Po zasłużonym jednodniowym odpoczynku..........Hm...odpoczynku, niektórzy odpoczywają wspinając się na skałki nauczając laików nowych węzłów
a ja relaksuję się próbując robić zdjęcia makro, rośliność jest tam niesamowita, ale to już chyba skrzywienie zawodowe

. Można było tam też znaleźc wszystkim dobrze znaną wierzbówkę kiprzycę, kojarzącą się z drogą do ukochanego Murowańca
czas ruszyć w dalszą drogę na spotkanie ze
"Żmijką". Boguś mówi, że mam z nią coś wspólnego, ale chyba chodzi o mój charakter
I tu zaczyna się nasze pół szczytowania

Chciecieliśmy podejść do niej jak najbliżej, aby chociaż jej dotknąć i
prawie się udało. Ze względu na brak czasu podeszliśmy tylko do jej stóp, ale i tak było warto. Niesamowite przeżycie. Najpierw z miejsca, w którym się zatrzymaliśmy (Hotel Bergfreund - Familie Almendinger - prowadzona przez przesympatyczną Mame Rose

) musieliśmy dojechać do Zermatt taksówką (nie ma mozliwości, ale podjechać do tej miejscowości samochodem prywatnym). Stamtąd szybkim tempem na kolejkę, która zawiozła nas na przystanek Schwarzee paradise, a stamtąd bardzooooooooooo

szybkim tempem prosto do jej stóp. Ale na nas syczała.....

Wygląda niesamowicie na żywo.

Pod jej szczytem tradycyjne co nieco i spowrotem do kolejki, bo czas niestaty nas goni
Po zjeździe do Zermatt jeszcze szybkie zwiedzanie miasteczka. Urzekła mnie jego drewniana zabudowa i typowy szwajcarski klimacik
Na kwaterze, jeszcze sprawdzenie pogody na następny dzień, parę zdjęć naszego kolejnego celu, kolacyjka i spać, bo na drugi dzień czaka nas już ostatnie szczytowanie na tym wyjeździe

)
Na następny dzień wcześnie rano ( na szczęście nie było trzeba wstawać w nocy, by zdobyć ten szczyt

) śniadanko i spowrotem do Zermatt na kolejkę, która tym razem zawozi nas na Klaine Mattehorn (Stacja kolejki to Matterhorn glacier paradise), a stamdąd już po odpowiedniej charakteryzacji

na jeden z wierzchołków Britehorn (4164 npm). Widoki jak zawsze niesamowite - widać wszystkie szczyty jak na dłoni Dufourspitze (4634), Liskamm (4527) i dwa moje ulubione Castor 4223 i Polux (4092). Niebo w górze czyste (widać nawet M.B.). Nawet nasza Żmijka się odsłoniła

Muszę przyznać, że bez chmur nie wygląda już tak przerażająco, ale to tylko złudzenie

Niestety siły już nie te same, energi i zapału też już troche brakuje, więc ratuje się odżywczymi batonikami, które i tym razem nie niezawodzą

Ostatni szczytowanie zakończone
I na tym kończy się nasze trzy i pół szczytowania. Trochę smutno, że czas tak szybko ucieka i już jest już po, ale cóż........ Tego się nie zapomina, to pozostaje na zawsze. Wiem, że to nie są Himalaje, ale dla mnie.......... to było jak Himalaje
Dziękuje wszystkim za wspaniałą przygodę, a szczególnie jeszcze raz dziekuję Bogusiowi za pomoc w spełnieniu marzeń..........
