęliśmy, ale trochę fotek i tak udało się po drodze jeszcze zrobić.

Obrazek

Obrazek

Znowu trzeba się wdrapać na Vf Carja, tym razem od drugiej strony…

Obrazek

Im jesteśmy niżej tym widoki bardziej sielankowe – kwiecie, koniki…

Obrazek

Obrazek
Warunek konieczny spełniony, a na stacji – pełny luz. Oczywiście zjedziemy, ale za 45 minut. Cóż było czynić. Zimne piwo umiliło ten czas oczekiwania. Kolejka (która miała być dawno nieczynna) w najlepsze śmigała. Poza nami zjeżdżała jeszcze cała jakaś grupa i co najlepsze nasze bilety zachowały ważność. Osoba, która się przyczyniła do tego naszego zjazdu (krążyły głosy, że to Kasia) zasłużyła na kilka transporterów browara. Nikomu się nie uśmiechało robienie kolejnych 300 m w pionie w dół bardzo stromą leśną ścieżką. A tak to z minami zwycięzców znów podziwialiśmy krajobrazy z poziomu krzesełka. Generalnie dzień – petarda. Wszystko zagrało. Można go oprawić w ramkę i umieścić w Sevres pod Paryżem. Nic dziwnego, że po kolacji impreza przeniosła się na zewnątrz, a tańce trwały bodajże do 2-giej i pewnie trwałyby dalej gdyby bateria w głośniku się nie wyczerpała…

Dzień 4

Ponoć wczoraj wieczorem po kolacji trwały ustalenia odnośnie dzisiejszego dnia. Podobno pojawiła się nawet opcja jakiejś jaskini. Niektórzy sugerowali, że uczestniczyłem w tej naradzie, ale muszę to zdementować. Nic takiego nie miało miejsca. Generalnie ucieszyłem się, ze opcja jaskini definitywnie upadła, bo jakoś nie najlepiej mi się to kojarzyło od czasu ubiegłorocznego wyjazdu w góry Apuseni. Idziemy ponownie w góry Vulcan, a naszym celem najwyższy szczyt o nazwie Vf Oslea – mierzący 1946 m n.p.m.. Wyjeżdżamy w dobrych nastrojach. Główny cel wyjazdu osiągnięty – dziś możemy, ale nie musimy. Cieszy mnie dłuższy przejazd autokarem, gdyż jestem trochę rozleniwiony. Nie zmartwił mnie również fakt, że trafiliśmy na jakiś bieg górski, co opóźniło nasze wyjście w góry o kolejne pół godziny. Przybijaliśmy „piątki” z kolejnymi biegaczami - najbardziej dopingując tych którzy już szli zamiast biec. Niektórzy, pod wpływem naszych okrzyków i oklasków resztkami sił podrywali się ponownie do biegu, co wzbudzało zrozumiały aplauz.

Obrazek

W końcu przejeżdżamy kolejne kilometry autokarem i wychodzimy w trasę. Szlaku nie ma, ale chęci są. Idziemy ścieżką wzdłuż potoku, przekraczając go raz po raz.

Obrazek

Obrazek

Cały czas pniemy się w górę. Nad Retezatem zaczęły się pojawiać pierwsze ciemniejsze chmury. Było duszno. Czyżby szczęście miało nas dziś opuścić ? Póki co robimy przerwę na posiłek i ruszamy dalej. Ścieżka miejscami jest prawie niewidoczna. Przeciskamy się przez chaszcze. Ucieszyłem się, że w końcu wyszliśmy poza granicę lasu.

Obrazek

Krótki odpoczynek u podnóża bardzo stromego trawiasto – kamienistego żlebu i w górę serca. To podejście zdecydowanie z gatunku hardcore. Powoli, noga za nogą nie patrząc nawet do góry.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W międzyczasie zaczęły się za nami kłębić ciemne chmury, ale do końca wierzyliśmy w nasze szczęście.

Obrazek

Obrazek

Tym razem jednak go zabrakło. Osoby, które już osiągnęły grań – zdecydowanie sugerowały odwrót. Mnie się do końca wydawało, że burza jednak przejdzie bokiem i mozolnie piąłem się w górę. Kiedy jednak już większość grupy zaczęła schodzić i to żwawo - trzeba było wrzucić wsteczny. Najpierw spokojnie, ale kiedy pierwsze gradziny walnęły mnie w czerep to żarty się definitywnie skończyły.

Obrazek

Zaczęły się grzmoty, najpierw gdzieś dalej ale burza zbliżała się w kosmicznym tempie. Większość już dobiegła do lasu. My z Elą i Piotrkiem mieliśmy do niego jeszcze spory kawałek i jak nagle jeb…ęło to aż podskoczyliśmy. Myślę, że mój wynik sprintu na setkę niewiele odbiegał od wyników Carla Lewisa za najlepszych lat. Wpadliśmy do lasu, a tam nasza banda siedzi na plecakach w pelerynach. Wszystko jak w książkach pisze, w pewnej odległości od siebie z plecakiem pod zadkiem. Pełny profesjonalizm. Mimo dramatyzmu sytuacji patrzyło się na to z pewnym podziwem.

Obrazek

Obrazek

Po kilkunastu minutach lód można było zbierać łopatami. Moja kurtka z mega membraną wytrzymała może z 10 minut. Byłem przelany do majtek. A jeszcze przed chwilą gotowałem się w upale. Atak opryszczki wydawał się być nieunikniony. Jak deszcz zelżał zaczęliśmy powoli niezdarnie schodzić. Nie było to proste, bo warunki w kilka chwil zmieniły się w zimowe.

Obrazek

Obrazek

Pokonaliśmy najbardziej stromy odcinek. Teraz to już kluczenie między drzewami wąską, leśną ścieżką. Spływające z liści zimne krople wody nie robią już na nas większego wrażenia. Robimy przerwę aby się trochę przebrać, ale uznałem, ze w moim przypadku nie ma to większego sensu. Do autokaru jakoś dojdę, a potem założę coś suchego.

Obrazek

Po burzy pasmo Retezat prezentuje się imponująco.

Obrazek

Liczne przejścia przez strumyk, które rano ogniskowały naszą uwagę teraz stały się dziecięcą igraszką, a to dlatego, że w butach już chlupie… Trochę więcej wody już nam i im nie zaszkodzi. Mimo wszystko w dobrych nastrojach robimy sobie grupowe zdjęcie i dalej mkniemy do autokaru.

Obrazek

Wreszcie jesteśmy. Zakładam sandały i suchą odzież. To bardzo miłe uczucie. W autobusie jest bardzo wesoło. Cieszymy się, że żyjemy, a co tam szczyt. Asia, która ma dzisiaj urodziny całkiem zabawnie w kilku zdaniach skwitowała dzisiejsza akcję górską. Ponownie zatrzymujemy się w Uricani – tym razem na większe zakupy. A że w miejscowości tej rezyduje mój „kolega” od palinki to robimy szybki kurs po kolejne zapasy. W końcu udaje mi się uchwycić miejscowy kościółek w pełnej krasie.

Obrazek

Wieczorem po powrocie do hotelu skonstruowałem małe urządzenie do chłodzenia piwa – w końcu jest się tym inżynierem ;).

Obrazek

Teraz już ostatnia fantastyczna impreza i to już jest koniec, nie ma już nic. Ostatnie śniadanie i w niedzielny poranek ponownie pakujemy bagaże do autokaru. Kiedy zleciały te 4 dni ? Nie wiemy.
Ostatnie zdjęcia i wyruszamy w drogę powrotną.

Obrazek

Obrazek

A o tym, ze powroty z wyjazdów z PTT są tylko nieznacznie mniej wesołe od wyjazdów do punktu docelowego niech świadczy to oto zdjęcie.

Obrazek

I to już naprawdę koniec. Kilkanaście godzin w autokarze, opuchnięte nogi, potem kolejne 2 godziny z Nowego Sącza do domu, ale było warto…

To był świetny wyjazd. Zawsze powtarzam, że na powodzenie takich wycieczek składają się 3 rzeczy: towarzystwo, pogoda i konkretne górskie plany i konsekwencja w ich realizacji. Było wszystko. Ekipa jak zawsze kapitalna. Wyjazd do Rumunii z PTT gromadzi corocznie chyba najlepszą grupę ludzką – nie umniejszając oczywiście innym organizowanym przez nich wycieczkom. Mimo, że było upalnie to każdy dzień wykorzystaliśmy maksymalnie. Oczywiście liczyliśmy jeszcze, że uda się zobaczyć i przejechać po Transalpinie i dziubnąć coś w Małym Retezacie, ale ze względu na gabaryty naszego pojazdu nie było to możliwe. To każdy rozumie. W takiej sytuacji wyciągnęliśmy z tego wyjazdu wszystko co się dało. PTT Nowy Sącz to coś więcej niż grupa górska, to stan umysłu :). Ale aby się o tym przekonać, trzeba pojechać z nimi kilka razy i poznać bliżej tych ludzi. Najlepszy przykład – w ostatnim dniu Janek poszedł na szczyt Vf Straja wcześnie rano na wschód słońca, przez co ominęło go śniadania. Ledwo ruszyliśmy zaraz ktoś zrobił kanapkę, ktoś nalał kawę z termosu, znikąd pojawiły ciastka. I o to właśnie chodzi, aby tę euforię związaną ze zdobywaniem górskich szczytów przełożyć na takie zwykłe codzienne życie…
Dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do organizacji tego wyjazdu – począwszy od załatwiania kwater po prowadzenie wycieczek. To była moja piąta Rumunia z PTT i mam nadzieję, że będą kolejne. Sądziłem, że teraz nastąpi dłuższa przerwa z wyjazdami z Nowego Sącza, ale spotkaliśmy się już 3 tygodnie później przy okazji wycieczki w Niskie Tatry, ale o tym już następnym razem.
W relacji wykorzystałem kilka zdjęć Piotrka.

Z górskimi pozdrowieniami.

Wojtek

_________________
Góry mogą zastąpić wiele leków, ale żaden lek nie zastąpi gór.


Ostatnio edytowano Cz cze 18, 2020 10:12 am przez Carcass, łącznie edytowano 3 razy

Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N lip 14, 2019 6:59 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): So lut 09, 2013 10:52 pm
Posty: 1144
Lokalizacja: Łódź
Chciałem zapytać o przewodnika. Waszą wycieczkę prowadził ktoś kto tam już był czy jak to jest ?

_________________
Gdzie wola - tam droga.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N lip 14, 2019 7:10 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 31, 2005 7:05 am
Posty: 1609
Lokalizacja: Brzozówka k. Krakowa
Generalnie wycieczki po Rumunii prowadzą przewodnicy z PTT Nowy Sącz. Wyjazdy te stały się już świecką tradycją i trwają nieprzerwanie od kilkunastu lat - zwykle w okolicach długiego weekendu z Bożym Ciałem. Ja miałem przyjemność do nich dołączyć w roku 2015 i od tamtej pory wsiąkłem.

_________________
Góry mogą zastąpić wiele leków, ale żaden lek nie zastąpi gór.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N lip 14, 2019 8:57 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz cze 18, 2009 11:04 am
Posty: 10406
Lokalizacja: miasto100mostów
Kolejna świetna relacja.
Lepszej rekomendacji niż Twoje dzieła rumuńskie góry mieć nie mogą.
Kiedyś tam zawitam, nie ma bata.

_________________
'Tatusiu, zostań w samochodzie, a my zobaczymy gdzie zaczyna się nasz szlak.'


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N lip 14, 2019 9:14 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 31, 2005 7:05 am
Posty: 1609
Lokalizacja: Brzozówka k. Krakowa
Krabul napisał(a):
Kolejna świetna relacja.
Lepszej rekomendacji niż Twoje dzieła rumuńskie góry mieć nie mogą.
Kiedyś tam zawitam, nie ma bata.


Siedem razy tam byłem i siedem relacji gdzieś się pałęta po tym forum.
Niewykluczone, że niektóre wymagają już liftingu, bo np. zdjęcia zniknęły :).
A za miłe słowa jak zawsze pięknie dziękuję.

_________________
Góry mogą zastąpić wiele leków, ale żaden lek nie zastąpi gór.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N lip 14, 2019 10:26 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): So lut 09, 2013 10:52 pm
Posty: 1144
Lokalizacja: Łódź
A jaki mniej więcej jest koszt takiego wyjazdu na osobę ?

_________________
Gdzie wola - tam droga.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn lip 15, 2019 8:27 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr paź 31, 2007 9:46 pm
Posty: 4469
Lokalizacja: GEKONY
Krabul napisał(a):
Kolejna świetna relacja.
Lepszej rekomendacji niż Twoje dzieła rumuńskie góry mieć nie mogą.
Kiedyś tam zawitam, nie ma bata.

Podpisuję się pod tym.

_________________
A ja dalej jeżdżę walcem, choćby pod wałek trafić miał cały świat.

http://summitate.wordpress.com/


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn lip 15, 2019 12:44 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pn sie 26, 2013 8:03 pm
Posty: 788
I ja, i ja. Nawet już mapy Fogaraszy mam. Ej, a jest opcja żeby osoba niezrzeszona z Wami pojechała? W ZHP kiedyś byłam....

_________________
Wenus w Milo


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lip 16, 2019 6:26 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr lip 12, 2017 7:32 am
Posty: 4099
Zdjęcia dnia 4 są extra! Piękne połoninki. Gratki za kolejny fajny wypad.
Ciekawe, czy dałabym radę na takiej wyjazdówce.. :roll:

_________________
Urodziłeś się, by być prawdziwym, a nie perfekcyjnym.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lip 16, 2019 9:10 am 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pn sie 26, 2013 8:03 pm
Posty: 788
Ej, to zróbmy forumowy wyjazd w góry Rumunii. Ja mam 7 os. samochód.

_________________
Wenus w Milo


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lip 16, 2019 9:31 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr lip 12, 2017 7:32 am
Posty: 4099
Musiałabyś się zatrzymywać mi na rzyganie :mrgreen: 8)

_________________
Urodziłeś się, by być prawdziwym, a nie perfekcyjnym.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lip 16, 2019 8:07 pm 
Stracony

Dołączył(a): Pn lut 11, 2013 4:09 pm
Posty: 9871
Lokalizacja: FCZ
Jak zwykle kawał dobrej inspiracji :) dzięki że walczysz w relacjach, to mobilizuje :)

_________________
NIE MA LEPSZEGO OD MIĘGUSZA WIELKIEGO!


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr lip 17, 2019 4:47 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 31, 2005 7:05 am
Posty: 1609
Lokalizacja: Brzozówka k. Krakowa
TataFilipa napisał(a):
A jaki mniej więcej jest koszt takiego wyjazdu na osobę ?


Nas dokładnie wyjazd kosztował 240 zł i 120 euro. W tym przejazd cztery noclegi w hotelowych warunkach
i wyżywienie (śniadanie, obiadokolacja). Do tego oczywiście wydatki własne. W 800 PLN powinna się całość
zamknąć wraz z używkami.

Sheala napisał(a):
I ja, i ja. Nawet już mapy Fogaraszy mam.


Ja też :)

Sheala napisał(a):
Ej, a jest opcja żeby osoba niezrzeszona z Wami pojechała? W ZHP kiedyś byłam....


Jest, ale często zapisy na Rumunię trwają kilka minut, więc nie jest to łatwe. Z roku na rok zwykle jeździ bardzo podobna ekipa.

Sheala napisał(a):
Ej, to zróbmy forumowy wyjazd w góry Rumunii. Ja mam 7 os. samochód.


Świetny pomysł. my mamy jeszcze pomysł na ten rok Moldoveanu i Pietrosul. Może zatem połączymy siły ?

Bardzo Wam wszystkim dziękuję za miłe słowa. To bardzo motywujące - zwłaszcza, że taka relacja wymaga naprawdę dużo czasu i pracy.

Co zrobić aby dostawać info na maila o nowych postach w danym wątku na TG ?

_________________
Góry mogą zastąpić wiele leków, ale żaden lek nie zastąpi gór.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt sie 06, 2019 1:37 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 31, 2005 7:05 am
Posty: 1609
Lokalizacja: Brzozówka k. Krakowa
prof.Kiełbasa napisał(a):
Jak zwykle kawał dobrej inspiracji :) dzięki że walczysz w relacjach, to mobilizuje :)


Wielkie dzięki. Zawsze miło przeczytać takie słowa, zwłaszcza jeśli pisze je tak wytrawny górołaz. Widziałem Twoją relację z wejścia na Grauspitz. Kawał dobrej roboty...

_________________
Góry mogą zastąpić wiele leków, ale żaden lek nie zastąpi gór.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 14 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot] i 15 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL