Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest N cze 23, 2024 4:09 am

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 119 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4  Następna strona
Autor Wiadomość
PostNapisane: N wrz 12, 2010 5:49 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr lip 23, 2008 8:51 am
Posty: 3860
Lokalizacja: Bathgate/Wawa
Nie byłam pewna, czy zamieszczać tę relację ale pomyślałam - w sumie, dlaczego nie. Rodzice na to forum nie zaglądają więc nie zaczną wpadać w stan przedzawałowy przed każdym moim kolejnym wyjściem w góry. A jeśli komuś ma się ona przydać jako przestoga, to tym lepiej.

Prognozy pogody na wczoraj nie były nadmiernie entuzjastyczne ale twierdziły, że warunki będą się poprawiać z biegiem dnia. To, plus fakt że mamy już ilość sprzętu z którą można coś zrobić, pomogło podjąć decyzję, że idziemy we trójkę na Tower Ridge.

Sobota rano. Z Marcinem umówiliśmy się na ósmą. Później niż zazwyczaj, ale nie ma się co śpieszyć: drogę Mariusz w czerwcu przeszedł w 2,5 godziny.

Nie ciśniemy. W Fort William na spokojnie śniadanie, zakupy spożywcze. Samochód pozostawiamy na parkingu koło 11. O 12 z minutami meldujemy się u podnóża Ben Nevisa.

Pogoda wygląda średnio, ale widoków na tej akurat trasie nie potrzebujemy. Poza tym ma się przetrzeć.

Obrazek

Tyle odsłoniło nam się z Tower Ridge:

Obrazek

Zaczynamy podchodzenie na Douglas Boulder. Mży. Łatwe skałki otaczające żleb są tak śliskie, że muszę je obejść dołem. - Ale dzień to sobie wybraliśmy słaby na tę trasę, nie podoba mi się - wołam do chłopaków. Mazio odkrzykuje coś o złym nastawieniu więc zmilczam.

Wreszcie dochodzimy do żlebu, który ma nas wyprowadzić na przełączkę między wierzchołkami buldera.

Obrazek

Deszcz wypłukał z niego piarg, więc idzie się w miarę pomimo stromizny. Mamy deja vu ze Skew Gill w masywie Scafell Pike'a, którym wchodzliśmy w znacznie bardziej mokrych warunkach.

Obrazek

Obrazek

Za przełączką pierwsza trudność: kominek. Mazio wbija się do góry i zakłada stanowisko. Wchodzimy z Marcinem każde po swojemu, tzn. ja tradycyjnie trochę piszczę oraz deliberuję, on niekoniecznie.

Obrazek

Powyżej łatwa grań wyprowadza na podejście na Little Tower. Tu zaczął padać już konkretniejszy deszcz, i dokumentacja fotograficzna się zakończyła.

Zresztą potem i tak nikt nie miał głowy do robienia zdjęć. Ostatnie:

Obrazek

Na Little Tower z początku jest dość łatwo. Widoczność spada niestety do zera, ale mamy nadzieję że to chwilowe. Mazio zresztą zna drogę. Znów, gdy osiągamy pierwszą poważną trudność, wchodzi pierwszy - póki co wciąż na żywca, twierdzi że wie na co się decyduje bo już to przechodził - a my mamy włazić po sznurku. Kiedy Mazio jest już na górze, słyszę jak drze się, że tylko Marcin, a ja mam obchodzić. Nie bardzo rozumiem co jest grane ale nie ma warunków do podejmowania dyskusji. Niżej po prawej majaczy coś jakby ścieżka; domyślam się, że to o to obejście chodzi. Skoro Mazio jest nade mną, znaczy wie lepiej, że obejście jest możliwe. Oddalam się z mieszanymi uczuciami, ale scieżka robi się ewidentna. Zachodzę nią grań Little Tower, kiedy nagle się urywa pionową ścianą. Niemożliwe, myślę, jest perć musi być przejście. Owszem, z miejsca w którym stoję łatwe skały wyprowadzają do góry ale co jest dalej, tego nie widzę. Przy suchym weszłabym tam po prostu i sprawdziła, ale teraz boję się, że jeśli tam dalej nie ma przejścia, schodząc w tych warunkach mogłabym bardzo łatwo się pośliznąć. Postanawiam zobaczyć, co zrobią pany. Przecież mnie tu nie zostawią.
Na pewno, szukając mnie, w końcu objawią się gdzieś na górze. Przez dłuższą chwilę (kwadrans? 20 min?) moknę tam i marznę, regularnie wołając to Mazia, to ich obu. W końcu Mazio odkrzykuje. Kiedy po paru minutach pojawia się znacznie powyżej mnie, i wyjaśniam mu sytuację, potwierdza że tamtymi skałami mam nie iść. Jest lepsza opcja prosto w górę. Rzuca mi linę, niestety z nerwów z nic nie chce mi się zawiązać prawidłowa ósemka i tworzę jakieś dziwaczne precle. Nie ma jednak czasu, trzeba się wbijać. W górze dostaję zjebkę za precle, pochwałę że poczekałam i się nie zapchałam, i możemy kontynuować w kierunku Great Tower.

Marcin jest trochę osowiały. Miejsce, w które wpuścił go Mazio a które ja ominęłam, okazało się jakimś wyjątkowym hardkorem. Zresztą sam Mazio dziwi się, bo zapamiętał tę drogę jako - z wyjątkiem kilku miejsc - lajtową, a tymczasem trudności zdają się piętrzyć. Czasu mamy coraz mniej, straciliśmy go mnóstwo na zakładanie stanowisk, jest już po czwartej (kiedy??? Jak???), a przed nami najcięższy odcinek trasy. Teraz jednak nie ma już wyjścia.

Na Great Tower problemy pojawiają się praktycznie od razu. Pierwsza ścianka, na tyle nachylona że przy suchej skale niekłopotliwa, okazuje się
cholernie niebezpieczna w tej ślizgawicy, a polecieć jest gdzie. Tu Mazio po raz pierwszy wchodzi asekurowany z dołu przez Marcina. Idzie nam
sprawnie, technicznie to łatwizna, byleby na linie. Mamy nadzieję że wyżej też jakoś pójdzie.

Niestety im wyżej tym trudności narastają. Kominek, który na początku tarsy wydał mi się trudny, teraz przechodziłabym z bananem na twarzy. Tu jest znacznie gorzej. Gdybyśmy mieli więcej czasu, lepszą pogodę, można by kombinować z szukaniem najłatwiejszej drogi, a tak pędzimy jak narwańce do góry, aby tylko puściło, bo tu gdzie jesteśmy zostać nie możemy. Mazio wciąga mnie parę razy na linie w miejscach, gdzie stopni i chwytów praktycznie nie ma a na tarcie w tej ślizgawce iść się nie da. Im wyżej wychodzimy, tym bardziej stromo i lufiaście się robi. Mazio dziwi się, że cały czas nie ma galeryjki, jednego z głównych punktów orientacyjnych oznaczającego że do wierzchołka już tylko kawałek. Istnieje możliwość, że pomylił drogę we mgle, i że wbijamy bezpośrednio na Great Tower od czoła. Jest mi już wszystko jedno, nie obchodzi mnie jakie jeszcze szamba muszę pokonać, chcę usiąść na Great Tower ze świadomością że teraz już tylko Tower Gap i wszystkie problemy za nami. Jakież jest moje rozczarowanie, gdy bula którą w końcu osiągamy okazuje się przedwierzchołkiem a galeryjka, nyża skalna i ostatnie podejście wciąż jeszcze przed nami.

Najciekawsza okazuje się nyża - wąski ni to żlebik ni to komin przykryty od góry głazami, a zamyka go ścianka gładka jak wypolerowana, którą należy się przebić na wyższy poziom. Skoro wypolerowana, to pierońsko śliska, więc Mazio nas asekuruje; na szczęście kilka nielicznych, ale świetnie rozmieszczonych chwytów i stopni umożliwia szybkie i sprawne wejście.

Przed nami najgorsze: szczyt Great Tower. To tu Mazio miał problemy podczas swojego letniego wejścia. Lufa jest tu prawdziwie zapierająca dech. A wokoło się ściemnia.

Na Great Tower wchodzimy już w zupełnej desperacji, jakimś hardkorem, nie ma już czasu na zastanawianie się. Marcin asekuruje Mazia, ja z początku znajduję łatwiejszy wariant potem potrzebuję podciągnięcia, nie mam już siły. Na szczycie siadamy w ostatnim momencie gdy jeszcze coś widać. Po chwili robi się ciemno jak u Murzyna w dupie.

Z czołówkami przechodzimy krótką grań dzielącą Great Tower od Tower Gapa. Jest szerokości mniej więcej dwóch Lodowych Koni, z identyczną lufą po bokach, ale pozioma i bez tych cholernych szczerbin. Dochodzimy do Gapa i chłopaki świecą w jego czeluść latarkami. Widzę jak Marcin
zastyga i nie może oderwać wzroku od tego co w dole. Patrzę. Cholera. Nie wygląda to dobrze. Szczelina jest dużo głębsza niż opisywał Mazio (potem się okaże, że w swym opisie niczego nie pokręcił - faktycznie jeden z głazów, umożliwiający stosunkowo łatwe przejście, zapadł się ostatniej zimy). Jest też zupełnie pionowa i wcale nie tak fajnie urzeźbiona. Oczywiście, jak najbardziej do zejścia i wejścia z liną, ale asekuracja musiałaby być tutaj niezwykle staranna. To nie jest miejsce na jakikolwiek błąd.

Marcin, balansując na końcu grańki, zapala papierosa. Patrzy na nas poważnie.
- Nie zejdziemy tam - stwierdza rzeczowo - nie teraz. Jest ciemno, mokro, nie damy rady się właściwie przyasekurować. Ja nie idę.

Mazio próbuje mu to wyperswadować, ale Marcin jest nieugięty. Mazio stopniowo rezygnuje, popatruje w dół, jeszcze ocenia możliwości. Ja siedzę cicho, próbując nie zlecieć, i myśląc sobie, że schodzenie tam teraz zapewniło by nam duże szanse w zdobyciu Nagrody Darwina. Liczę, że Mariusz się z tym zgodzi, ale sam z siebie.

Po chwili zapada ciężka decyzja: dzwonimy po Mountain Rescue. Jesteśmy w sytuacji, kiedy trzeba połknąć swój honor. Zapewne w innych warunkach, innego dnia, o innej porze, bla bla bla. Pewnie tak, ale jest tu i teraz i decyzja musi się odnosić do tu i teraz. Uzyskujemy połączenie i opisujemy swoją sytuację. Przyjdą.

Kolejne sześć godzin spędzamy na grańce, w siąpiącym deszczu. Próbujemy się ogrzać foliami termoizolacyjnymi, ale po pewnym czasie chłopaki widząc, że mimo przykrycia zamieniam się w sopel oddają mi obie, a sami wolą "się poruszać". Skaczą, tupią i robią przysiady. Ja trzęsę się pomimo dwu warstw folii, ponieważ moje ciuchy są totalnie przemoczone, do bielizny. Pany palą papierosa za papierosem, ja się nie przyłączam bo wymagałoby to wyjęcia ręki na tym zimnie. Siedzę tam gdzie mnie usadzili, na osłoniętej od wiatru półeczce, ale lufa nie robi już na mnie wrażenia. Koncentruję się jedynie na tym by nie zasnąć, bo każde dłuższe zawieszenie wzroku na jednym punkcie owocuje wizjami twarzy i zwierząt na kamieniach. Prawie cały czas rozmawiamy, co trochę pomaga. Co jakiś czas słychać helikopter - z grani oczywiście nie może nas pobrać w tych warunkach, ale mamy nadzieję że wyrzuci na szczycie ekipę. Dyskutujemy, jak długo to może potrwać i jakimi metodami nas sprowadzą; opowiadamy Marcinowi o TOPRze. Mazio, który na jakiś czas stracił zasięg i znowu go odzyskał odsłuchuje kolejne wiadomości - któraś może być przecież od ratowników. Dębiejemy z Macinem, gdy nagle nad pogrążoną w ciemnościach, zimną granią odzywa się skrzekliwy kobiecy głos - Maaaaariuuuusz! Maaariuuuusz! To ja ciocia! Odbierzże wreszcie, pzrecież widzę że jesteś na Skype cały dzień! - gdybyśmy w tamtej chwili z Marcinem nie siedzieli, zapewne byśmy padli :D

Obrazek

Obrazek

Helikopter krąży nad nami wielokrotnie, to bliżej to dalej. Przestajemy zwracać na niego większą uwagę - mamy czołówki, nic więcej nie możemy zrobić. Nagle wydaje nam się, że coś słyszymy. Ciężko sprecyzować co to było - może jedynie wiatr - ale nadzieja sprawia że od razu robi się cieplej.

Mazio zaczyna nadawać sygnały gwizdkiem. I za którymś kolejnym ktoś nam odgwizduje! Czyli faktycznie po nas idą.

Od tego pierwszego gwizdka do właściwej akcji pozostała jeszcze kupa czasu, podczas którego obserwowawaliśmy migotanie latarek na grani, kiedy ratownicy zjeżdżali i poręczowali Tower Gapa. Kiedy pierwszy z nich wreszcie do nas dotarł, ledwo byliśmy w stanie się wysłowić z zimna.

Obrazek

Ratownik, który przedstawił się jako Sean, rozmawiał z kimś przez radio i poinformował, że jego zdaniem nie trzeba będzie nas wciągać, damy radę
zejść i wejść sami. Po kolei podchodziliśmy do krawędzi Tower Gapa skąd Sean asekrował nas z góry. Jak mnie pocieszył, miejsce to miało być jedynie "awkward", ale tak naprawdę "easy". Dla mnie zdecydowanie było tylko awkward. Zapewne łatwiej byłoby mi zejść, gdyby dno szczeliny było wyżej tak jak wtedy kiedy Mazio tam schodził. Dałam radę rzecz jasna - nie miałam wyjścia, poza tym bądź co bądź asekrował mnie profesjonał - ale i tak nie mogłam się nadziwić, jak on mógł to wtedy przejść na żywca. Lufa tam jest taka, że swobodny dwustumetrowy lot do samych piargów, z obu stron.

Każde z nas na dnie szczeliny wpinało się w taśmy, i dopiero kiedy byliśmy w komplecie, rozpoczęło się wchodzenie do góry, równie awkward jak zejście. Ale poszło szybko.

Odcinek do plateau okazał się już pozbawionym większych trudności, pięknym scramblingiem w litej skale. Na górze czekała reszta ekipy, dostaliśmy termos kawy, żelki i czekoladę. Miny mieliśmy nieszczególne, ale wszyscy pocieszali nas, że to nic takiego, że każdemu z nich zdarzyło się kiedyś coś podobnego, i że zrezygnowaliśmy we właściwym momencie, biorąc pod uwagę panujące warunki.

Z ekipą zeszliśmy do Half-way Lochan skąd śmigłowiec zabrał nas do siedziby Mountain Rescue. Tam ci przemili ludzie częstowali nas herbatą, opowiadali różne historie i oferowali nam nocleg (tylko z nazwy, dochodziła szósta). Dowiedzieliśmy się od nich że tutejsze pogotowie jest w 100% ochotnicze. Byli ciekawi Tatr i narzekali że tak mało informacji jest po angielsku (odesłaliśmy ich na SummitPost). Potem podwieźli Marcina na parking gdzie odebrał samochód. Było to bardzo miłe zakończenie tego porąbanego dnia.

Jak mam spuentować? Nie wiem. Ważne, że nikomu nic się nie stało. Na pewno zdobyliśmy sporo technicznego doświadczenia (wejście na Great
Tower to nie było w kij dmuchał, zapychaliśmy się tam w tematy których Mazio nie widział na Martinovce), najedliśmy się strachu, przeżyliśmy przygodę, a także wyciągnęliśmy parę wniosków odnośnie właściwego używania zdrowego rozsądku.
Grunt, że team wrócił w komplecie.

_________________
[https://wordpress.com/view/3000stop.home.blog]239, zostało 43[/url]


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N wrz 12, 2010 6:36 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sty 25, 2007 9:48 am
Posty: 7564
Noooooooooooo...

Jakiś głębszy komentarz może później. Póki co tradycyjne zdanie - dobrze że nikomu nic się nie stało.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N wrz 12, 2010 6:43 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt kwi 13, 2007 2:13 pm
Posty: 1586
Lokalizacja: Wrocław / Polanica Zdrój
Vespa napisał(a):
Jesteśmy w sytuacji, kiedy trzeba połknąć swój honor.

Vespa, Mazio - w górach nie ma czegoś takiego jak Honor, jest chęć do życia!

30 sierpnia przeżyliśmy podoby Hardcore pod Grossglocknerem (grań,lodowiec,szczeliny, 60-70Km/h wiatr, -20'C, padający pionowo od dołu śnieg).
Skończyło się na wzywaniu pomocy, nawet przez chwile nie pomyślałem o swoim Honorze, chciałem kur.wa po prostu żyć i spierdalać stamtąd jak najszybciej :).

Następnego dnia, jak wstałem, to na usta cisnęło mi się tylko jedno zdanie:
"Nauczeni motyla noga.a doświadczeniem"

Dobrze że jesteście cali i zdrowi, tylko to sie liczy!


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N wrz 12, 2010 6:54 pm 
Kombatant

Dołączył(a): Wt lip 13, 2010 3:51 pm
Posty: 352
Lokalizacja: Kraków
Dobrze, że Wam się nic nie stało. O tym, że relacja dobra chyba nie będę pisał, bo jakoś tak nie na miejscu chyba to. ;)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N wrz 12, 2010 7:13 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn wrz 01, 2008 8:10 pm
Posty: 4694
Mam strasznego kułaka w gębie. Ostatnie samodzielne podejście to był jakiś koszmar. Owszem Marcin mnie asekurował. Jakimś dziwnym trawersem poprowadziłem drogę do połowy. Nie miałem nawet czasu wyjąć czołowki. Z gory zobaczyłem swoją pomyłkę - przeloty prowadziły przez jakąś chorą połkę, a obok było znacznie bezpieczniej. Rzuciłem drugi koniec liny Vespie i kazałem przejść do łatwiejszej opcji i się przywiązać. Najpierw poszedł za mną Marcin by ściągnąć szpej. Przepiąłem jedynie linę na odwrot gdy stanął obok na mikrej połeczce i wczepił się w taśmę by pociągnąć na drugą Vespę tuż obok moich stop. Nie było już czasu na moją asekurację. Nad wybrzuszoną skałą musiałem wejść na żywca. Było już ciemno. Gdy wisiałem na niepewnym chwycie i czułem jak plecy ciągną mnie w ciemność i czułem jak palce powoli ślizgają się po skale. Rozpaczliwie znalazłem w końcu pewny chwyt dla drugiej ręki i gdy powoli wciągnąłem kolano na połkę czułem wściekłość i rozgoryczenie własną postawą. Wszelkie prognozy, ustalenia, chęci i nadzieje kłębiły mi się w głowie. Stanąłem i szczęśliwie znalazłem rog skalny. Pętla, kubek i za chwilę Marcin, a potem Vespa pojawili się w ciemnościach u moich stop. Natychmiast pogoniłem oboje w gorę, łatwą drogą na szczyt Great Tower. Trzesąc się zebrałem sprzęt, zwinąłem linę i powlokłem się na gorę. Potem gran i Tower Gap. Nie miałem już siły walczyć. Z sobą, z nimi. Decyzja zapadła jakby poza mną. Gdy wycofaliśmy się z grani do stop wieży by schronić się przed wiatrem i deszczem przez chwilę byliśmy zadowoleni. Telefon po pomoc wlał w nas mnostwo pozytywnej energii i głupawki. A potem te pięć godzin rozważań, zimna i czerni. Przyjdą, kiedy, jak stąd pojdziemy. Mam lekko odmrożone opuszki palcow, gdy dotykam włosow są szorstkie bo czucie jeszcze nie wrociło. Dałem dupy po całości. Jako wannabe kierownik tej wycieczki powinienem okazać większy rozsądek. Do tego tego dnia zapomnieliśmy bothy baga, mieliśmy jedynie dwa worki termo (oba szybko się rozerwały), jedynie po dwie pary rękawiczek, ktore jeszcze przed dotarciem na szczyt okazały się mokre i zapomnieliśmy vespowej czołowki.
Ludzie z Mountain Rescue Fort William pojawili się jak aniołowie z nieba w świetle migających latarek. Znacznie powyżej tego co wydawało mi się progiem szczytowego plateau. Wystarczyła ich pewność siebie by oboje, Vespa i Marcin, pokonali w dobrym stylu końcowkę trasy samodzielnie.
Najciekawszy był finał - mieliśmy się jeszcze zgłosić na policję by złożyć zeznania - pytania o wyposażenie, wiedzę topograficzną wypadły nie najgorzej. Tylko ta piącha w gardle ciągle nie zeszła.

_________________
http://3000.blox.pl/html

"Listy z Ziemi" Twaina: poszukaj, przeczytaj... warto


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N wrz 12, 2010 7:34 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So lis 10, 2007 8:21 pm
Posty: 4336
Lokalizacja: Kraków
Vespa napisał(a):
wyciągnęliśmy parę wniosków odnośnie właściwego używania zdrowego rozsądku.


Mazio napisał(a):
powinienem okazać większy rozsądek.

Cieszę się, że skończyło się O.K.
Ja też- chyba każdy?-miałem takie wpadki. Długo potem to analizowałem i - generalnie - myślę, że to rutyna i zbytnia pewność siebie, po wielu wyjściach ,,rutynowych''. To przywraca rozsądek.
Pozdrawiam.

_________________
Te linki okazują mowę nienawiści lub dyskryminację wobec chronionej grupy osób z powodu rasy, wieku lub innych naturalnych cech.
https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%BBagiew_(organizacja)
https://pl.wikipedia.org/wiki/A_quo_primum


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N wrz 12, 2010 7:35 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lip 13, 2007 6:28 pm
Posty: 2072
Lokalizacja: Warszawa
:salut:

Tylko emotka, bo nie wiem co więcej powiedzieć.

_________________
siciarz.net


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N wrz 12, 2010 7:41 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N mar 13, 2005 4:25 pm
Posty: 9935
Lokalizacja: niedaleko Wąchocka
Niedawno ktoś pisał, że ładnie pięknie na forum póki się ktoś nie upriedoli.
No i? Refleksja przychodzi po czasie? Dobrze, że na Was wypadło i daliście radę zachować się jak trzeba, gdyby któryś świeżak się zapchał...

_________________
Pamiętasz co obiecywała?


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N wrz 12, 2010 7:46 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr lip 23, 2008 8:51 am
Posty: 3860
Lokalizacja: Bathgate/Wawa
A wiesz że mi dokładnie to samo przyszło do głowy :shock:
Jak tak sobie drzemałam w samochodzie, wracając dziś rano do domu.
Nawiasem wiem że Mazio ma moralniaka, ale uważam że absolutnie bezpodstawnego. Tym bardziej że już tę trasę przeszedł więc to nie tak że zmierzył siły na zamiary. Warunki przerosły moje i Marcina możliwości. No niestety.
Nie wyszło, głos rozsądku wyszedł od Marcina, żyjemy, a TR się jeszcze ogarnie, generalnie na plus.

_________________
[https://wordpress.com/view/3000stop.home.blog]239, zostało 43[/url]


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N wrz 12, 2010 7:50 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N mar 13, 2005 4:25 pm
Posty: 9935
Lokalizacja: niedaleko Wąchocka
Vespa napisał(a):
wiem że Mazio ma moralniaka, ale uważam że absolutnie bezpodstawnego
Moralniak ma to do siebie, że podstaw nie potrzebuje.

_________________
Pamiętasz co obiecywała?


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N wrz 12, 2010 8:37 pm 
Kombatant

Dołączył(a): Pt sie 07, 2009 5:55 pm
Posty: 387
Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza
Kurde ja chyba mam moralniaka przez tego Mnicha....
Świeżak się zapcha... Już się zaczynam bać.
Całe szczęście, że wam się nic nie stało! Dało mi to do myślenia jak nic, aż mi głupio normalnie.


Ostatnio edytowano N wrz 12, 2010 8:43 pm przez Azyjka, łącznie edytowano 1 raz

Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N wrz 12, 2010 8:43 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N mar 13, 2005 4:25 pm
Posty: 9935
Lokalizacja: niedaleko Wąchocka
Mnich to małe miki, nie pękaj o jeden karabinek.

no dobra, nie jeden tylko cztery, tam dwa ekspresy były...

_________________
Pamiętasz co obiecywała?


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N wrz 12, 2010 8:43 pm 
Kombatant

Dołączył(a): Pt sie 07, 2009 5:55 pm
Posty: 387
Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza
Więcej mnie nigdzie nie wezmą. :cry:


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N wrz 12, 2010 8:48 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N mar 13, 2005 4:25 pm
Posty: 9935
Lokalizacja: niedaleko Wąchocka
Nie o to chodzi, żeby Cię zniechęcić, tylko żebyś była świadoma w którym miejscu naginasz reguły. Bo czasem trzeba nagiąć.

_________________
Pamiętasz co obiecywała?


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N wrz 12, 2010 9:07 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So sty 07, 2006 8:19 pm
Posty: 18162
Ciekawa historia. Warto pamiętać, że góry są fajne w dobrych warunkach...


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N wrz 12, 2010 9:22 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sie 29, 2006 3:34 am
Posty: 14898
Lokalizacja: Ząbkowska, róg Brzeskiej
piomic napisał(a):
Niedawno ktoś pisał, że ładnie pięknie na forum póki się ktoś nie upriedoli.
No i? Refleksja przychodzi po czasie? Dobrze, że na Was wypadło i daliście radę zachować się jak trzeba, gdyby któryś świeżak się zapchał...

Pisał Brade, a ja wtórowałem, ale jak dobrze zrozumiałem Brade'a a siebie to na pewno, o inne skutkiem up...dolenie chodziło.
Team M&V się wybronił, chociaż z użyciem Mountain Rescue, co w sumie należy uznać za refleksję o czasie.
Bardzo dobrze że takie relacje się od czasu do czasu pojawiają na forum, bo czasem możnaby odnieść wrażenie że my tu odnosimy jedno wielkie pasmo górskich sukcesów i połykamy góry jak pestki. Ile ja się w życiu nawycofywałem...
Brawa dla całej ekipy za odważną akcję i za wyniesienie szlachetnych tyłków w stanie nietkniętym. :salut:

_________________
Widzisz lewaka, nie stój z boku, reaguj!! Pamiętaj, lewactwo karmi się obojętnością i bezczynnością.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N wrz 12, 2010 9:29 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 13, 2008 12:24 am
Posty: 6022
Lokalizacja: Centrum Dowodzenia Wszechświatem (Wro)
:shock: dobrze że się skonczyło dobrze.

_________________
ಠ_ಠ Innego końca świata nie będzie. Obrazek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N wrz 12, 2010 9:36 pm 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): Wt sie 10, 2010 5:25 am
Posty: 2120
Lokalizacja: Poznań
Uff.. Myślę, że każdy wybierający się w trudniejszy teren powinien to sobie przeczytać, żeby w odpowiednim momencie mu się przypomniało.
Tak jak i wyżej, ważne, że było komu napisać tą relację ;)

_________________
http://www.flickr.com/photos/auralis1987


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N wrz 12, 2010 10:14 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N mar 13, 2005 4:25 pm
Posty: 9935
Lokalizacja: niedaleko Wąchocka
grubyilysy napisał(a):
o inne skutkiem up...dolenie chodziło
Wiem.

_________________
Pamiętasz co obiecywała?


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N wrz 12, 2010 10:20 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn wrz 01, 2008 8:10 pm
Posty: 4694
grubyilysy napisał(a):
Team M&V
abstrahując na moment od tematu dorzuciłbym jednak jedno M do teamu: M&V&M. Jeśli ktoś zamyka trudności w naszej grupie to jest nim Marcin.

_________________
http://3000.blox.pl/html

"Listy z Ziemi" Twaina: poszukaj, przeczytaj... warto


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N wrz 12, 2010 10:22 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sty 25, 2007 9:48 am
Posty: 7564
Mnie przeraża inna sprawa.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N wrz 12, 2010 10:23 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N mar 13, 2005 4:25 pm
Posty: 9935
Lokalizacja: niedaleko Wąchocka
A wracając do tematu: robiłeś na żywca odcinki, z którymi reszta miała problem z górą? Dobrze rozumiem?

_________________
Pamiętasz co obiecywała?


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N wrz 12, 2010 10:30 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sie 29, 2006 3:34 am
Posty: 14898
Lokalizacja: Ząbkowska, róg Brzeskiej
Mazio napisał(a):
grubyilysy napisał(a):
Team M&V
abstrahując na moment od tematu dorzuciłbym jednak jedno M do teamu: M&V&M. Jeśli ktoś zamyka trudności w naszej grupie to jest nim Marcin.

Zdaję sobie sprawę że team M&V ostatnio obejmuje grono kilku osób, ale jakoś tak ten skrót mi się do ogólnie rozumianych "was" przypiął :-).

_________________
Widzisz lewaka, nie stój z boku, reaguj!! Pamiętaj, lewactwo karmi się obojętnością i bezczynnością.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N wrz 12, 2010 10:37 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn wrz 01, 2008 8:10 pm
Posty: 4694
piomic napisał(a):
z którymi reszta miała problem z górą? Dobrze rozumiem?


teraz ja nie rozumiem. Z gorą czy z dołem - problem był głownie w czasie i to jedynie moja wina.

_________________
http://3000.blox.pl/html

"Listy z Ziemi" Twaina: poszukaj, przeczytaj... warto


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N wrz 12, 2010 10:43 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N mar 13, 2005 4:25 pm
Posty: 9935
Lokalizacja: niedaleko Wąchocka
No nie da się ukryć.

_________________
Pamiętasz co obiecywała?


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn wrz 13, 2010 12:39 am 
Swój
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr wrz 08, 2010 10:14 pm
Posty: 60
Lokalizacja: wziąć kasę i czas? :)
a jak tak analizujecie to sobie na spokojnie, to jak myślicie, w którym momencie należało zrobić wycof? (pomijając... zostawanie w domu? :P)

_________________
Idę by dotrzeć, wręcz idę by iść;
Czynność jest skutkiem, przyczyną jest myśl.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn wrz 13, 2010 6:43 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr lip 23, 2008 8:51 am
Posty: 3860
Lokalizacja: Bathgate/Wawa
leppy napisał(a):
Mnie przeraża inna sprawa.


:?:

ejndżel napisał(a):
a jak tak analizujecie to sobie na spokojnie, to jak myślicie, w którym momencie należało zrobić wycof? (pomijając... zostawanie w domu?)


Za nyżą, spod ostatniego podejścia na Great Tower, jest droga ucieczkowa. Z początku bardzo eksponowana ale dużo łatwiejsza. Nie wiem jednak czy znaleźli byśmy ją we mgle, ani czy szukanie nie byłoby równie ryzykowne co pięcie się w górę.

_________________
[https://wordpress.com/view/3000stop.home.blog]239, zostało 43[/url]


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn wrz 13, 2010 7:11 am 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): Wt lip 10, 2007 9:34 pm
Posty: 2525
Lokalizacja: mazowieckie/małopolskie
Mazio napisał(a):
Najciekawszy był finał - mieliśmy się jeszcze zgłosić na policję by złożyć zeznania - pytania o wyposażenie, wiedzę topograficzną wypadły nie najgorzej

Czy 'składanie zeznań' po akcji ratunkowej to w Szkocji standadrowa procedura :?: Kurcze, nie dość że człowiek umęczony, zziębnięty, zestresowany to jeszcze takie historie na zakończenie dnia :?
Poza tym dobrze że nic Wam się nie stało, choć takie lekcje zapewne uczą najwięcej i zapamiętuje się najdłużej..

_________________
Obrazek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn wrz 13, 2010 7:11 am 
Stracony

Dołączył(a): Śr cze 20, 2007 6:52 am
Posty: 3030
Lokalizacja: Sosnowiec
No to żeby jakoś tak...

PKP :D

Wreszcie jakaś egzotyczna relacja, a nie ciągle Tatry.

_________________
- Ej, Panie Derechtórze! Mom takom, wicie, mature do godania... telobyk godoł, ino, wicie... nie wim, o cyim!


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn wrz 13, 2010 7:25 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr lip 23, 2008 8:51 am
Posty: 3860
Lokalizacja: Bathgate/Wawa
nutshell napisał(a):
Czy 'składanie zeznań' po akcji ratunkowej to w Szkocji standadrowa procedura :?: Kurcze, nie dość że człowiek umęczony, zziębnięty, zestresowany to jeszcze takie historie na zakończenie dnia :?

Owszem standardowa. Ale:
- zostaliśmy jedynie przez ekipę MR poproszeni, żeby się udać na posterunek gwoli formalności, mogliśmy to olać i pojechać do domu,
- na policji było bardzo miło :shock: , częstowano nas kawą/herbatą, policjant był uprzejmy i powtarzał, że podjęliśmy odpowiedzialną decyzję, że nie ma się czym przejmować itp.
Nie wiem po co było to przesłuchanie. Pytania w formularzu były niezwykle szczegółowe, o wyposażenie, zapasowe ubrania, odpowiednie buty, razem kilkadziesiąt okienek do zakreślenia. Może gdybyśmy okazali się totalnie nieprzygotowanymi przypadkowymi wycieczkowiczami musielibyśmy zabulić coś za akcję? Nie umiem powiedzieć.

_________________
[https://wordpress.com/view/3000stop.home.blog]239, zostało 43[/url]


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 119 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4  Następna strona

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 23 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL