Będzie krótko, zwięźle i treściwie.
Z cyklu: "Tatrzańska edukacja eksploracyjna".
Dr Achilles prezents:
Wołowa Turnia, południowym żebrem (III).
Topo wejścia: od samego dołu oraz z obejściem pierwszego uskoku.
Startujemy z Popradzkiego Plesa. Podejście biegnie za czerwonymi znakami w kierunku Chaty pod Rysami, które opuszczamy na wysokości Wyżniego Żabiego Stawu (obejście od zachodu). Dalej w kierunku południowej ściany Wołowej Turni, wprost do Wołowej Kotlinki.
Południowe żebro z proflu
Warunki tego dnia były o tyle nieprzyjemne, że wczesny poranek w Żabiej Dolinie przywitał nas przenikającym zimnem, wiatrem i wilgocią.
Pierwszy uskok w południowym żebrze obchodzimy od wschodu, omijając zalegające jeszcze wczesno-wrześniowe śniegi i wchodząc na taras tuż nad nim. Początek wspinaczki na moment “zamraża” nam dłonie i palce, ból jest dokuczliwy, a ruchy skrępowane – skała okazuje się mokra, śliska, a przede wszystkim, paskudnie zimna, gdzieniegdzie pojawił się nawet verglas. O godz. 9 rano termometr Igiego wskazywał 2 st C. Nie miałam nawet pewności, jak mocno trzymam się chwytów i krawędzi…i czy przypadkiem zaraz nie puszczę, gdyż zwyczajnie, nie czułam dłoni.
Wreszcie, zgodnie z prognozami, po 10-tej pojawia się słońce, zalewając nas upragnionym ciepłem. Wspinaczka od razu robi się przyjemna, zważywszy urok samej drogi: południowe żebro to bowiem bardzo ciekawy, a przede wszystkim – bardzo ładny wariant wejścia na Wołową Turnię.
Droga umiarkowanie eksponowana, biegnąca ściśle żebrem bądź tuż poniżej jego ostrza, oferuje dobrą asekurację – mocna skała (za wyjątkiem dwóch “kuszących”, a ruchomych bloków skalnych pod stanowiskiem na przedostatnim wyciągu – pozor!), w kilku miejscach stałe punkty (kotwy), odnotowano również dwa stare haki i jedno przerdzewiałe kolucho (to ostatnie jednak mało przekonujące). Chwyty dobre, układają linię w logiczną całość.
Na stanowisku - przedostatni wyciąg
Tuż po 11stej pojawiamy się na wierzchołku Wołowej Turni.
Igi na wierzchołku Wołowej Turni
Wcale niekrótki popas, odpoczynek i rozpoczynamy zejście w dół, wschodnią granią (I), aż na Żabią Przełęcz Mięguszowiecką. Obawialiśmy się śniegu w zacienionych, zlokalizowanych po północnej stronie grani miejscach – na szczęście niepotrzebnie. Przed 13stą jesteśmy znowu pod południowym żebrem i…. podejmujemy z pozoru – dość dziwaczną – jednak całkiem pozytywnie odkręconą decyzję: zaatakujemy żebro ponownie, tym razem od samego dołu, bez omijania pierwszego uskoku. Spuchnięty achilles boli mnie, jak fiks, jednak bardzo chciałam poprowadzić tą drogę, a pogoda nam sprzyjała. Poza tym, jesteśmy tu też dla treningu, więc - czemu nie?
Ruszamy!
Drugie podejście - przedostatni wyciąg
I na owym pierwszym uskoku pojawia się problem: jeden z friendów klinuje się tak mocno, że siłujemy się z wyjęciem go z rysy ponad pół godziny, tracąc cenne minuty. Tym samym, koniecznym jest podkręcenie tempa podczas dalszej wspinaczki, aby nadrobić czas i zdążyć wejść i zejść przed zmrokiem, pojawiając się chociażby na znakowanym szlaku jeszcze przed nastaniem nocy.
Dalej idzie już bardzo szybko i sprawnie. Wpadamy wręcz na wierzchołek, zdejmujemy szpej, pakujemy go do plecaka i zbiegamy na przełęcz. Potem zostaje już tylko (albo aż) przejście złomami Wołowej Kotlinki, aby złapać ostatnie fotony światła na szlaku, tuż przed godziną 20.00.
Obolali, ale zadowoleni, schodzimy radośnie

Znowu udało nam się uciec przed parkingowym cieciem w Popradzkim
Użyty sprzęt:
Lina połówkowa (2 x 50 metrów), kilka długich pętli (duże bloki skalne, ponadto przydatne przy przedłużeniu przelotu przy trawersie w górnej części żebra), friendy (rozmiar 0,5-3), podstawowy zestaw kości, ekspresy (5-7) i/lub luźne karabinki. Haki zbędne.
Galeria zdjęć:
http://summiter.pl/?p=3552