Postanowiliśmy się wybrać na Komin Świerza na Zachodniej ścianie Kościelca. Jako że był ponad tydzień dobrej pogody to wiedzieliśmy że będzie sucho.
Mimo to postanowiliśmy wyjść trochę później bo słońce oświetlało drogę. Tak więc we 3 startujemy ze schronu po 13 i przez pojezierze idziemy na Karb po czym odwijamy na prawo by po jakimś czasie
po cholernej kruszyźnie dotrzeć pod ścianę. Szpeimy się, zostawiamy toboły pod ściana i wio. Pierwszy wyciąg prowadzi kumpel 2 go asekuruje a ja robię za fotografa. Pierwszy wyciąg dość ciekawy najpierw po łatwym terenie
potem przez odstający blok o trudnościach ok. V+ po czym wprowadza po lekkim VI przewieszeniu. Stanowisko po 1 wyciągu jest gotowe - zrobione z kilku haków i jest kilka pętli. Kumpel wpina się w stanowisko po czym do góry idziemy kolejno ja i kumpel.
Gdy dochodzę do stanowiska okazuje się że muszę stać w szpagacie bo inaczej się nie da bo nogi ujeżdżają - natomiast 2 podchodzi skraca sobie auto z liny i prawie że wisi na tym mając głowę koło mojej nogi. Na stanie cholernie mało miejsca lina ciągle leci w dół więc zwijam ja i odkładam na karku.
Nie chcąc już się przepychać i zmieniać co i pewnie by się nie dało kumpel który prowadził 1 wyciąg zaczyna prowadzić również 2. Kolega go asekuruje a ja wydaję zwinięta line robiąc przy okazji za fotografa. na początku 2 wyciągu trzeba się przecisnąć przez wąskie zacięcie co wygląda jak by dżdżownica szła.
Później jest trochę łatwo po czym zaczynają się schody. Nagle słyszymy z góry że kiepsko z asekuracją po czym po jakimś czasie leci - uwaga kamień! i słyszymy jak coś większego leci z góry. Chronimy głowy ale pech tak chciał że kolega dostaje. Kamor rozbija mu się na kasku przy okazji waląc odłamkiem w obojczyk.
Na chwile traci przytomność. Ja po chwili skapowałem że o mały włos nie dostałem w nogę co miałem obok jego głowy, jak bym dostał to złamanie murowane jak nie gorzej i bez śmigła by się nie obyło. Jak to się stało że on dostał zamiast mnie to do tej pory nie wiem. Zaczyna się zamieszanie. Kumpel u góry jest w ciulowym miejscu, 2 wisi nie ma z nim kontaktu ja stoję na tym stanie próbując złapać z nim jakiś kontakt i sprawdzić co z nim.
W końcu zamierzam przejąć asekuracje jednak kolega się podnosi i mówi ze go ręka napieprza ale da radę i asekuruje kolegę dalej. Gdy ten kończy wyciąg zakłada stan po czym wybiera linę robimy zamianę kolega idzie 2 a ja mam iść na końcu i zbierać zabawki. Jednak nie chcąc zarobić kamorem chowam się za ścianka po prawej stronie i czekam aż dojdzie na górę.
Po niedługim czasie słyszę że mogę iść więc ruszam. Najpierw przeciskanie przez wąską szczelinę - z plecakiem to by tu nie było szans po czym kawałek łatwiejszego terenu no i zaczyna się. Wpierw po kruchych stopniach i dochodzę do momentu gdzie trzeba iść na zapieraczkę. A więc dawaj do góry. Z deka mi to przypominało jak za gówniarza w domu po futrynie drzwi tak zasuwałem do góry. A więc trzaskam te szpagaty likwidując przeloty po drodze które w dużej mierze były ze starych haków.
Szczerze powiem że jak je widziałem to wątpię by utrzymały jakikolwiek większy lot. W końcu wychodzę na górę i stojąc w rozkroku okazuje się że muszę przerzucić się na sąsiednią ściankę na lewo. Jakoś to poszło. ( Jak się później okaże jak będziemy patrzyć na topa to wybraliśmy wyjście z komina za VI+ a na wprost było za V - no bo w końcu po co se życie ułatwiać

) W końcu ląduje przy kolegach na górze. Chwila przerwy, wymiana zdań i zaczynamy trawers do stanowiska zjazdowego sprężyny.
Słońce zaczyna zachodzić więc trza się spieszyć. Po 2 zjazdach sprężyną meldujemy się pod ścianą. Tam chwila przerwy, pakujemy klamoty w plecak i w świetle czołówek zaczynamy chodzić po tym gruzowisku w dół po czym na karb i przez pojezierze do schronu gdzie wieczorem robimy imprę na zakończenie sezonu letniego. Tam wtedy myślałem że to moja ostatnia letnia droga w tym sezonie choć jak się później okaże będą jeszcze 2 tyle że powtórki. Koledze poza obiciami na szczęście nic się nie stało a kask do wymiany.
PODSUMOWANIE:
Na tą drogę wybierać się należy po co najmniej tygodniu lampy i mając gwarancję że nie lunie nam z nieba gdy tam będziemy co prawda to tylko 2 wyciągi ale cholernie trudne bo nawet gdy jest tydzień lampy to ta droga i tak jest cholernie niebezpieczna. Co prawda 1 wyciąg nie jest kruchy ( co prawda jest tam odstający blok ale wydaje nam się że kiedyś to walnie na pewno ) to 2 zdecydowanie już jest a przynajmniej miejsce o długości kilku metrów jest bardzo kruche.
Wybierając się na tą drogę należy uwzględnić żeby przy 1 stanowisku asekurujący przedłużył sobie auto i siedział schowany pod okapem lub schował się za ścianką po prawej stronie zacięcia gdzie trzeba się przeciskać. Bądź jak idzie się we 3 to jedna i druga opcja. My poszliśmy pierwszy raz na ta drogę to nie mieliśmy pojęcia że tak to wygląda.
Druga sprawa to wziąć ze sobą młotek i kilka haków. Co prawda kości i frendy sprawdzały się bdb to jednak kilka przelotów było ze starych haków. Te na wyjściu z komina były w lepszym stanie i lot może by utrzymały to jednak te gdzie zasuwało się na zapieraczkę szczerze wątpię a miejsc na kości czy frendy zdecydowanie tam mało.
Ogólnie nie polecam.
Fotki ze wspinu:
http://picasaweb.google.com/BogdanKrzys ... I14102010#