Czas akcji: 16 – 17 września Domino Anny 2006
Miejsce akcji: wymoszczone wnętrze granatowego seata o stalowej tapicerce (przez sekundę: Tatry)
Za udział wzięli po pyralginie:
Kaytek - Królewiec Pośladkowy (podobno bez pyralginy, ale jednej mi brakuje…)
Piniu - Czwarty Szczebelek Drabinki Od Dołu (po trzech pyralginach)
Mła - Oswojona z Własnym Kalectwem (po czterech p… zwycięstwo!)
O cudownym poranku obudziwszy się z twarzami odciśniętymi na tapicerce w cudnych okolicznościach górskiej stacji paliw BP ruszyliśmy ku Wyżyną Demoralizacji. Zboczywszy ze szlaku ku cudnej urody pupie (podobno…ja się tam nie przyglądałam…) idącego przed nami dziewczęcia niechcący wylądowaliśmy w schronisku Kasprowego na piwie. Zapłaciwszy 1,5 PLN za ubikację i zerknąwszy na swoją pupę, stwierdziłam, że Bogu dzięki nikt nie trafi za mną na to piwo, wiec JA sumienie mam czyste …
A dziewcze niech się smaży...
Śpiewając: Pupo czy Ci nie żal… ruszyliśmy zygzakiem dalej. Jako, ze całą wspólną gotówkę wydaliśmy na 3 piwa, więc stawiwszy się na Świnicy zaczęliśmy rozdawać autografy po 15 groszy i sprzedaliśmy trekingowy biały kaszkiet Królowca za 3,50 i pozwoliliśmy jeszcze turystom robić sobie zdjęcia (2 zł od łepka…) z Kaytkiem, bo uwierzyli, że po drodze zjadł go niedźwiedź i wypluł…
Kolejne szczyt demoralizacji nie wzbudzały w nas żadnych emocji.. Ani w nas ani w 156 osobach wokoło nas… Czasami trzeba było rozgarnąć tłum, aby oddech złapać... Po rozczuleniu się nad niewinnością Braci Madziarów, w białych koszulkach (sugerujących dziewictwo), Królowiec starał się ich zepchnąć z Małego Koziego (przez zazdrość o to dziewictwo…) Trzymali się kurde dzielnie. Każdy swojego łańcuszka od zegarka. Ale złamaliśmy im morale wyciągając z placora 3 wysuszone morele i zjadając je na ich oczach…
Po drodze cała kasę wydaliśmy na bilety na przełącz Kozią, gdzie stała kolejka do drabinki, ale kontrola nie pozwoliła zejść Kaytkowi, bo on wykupił bilet dziecięcy… Ale, ale, my w Poznaniu rozrzutni nie jesteśmy; wiec przytuliwszy Kaytka do piersi i jako Matka Polka od Orlej – dostałam po zejściu z drabinki gratis Colę dla dziecka …
Z nutą dekadencji Kaytek wypalał tytoń z kozich odchodów na Kozim Wierchu (zbieżność przypadkowa) pozdrawiając przechodzącym gestem Bieruta. Obserwując zmagania kleru z łańcuchami, znudzeni zaczęliśmy schodzić. Kaytek z wdzięcznością i szaleństwem godnym Lekarzy Trzeciego Świata, ja z wdziękiem 1/8 Koziczki. Prawe szaleństwo mojego kolana po zjedzeniu 4 pyralgin wydawało mi się szaleństwem lewego… W schronisku dzielnie honory wycieczki czynił Piniu, stając jednocześnie w kolejce po zupę, w kolejce po drugie danie, w kolejce po piwo, w kolejce do ubikacji (jednocześnie męskiej i damskiej) oraz zajmując miejsce przy stole. Cześć mu i chwała
Obserwując życie wilkołaków (a raczej pozwoliwszy się obserwować z krzaczorów) o jednej zapachowej świeczce pobiegliśmy o kulach do Kuźnic obiecując sobie, że następnych razem nie damy się wyrzucić z kolejki na Granaty… cholera … wściekłe Madziary się zemściły…
|