Forum portalu turystyka-gorska.pl http://turystyka-gorska.pl/ |
|
Spokojny wrześniowy urlop bez napinki http://turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?f=11&t=20595 |
Strona 2 z 4 |
Autor: | sprocket73 [ Cz wrz 26, 2019 11:07 am ] |
Tytuł: | Re: Spokojny wrześniowy urlop bez napinki |
zephyr napisał(a): Jeżeli trochę tego natrzaskałeś to podziel się jeszcze z kolegami Przecież podzieliłem się Pokaż mi jakąś inną relację na tym forum, gdzie będzie więcej mocno rozebranych dziewcząt zephyr napisał(a): Chodź czasami takie rozległe przestrzenie aż przerażają. W przypadku załamania pogody w takim terenie robi się nie ciekawie. Kiedy rozpoczęliśmy powrót z Monte Amaro, a po niebie zaczęły przelatywać coraz większe chmury, miałem właśnie stresa, że wyjdzie z tego jakaś burza, albo większa utrata widoczności, a tam ścieżek praktycznie nie było... do auta 16 km, nieznanym szerokim grzbietem w nieznanych wysokich górach. A to wcale nie jest tak, że zejść stamtąd można w dowolnym miejscu, wiele ścian to pionowe urwiska.
|
Autor: | Krabul [ Cz wrz 26, 2019 11:20 am ] |
Tytuł: | Re: Spokojny wrześniowy urlop bez napinki |
zephyr napisał(a): w sierpniu byłem tydzień nad Polskim morzem i powiem Wam, że dramat Nie było na czym oka zawiesić. Na palcach u rąk bym policzył ładne kobiety. Wiadomo, każdy ma inny gust. Tak ogólnie, czy to nad morzem czy nawet na basenie, ja obserwuję jedną prawidłowość. Zdecydowanie więcej jest fajnie zbudowanych, dbających o siebie kobiet niż facetów. Bez porównania. Faceci od średniego wieku wzwyż to przeważnie spory brzuszek. Ewentualnie nasterydowane i wydziarane koksy. Normalnych, zdrowo wyglądających, zgrabnych facetów jest zdecydowana mniejszość. Kobiet sporo więcej.
Ale ogólnie liczba otyłych ludzi mnie przeraziła. |
Autor: | sprocket73 [ Cz wrz 26, 2019 11:25 am ] |
Tytuł: | Re: Spokojny wrześniowy urlop bez napinki |
Krabul napisał(a): Normalnych, zdrowo wyglądających, zgrabnych facetów jest zdecydowana mniejszość. Ciekawe, a tu u nas na forum, wszyscy faceci są zgrabni i wyglądają zdrowo. Forum TG czyni cuda!
|
Autor: | sprocket73 [ Cz wrz 26, 2019 3:37 pm ] |
Tytuł: | Re: Spokojny wrześniowy urlop bez napinki |
Zdodnie z zapotrzebowaniem na brzydotę poszukałem, ale znalazłem tylko to: Taką budowę mieliśmy po sąsiedzku, po trawie widać było, że w tym roku nic tam się nie działo. Jak widać naprawdę nie fotografowałem brzydkich rzeczy. Mogę ewentualnie wrzucić jeszcze kilka ujęć pani psem, żeby jakoś komisyjnie ostatecznie orzec, czy ma ten cellulit, czy jest niezgrabna i ogólnie mówiąc brzydka. Czy jest tu jakiś ekspert od kobiecych ciał? Czy mógłby się wypowiedzieć? |
Autor: | Redemption MM [ Cz wrz 26, 2019 5:10 pm ] |
Tytuł: | Re: Spokojny wrześniowy urlop bez napinki |
Nie jestem ekspertem, ale nadal nie w moim typie Fajne cycki, zgrabna d. pa. Ciało mało proporcjonalne. Za krótkie nóżki. W życiu nie chciałabym żeby mnie tak ktoś oceniał. Przepraszam Panią. Traktujemy ją przedmiotowo, wstyd. |
Autor: | prof.Kiełbasa [ Cz wrz 26, 2019 5:19 pm ] |
Tytuł: | Re: Spokojny wrześniowy urlop bez napinki |
Ja tam chętnie bym partyjkę w szachy z nią zagrał.. Ewentualnie chociaż w warcaby |
Autor: | sprocket73 [ Cz wrz 26, 2019 5:50 pm ] |
Tytuł: | Re: Spokojny wrześniowy urlop bez napinki |
prof.Kiełbasa napisał(a): bym partyjkę w szachy z nią zagrał Albo porządną symultanę szachową byśmy z nią rozegrali... Na żywo naprawdę była jeszcze lepsza niż na zdjęciach. No i wcale chyba nie taka młoda, jak te inne. Dojrzała kobieta już. Poważna sprawa Redemption MM napisał(a): Przepraszam Panią. Przyłączam się do przeprosin. Też mi wstyd.Ale zaprzeczasz sama sobie, za pierwszym razem napisałaś "średnio zgrabna", a teraz, że "zgrabna"... to jak to jest? |
Autor: | krank1 [ Cz wrz 26, 2019 5:51 pm ] |
Tytuł: | Re: Spokojny wrześniowy urlop bez napinki |
Myślałem że to inne forum Ładne zdjęcia, jak zwykle |
Autor: | prof.Kiełbasa [ Cz wrz 26, 2019 5:55 pm ] |
Tytuł: | Re: Spokojny wrześniowy urlop bez napinki |
krank1 napisał(a): Myślałem że to inne forum Tu zawsze najpierw były góry,a potem d.zi.w.ki,koks,tajski boks |
Autor: | krank1 [ Cz wrz 26, 2019 6:23 pm ] |
Tytuł: | Re: Spokojny wrześniowy urlop bez napinki |
Tak właśnie się powinno przeplatać zdjęcia a nie tylko same góry i góry |
Autor: | Redemption MM [ Cz wrz 26, 2019 7:11 pm ] |
Tytuł: | Re: Spokojny wrześniowy urlop bez napinki |
sprocket73 napisał(a): zaprzeczasz sama sobie, za pierwszym razem napisałaś "średnio zgrabna", a teraz, że "zgrabna"... to jak to jest? Zgrabną pupa - pośladki w sensie, nie całe ciało. |
Autor: | Redemption MM [ Cz wrz 26, 2019 7:13 pm ] |
Tytuł: | Re: Spokojny wrześniowy urlop bez napinki |
prof.Kiełbasa napisał(a): Tu zawsze najpierw były góry,a potem d.zi.w.ki,koks,tajski boks NO.. dziś trafiłam na offie na Wasz KEG |
Autor: | zephyr [ Pt wrz 27, 2019 9:20 am ] |
Tytuł: | Re: Spokojny wrześniowy urlop bez napinki |
sprocket73 za oknem ponuro więc fajnie pooglądać ładne widoki z plaży |
Autor: | Krabul [ Pt wrz 27, 2019 9:45 am ] |
Tytuł: | Re: Spokojny wrześniowy urlop bez napinki |
Najlepsze zdjęcia w tej relacji to te z sprocketem. Wyłania się z morskiej piany niczym Afrodyta. |
Autor: | sprocket73 [ Pt wrz 27, 2019 10:21 am ] |
Tytuł: | Re: Spokojny wrześniowy urlop bez napinki |
Dla jednych jestem Adonisem, dla innych Afrodytą. Bardzo kulturalne forum, pełne miłych ludzi |
Autor: | Redemption MM [ Pt wrz 27, 2019 10:37 am ] |
Tytuł: | Re: Spokojny wrześniowy urlop bez napinki |
I jak się na mitologii znają.. |
Autor: | sprocket73 [ Pt wrz 27, 2019 4:00 pm ] |
Tytuł: | Re: Spokojny wrześniowy urlop bez napinki |
Część V Wjechaliśmy wgłąb kraju. Otoczyły nas Apeniny. Już po drodze wyglądało to ciekawie. Jest tam wiele charakterystycznych małych górskich miasteczek ze starą zabudową. Zatrzymaliśmy się przy jednym z nich Santo Stefano di Sessanio, na wysokości ok 1200 m i udaliśmy się na spacer, w kierunku ruin zamku Rocca Calascio. Tak wyglądały pagórki przed nami. Okolica bardzo mi się podobała. Spokojne wzgórki porośnięte pożółkłą trawą. Niestety jak podeszliśmy wyżej, zaczęła wyłaniać się jakaś straszna góra. To Corno Grande (2912) najwyższy szczyt Apeninów. Pokazały się też inne groźnie wyglądające szczyty, np. Monte Prena (2561). Na szczęście to wszystko gdzieś dość daleko z boku. My bezpiecznie szliśmy ścieżką wśród traw. Ukazał się nasz cel. Zamek całkiem spory. W remoncie. Fajnie go odbudowują. Widoki na niższe tereny. Mniej więcej stamtąd przyjechaliśmy. Widoki na tereny wyżej położone. No i te najwyższe też ładne. Ciekawie wygląda stąd Monte Amaro. Jest jakby przecięte na pół, sporo wystaje ponad poziom niskich chmur. Zwiedzamy zamek. Jest sielankowo i przyjemnie. Niestety wieża już zamknięta. W drodze powrotnej poprawiają się kolory. Troszkę modyfikuję trasę i wychodzimy na szczyt z krzyżem (1458), który szlak omija. Zamek na tle Monte Amaro wygląda stamtąd ciekawie. Znowu jest złudzenie, że góra nie jest daleko, a to prawie 50 km. Często patrzę jednak w stronę bliższych nieznanych gór. Wracamy do Santo Stefano. Idziemy w stronę zachodzącego słońca. W miasteczku trwają jakieś szeroko zakrojone prace budowlane. Jestem podekscytowany tym, co przyniosą następne dni C.D.N. |
Autor: | nutshell [ Pt wrz 27, 2019 4:21 pm ] |
Tytuł: | Re: Spokojny wrześniowy urlop bez napinki |
O, znajome widoki Mam wielki sentyment do Apenin i Campo, jakby były bliżej jak Dolomity, to chyba jeździłabym co roku Czekam na kolejne części relacji. |
Autor: | sprocket73 [ Pt wrz 27, 2019 4:24 pm ] |
Tytuł: | Re: Spokojny wrześniowy urlop bez napinki |
nutshell napisał(a): O, znajome widoki Tak w ogóle, to muszę Ci postawić piwo, lub wino. Nie wiem czy pamiętasz, ale 2 lata temu zamieściłaś relację z tamtych stron, a ja oczarowany zdjęciami dopytywałem o szczegóły. Od tamtego czasu bardzo chciałem tam pojechać i spełniło się
|
Autor: | gouter [ Pt wrz 27, 2019 7:34 pm ] |
Tytuł: | Re: Spokojny wrześniowy urlop bez napinki |
sprocket73 napisał(a): To Gran Sasso d’Italia (2912) najwyższy szczyt Apeninów. Nie do końca - to Corno Grande, Gran Sasso to nazwa całego masywu gdzie znajduje się m. in. Corno Grande. Byłem na nim w 1999 roku, niestety nie posiadam zdjęć, Zenith zerwał mi kliszę i cały dzień robiłem foty "na sucho", nie wiedząc, że naświetlam wielkie nic |
Autor: | sprocket73 [ Pt wrz 27, 2019 7:52 pm ] |
Tytuł: | Re: Spokojny wrześniowy urlop bez napinki |
gouter napisał(a): Nie do końca - to Corno Grande oczywiście racja... nie wiem dlaczego ciągle mi się to myli, myślę jedno, a mówię/piszę drugie... już poprawiam
|
Autor: | sprocket73 [ So wrz 28, 2019 7:06 am ] |
Tytuł: | Re: Spokojny wrześniowy urlop bez napinki |
Damian78 napisał(a): Neptun albo inny Posejdon Nie ma sprawy, za nich też się nie obrażę Damian78 napisał(a): staram się je "wpleść" w krajobraz Artysta Damian78 napisał(a): ile jest potem gadania, że jakiś kryzys przechodzę Ja przechodzę - normalna rzecz w moim wieku. Wspólnie z Ukochaną uzgodniliśmy, że punktem kulminacyjnym mojego kryzysu będzie fajny samochód. Natomiast na młode dupeczki szlaban. Biedne one
|
Autor: | sprocket73 [ So wrz 28, 2019 11:39 am ] |
Tytuł: | Re: Spokojny wrześniowy urlop bez napinki |
Część VI Następnego dnia postanawiamy sprawdzić jak smakują te skaliste szczyty w najwyższym Apenińskim paśmie Gran Sasso d’Italia. Podjeżdżamy pod Monte Prena i ruszamy, początkowo spokojną drogą wolniutko nabierając wysokości. Spotykamy tu wspaniałe okazy Dziewięćsiłów. Potem szlak staje się ścieżką i wysokość nabiera już szybko. Nasz cel wydaje się być już niedaleko. Krajobraz zmienia się. Zbocza z trawiastych robią się skaliste. Skały są bardzo kruche - taki osypujący się żwirek. Widok wstecz, na równinę od której zaczęliśmy. Mniej więcej od tego miejsca na mapie szlak zaznaczony jest jako "umiarkowanie trudny" wcześniej był "łatwy". Jak dla mnie trudności nie ma żadnych, gdyby było ślisko to co innego, ale w takich warunkach dalej jest całkowicie łatwo, co napawa optymizmem. Podejście na przełęcz robi się coraz bardziej strome. Jesteśmy na przełęczy. Nasz cel wydaje się już naprawdę bardzo blisko, choć wygląda groźnie. A to zbliżenie na szczyt po drugiej stronie przełęczy - Monte Camicia (2564). Co ciekawe ta góra jest wyższa niż Monte Prena o 3 metry, ale robi wrażenie spokojnego pagórka. Również wydaje się blisko i mam taki chytry plan, że może uda się ją zdobyć na powrocie. Na razie o tym nikogo nie informuję. Ruszamy grzbietem. Pojawiają się małe trudności. Problem w tym, że wszystko jest osypującym się żwirkiem. Nawet takie dość proste miejsca jak to na zdjęciu, stają się dzięki temu nie banalne. Widok wstecz na Monte Camicia. Jak widać, od strony grzbietu, również jest skalista. Wchodzimy w coraz większa stromiznę i coraz większe skały. Pięknie to wygląda, trudność wciąż wzrasta, choć ciągle jest prosto. Krajobrazy znowu jak na księżycu, choć zupełnie inaczej niż na Monte Amaro. Jestem zachwycony. Znowu występuje zjawisko, że idziemy i idziemy, a cel jakby się nie przybliżał. Myślałem, że dojdziemy na szczyt w pół godzinki od przełęczy. A tu godzinę nam zajęło dojście pod podstawę góry, gdzie zobaczyliśmy ostatnie bardzo strome podejście, zakończone wręcz pionową ścianą. Troszkę zacząłem się obawiać o to, czy damy radę w komplecie. Przypomniało mi się jak byliśmy pod Mitikasem (najwyższy wierzchołek masywu Olimpu w Grecji) i tam też była taka ściana, no trochę większa, przyznaję. Wtedy Ukochana nawet nie rozważała próby ataku. Teraz spróbowaliśmy. Spójrzcie jak Tobi patrzy w górę i zapewne obmyśla drogę. W tym miejscu, na pewno można już powiedzieć, że poziom trudności szlaku znacznie się podniósł. Najgorsze jest podłoże, tu naprawdę wszystko się sypie. Nie ma wytyczonej i ubezpieczonej jakiejś jednej ścieżki tak jak w naszych Tatrach. Ludzie idą szeroko, sami wybierają drogę. Mnie się takie coś podoba, ale widzę, że są tacy, których otoczenie trochę przerasta. Używanie kasku jest jak najbardziej uzasadnione. Zrzucone kamienie lecą długo i są naprawdę niebezpieczne. Wszyscy są uważni, ostrzegają się wzajemnie. Ludzi jest trochę, bo niedziela. Najlepiej radzi sobie Tobi. Jest szybki, bezbłędny, a wchodzenie na górę sprawia mu autentyczną frajdę. Patrzy potem z niecierpliwością, gdzie my jesteśmy. To już końcówka, prawie się udało. Tobi już na górze... ziewa. Widok na północny wschód, w stronę lądu i morza. Na południe, stamtąd przyszliśmy. W stronę najwyższego szczytu - Corno Grande. Fotka szczytowa. Jak widać przyszedł inny czarny pies. Wkrótce okazało się, ze to suczka, niemłoda już - 10 lat. Wyglądała na bardzo wyczerpaną, wręcz padła. Właściciel powiedział, że całe życie chodzi z nią po górach. Jeszcze daje radę. Po Tobim zmęczenia nie widać. Chodzi sobie po szczycie i zagląda w przepaście. On chyba naprawdę lubi wysokie góry. Znikąd pojawiają się niskie chmury, które dodają uroku. Pora wracać. Zejście po tej kruchej pionowej ścianie jest dużo trudniejsze niż wyjście. Wybrać drogę tak, żeby stawiać nogę na stabilnym podłożu - to klucz do sukcesu. Schodzimy powoli, uważnie. Ja idę przodem, Ukochana za mną dokładnie po "moich śladach". To się sprawdza. Jeszcze ta obawa, czy ktoś z góry nie poczęstuje nas kamieniem. Dobrze, że ten odcinek nie jest długi. Ostatni spojrzenie na skalną bramę. Piękna góra. O wydłużeniu na Monte Camicia nawet nie myślę. Nie starczyło czasu. Co ciekawe Ukochana mówi, że wiedziała, że będę miał taki plan... ona to już mnie zna Taka tam fotka przyrodnicza. Jesteśmy już nisko, nad równiną. Monte Amaro jak zwykle prezentuje się ciekawie. Niegroźnie wyglądająca Monte Camica. Wydaje się blisko, ale trzeba by zrobić na nią oddzielną wyprawę, albo być Magisem W promieniach zachodzącego słońca wracamy do auta. Ogólnie wycieczka wyszła fajnie. Góra przepiękna. Na pewno była to najtrudniejsza góra na jaką wyszliśmy jako zespół, bez najmniejszego zgrzytu i uwag, że ciągam Ukochaną w zbyt trudne dla niej miejsca. Do pogody miałem drobne zastrzeżenie. Cały czas na niebie wisiała taka lekka zawesinka wysokich rzadkich przeźroczystych chmur. Niby cały czas pełne słońce, ale jednak nieczyste. Popsuło to trochę zdjęcia. C.D.N. |
Autor: | Redemption MM [ So wrz 28, 2019 4:16 pm ] |
Tytuł: | Re: Spokojny wrześniowy urlop bez napinki |
Prześliczne, co dzień- to ładniejsze zdjęcia. |
Autor: | Damian78 [ So wrz 28, 2019 8:21 pm ] |
Tytuł: | Re: Spokojny wrześniowy urlop bez napinki |
Zaintrygowały mnie te "straszne góry" i muszę powiedzieć, że jak coś ma pod 3k to przyciąga mój wzrok Szybkie rozeznanie terenu i znad morza jest około 1,5h jazdy, chyba mam chytry plan na przyszłe wakacje |
Autor: | sprocket73 [ N wrz 29, 2019 11:33 am ] |
Tytuł: | Re: Spokojny wrześniowy urlop bez napinki |
Część VII Dzień wypoczynkowy w górach. Tak prezentował się kemping, na którym mieszkaliśmy w namiocie. Fajne miejsce, budynek po lewej to restauracja, po prawej łazienki. Ukochana spała w namiocie pierwszy raz w życiu, Tobi też Plan na dzień był taki, żeby pozwiedzać trochę te małe górskie miasteczka i pospacerować. Santo Stefano pod którym byliśmy rozbici nie wyglądało zachęcająco. Z zewnątrz jak wielki plac budowy. Tak, że jak weszliśmy do środka, to bardzo się zaskoczyliśmy. Miasteczko okazało się prawdziwą perełką starej architektury. Wszystko było w nim wiekowe i oryginalne. W wąskich uliczkach pełno było psów i kotów. Pst przeważnie wielkie pasterskie, coś jak nasze podhalany. Wszystkie luzem, przyjazne do ludzi, ale już niekoniecznie tolerowały Tobiego, który szybko poczuł do nich respekt, więc było parę zabawnych sytuacji z mijankami. Ten mały kotek bardzo się z nami zaprzyjaźni. Chodził za nami kilkanaście minut i mruczał. Aż musieliśmy go zgubić sprytnie, jak opuszczaliśmy miasto. Oj, jak rozpaczał i miauczał za nami. Remonty są, ale będąc w środku dużo mniej je widać niż na zewnątrz. Odbudowywane są niektóre domy i coś co wygląda na zamek położony w samym sercu miasteczka. Następnie przemieściliśmy się do miejscowości Calascio, mieszczącej się pod ruinami zamku, który oglądaliśmy pierwszego dnia. Wymyśliłem tam nową drogę dojścia przez rolniczą dolinę. Tu już spodziewaliśmy się kolejnej perełki i nie zawiedliśmy się. Miasteczko jest większe i praktycznie w ogóle nie zorientowane na turystów. O ile w Santo Stefano było parę sklepików z pamiątkami i wyrobami regionalnymi oraz typowo turystyczne kawiarenki, to tutaj nic. Bardzo lubimy takie miejsca, gdzie można zobaczyć coś autentycznego i historycznego. Istota rzeczy tkwi w szczegółach. Skamieniałe od upływu czasu deski, stare żelazne, zardzewiałe gwoździe. W suchym klimacie mogą mieć naprawdę wiele lat i wciąż są tylko rzeczą czysto użytkową. Jest tu też trochę oficjalnych zabytków, z tablicami informacyjnymi. Wyglądają jak opuszczone przez turystów. A zaraz po sąsiedzku, normalne życie mieszkańców. Główna ulica. Ciekawe jakiej szerokości w środku jest skrajne pomieszczenie tych domów. Szukamy tu jakiegoś spożywczaka, bo potrzebujemy kupić chleb. Nic nie widać, w końcu Ukochana odnajduje strzałki do, jak twierdzi, pierkarni. Piekarnia okazuje się jednak czymś innym, to miejsce, w którym można zjeść tylko kanapkę, taki rodzaj knajpy. Podjadamy więc bardzo egzotyczne jak na nasze gusta kanapki, a właściciel informuje nas, że w tej miejscowości, ani w pobliskich, nie ma żadnego sklepu spożywczego. Mocno dziwne, ale cóż, pozostaje się z tym pogodzić. Ruszamy raz jeszcze w wąskie uliczki i zaułki. Bardzo nam się tu podoba. Pełno kwiatów. Obserwuje nas miejscowy kot. Poranny plan zakładał jeszcze dojście do kolejnego miasteczka - Castel Del Monte, ale nie starczyło już czasu. Pozostał powrót szerokim łukiem, z wejściem wgłąb pagórków, gdzie liczyłem na ładne widoki. Pogoda się poprawiła, zaczęło pojawiać się całkowicie czyste niebo. Temperatura wzrosła i trochę przeszkadzał upał. Szliśmy bez szlaku, ale z całkowitą kontrolą trasy. Gdy byliśmy w najdalszym punkcie tego "spaceru", do drogi którą się przemieszczaliśmy miał dołączyć szlak idący boczną doliną. Dołączyła dolina, ale szlak już nie. Niby mały problem, ale myśmy potem mieli trzymać się tego szlaku i przejść nim pagórkowaty dziki teren. Stwierdziłem, że pewnie w odpowiednim miejscu, nawet jak nie będzie szlaku, to będzie jakaś ścieżka, którą odbijemy i sobie wrócimy. Niestety nic takiego nie było. W pewnym momencie zaproponowałem Ukochanej odbicie w dziką dolinę i przejście po prostu po trawie, ale nie wykazała entuzjazmu, jak to tak po trawie w dzień wypoczynkowy. Szliśmy więc drogą, ciągle oddalając się od celu, niepotrzebnie nabierając wysokości, a czas płynął. W końcu napotkaliśmy miejscowego pasterza, z którym komunikacja była ciężka, ale jak wypowiedziałem magiczne słowa "Santo Stefano", to zaczął machać rękami, zagradzać nam drogę, wręcz nie puszczał dalej, odwracał mnie o 180 stopni i jedną ręką trzymając za plecy, drugą wskazywał przełęcz i dobitnie dawał do zrozumienia, że tam i tylko tam mamy iść. Posłuchaliśmy go. Piękne to było wędrowanie. Całkowicie na dziko, odcięci od świata z poczuciem lekkiego zagubienia, w rewelacyjnych okolicznościach przyrody. Niby wiedziałem mniej więcej gdzie jesteśmy i przynajmniej ja nie czułem zagrożenia, że pobłądzimy całkowicie i zastanie nas noc, ale było parę takich sytuacji, że spodziewałem się, ze tam na górze jest już jakaś przełęcz i jak ją osiągniemy to po drugiej stronie zobaczymy Santo Stefano. A po dojściu okazywało się, że widać tylko kolejną przełęcz, kilometr dalej. W końcu, doszliśmy na tą właściwą. W samą porę, słońce już prawie zachodziło. Znajoma okolica, znane ruinki na horyzoncie. Ależ tam jest pięknie!!! Na kempingu byliśmy o zmroku. Ukochana zgłaszała uwagi, ze dzień nie był tak bardzo wypoczynkowy na jaki się rano nastawiała C.D.N. |
Autor: | sprocket73 [ N wrz 29, 2019 8:29 pm ] |
Tytuł: | Re: Spokojny wrześniowy urlop bez napinki |
Część VIII To miał być kulminacyjny dzień urlopu - Corno Grande. Celowaliśmy w najlepszą pogodę. W nocy budziłem się i sprawdzałem godzinę, nie mogłem się doczekać poranka. Kiedy w końcu przyszedł czas, wyszedłem z Tobim na poranne sikanie i o zgrozo... jedna łapka zepsuta, kuśtyka na 3, jedną nie jest w stanie nawet dotknąć podłoża. Wstępne badanie wykazało dobry stan kości i stawów, problem był w przecięciu poduszki pod palcami. Ponowiłem badanie uzbrajając się w czołówkę i okulary, jednak nie przecięcie, tylko ma coś wbite. Otwór ranki jest okrągły. Po lekkim naciśnięciu poduszki wycieka z niego ropa. Musiał coś wbić wczoraj, przez noc wdało się zakażenie i teraz łapka nie funkcjonuje. Uznałem, że coś tam może tkwić w środku, więc zrobiłem operację. Najpierw atakowałem lekko pęsetą, a potem głębiej grzebałem igłą. Operacja była trudna, wciąż wyciekała z rany ropa, a Tobi współpracował niechętnie. Grzebałem jednak coraz głębiej, bo uważałem, że to słuszne. Jak zacząłem wygrzebywać różowe mięsko, a z rany lała się już nie ropa, tylko jasnoczerwona krew, uznałem, że wystarczy. Na tym etapie wydałem orzeczenie lekarskie - "niezdolny do zdobywania Corno Grande". Co do pomysłów na dalsze leczenie, przychodziła mi do głowy tylko amputacja kończyny, jednak na razie jeszcze na to za wcześnie. Bez Tobiego - najmocniejszego członka ekipy, zdobywanie Corno Grande nie miało sensu. Zostało mu przydzielone zadanie pilnowania opalającej się Pańci, a ja udałem się na poranny spacer, na pobliski grzbiecik. Pogoda żyleta, ale humor średni. Widok na nasz kemping. Tą drogą rozpocząłem podejście. Podziwiałem sobie przeciwległy grzbiet. W końcu czyste niebo. Corno Grande. Skręcało mi kiszki jak na to patrzyłem. Podchodziłem tym grzbietem. Widziałem coraz więcej. Niezaprzeczalnie jest przepięknie. Nie ma co rozpaczać, trzeba się cieszyć tym co jest. Ze szczytu zobaczyłem nowe tereny. Jest tu jedna porośnięta drzewami góra. Ale największe wrażenie robią trawiaste równiny. Monte Prena - wygląda groźnie i byliśmy tam! Na zejściu grzyby - maślaki. Są ich setki, całe połacie, rosną jeden na drugim. Zrywam jednego i oglądam. Pachnie jak maślak, skórka mu odchodzi jak maślakowi, śliski jak maślak, barwi palce jak maślak, trochę inny odcień kapelusza niż u nas, ale przecież nawet nasze maślaki róznią się od siebie odcieniem. Po spacerze idziemy jeszcze raz do miasteczka. Przechodzimy uliczki, kupujemy regionalne produkty: ser i kiełbasę, jak się okazało z osła. Chleba nie ma, ale w restauracji chętnie sprzedają. Tobi jakoś kuśtyka za nami. Zatrzymujemy się na kawę i lody w najładniejszej kawiarence. Kawa jest dziwna. Stary metalowy miniaturowy ekspres ciśnieniowy, obita gliniana filiżanka i spodek, pół litra mleka w dzbanku, bo miało być cappucino. Podaje ją kelner w koszuli pod krawatem i grubej wełnianej kamizelce, a jest jakieś 35 stopni. Potem wracamy na kemping i przez parę godzin leżymy w słońcu. Jest upalnie. Ponieważ Tobi z każdą godziną ma się lepiej, postanawiamy jeszcze wyjść na zachód słońca. Taki 3 godzinny spacerek po innym niż poranny, nieco wyższym grzbiecie. Pora zachodu, to dobry pomysł na spacer w tych trawach. Szybko zaczynają się ładne widoki. Mamy ze sobą butelkę wina, żeby było jeszcze piękniej. Monte Camicia. Tobi nie wygląda na bardzo cierpiącego, w trawach używa wszystkich łap. Kemping pośrodku i Santo Stefano. Idziemy w kierunku najwyższego szczytu spaceru. Podejście takie trawno kamieniste. Kolory z każdą minutą lepsze. W idealnym czasie jesteśmy na górze. Ustawienia aparatu są naprawdę takie same jak przy innych zdjęciach z całego urlopu. Tu już nawet nie ma co komentować. Tylko oglądać. Przy zachodzie wszystko poczerwieniało, cienie wydłużyły się jeszcze bardziej. Zdecydowanie najpiękniejszy zachód jaki przeżyłem w górach. Nie robię aż tak dobrych zdjęć, żeby w pełni oddać taką chwilę. Dzień miał wyglądać zupełnie inaczej, początkowo bardzo rozczarował, ale na koniec byłem w pełni zadowolony i czułem spokój ducha. Od następnego dnia miała popsuć się pogoda. Czas urlopu też dobiegał końca. C.D.N. |
Autor: | Redemption MM [ Pn wrz 30, 2019 7:04 am ] |
Tytuł: | Re: Spokojny wrześniowy urlop bez napinki |
sprocket73 napisał(a): Mamy ze sobą butelkę wina, żeby było jeszcze piękniej. sprocket73 napisał(a): Zdecydowanie najpiękniejszy zachód jaki przeżyłem w górach Brak mi słów aby określić swą zazdrość Masz mapkę z podróży? |
Autor: | sprocket73 [ Pn wrz 30, 2019 7:17 am ] |
Tytuł: | Re: Spokojny wrześniowy urlop bez napinki |
Mapki nie mam, za mapę robiło mi zdjęcie zrobione na kempingu. A chcesz żeby Ci coś rozrysować? |
Strona 2 z 4 | Strefa czasowa: UTC + 1 |
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group http://www.phpbb.com/ |