Informacyjnie, bo może komuś logistyka się przyda...
Tygodniowa samotna wyprawa samochodowa, cele mieszane - muzea (nie najbardziej typowe), dwa alpejskie szczyty, kilka zagranicznych browarów restauracyjnych

.
Dzień 1 - z domu (ok. W-wy) do Wiednia, tam spacer do trzech wcześniej nieznanych mi browarów.
Dzień 2 - Wiedeń - Pokljuka, rano dwa muzea wojskowe po drodze

. Hotel Center Pokljuka (niezły hotel - nie twierdzę, że tani...), przy torze biathlonowym i wyjściu na szlak na Triglav. Parking dla gości za friko.
Dzień 3 - podejście przez Studorski Preval, Vodnikov Dom na Veljem Polju, Konjske Sedlo do Triglavskiego Domu na Kredaricy. Start praktycznie o świcie, żeby uniknąć upału, który i tak mnie dogonił. Kluczowa jest woda, no i krem na ryja i nie tylko, i czapochustka

. W schronie wcześniejsza rezerwacja, warunki "alpejskie" (woda w kranie, jeśli jest, służy do mycia zębów, twarzy i rąk - choć Polacy to interpretują rozszerzająco i chlapią pachy...).
Dzień 4 - wyjście ze schronu ok. 6-ej, już od razu w ferratowym outficie. Wszyscy tak wyglądali, choć ze względu na przyjazną pogodę i (jednak) niewielki ruch, mało kto się przypinał... Droga dobrze zabezpieczona, porządne poręczówki, czasem klamry lub stopnie. Miejscami całkiem lufiasto... Zejście do schronu, zdążyłem jeszcze na przydziałowe śniadanie. W dół tą samą drogą, oj, dłuży się...
Dzień 5 - święto narodowe Słowenii, wszystkie sklepy z koszulkami, buffami, itp. zamknięte. Pech

. Przejazd do Garmisch-Partenkirchen (jak ja kocham wymawiać tę nazwę...), nocleg w Olympiahaus - zaraz przy wyjściu na asfaltówkę w kierunku Partnachklamm. Jeden z dwóch browarów w Ga-Pa w ramach spaceru...
Dzień 6 - start rześkim jeszcze świtem. Można ominąć bramkę wejściową do wąwozu (ponoć piękny, ale otwarty od 8-ej), i zaoszczędzić EUR 10, idąc w kierunku Eiserne Bruecke. I tak widać wąwóz z góry, to przejście jest mało oczywiste, ale działa. Dalej Bockhuette - czynne w weekendy tylko, Reintalangerhuette i przerwa na zupę. Dotąd to właściwie uroczy, lekko górski spacer wzdłuż strumienia (woda kusi, pić nie należy), choć dłuuugi. Potem zaczyna się nieco stromiej, sporo znienawidzonego przeze mnie skalno-kamiennego rumoszu. Na dodatek deszcz i gdzieś niedaleko w niebie w kręgle grają... Na szczęście prawdziwa zlewa zaczęła się, jak już piłem piwo w Knorrhut. Nocleg, wcześniejsza rezerwacja, pakiet HB (kolacja 18:00 - 20:00, śniadanie 6:30 - 7:30). Prysznic jest na żeton, a blokada czasowa jakieś cztery metry poza kabiną. Efekt - spłukiwanie wodą o temperaturze alpejskiej, szron na rzęsach...

. Schron jest DAV, warunki alpejskie - śpi się w "kuwetach" o szerokości ok. 180 cm, wchodzą trzy osoby. Mnie trafiło się dwóch Niemców z olimpijskiej reprezentacji w chrapaniu, trudno

.
Dzień 7 - start zaraz po śniadaniu, czyli o 7-ej. Całkiem rześko jest, po wyjściu na wypłąszczenie pizga, jak na Kielecczyźnie. Trzeba iść, robi się stromiej i znacznie bardziej piarżyście - trzeba uważać, zapierać się kijami, a i tak miejscami się zjeżdża. Powyżej tych kamorów poręczówki, czasem przeplatające się z uziemieniem - wyobraźnia podsuwa, co się dzieje podczas burzy...

. Szczyt jest... tuż obok szczytu, z osobnym, lekko wspinaczkowym wejściem, dostępnym także dla rzesz gawiedzi z wagoników. Z tego względu trzeba naprawdę uważać, ci ludzi potrafią robić dziwne rzeczy... Zjazd na dół do Ga-Pa, najpierw gondolką, potem przesiadka do kolejki zębatej - kolana są wdzięczne do dzisiaj... Przejazd wozem do Bejrutu (Bayreuth

), nocleg. Kolacja w jednym z mniejszych browarów.
Dzień 8 - zaklepane wcześniej zwiedzanie Opery Murgrabiów (lista UNESCO, barok) i Maisel Bier Erlebniswelt - jednego z największych muzeów piwnych, dla mnie trochę zawód - ale byłem już w wielu browarach... Potem już proooosto do domu.
Gdyby ktoś chciał więcej szczegółów, bardzo proszę o pytania
