Zombi napisał(a):
Nie szedłbym jednak sam, być może (jeżeli nie była to naprawdę dłuuuga droga) - sztywna asekuracja (nawet jeśli trudno byłoby o pewne przeloty).
kozica szwedzka napisał(a):
A nawet jak asekuracja niezbyt mozliwa, to partner zawsze moze sie przydac do wezwania pomocy lub chociazby udzielenia pierwszej pomocy...
Pomysl PrT - a gdyby nikt nie widzial, jak lecisz...?
Popieram ...
Nie jestem dogmatycznym przeciwnikiem samotnych wycieczek tak jak ten mój znajomy instruktor nurkowania. Ale po za szlakiem w syfiastym terenie, nawet bez asekuracji zespół ma większe pole manewru i wiekszą szansę wezwania pomocy. Tak to widzę. Solowanie na trudnych drogach to inna bajka bo łojant wie co jest grane, jest napakowany, psychę ma ze stali, jest doświadczony, drogę zapewne doskonale zna albo z autopsji albo przynajmniej z opisu, czeka na dobrą pogodę, a sama droga zapewne jest lita i oczyszczona z guzu i śmieci przy okazji wcześniejszych przejść. Zapewne uproszczam sprawę ale tak to w skrocie widzę ...
W pewnym sensie łatwiej soliście przejść trudną ale litą drogę (pod warunkiem, że technicznie i wytrzymałościowo jest w jego zasięgu - więc latać nie będzie) niż jakieś rzęchowate kruche zbocza ...
