DZIEŃ 3
Pierwsza czynność,jakiej się tego dnia dopuściłam to bieg do apteki po Panthenol/grrr wszystko mnie piecze po tym Zawracie,a w dodatku zaczynają wyłaniac się stada bąbli...
Na szczęście dzisiaj nie ma zabójczego słoneczka,więc mogę sobie pozwolić na "mały" spacerek.
Pomysł,żeby wjechac na Kasprowy i przejść się w kierunku Czerwonych Wierchów okazał się nie być wcale taki prosty.Nie pokojarzyłysmy bowiem,że to Boże Ciało,a co za tym idzie tłumy będą miały za cel "przejażdżkę" kolejką...

Tłum w Kuźnicach sięga daleko za schody,co napawa mnie delikatną rozpaczą.Górolka mówi,że idziemy w takim razie na Kopieniec-no wszystko fajnie,ale je sie już nastawiłam na Czerwone....No nic,postanawiam iść na żywioł-oglądam ten cały tłum w poszukiwaniu odpowiedniego materiału do realizacji mojego pomysłu.Znajduję okrkąglutką parę<z tego miejsca gorąco WAM dziękuję>,która po usłyszeniu w jak dramatycznym położeniu są nasze plany postanawiają cichaczem wpuścić nas przed siebie<jeszcze raz wielkie AVE>

Po godzinie oczekiwania zasuwamy wagonikiem na Kasprowy
Ja na razie ku mojej uciesze słońca brak
Jak widać powyżej-japonki pod każdą postacią->> męskie,damskie,od wyboru do koloru
Na szczycie zaczyna wyłazić słońce,co przyprawia mnie o nieziemskie pieczenie łapek i mordki-w polarze nie da się wyrobić,bo za gorąco,więc w ruch poszedł panthenol,który po pierwszym większym podmuchu wiatru fruwał radośnie wkoło mnie
Kolejny robal do kolekcji-ehh...jeden mi spierdzielił pod kamlota i nie dało rady do stamtąd wywlec->>a taki był fajny najeżony.Ten został mi na pocieszenie...
No i tak sobie ładnie szłyśmy raz w słoneczku,a raz w chmurkach;doszłyśmy do Przełęczy pod Kopą i po stwierdzeniu,że wieczór za pasem spokojnie ewakuowałyśmy się na Halę Kondratową:
Podziwiając widoki mkniemy sobie w dół
Mam nadzieję,że nie zanudziłam Was na śmierć
